Curran - sceny finałowe z Magia krwawi.doc

(103 KB) Pobierz
„Magia krwawi” – sceny finałowe z punktu widzenia Currana

       „Magia krwawi” – sceny finałowe z punktu widzenia Currana

 

 

 

                                         Część 1

 

 

Przez całe wieki unosiłem się w morzu bólu. Czasami, jeśli wystarczająco się skoncentrowałem i zablokowałem ból, z ogromnej dali mogłem usłyszeć jej głos. Skupiłem swoją wolę na tym dźwięku i ochoczo przesuwałem się w jego kierunku. W końcu, nie wiem jak długo to trwało, znalazłem się dość blisko i nawet mogłem usłyszeć odrobinę z tego, co mówiła

... wydaje się być przyzwoitym facetem. Teraz oni są zablokowani... On miał kogoś, ona miała kogoś, nikt nic nie mówi, a Kate nie wiedziała, co robić. Wyglądała na zmęczoną i zmaltretowaną. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziałem kogoś piękniejszego. Bo też nigdy jeszcze nie byłem tak blisko szczęścia.

Z jakiegoś powodu odpowiedź na jej dylemat wydawała mi się daleko ważniejsza, niż wszystko inne, co naprawdę chciałem powiedzieć.

 

- Czy wypróbowałaś Przypadek Drugiego Prawa? – cicho zapytałem. Oczy miała zamknięte, może oboje śniliśmy. Wytłumaczyłem to najlepiej jak mogłem i przytuliłem ją tak mocno, jak tylko to było możliwe.

 

W końcu spojrzała na mnie.

 

- Zostałaś ze mną – szepnąłem cicho

 

Odpowiedziała coś, czego nie uchwyciłem, ale jej pobyt tutaj, był sprawą daleko ważniejszą, niż to, co mówiła. Uśmiechnąłem się i zapadłem w sen. Tym razem w prawdziwy sen, nie w żadną czerwoną mgłę, tylko w ciemność. Wiedziałem, że ona będzie tutaj, kiedy ponownie powrócę do świata. Nieważne, co. W końcu obudziłem się znowu, coś tkwiło w moim ręku i chciałem się tego pozbyć.

Gdy lokalizowałem przyczynę swojej irytacji, Kate weszła do pokoju, niosąc coś, co pachniało jak zupa.

 

- Co to za gówno? – zapytałem wyciągając igłę z ręki.

 

- To utrzymywało cię przy życiu przez jedenaście dni – poinformowała mnie.

 

Prawie dwa tygodnie! Leżałem tu przez blisko dwa cholerne tygodnie, a ona pozostała ze mną. To nie kroplówka była tym, co utrzymywało mnie przy życiu. Prawda oszołomiła mnie.

 

Podała mi zupę. Odstawiłem ją na bok i przyciągnąłem Kate do siebie, tuliliśmy się tak do siebie przez pewien czas. Niebawem znajome kroki Dereka przerwały naszą zadumę i zbyt krótkie przeżywanie tego, że znów jesteśmy razem.

 

- Kate? – spytał cicho, najwyraźniej prosząc o pozwolenie przekroczenia progu.

 

Z autorytetem, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałem, poleciła mu wejść.

 

Młody człowiek, kiedyś tak przystojny, poinformował ją o jakimś innym wilku, który zażądał

audiencji, powołując się na jakąś „ nagłą potrzebę”.

 

„... prawdopodobnie jeszcze jedno wyzwanie... „

 

Wyzwanie? Dla mnie? Każdy mięsień w moim ciele naprężył się. Czy rzeczywiście oni byli takimi popieprzonymi pomyleńcami? Prawie umarłem, a oni stoją w kolejce, żeby dostać kawałki tego, co ze mnie zostało. Spojrzałem na Kate i jej twarz powiedziała mi wszystko. Miała wyraz zmęczonej rezygnacji i nagle kawałki układanki trafiły na swoje miejsce. To nie o mnie chodziło. Oni wyzywali ją. Do diabła, to całe gówno, które się tu dzieje, trzeba zatrzymać w tej chwili.

Raptownie, wyczuwając niebezpieczeństwo, Derek spojrzał na mnie i zamilkł.

Zanim zdołał oprzytomnieć, rozkazałem mu przyprowadzić wyzywającego, ale nie informować go, że się ocknąłem.

Zamknąwszy usta młody wilk odwrócił się i odszedł szybko, wypełnić moje polecenie. Zawsze był inteligentnym dzieciakiem.

 

Kate pomogła mi wstać. Będę przeklęty, jeśli pozwolę im oglądać siebie leżącego w łóżku, jak jakiegoś cherlaka. Gdy popijałem zupę, która Kate wcześniej przyniosła, Jaime Alicia wkroczył do pokoju, jakby był jego właścicielem. Tak bardzo chętny skrzywdzić moją towarzyszkę i zabrać to, co moje. To jeden z najlepszych wojowników Klanu Wilka, w młodości bokser, wysoki i dobrze zbudowany. Widziałem go walczącego, wiedziałem, że był szybki i silny. Byłem też pewien, że Kate mogłaby go pociąć na kawałeczki, zanim by zupa ostygła. Nigdy tego nie przyznam, ale była cholernie dobra we władaniu tym swoim mieczem.

Nie, żeby musiała to zrobić, on byłby martwy zanim by jej dotknął.

 

Jaime spojrzał na mnie, szczęki mu opadły.

 

Skończyłem zupę i powiedziałem

 

- Tak?

 

Wilk padł na kolana i wpatrywał się w podłogę. Gdyby zawahał się, choć przez sekundę, wyszarpnąłbym mu płuca z piersi. Wbić pazur, dosięgnąć i szarpnąć. To byłoby łatwe i niezmiernie by mnie ucieszyło. Mogłem poczuć zapach jego strachu. Chciałem na niego ryknąć.

 

- Czy masz coś do powiedzenia?

 

Zaprzeczył potrząśnięciem głowy, z wzrokiem nadal wbitym w podłogę. Teraz znowu wiemy, kto był kim i co było czym. Trzeba było przywrócić porządek i przypomnieć reszcie z nich, dlaczego byłem Władcą Bestii.

 

- Rada ma trzy minuty, by się zebrać. Idź tam i powiedz im, żeby czekali na mnie, a może pozwolę ci zapomnieć, że kiedykolwiek byłeś tutaj.

 

Miałem nadzieję, dla jego dobra, że nigdy nie zapomni, jak blisko był okrutnej i bolesnej śmierci, ponieważ drugiej szansy już mu nie dam.

Po jego wyjściu straciłem równowagę i Kate próbowała mnie podtrzymać, ale ugięły się jej nogi i oboje upadliśmy na kanapę. Byliśmy dalecy od szczytowej formy, ale musieliśmy to zrobić. Wspólnie, nawet w naszym obecnym stanie, mogliśmy zapędzić w kozi róg wielu z moich poddanych.

Cóż, dopóki o tym nie wiedzieli.

 

Zupełnie jakby wiedziała, o czym myślę, zapytała

 

- Czy na pewno jesteś gotów do spotkania z Radą?

 

Odwróciłem się do niej, siłą woli nakładając na twarz maskę kryjącą determinację.

 

- Lepiej, żeby oni byli gotowi na mnie.

 

Musieliśmy dać pokaz siły, nie mogliśmy być nadal postrzegani, jako coś niższego niż Władca Bestii i jego Towarzyszka, bezsprzeczni Władcy Gromady.

 

Taka jest natura naszego gatunku, że przede wszystkim ceni siłę i gwałtowność, bezlitośnie wykorzystując wszelkie słabości. Władza musi być sprawowana przez cały czas, albo utracona. Oni nie muszą mnie kochać, ani nawet lubić, ale na Boga, muszą być mi posłuszni.

Jeśli zapomnieli, dlaczego budziłem strach, przypomnę im. Gdybym miał zabić kogoś dla przykładu, to tak będzie.

 

Poszedłem do łazienki, potykając się, co najmniej raz, ale moja siła wracała i kilka minut później byłem gotów samodzielnie zejść na dół, do Sali Rady.

 

Barabas, jeden z prawników Gromady i jeden z faworyzowanych intrygantów ciotki B, pojawił się za nami i dotrzymywał nam kroku.

 

Zatrzymałem się.

 

- Barabas, czy przyszedłeś mnie także wyzwać?

 

Mimo, iż tak powiedziałem, wiedziałem, że wyzwanie przez niego było mało prawdopodobne. Barabas był nieco szalony i być może krnąbrny, ale nie był głupi.

 

Jego zwykły, rozbawiony wygląd zniknął, zastąpiony przez wyraz kompletnego szoku i niedowierzania.

 

- Nie, mój Panie, jestem związany z Małżonką.

 

Odwróciłem się do Kate i czekałem na jakieś wyjaśnienie.

 

Wzruszyła ramionami.

 

- Mam umowę z ciotką B, dała mi go, jako pewnego rodzaju doradcę.

 

Nie miałem pewności, chciałem wiedzieć; ciotka B nigdy niczego nie robiła z czystego altruizmu. Chciała czegoś. Pamiętałem, jak przez mgłę, że Kate mówiła mi o tym, ale szczegóły umknęły mi. Czy ona pomaga w jakiś sposób Kate?

Nagle uderzyła mnie pewna myśl.

 

- Barabas, ilu członków Gromady wyzwało moją towarzyszkę, kiedy byłem nieprzytomny?

 

Milczał, wyraźnie próbując sobie przypomnieć, w końcu zwrócił się do Kate i zapytał

 

- Dwudziestu dwóch?

 

Skinęła głową w milczeniu.

 

- Ilu z Alfa?

 

- Tylko Szakale, mój Panie. Inni dali pierwszeństwo znacznie młodszym rangą, nawet nie betom.

 

Oczywiście, wystawić na początku alfy, to byłoby głupie. Po tym, jak zginęły Szakale, inni poprzestali na pozwoleniu swoim podwładnych ścierać się z nią. Mahon mógł to powstrzymać, ale nie zrobił tego. Nigdy nie robił tajemnicy ze swojej dezaprobaty w stosunku do Kate, ale pozwolić na krzywdzenie jej w czasie mojej nieobecności... On i ja omówimy to później. Być może nadszedł czas, by mój przybrany ojciec odszedł na emeryturę.

 

Resztą Rady zajmę się w najbliższym czasie.

 

Gdy zbliżyliśmy się do drzwi, usłyszałem w środku mamroczące i szepczące głosy. Byli znudzeni? Zirytowani? Mogę wszystko naprawić. Wziąłem głęboki oddech, otworzyłem drzwi i ryknąłem na swoich poddanych, jak gdybym miał zamiar pozbawić ich życia w ciągu najbliższych kilku sekund. Zapadła ogłuszająca cisza.

Och, tak, Tatuś jest w domu i nie jest szczęśliwy.

Skończył się czas gry.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                                               Część 2

 

 

Podczas, gdy moje Alfy siedziały w pełnej szoku ciszy, przysunąłem krzesło swojej towarzyszce i zająłem miejsce u szczytu stołu. Nikt nic nie mówił. Spojrzałem wzdłuż stołu szukając wyzwania. Żaden z nich nie miał odwagi spotkać mojego wzroku, wszyscy wiedzieli, że mogłoby to być powodem walki i nikt nie chciał być pierwszy.

 

Pochyliłem się do przodu i tak spokojnym tonem, na jaki tylko mogłem się zdobyć, powiedziałem

 

- Wytłumaczcie się.

 

Cisza.

 

- Czekam, by ktoś z was powiedział mi, dlaczego stał z boku i nie reagował, kiedy moja towarzyszka była prawie codziennie atakowana.

 

W końcu odezwał się Jim

 

- Znałem ją i wiedziałem, że wszystko będzie w porządku. Curran, ona musiała dowieść, że jest odpowiednią osobą do zajęcia tego miejsca.

 

Tak – zahuczał Mahon. – Nikt nie spodziewał się, mój Lordzie, że można jej pozwolić usiąść u twego boku nie rozlewając krwi.

 

Tak, do pewnego stopnia. Ostatnio kontrolowałem i zarządzałem wszystkim tutaj. Czas, by łagodnie przypomnieć im o tym.

 

Pochyliłem się do przodu

 

- Pozwolić?

 

Wykonałem uderzenie w nich. Właśnie powiedzieli mi, co powinienem robić. Słyszałem, jak alfa Szakali złapał głęboki oddech i wstrzymał powietrze.

 

Popatrzyłem na nich.

 

- Powiem to tylko raz. Jestem jedynym, który może pozwalać. Decyduję o życiu wszystkich i o regułach rządzących klanami, tak jak uważam to za stosowne. Czy będę nadal to robił, czy też nie, zależy wyłącznie od tego, co powiecie i zrobicie w ciągu najbliższych kilku chwil. Należy być bardzo ostrożnym.

 

Następna była Ciotka B, która powiedziała

 

- Klan Bouda zapewnił Małżonce zarówno doradztwo, jak i ochronę przed niedozwolonym wyzwaniem. Nikt, kto odpowiada przede mną, nie skrzywdził jej.

 

Popatrzyła na Daniela i jego towarzyszkę.

 

- Jednak tego samego nie można powiedzieć o psach.

 

Oczywiście. Nie kiwnęłaby nawet palcem, by powstrzymać wilki od kopania własnego grobu.

Nienawiść między wilkami a Boudami miała długą historię. Wilki były liczniejsze, ale boudy lepsze były w rozgrywkach.

 

- Nie złamaliśmy prawa – zaprotestował Daniel. –Wszyscy wiedzą, że Alfa Klanu Bouda zawarła umowę z towarzyszką Władcy Bestii.

 

Jennifer, jego towarzyszka skinęła potakująco głową.

 

- Tak, ponieważ chciała specjalnego statusu dla swoich zwyrodnialców.

 

Lekki uśmieszek pojawił się na ustach Ciotki B.

 

- Wszyscy wiemy, jak bardzo Alfa Klanu Wilka kocha swoją towarzyszkę. Tak z ciekawości, jak wielu ze swoich wilków chętnie złożyłby w ofierze, by dogodzić jej zachciankom?

 

- Człowiek musiał się wykazać, w taki sam sposób, jak my wszyscy – powiedział Daniel.- Takie jest prawo. To jest sprawiedliwe.

 

- Sprawiedliwe, doprawdy? - zapytałem. – Kto spośród was stawiał czoło dwudziestu dwóm wyzwaniom w dwa tygodnie?

 

Oczywiście, nikt. Nawet Mahon, nasz kat, tak szybko nie zabił tak wielu.

 

Skoro mówimy o prawie. Zwróciłem się bezpośrednio do Jennifer.

 

- Jeśli dobrze pamiętam, Daniel, mimo, że został wybrany w wyniku przejścia w stan spoczynku swojego poprzednika, musiał zmierzyć się z wieloma wyzwaniami, zanim wybrał ciebie na swoją towarzyszkę. Ty jednak nigdy nie zostałaś wyzwana. Czy wiesz, dlaczego tak się stało? Ponieważ, zgodnie z prawem, na które oboje się tak chętnie powołujecie, ten, kto wyzwałby ciebie, musiałby walczyć również z Danielem. Alfy walczą jak jedno. Jeśli któreś jest ranne, zwyczajową uprzejmością jest czekać, aż stanie na nogach i oboje będą zdolni do walki, zanim się rzuci wyzwanie. Jest to sprawa honoru. Jeśli chcesz zająć czyjeś miejsce, to musisz walczyć uczciwe. Nie stać cię było na taką uprzejmość w stosunku do mojej towarzyszki.

 

- Ona zabiła moją siostrę – krzyknęła Jennifer.

 

Dobrze, pozwólmy wszystkiemu wyjść na wierzch. Załatwmy sprawę raz na zawsze.

 

- Prawda, twoja siostra stała się loupem i zaatakowała ją. Kate tego nie spowodowała, a zabiła ją jednym ciosem. Twój gniew jest nie na miejscu. W rzeczywistości wyświadczyła ci przysługę. Jeśli masz być dobrym Alfą powinnaś wiedzieć, że załatwienie sprawy twojej siostry było twoim obowiązkiem. To było twoje brzemię. Jesteście najbliższą rodzoną.

 

Jennifer zacisnęła zęby. Dokładnie ważyłem każde słowo. Nie mogłem jej wyzwać, bo wyzwanie musi mieć podstawy. Ale jeśli powiem wystarczająco dużo, ona powinna wyzwać mnie.

- Moja towarzyszka wzięła na siebie twoje brzemię, a zamiast wdzięczności, nienawidzisz ją za to. Ona stale pamiętała o twojej słabości. Chciałaś z nią walczyć, ale nie mogłaś. Zamiast tego, podjudzałaś innych do zrobienia tego, do czego sama nie mogłaś się zmusić. To jest twoja największa wada. Jednak, ponieważ jestem miłosierny i sprawiedliwy, oferuje ci szansę odkupienia winy.

 

- Nie przeproszę jej, ani nie będę się jej kłaniać. Prędzej umrę – Jennifer kłapnęła zębami jak wściekły pies.

 

Cóż, spójrzmy na to jeszcze raz.

 

- Znowu nie zrozumiałaś. To, co zaproponowałem, to szansa na zemstę, której szukasz, ale tym razem we właściwym czasie. Wyzwanie nas. Para na parę, tak jak to powinno być.

 

Pozostałym posłałem ostrzeżenie.

 

- Nikt się nie będzie wtrącać. Tylko was dwoje na nas dwoje.

 

Kate zesztywniała obok mnie. Ująłem pod stołem jej dłoń i delikatnie, uspokajająco ścisnąłem, na znak, że blefuję i wszystko będzie O.K. Cóż, niespecjalnie, ale byłem przekonany, że nawet w takim stanie, w jakim byliśmy, powinniśmy ich pokonać, a i całą resztę, jeśli będzie trzeba. Tak długo, jak oni będą wierzyć, ze możemy to zrobić, nie będzie takiej potrzeby.

 

Gdy Jennifer zaczęła się podnosić – ona naprawdę była głupia lub szalona – Daniel chwycił ją za ramię, niemal zbyt szybko, by to zobaczyć i szarpnął ją w dół. Twardo wylądowała na krześle. Otworzyła usta. Posłał jej kategoryczne, surowe spojrzenie. Zamknęła usta i spuściła wzrok. Twarz jej poczerwieniała.

 

Więc nie był skłonny pozwolić jej na poświęcenie życia, tak jej jak i swojego.

 

Daniel z lekkim ukłonem pochylił głowę.

 

- Klan Wilka usilnie błaga Małżonkę o przebaczenie. Szczerze przepraszamy za przykrości, które mogliśmy spowodować. Pragniemy wyrazić naszą lojalność i posłuszeństwo wobec Władcy Bestii i jego Towarzyszki.

 

Dobrze powiedziane, może była dla niego jeszcze jakaś nadzieja, mimo wszystko.

 

- Co z resztą z was? – Moje spojrzenie zatrzymało się na chwilę na Alfach Klanu Szczurów.

 

Thomas i Robert Lonesco jednocześnie potrząsnęli głowami. Thomas, starszy i poważniejszy z pary, powiedział

 

- Nie mamy w tej walce psa. – Uśmiechnął się lekko, pokazując równe, białe zęby. – Nie głosowaliśmy na nią, ponieważ nie mamy wystarczającej wiedzy na jej temat.

 

Kate pochyliła się do mnie i szepnęła

 

- Po tym, jak zabiłam Szakale, oni przysłali mi czekoladę.

 

Dobrze, naprawdę lubiłem ich obu i nie muszę odczuwać przykrości, zabijając ich.

 

Popatrzyłem na wyżej wymienione Szakale, następców zabitych.

 

Przemówiła kobieta, Tracy.

 

- Nie mamy problemu z Małżonką. Jesteśmy jej wdzięczni i jest to nasze powszechne stanowisko.

 

Spodziewałem się więcej. Pozostał jeszcze Klan Zwinnych i ciężkich Mahona. Starym niedźwiedziem chcę się zająć prywatnie.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin