Szpilki_1981_Nr_16.pdf
(
8968 KB
)
Pobierz
ED W A R D LUTCZYN*
fflesoLeaow
Z teki
RUDOLFA
G O Ł Ę B IO W S K IE G O
★
★
★
...rytm wystukują teraz życiu zebrania. Zważywszy, że w dodatku są to zebrania
partyjne, rzecz nabiera niemal posmaku sensacji. I chyba w niej wolno dostrzec
najbardziej symboliczny objaw przemian, jakim po Sierpniu podlega Polska. Ruch
który zrodził się w gdańskiej stoczni, dał impuls - odebrało go całe społeczeństwo ale
reakcja Partii musiała sią okazać najbardziej brzemienna. A była to reakcja z wyci
szenia. Reakcja rozmnożona w czasie, nabierająca poprzez ów czas siły i rozpędu,
co mogło irytować każdego z postronnych obserwatorów, nieświadomych faktu że
to przecież od tej reakcji zależy tak wiele. Więc właśnie ona nie może być niedo-
myślana, nieklarowna, płytka...
... lekturę gazet zaczynam teraz od sprawozdań z zebrań, na których zabierają głos
ludzie z samego szczytu partyjnej hierarchii i ludzie od warsztatów pracy. Ich dialog,
pełen ogni, nabrzmiały spięciami, jest a u t e n t y c z n y . Tego autentyzmu brakowało
nam tak bardzo przez dziesięciolecia, kiedy akademijny stół dzielił Polskę na dwie
prawdziwie nierówne połowy. Jedyna to była sytuacja, gdy ów anty arytmetyczny
podział zyskiwał nagle jakiś irracjonalny nad-sens: nierówne połowy. 2 których
w dodatku każda była po swojemu równiejsza. Władza I społeczeństwo: kółka
w sylogizmie, co się nigdy nie mogły zazębić. A przecież dopiero w wyniku tego
zazębienia mógł zaistnieć faktyczny ruch do przodu. Dziś maszyna poczyna drgać
nowym pulsem...
Świąteczna kartka w kalendarzu namawia w tym felietonie na dodatkową porc|ę
optymizmu. I jest to chyba optymizm zasadny. Ta Wielkanoc stanowi już coś więcej niż
dwa dni oddechu. Jak nieśmiałe pierwiosnki klują się w polskim krajobrazie zalążki
wielkiego porozumienia narodowego. Oby tylko nie zapeszyć!
REDAKTOR
FELIKS DERECKI
Żona desperacko sięgnęła
po gęś, ale spiorunowałem ją
wzrokiem. Sam miałem chęć
na pieczyste; nie jesteśmy
jednak do cholery, kornikami,
żeby jeść drewno.
Posiedzieliśmy jeszcze tro
chę, wreszcie czas było się
żegnać.
- Bardzo dziękujemy, przy
jęcie było wspaniałe - mówi
łem. - Tylko dlaczego państwo
nie jedli?
- Po prostu wcześniej coś
przekąsiliśmy.
Za drzwiami zatrzymaliśmy
się na chwilę i usłyszeliśmy
glos Zenończyka:
- A teraz zjemy naszą pysz
ną gąskę.
Na ulicy zaczęliśmy się
kłócić.
- Dlaczego idioto nie dałeś
mi zjeść? - wybuchnęła żona -
Jestem głodna jak pies.
- Zamknij się, ty kretynko! -
ryknąłem. - Skąd mogłem wie
dzieć, że tylko gęś była praw
dziwa!
Dziadek bez protezy bełko
tał coś niezrozumiale. Burcza
ło nam w brzuchach, więc
przyspieszyliśmy kroku, żeby
jak najprędzej znaleźć się
w dom u, gdzie mieliśmy w lo
dów ce trochę kaszki na mleku.
to n a mi się zbuntowała. Nie
będę, powiedziała, gotować
szynki, piec schabu, wyrabiać
ciasta i przekręcać Bóg wie ile
razy pasztetu przez m aszyn
kę. Dość mam wystawania go
dzinami przy kuchni. Koniec
mojej męki, w tym roku Idzie
m y na święta do znajom ych.
Zachęcony przez gościn
nych gospodarzy naciąłem się
jeszcze parę razy na różne
danka z jednakowym wszakże
skutkiem. Były to mistrzowsko
wykonane atrapy.
- Wszystkie wyroby są mo
- Prosimy coś przekąsić - jego męża - chełpiła się go
wyrwał mnie z ponurej zadumy spodyni.
Wiedziałem, że Zenoóczyk
Łatwo powiedzieć, praw do głos gospodyni. - Może szyne
miał wielkie zdolności manu
podobnie w szyscy znajomi czki.
mieli ten sam pomysł. Po dłuż
Dźgnąłem smakowity na po alne, ale tym razem przeszedł
szej chwili zastanowienia w y zór płat szynki raz, dźgną chyba sam ego siebie. Zerkną
bór nasz padł na Zenończy- łem drugi. W idelec trafił łem na żonę. Oszukała się
ków. Byli u nas w zeszłym ro w drewno. Przeniosłem upa również parę razy, siedziała
ku, należał się więc nam trzony kawałek na talerz i za więc smutna, wpatrując się
rewanż.
cząłem się z nim męczyć, przy w talerz.
- O rany, pękła mi proteza -
Nie namyślając się długo m ierzać się, obracać na różne
strony. Do ust tego nie można zawył nagle dziadek.
zadzwoniłem do nich. Przy te-,
lefonłe był Zenoóczyk. N apro było wziąć, to jasne. Wyko
- Na pewno na skórce od
wadziłem inteligentnie rozm o rzystując nieuwagę biesiadni Chleba - współczująco powie
wę na święta. Okazało się ków rzuciłem smakołyk psu, działa pani domu.
szczęśliwie, że nigdzie nie idą. który się łasił pod stołem. So
- Nie, na pasztecie - w y
Przypomniałem od niechcenia baka w podzięce ugryzła mnie
bełkotał senior rodu.
ubiegłoroczne przyjęcie u nas. w łydkę i ze skowytem uciekła.
Zenoóczyk jak przystało na
człowieka bystrego zrozumiał
aluzję i już po chwili mogłem
triumfalnie oświadczyć żonie,
że zostaliśmy zaproszeni.
domiłem to sobie dopiero po
chwilowym szoku i dlatego ro
biły wrażenie napełnionych.
Karafka zresztą tak samo, do
piero teraz zdałem sobie spra
wę, że przy rozlewaniu nie sły
szałem bulgotania.
Te g o dnia zjedliśmy tylko
lekkie śniadanko i chyżo po
mknęliśmy na drugi koniec
miasta. Zenoóczykowie byli
uszczęśliwieni. Po wylewnym
powitaniu gospodarz wprowa
dził nas do pokoju i tu aż nas
zatkało. Stół dosłownie uginał
się pod ciężarem wszelakiego
jadła, dawno już nie widziałem
tylu mięs i przednich przeką
sek. Żałowałem tylko, że m ia
łem katar i nie mogłem ura
czyć powonienia szeroką ga
m ą zapachów. Ale i tak ślinka
napływała do ust.
Podzieliliśmy się jajkiem,
gospodarz napełnił kieliszki
nalewką o pięknej czerwonej
barwie.
- No to siup - powiedział
bezceremonialnie.
Uniosłem kieliszek, odchyli
łem głowę, zamachnąłem się
energicznie I... zgłupiałem.
Z kieliszka nic nie pociekło,
jeszcze raz ponowiłem próbę
i znów nic. Spojrzałem na żo
nę, ale ona nie piła. Natomiast
dziadek z wrażenia włożył aż
palec do kieliszka jakby chciał
wydobyć |ego nieistniejącą
zawartość. Przywołałem go do
porządku delikatnie trącając
w nogę.
Nie ulegało wątpliwości,
kieliszki były fałszywie zam a
lowane na czerw ono - uświa
J E R Z Y F L IS A K
AGNIESZKA OSIECKA
M ITY N G
.'lustr. J U L I A N B O H D A N O W IC Z
Spotkało się jajo z wydmuszką.
- Dokąd tak pędzisz, staruszko?
- Ja ? Do roboty, do malowania. Pragnę zostać pisanką.
- Też mi przyjemność! Nowe ubranko.
- Tak mówisz, bo cię zazdrość toczy.
Mnie?? Zazdrość?? Że cię wydmuchano,
a dziś - farbą mazną pc same oczy?
- A ciebie, zwyczajnie, pożrą.
Ze solą, albo z musztardą.
- Cóż, życie moje!
Ja jestem jajo na twardo.
Plik z chomika:
thorwald4
Inne pliki z tego folderu:
Szpilki_1981_Nr_37.pdf
(5657 KB)
Szpilki_1981_Nr_39.pdf
(5295 KB)
Szpilki_1981_Nr_32.pdf
(5173 KB)
Szpilki_1981_Nr_22.pdf
(5685 KB)
Szpilki_1981_Nr_31.pdf
(4611 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin