Sidła miłości rozdział 30.pdf

(236 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 30
– Pana syn ma wstrząśnienie mózgu, liczne stłuczenia i skręcony nadgarstek lewej ręki.
Wykonaliśmy tomografię całego ciała, szczególnie głowy, żeby sprawdzić czy w czasie
uderzenia nie doszło do uszkodzenia mózgu i wszystko jest w porządku. Niestety chłopak
nadal nie odzyskał przytomności, co nas bardzo niepokoi, dlatego przez cały czas pozostanie
monitorowany, w razie gdyby pojawiły się jakieś komplikacje. Zdarza się, że czasami po
takim uderzeniu może się utworzyć krwiak i o ile leki nie zadziałają, pana syna czeka
operacja. Kilka następnych godzin zadecyduje o wszystkim. Jeżeli wszystko będzie w
porządku i chłopak odzyska przytomność, zatrzymamy go jeszcze na kilka dni, a po wyjściu
ze szpitala, ze względu na wstrząśnienie, powinien odpoczywać w spokojnym otoczeniu, nie
nadwyrężać wzroku. Wtedy chory szybko wróci do zdrowia. Przez kilka tygodni mogą
występować u niego silne bóle i zawroty głowy oraz chwilami zaburzenia koncentracji.
Podkreślam, mogą, ale nie muszą. Mają panowie możliwość wejść teraz do niego, ale tylko na
chwilę, później powinna zostać tylko jedna osoba.
– Dziękuję, doktorze – odparł Jonathan, czując, pomimo niektórych niepokojących słów,
niewyobrażalną ulgę. Nie czekał na pana Taylora i brata, pierwszemu wchodząc do pokoju.
Richie leżał na łóżku z bandażem owiniętym wokół głowy, okryty jasnozieloną pościelą,
otoczony kabelkami podłączonymi do niego i monitorów stojących w pobliżu. Oprócz niego
w sali nie było nikogo innego, przez co trzech stojących obok łóżek nikt nie zajmował. Nawet
gdyby, to i tak zrobiłby to, co teraz, przysunął sobie okrągły taboret, usiadł na nim i ostrożnie
złapał Richiego za rękę. Ta była podłączona do kroplówki, a druga dłoń leżała spokojnie na
kołdrze, opatrzona i mimo elastycznego bandaża wyglądała na spuchniętą. Łzy mu w oczach
stanęły, gdy przypomniał sobie, że jeszcze parę godzin temu ten chłopak tańczył, śmiał się,
cieszył, że idą na randkę, a w tej chwili leży nieprzytomny w szpitalu.
– Richie, słyszysz mnie, słoneczko? Jestem tutaj, twój tata i Alex również. Lekarz z
początku nas trochę przestraszył, ale jesteś silny i na pewno nie będzie powikłań po tym, co
się stało, prawda? Obudzisz się i znów zobaczę twój piękny uśmiech. Boję się, Richie. – Nie
Obchodziło go, że właśnie wychodzi ze swojej zimnej skorupy, otwierając się. Zdawał sobie
sprawę, że tata Richiego i Alex go usłyszą, ale to dobrze. Niech uwierzą, że on nie chce
skrzywdzić tego chłopaka. – Boję się, że i ciebie stracę, a dopiero… Wiesz, że człowiek jest
czasami taki głupi i nie widzi tego, co ma na wyciągnięcie ręki? Przepraszam za wszystko, co
ci zrobiłem, bo byłem głupi. Przepraszam za ból, który ci sprawiłem, odkąd się poznaliśmy.
Nie obiecuję ci, że już nie doprowadzę cię do łez, bo to ja, ale będę się starał, tylko obudź się.
Proszę. – Pogłaskał zewnętrzną stroną dłoni policzek blondyna. Delikatnie uniósł trzymaną
przez siebie rękę i pocałował, jak zwykł to dzisiaj robić. Dla niego stało się to bardzo
naturalnym gestem okazywania czułości. Szybko otarł oczy, zanim łzy opuściły swoje
miejsce. Płakał w swoim życiu tylko kilka razy, ale teraz, mimo że nikt nie miałby mu tego za
złe, bo przecież nie musi cały czas być zimnym dupkiem – jak nazywał go brat – to nie chciał
się rozklejać, bo Richie potrzebował go silnego.
– Alex, chodź, zostawmy ich na chwilę samych – powiedział pan Taylor, patrząc z
zaintrygowaniem na Jonathana.
– Tak, oczywiście. Johnny, poczekać na ciebie?
– Nie zamierzam się stąd ruszać – odpowiedział brat Alexa, gładząc kciukiem dłoń
Richiego. – Ty wracaj do domu.
– W porządku. – Wyszedł na korytarz z panem Taylorem wyglądającym na bardzo
zmęczonego.
– Muszę zadzwonić do byłej żony i poinformować ją o wszystkim. Z tego co wiem, to
wyjechała i najwcześniej będzie tutaj rano. – Martin przetarł twarz dłońmi. – Czy twój brat…
Czy twój brat i mój syn są razem?
– Nie wiem. Widocznie tego dnia wydarzyło się coś, co spowodowało, że Johnny teraz tam
siedzi. Przeszkadza to panu?
– Nie chcę, aby skrzywdził Richiego, ale z drugiej strony nie mogę obronić syna przed
życiem i rozczarowaniami.
– Proszę się nie obawiać, mój brat dopuścił do siebie swoją drugą, lepszą stronę, więc
będzie dobrze.
– Mam nadzieję. Jedź do domu, Alex. Zostanę tutaj z synem i Johnnym, dopóki nas na noc
nie wyrzucą.
– Też jeszcze zostanę, i tak nie mam co w domu robić. – Poza użalaniem się nad sobą,
ciągłą tęsknotą za pewnym mężczyzną i przeklinaniem całego świata.
***
Noc minęła spokojnie, od czasu do czasu do sali, w której leżał Richie, przychodziła jakaś
pielęgniarka, sprawdzając wyniki i coś zapisując w karcie. Jonathan był im wdzięczny, że go
nie wyrzucili – stało się tak dlatego, że w pokoju nie było więcej pacjentów i nikomu nie
przeszkadzał, a tata Richiego zgodził się, by to on został – i mógł całą noc przesiedzieć przy
Richiem, trzymając go za rękę i szepcząc do niego. Chłopak w dalszym ciągu nie odzyskał
przytomności, ale z tego, co zrozumiał, jego parametry życiowe były coraz lepsze i w każdej
chwili mógł się obudzić. Nie potrafił się tego doczekać i po każdym wyjściu do toalety czy po
coś do picia w oka mgnieniu wracał do niego, jakby chciał, by pierwszym, kogo Richie ujrzy,
był on.
Ziewnął, przyglądając się pielęgniarce zmieniającej kroplówkę. Dziewczyna była bardzo
miła i wyglądała na starszą od niego tylko o kilka lat.
– Powinien pan wrócić do domu i się przespać – powiedziała.
– Zdrzemnąłem się trochę. Nie zostawię go.
– Za dwie godziny będzie obchód, więc proszę tylko wtedy wyjść, nie każdy lekarz jest
przychylny temu, na co zgodził się doktor Owens. Poza tym ja za chwilę kończę dyżur i na
moje miejsce przyjdzie inna pielęgniarka. Niestety ona nie akceptuje związków
homoseksualnych, ale proszę się nią nie przejmować, mimo wszystko dobrze zajmie się pana
partnerem.
– Co z nim?
– Nie jest źle. – Przycisnęła dokumentację do piersi, spoglądając na chłopaka. – Z
początku wyglądało na to, że upadek mógł spowodować większą ilość obrażeń, ale to twardy
facet. Ma dużego siniaka na brzuchu, który nie jest efektem upadku. Wie pan dlaczego?
– Tak, pobili go. – Zacisnął pięści, zły na tych, którzy to zrobili, i na siebie, że wdał się w
długą rozmowę z panią dyrektor i nie wyszedł te pięć minut wcześniej. Powinien był zaczekać
na niego pod klasą. No, ale kto mógł spodziewać się czegoś takiego. Jakkolwiek mógł to
przewidzieć po tym, co widziało pół szkoły. Niemniej jednak czasami co ma się stać to i tak
się prędzej czy później stanie. Gdzieś w duchu liczył, że sławetna trójka szkolnych kretynów
poniesie zasłużoną karę. Na razie nie miał głowy dowiadywać się, czy wyciągnięto jakieś
konsekwencje, a Alex i tak do szkoły nie pójdzie. Uparty gówniarz.
– Przykro mi i wierzę w to, że kiedy jutro tu wrócę, pana chłopak już się obudzi. Do
miłego zobaczenia, panie Jonathanie.
– Tak, dziękuję bardzo za wszystko. – Wstał, uśmiechając się serdecznie.
– Nie ma za co, dobrze czasami popatrzeć na fajną parę.
– Nawet jak jeden z partnerów postanowił się wyspać za wszystkie czasy?
– Nawet.
Odprowadził ją wzrokiem i podszedł do okna. Na dworze było pochmurno, ale nie padało.
Dni robiły się coraz krótsze, będąc oznaką późnej jesieni. Jeszcze kilka tygodni temu, co tam,
nawet dni, nie przypuszczał, że będzie siedział w szpitalu, przy Richiem, czekał na jego
wybudzenie i… kochał go. Wiele lat temu zmarnował jedyny ważny związek, w którym był,
gdyż tak naprawdę nie dojrzał do tego, co się wiązało z byciem z chłopakiem. Doprowadził
do śmierci kogoś, kogo kochał – kogo w jakiś stopniu kocha do tej pory. Od tamtego czasu i
jeszcze jednej sytuacji, o której nie zamierzał już nigdy myśleć, głębsze związki dla niego nie
istniały. Były mu niepotrzebne, miał seks, często bardzo dobry, i to mu wystarczało. Dopiero
wczoraj zrozumiał, że przez te lata jego życie było uczuciową pustką. Powoli staczał się,
zamieniając serce w kamień, a robił to tylko po to, aby samemu nie cierpieć i nie obchodziło
go, że sprawia innym ból. Teraz zamierzał inaczej postępować, bo ma dla kogo się zmienić.
Odwrócił się i zauważywszy, że Richie poruszył ręką, dobiegł do łóżka.
– Richie? Słyszysz mnie? Kochanie? – Pochylił się nad nim, przyłożywszy dłoń do jego
policzka. Powieki Richiego drgnęły, po chwili z trudem otwierając się i ukazując piękne oczy,
które spojrzały na niego, jakby nie rozumiejąc, kim on jest. – Hej, Richie.
– Jo… – próbował powiedzieć Richie, ale skrzywił się, zaciskając oczy. – Gło… Głowa.
– Zaraz zawołam lekarza. Powiedzieli mi, że po obudzeniu możesz być oszołomiony i nie
wiedzieć gdzie jesteś, ale to minie. Zaraz wrócę.
Richie został sam w tajemniczym pokoju, nie rozumiejąc, co się dzieje, poza tym, że ktoś
chciał rozłupać mu czaszkę na dwie części i było mu niedobrze. Próbował poruszyć rękami,
lecz ból w jednej z nich skutecznie sprawił, że ułożył je swobodnie na kołdrze. Co się stało?
Gdzie był? Dlaczego wszystko go boli? I ten chłopak, którego widział jak przez mgłę, to był
Johnny? Tak bardzo chciało mu się spać, czuł się taki zmęczony…
Gdy ponownie otworzył oczy, w pokoju o zielonych ścianach było już o wiele widniej i,
mimo że światło mu trochę przeszkadzało, nie odczuwał już bólu. Czuł, że ktoś obok niego
jest, a kiedy ostrożnie przechylił głowę na bok, zobaczył Jonathana siedzącego na czymś i z
głową ułożoną na kołdrze. Uniósł prawą rękę, oczekując w niej bólu, ale nic takiego nie
nadeszło, więc położył ją na głowie śpiącego, wsuwając palce w jego włosy. Chłopak pod
jego dotykiem poruszył się. Dotknął jego ręki, splatając z nim palce i spojrzał na niego,
mówiąc:
– Obudziłeś się, bo kiedy wróciłem z lekarzem, zasnąłeś. Doktor kazał jakiejś wstrętnej,
pod względem charakteru, pielęgniarce podać ci zastrzyk przeciwbólowy i kazał czekać na to,
aż się obudzisz.
– Co… – Jego głos był zachrypnięty, a struny głosowe odmawiały posłuszeństwa, ale po
chwili kontynuował pytanie: – Co się stało?
– Spadłeś ze schodów. W szkole, pamiętasz, jak cię pobili, a ty spadłeś?
– Chyba tak.
– Jesteś w szpitalu. – Sięgnął po kubeczek z wodą i umieszczonym w niej patyczkiem
owiniętym gazą. Wyjął go z wody i przystawił do ust Richiego, nawilżając spierzchnięte
wargi. – To ci powinno pomóc. Na razie bez zgody lekarza nie mogę dać ci pić.
– Dziękuję. – Przyjrzał się, na ile był w stanie, Jonathanowi i dostrzegłszy zmęczenie na
jego twarzy, zapytał: – Kiedy ostatnio odpocząłeś?
– Wczoraj. Nie martw się o mnie. Teraz ty jesteś ważniejszy.
– Spać mi się chce. – Tak bardzo chciał utrzymać powieki uniesione, ale te same się
zamykały.
– Śpij, mój śliczny.
Richie poczuł delikatne głaskanie po policzku i wtulając go w kochaną dłoń, ponownie
pozwolił objąć się Morfeuszowi.
Jonathan przyglądał mu się, znów całując jego rękę. Kiedy pozbył się przygniatającego go
niepokoju, znów mógł swobodnie oddychać. Richie obudził w nim silne emocje, których
sądził, że się już pozbył, i za nic w świecie nie chciał przed tymi uczuciami chować się do
swojej starej skorupy.
***
Rano Alex długo rozmawiał z rodzicami o Richiem, tłumacząc im, że Jonathan z nim jest i
jego uparty brat nie zamierzał go tam zostawić samego. Kazali mu spakować dla Johnny’ego
kilka rzeczy i mu zawieźć, aby brat się przebrał. Dlatego teraz z plecakiem wysiadł z
samochodu i kierował się do szpitala. Z tego co wiedział, to Richie kilka godzin temu
odzyskał przytomność i do wieczora powinien już być w dobrym stanie. Cieszył się z tego,
ale nie liczył, że przyjaciel zechce się z nim spotkać. Całą noc rozmyślał, co mu powie, i nie
potrafił ułożyć konstruktywnych przeprosin.
Na korytarzu zastał tatę Richiego i panią Taylor, która mówiła coś podniosłym tonem. Nad
pokojem Richiego świeciło się czerwone światło, znak, że go badają, bo miał nadzieję, że nic
strasznego się nie dzieje. Johnny siedział niedaleko, patrząc smętnie na kobietę. Podszedł do
brata i podawszy mu plecak z ubraniami, klapnął obok.
– Co ona taka wściekła? – zapytał.
– Przyjechała chwilę temu. Nie mogła znaleźć wolnego miejsca w samolocie i dopiero
wróciła z drugiego końca Stanów. Chciała wejść do pokoju, ale jej nie pozwolono, bo myją
Richiego i go przebierają. Jeszcze lekarz ma go zbadać, a ona nie rozumie, że nie można teraz
Zgłoś jeśli naruszono regulamin