Magnetic (całość).pdf

(587 KB) Pobierz
Żyjąca w dwudziestym czwartym wieku obdarzona nadprzyrodzonymi umiejętnościami, Bella Swan,
pozbawiona wyboru staje się pionkiem w politycznej grze swojego ojca. Czy małżeństwo z księciem
pochodzącym z obcej planety będzie lekarstwem na jej samotność?
Autorka:
cupcakeriot
Oryginał:
fanfiction.net
Tłumaczenie:
angie337 (quietbeats)
POSIADAM ZGODĘ NA TŁUMACZENIE!
-1-
SPIS TRESCI
ROZDZIAŁ 1 …............ str. 3
ROZDZIAŁ 2 …............ str. 11
ROZDZIAŁ 3 …............ str. 19
ROZDZIAŁ 4 …............ str. 27
ROZDZIAŁ 5 …............ str. 35
ROZDZIAŁ 6 …............ str. 44
ROZDZIAŁ 7 …............ str. 52
ROZDZIAŁ 8 …............ str. 59
ROZDZIAŁ 9 …............ str. 68
ROZDZIAŁ 10 …............ str. 78
ROZDZIAŁ 11 …............ str. 86
ROZDZIAŁ 12 …............ str. 94
ROZDZIAŁ 13 …............ str. 101
ROZDZIAŁ 14 …............ str. 107
EPILOG …............ str. 112
-2-
ROZDZIAŁ 1
This isn't were I meant to lay down |
wcale nie chciałam upaść w ten sposób
But you dug this grave |
ale ty wykopałeś ten grób
Fits me perfectly |
idealny dla mnie
Christina Perri – Black + Blue
- Nie jesteś skoncentrowana.
Oddychając głęboko przez nos, przyjęłam do siebie cenną wskazówkę mentorki i skoncentrowałam
się na zadaniu przede mną. Zgodnie z prawdą, nie byłam skoncentrowana tak bardzo, jak powinnam
być – to co próbowałam zrobić było bardzo niebezpieczne. Dążyć do celu.
Nigdy nie ustępować.
Gruba metalowa tafla uniosła się na cztery stopy z polimeryzowanej podłogi, a następnie opadła
kilka cali, gdy próbowałam skoncentrować swój umysł, aby podnieść ją wyżej. Stal była dla mnie
szczególnym wyzwaniem – to jeden z najcięższych metali, więc trudniej było manipulować
i kontrolować moimi zdolnościami. W przeszłości nigdy nie podniosłam stali na więcej niż trzy i pół
stopy. Uniesienie jej o kolejne sześć cali było dla mnie sporym wyczynem. Zaczęła mnie boleć głowa,
a centralna część mózgu zaczęła pulsować bólem, który promieniował w kierunku czoła w postaci
krótkich i pulsujących sygnałów.
- Oddychaj – Yvette powiedziała do mnie w łagodnym poleceniu.
Ponownie napełniłam płuca tlenem, zaciskając zęby, jak stal wzniosła się o kolejne dwa cale.
Jednak zdaje się, że utknęła pomiędzy wytworzoną przeze mnie, a ziemską – odpychającą ją
– grawitacją. Z lewej dziurki od nosa wypłynęła stróżka cieczy – to krwawienie z nosa wywołane
ciśnieniem w mojej głowie.
- Na dzisiaj wystarczy – powiedziała stanowczo dotykając mojego ramienia w nieznany, matczyny
sposób, gdy powoli opuszczałam stal na podłogę i ręce wzdłuż tułowia.
Po zerwaniu połączenia z metalem, mój nos zaczął mocniej krwawić. Pulsowanie w głowie nasiliło
się i przeistoczyło w jedno nieznośne pulsowanie, zanim zamieniło się w niewielki ból, który
z ledwością mogłam wykryć. Yvette podała małą szmatkę, wskazując, abym docisnęła ją pod nos.
- Poszło bardzo dobrze – pochwaliła serdecznie, gdy oczy w kolorze toffi uśmiechnęły się do mnie.
Już dosyć dawno Yvette wypełniła pustkę w moim sercu, pozostawioną przez mamę, która zmarła na
rzadką chorobę, której nasi lekarze nie byli w stanie wyleczyć.
- Miałam nadzieję na cztery i pół.
- Małymi kroczkami, Bello – Yvette przypomniała patrząc przed siebie, jak jej wzrok spoczął na
moim ramieniu, a oczy na chwilę zaszły mgłą. Po zmierzeniu się ze swoją wizją poklepała mnie po
ramieniu i poinformowała, że mogę już odsunąć szmatkę z twarzy. Podeszła do automatycznego
wejścia, a drzwi otworzyły się przed nią, prowadząc do głównej sali treningowej.
O tym pokoju w ośrodku badań i kształcenia, wiedziała tylko Yvette oraz ja. Całkiem niedługo po
odkryciu mojej zdolności do poruszania metalowymi przedmiotami, rozpoczęła ze mną dodatkowe
szkolenie. Dodatkowy trening odbywał się pod warunkiem, że nie powiem nikomu o moim drugim
talencie.
Choć w obecnym czasie osoby obdarzone parapsychologicznymi zdolnościami stanowiły mały
odsetek populacji, to osoby z dwoma paranormalnymi i budzącymi grozę talentami, były jeszcze
rzadziej spotykane – i nawet niebezpieczne.
Podążyłam za Yvette i usiadłam na dużej sześciennej poduszce. Poruszyłam moimi ramionami, aby
złagodzić napięcie w plecach, spowodowane unoszeniem i utrzymywaniem stali przez długi czas.
W ostatnim czasie uczucie nagłej potrzeby tak bardzo napełniało moje wnętrzności, że byłam
skłonna poprosić Yvette o częstsze szkolenia. W moim życiu miała zajść jakaś monumentalna zmiana.
-3-
Myślałam, że prawdopodobnie coś stracę.
Jakby potwierdzając moje myśli Yvette uśmiechnęła się do mnie uśmiechem pełnym obietnic oraz
tajemnic. - W twojej przyszłości nastąpią bardzo duże zmiany.
Nie byłam jasnowidzem. Nie wiedziałam dokładnie, jak działają wizje, ale Yvette raz opowiedziała,
że przyszłość, najbliższa przyszłości, zawsze była dokładnie sprecyzowana. Widziała nadchodzące
wybory i była pewna, że niezależnie od decyzji oraz udziału ludzi, najbliższa przyszłość zawsze
pozostanie taka sama.
- Co się wydarzy?
- Nie mogę powiedzieć. Wiesz o tym, Bello.
Zmarszczyłam brwi. - Dlaczego? Rozumiem, że o czymkolwiek mi powiesz to nie zmieni przyszłości.
- Jednak w przyszłości nie byłoby zaskoczenia. Jesteś zbyt młoda, aby rujnować sobie własne
niespodzianki – Yvette napomknęła, a opiekuńczość pojawiła się w jej głosie.
Jestem młoda – mam szesnaście lat – ale nigdy nie lubiłam wszelkiego rodzaju niespodzianek.
Lubiłam wiedzieć co się wydarzy. Lubiłam być przygotowana. Z doświadczenia wiedziałam, że
niespodzianki wiązały się z nieoczekiwaną stratą.
Jakkolwiek by nie było, ustąpiłam Yvette. Chociaż chciałam dowiedzieć się wystarczająco wcześnie
o przyszłości, nie miałam czasu na odpoczynek.
Mój ojciec na nie czekał.
To była jedna z nielicznych nocy, kiedy Charlie Swan był w domu i przybywał na Ziemię ze swojej
silnie strzeżonej stacji kosmicznej. W ciągu ostatniego roku widziałam go trzy razy. Praktycznie ojciec
był dla mnie obcy.
- Zobaczymy się jutro?
Yvette uśmiechnęła się smutno. - Nie. Będziesz zajęta. Zobaczymy się pojutrze.
Wahałam się z pożegnaniem, ponieważ były one wyjątkowo niezręczne. Powłóczyłam nogami
wśród tłumu elegancko, ale prosto ubranych ludzi, pokonując drogę w stronę swojego domu.
Minęły wieki odkąd domy przestały znajdować się nad ziemią – teraz jedyną częścią wybudowaną
na powierzchni była półokrągła wnęka z zakodowanymi drzwiami, ochraniające resztę.
Moje własne wejście było dość duże, wykonane z gładkiego, biało - szarego marmuru. Podwójne
drzwi były wykonane z ciężkiej stali i zostały dodatkowo wzmocnione drewnem z ubiegłego wieku.
Na klawiaturze drzwi ostrożnie wpisałam swój dziesięciocyfrowy kod, a następnie weszłam do
ciepłego i stromego korytarza.
Strome, marmurowe schody prowadziły w dół, do kilku pomieszczeń mieszkalnych, które były
udekorowane w minimalistycznym stylu sześciennymi meblami, zgodne z panującym dzisiejszym
stylem. Długi korytarz kończył się w salonie, który prowadził do płytowej – biblioteki, pomieszczenia
na odpadki, kuchni oraz innego zestawu schodów. Na poziomie niżej znajdowała się moja własna
sypialnia, chroniona przez tylko mi znany kod. Pod moim piętrem znajdowało się piętro mojego ojca,
do którego można było wejść za pośrednictwem sekretnego wejścia. Mój dom był zdecydowanie
duży, jak na dzisiejsze czasy. Po części ze względu na pracę mojego ojca, jako Wielkiego Prezydenta.
Po wybraniu drogi do kuchni, otworzyłam rozsuwaną spiżarnię, ukrytą w białych ścianach
i wybrałam trzy cienkie pojemniki – podsmażone na brązowo mięso z kurczaka, sałatę i makaron
z białym sosem. Wyjmując talerz i miskę, włożyłam niewielką pigułkę – prostokącik wielkości cala
- do pojemnika z kurczakiem oraz na talerz. Podarłam na strzępy kilka liści sałaty i wrzuciłam do
miski. Talerz włożyłam do uwadnianej mikrofalówki, a miskę w uwadnianym schładzaczu. Niedługo
potem jadłam idealnie przygotowane, trzy porcje jedzenia - gorącego i odpowiednio wilgotnego
kurczaka, kremowy makaron i schłodzoną oraz orzeźwiającą sałatę. Wraz z postępem technologii
stanie przy archaicznych kuchenkach nie było konieczne i mogło poświęcić się swój czas czas innym
zadaniom.
Włożyłam naczynia do urządzenia zmywającego na parę i usiadłam w salonie. Cierpliwie czekałam
na przybycie mojego ojca.
-4-
Oczekiwał spotkania ze mną i chociaż nie często bywał w domu, to jeszcze rzadziej zjawiał się na
czas.
Zabawiałam się żonglerką przedmiotami wykonanymi z lekkich metali nad moją głową - to były
małe dekoracyjne drobiazgi pozbierane z całego salonu, jak na przykład zestaw żelaznych kulek albo
miedziana figurka. W porównaniu do stali te metale były papierowymi spinaczami, którymi łatwo
można było manewrować, tym samym powodując, że wirowały po całym pokoju. Nie musiałam
unosić swoich rąk, aby przemieszczać metale w salonie – nauczyłam się tego, gdy byłam młodsza.
Ciche i krótkie kroki na schodach, ostrzegły mnie o przyjeździe ojca i dały wystarczająco dużo
czasu, aby odstawić na miejsce drobiazgi, zanim mój osobliwy talent zostałby odkryty. Nie muszę
nadwyrężać wyobraźni, aby wiedzieć, jak ojciec wykorzystałby go przy pierwszej możliwej okazji.
Najpierw zobaczyłam jego ochroniarzy - dwóch mężczyzn ubranych w nieskazitelne czyste, czarne
garnitury z nieugiętymi spojrzeniami. Znam ich dobrze, tak jak ojca, ponieważ widziałam ich – albo
współtowarzyszy - częściej od człowieka, który pomógł przy moim stworzeniu.
- Bello - ojciec przywitał się, a fałszywe ciepło wypłynęło z jego ust. Zdecydowanie było w nim coś
przebiegłego - jak u wszystkich polityków. Nie trzymałam się złudzeń - mój ojciec miał sporo masek,
które zmieniał w zależności od sytuacji. O czymkolwiek chciał ze mną porozmawiać, zdecydowanie to
wpłynie na jego korzyść.
- Ojcze.
- Jak się masz?
Walczyłam, aby utrzymać neutralny wyraz twarzy, chociaż moją pierwszą reakcją było
niedowierzanie.
- W porządku – odpowiedziałam przytrzymując ciężkie westchnięcie w klatce piersiowej. Byłam już
zmęczona jego formalnościami. O ile wiedziałam, ojciec na swojej stacji kosmicznej, mógł
skontaktować się w dowolnej chwili z jakąkolwiek osobą. Mimo, to wciąż słyszałam go raz na kilka
miesięcy. Ale nawet wtedy najbardziej interesował go mój postęp w Parapsychologicznym Szkoleniu
i Treningu Talentu.
- Mam coś dla ciebie - powiedział łagodnie, wskazując gestem na jednego ze strażników po swojej
lewej stronie, trzymającego srebrny pakunek.
Natychmiast w moim brzuchu pojawiło się podejrzliwe uczucie, ale nie dałam po sobie poznać
i bezlitośnie się go pozbyłam. Ostatnim razem miał dla mnie prezent, w lecie, przed śmiercią matki.
Miałam siedem lat.
Po rozpakowaniu prezentu byłam w szoku, ponieważ znalazłam w nim podstawowy zestaw do
podróżowania w czasoprzestrzeni. Oczywiście, nie spodziewałam się czegoś praktycznego, ale nigdy
nie byłam w kosmosie.
Chociaż również nigdy nie rozważałam tej możliwości.
- Podoba ci się? - Ojciec zapytał siedząc sztywno po drugiej stronie pokoju.
Skinęłam głową nie znajdując słów na opisanie absolutnego zmieszania, wypełniającego moje
myśli. Ojciec jako jedyny nie zwlekał i już wkrótce miałam dowiedzieć się, o co chodzi w tym całym
nonsensie.
- Jak wiesz Republika podpisała traktat z Siódemką - zaczął.
Wiedziałam - każdy na Ziemi oraz na siedmiu zamieszkiwanych planetach, które miały kontakt
z Ziemią - wiedział o traktacie między planetami. Zimna wojna inteligencji i strach spowodowany
walką pomiędzy planetami. Stuletnia woja pomiędzy obcymi formami życia i ludzką arogancją.
Wojna zakończyła się z rządem nazywanym Republiką i jak Ojciec powiedział, ostatnio Republika
zakończyła podpisywanie traktatów, między siedmioma planetami.
Wydawało się, że pokój był powszechnie potrzebny.
- Tak - odpowiedziałam, a on milczał przez naprawdę długi czas. Czy miał wątpliwości co do
mojego zainteresowania pokojem między Siódemką, a Republiką? Może myślał, że nie śledzę tego
tematu? W prawdzie nie bywał wystarczająco długo w pobliżu, aby wiedzieć co mi się podobało,
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin