W dobrej wierze - Rozdział 15.pdf

(453 KB) Pobierz
Strona
1
z
25
KARINA PJANKOWA
„W DOBREJ WIERZE”
– Pora wstawać – mruknęłam, z wielką niechęcią otwierając oczy. –
Powiedziałam: pora wstawać!
Z mojej lewej strony spokojnie sapał Jego Wysokość Linch kae Oron, z prawej
ulokował się Riencharn. Obydwaj spali jak zabici, tak jak mogą tylko mężczyźni.
Miły brat wykorzystał moje ramię jako poduszkę, jego znajdowała się przy
drzwiach. Tak. Zdaje się, przyszedł laro Raen, który czegoś tam potrzebował. Tak,
kojarzę taki epizod.
Z braku snu, zawsze mam ból głowy, ale jeśli wziąć pod uwagę, że oczu nie
udało mi się zamknąć do białego rana... Miałam uczucie jakby bito mnie w tył
głowy młotkiem. Przy tym jednocześnie od wewnątrz i od zewnątrz.
Chcę kawy. Jak można to dużo i koniecznie z narzekaniem matki, które
zawsze daje mi zastrzyk energii na cały dzień.
– Laroje, pora wstawać!
– Risz, na bogów... Nie wydaje ci się, że teraz jest jeszcze trochę za wcześnie?
– Brat zdradził oznaki życia.
– Tak, sądząc po słońcu, do południa już blisko! – oburzyłam się, ledwo
powstrzymując ziewnięcie.
Strona
2
z
25
– Zawsze wiedziałem, że jesteś mięczak, Aen – dał głos Jego Ekscelencja.
– Całe życie marzyłem żeby usłyszeć twoją opinię, kae Oron – sarkastycznie
oznajmił Riencharn, wstając. Natychmiast z łóżka wstał i przemieniec, zdaje się
uważający za poniżej swojej godności leżeć, gdy wrogowie na nogach.
Ci dwaj mnie przerażali.
Patrząc na mężczyzn, westchnęłam, przeciągnęłam się i również wstałam.
Wczorajsze złe samopoczucie chyba się wycofało, nie pozostawiając po
sobie nawet kataru. Znaczy znów jestem w kursie i mogę pracować. I nikt nie może
mi teraz kazać leżeć w łóżku, jak zgniły pień.
Byłam tylko w płaszczu, nałożonym na nocną koszulę i szczerze mówiąc,
bardzo pragnęłam przebrać się w coś bardziej odpowiedniego do pory dnia. Tyle że
ani Lord, ani kahe jakoś nie pomyśleli o tym, że ich towarzystwo może mnie trochę
krępować.
– Chciałabym mieć możliwość doprowadzenia się do porządku. Najlepiej
bez waszej obecności, laroje – zawiadomiłam nieludzi.
Ci, z zakłopotaniem spojrzeli na siebie, jednocześnie kiwnęli i oddalili się.
Szczerze mówiąc, zostając sama, odczułam pewną ulgę. Byłam tak
przyzwyczajona do samotności, że pobyt przez dłuższy czas w towarzystwie innych
rozumnych istot okazał się dziwny, a może i nieprzyjemny. Zmęczyłam się
koniecznością stałego kontaktu.
Doprowadzić swojej wymiętej twarzy do stanu, w którym można ją pokazać
w przyzwoitym towarzystwie, samodzielnie mi się nie udało. I tak pozostałam żałosna
Strona
3
z
25
i wymięta. Paskudnie. Zewnętrznie, oczywiście było mi daleko do lare Esteli a tym
bardziej w stosunku do zmarłej lare Elory. Ten fakt nie to, żeby mnie cieszył, ale
podnosić na siebie ręki z powodu skąpstwa natury póki co nie zamierzałam. Jednak
tak blado jak muchomor też nie chciałam wyglądać... Musiałam ponownie wezwać
na pomoc pokojówkę, sama nie byłam zbyt biegła w tych wszystkich kobiecych
sztuczkach z kategorii „jak zrobić coś z niczego”. „Coś” znacznie poprawiło mi nastrój
i dodało kilka kropli miłości własnej.
Cóż, wciąż miałam nadzieję, że Trzeci Lord kae Oron zapomniał o mnie, gdy
byłam zajęta zabiegami kosmetycznymi, i poszedł sobie za swoimi sprawami –
napatrzyłam się na niego więcej niż przez cały czas pobytu w zamku przemieńców.
To było dziwne, ale tymi, którzy są słabsi ode mnie, gardzę, ale tymi, którzy są
silniejsi...
Słowem, w towarzystwie Jego Ekscelencji, czułam się niepełnowartościowa.
Demony, taki Linch kae Oron w życiu miał wszystko i wiele więcej! I wszystko co
chciał mógł dostać na skinienie palca. Przy nim utrzymanie pewności siebie okazało
się trudne, a poczucia bycia bezwartościową, nigdy nie mogłam ścierpieć.
Kiedy człowieczka wystawiła jego i kahe z pokoju, Linch zwrócił się do swego
wroga.
– Aen, dzięki raz jeszcze – niemal z uczuciem, nawet ze szczyptą szczerości
powiedział przemieniec, patrząc w oczy wrogowi.
Trzeba umieć być wdzięcznym.
Strona
4
z
25
Ten spokojnie uśmiechnął się i wyciągnął rękę do Lorda, którą władca bez
namysłu potrząsnął.
– Proszę kae Oron – odpowiedział, odsuwając się od drzwi pokoju w głąb
korytarza.
– Nie musiałeś tego robić. Ale zrobiłeś. Jak i ona.
Imienia nie wymówiono, ale i tak jasne było, o kim mowa.
W promieniach słońca padającego z okien, w jakimś fascynującym rytmie
tańczyły pyłki. Patrzeć na nie było znacznie łatwiej niż na wszystko rozumiejącego
Riencharna Aena.
– Co do mojej ukochanej siostry, lepiej sobie nie schlebiaj. Moim zdaniem
ona po prostu jest chciwa. Wrogów też. I jest jej wstyd, za to co z tobą porobiła.
Chociaż być może jest w tym coś jeszcze.
Południowiec mówił o Tyen z miłością, choć z lekką ironią. Diabli porwaliby
tego szlachetnego rycerza w czerni. Na jego tle tak łatwo jest wyglądać
niedoskonałym. Aen zawsze był wzorem lojalności i męstwa. Aen zawsze
podejmował właściwe decyzje, nawet jeśli nie było to łatwe. Aen cenił cześć wyżej
od sławy i władzy. Tylko on mógł tak łatwo zrobić częścią rodziny całkowicie
obcego człowieka, który wcześniej wydawał się wrogiem. I prawdopodobnie tylko
takiego jak on, Tyen mogła przyjąć za brata.
– Tak. Porobiła – z uśmiechem kontynuował Linch. – Zostaw ją mnie, Aen –
poprosił nieoczekiwanie dla siebie samego.
Na początek przemieniec sam przeraził się tym, co powiedział. Ale tylko
przez moment. Tak, nie chce, żeby Tyen go opuściła, on bez niej już teraz nie będzie
Strona
5
z
25
w stanie żyć: zaklęcie zbyt głęboko wrosło w serce, a i sama Tyen okazała się...
urzekająca.
– Co?! Oszalałeś, kae Oron?! To moja siostra, rozumiesz? Nie moneta
przetargowa, nie rzecz, a moja siostra, a ty tak łatwo mówisz „Aen, zostaw ją mnie”?
– rozzłościł się południowiec.
– Aen, co ty się tak wściekasz? – skrzywił się przemieniec, przemieszczając się
na parapet. Zawsze łatwiej jest dyskutować jeśli patrzysz na wroga z góry. Z kahe
niestety Lord był tej samej wysokości.
– Dlaczego ja się wściekam? Na głowę upadłeś, kae Oron! – praktycznie
syczał południowiec, wisząc nad wrogiem. Dokładniej, próbował zawisnąć. Jednak
parapet był strategicznie słuszną decyzją.
– Można by pomyśleć, że zaproponowałem sprzedać ją do burdelu –
mruknął oszołomiony Linch. – Aen, ona zostanie jako honorowy gość klanu i będzie
otrzymywać cały szacunek i honor, na jaki może liczyć córka Domu Erris. Nikt nie śmie
powiedzieć o niej złego słowa, w żywe oczy, czy za plecami!
Kahe uważnie spojrzał na wroga, widocznie oczekując kontynuacji.
– Urok. Aen. Urok. Mnie już jest bez niej trudno.
– Rozumiem cię, kae Oron. Ale nie mogę tak z nią postąpić, musisz zrozumieć
– westchnął ciężko kahe. – Ona powinna mieć życie. Swoje życie. Własne,
rozumiesz?
Linch doskonale rozumiał. Jak i rozumiał fakt, że sama Tyen nie zechce
zostać na ziemi Rysi dobrowolnie. To tylko Trzeci Lord jest zauroczony a nie ona.
Rinnelis jest zimna jak lód na szczytach gór, beznamiętna jak miecz w rękach kata, w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin