Sidła miłości rozdział 28.pdf

(162 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 28
W poniedziałek rano zwleczenie się z łóżka zajęło Richiemu całe wieki. Gdyby nie
egzamin w ogóle nie szedłby do szkoły, do której pojechał autobusem. Nie zamierzał czekać
na Alexa, a tym bardziej korzystać z podwózki Jonathana. Nie chciał jego litości, a tak
odebrał sobotni wypad do The Palace. Pewnie byłoby inaczej, gdyby Jonathan na małe
podziękowanie pocałunkiem w policzek nie powiedział zbyt wiele. Ten chłopak potrafił
paroma słowami wszystko zepsuć. Owszem, Johnny dzwonił wczoraj do niego, nawet był pod
jego domem, ale nie miał ochoty się z nim widzieć. Nie odbierał też telefonów od Alexa, po
prostu chciał być sam. Tata pojechał do narzeczonej, a on dzień spędził przy grach i oglądaniu
filmów, starając się w pełni zrelaksować. Żadnej myśli nie poświecił tańcu, ale za to
Jonathana nie mógł sobie wybić z głowy. Szczególnie jego zachowania w ostatnich dniach,
tego fantastycznie spędzonego czasu w sobotę, a potem gorzkich słów uświadamiających mu,
że szanse na bycie kimś więcej dla Jonathana są zerowe. Bolało. Znał ten ból bardzo dobrze.
Ból wzbudzający pragnienie odizolowania się od wszystkich, zamknięcia w czterech
ścianach, rozwalenia czegoś i późniejszego pogrążenia się w beznadziei, próbując po
opanowanej furii przestać płakać. Zdarzyło mu się to raz, kiedy własna matka powiedziała
mu, że nie chce takiego syna, nie akceptuje go i trzeba go leczyć. W obecnej chwili jedynie
sprawdzian z tańca chronił go przed totalnym pogrążeniem się w smutku. Koniecznie musiał
dobrze wypaść, bo ocena z egzaminu liczyć się będzie w przyszłości. Jest to jeden z czterech
ważnych egzaminów przed szkolną komisją i nie może tego zaprzepaścić. Zawalenie dwóch
takich testów decydowało o wyrzuceniu ze szkoły. Najgorzej, że podczas tej ważnej chwili
obecny musiał być trener. Jak on przetrwa obecność Jonathana, tego jeszcze nie był pewny.
Cóż, nieraz przyjdzie mu oddzielać pracę od życia, osobistych problemów i dzisiaj również z
tego przejdzie test.
Wszedłszy do szkoły, prawie wpadł na sławną grupkę homofobów i kretynów w jednym.
Karl Stark i Casey McPherson śmiali się z czegoś bardzo głośno i na szczęście go nie
zauważyli. Do tej pory udawało mu się trzymać od nich z daleka – poza klasą, lecz w niej nic
mu nie mogli zrobić – także i tym razem nie miał z nimi problemów. Pojawiając się w szkole
zdecydowanie za wcześnie, mając trochę wolnego czasu, usiadł na podłodze tuż przed klasą.
Wyciągnął książkę do angielskiego, z której wypadła zakładka dana mu przez Alexa na
początku drugiej klasy. Przyjaciel też spędzał mu sen z powiek. Nie chciał go stracić, lecz na
razie nie potrafił mu wybaczyć. Przede wszystkim nie mógł pozwolić mu na to, by tak o nim
mówił. Kilka tygodni temu już przesadził, ale teraz Alex zachował się bardziej jak ktoś obcy
niż przyjaciel. Boli, kiedy rani ktoś obcy, ale jeżeli robi to ktoś tak bliski, cierpi się jeszcze
bardziej. Dlatego też na pewno nie pogłaszcze Alexa po głowie i nie powie „spoko, stary,
nadal cię lubię. Mieszaj mnie z błotem, mimo że znasz prawdę, ale mój stosunek do ciebie się
nie zmieni”. Odrzucił ponure myśli, zatapiając oczy w książce na ostatnio omawianym
zadaniu, nie zwracając uwagi na to, że przed klasą zaczęło się zbierać coraz więcej osób.
Dopiero kiedy ktoś chwycił go za przedramię, uniósł wzrok.
– Wstawaj, musimy porozmawiać – rzekł rozkazującym tonem Jonathan, podciągając
chłopaka do góry. – No wstawaj.
– Zaraz mam lekcję.
– Jeszcze dziesięć minut, zdążysz. No, chyba że chcesz rozmawiać przy wszystkich.
Richie rozejrzał się. Ludzie z jego rocznika patrzyli na nich z zainteresowaniem i
ciekawością w oczach. Ujrzał także zbliżających się do nich Oscara z dziewczynami. Schował
książkę do plecaka i podniósłszy się, poszedł grzecznie za Johnnym.
– Fochasz się jak dzieciak – skarcił go starszy chłopak, kiedy znaleźli się w sali, w której
trenowali. Zawsze pozostawała pusta, bo inni chętniej korzystali z o wiele większych
pomieszczeń.
– Chodzi ci o Alexa? – Odstawiwszy plecak na podłogę, oparł się o ścianę, zakładając ręce
na piersi.
– Mam go w tym momencie gdzieś. Chodzi o mnie, a raczej o to, co ci powiedziałem i w
jaki sposób to zrobiłem.
– Nic mnie to nie obchodzi.
– Nie dasz się przeprosić, bo wielki książę jest za delikatny i się zaraz obraża?
– Po co chcesz mnie przepraszać? Powiedziałeś prawdę. Poza tym to moja wina, że
odebrałeś mój pocałunek jako coś więcej. Spoko, już tego nie zrobię i wiesz co? Dziękuję za
litość, ale nie potrzebuję jej – syknął, patrząc na niego buńczucznie.
– O czym ty do mnie mówisz? – Odczuwał ogromną ochotę potrząśnięcia tym chłopakiem
i wbicia mu do tej blond łepetyny paru rzeczy. – Sądzisz, że ja, zabierając cię do The Palace i
do kina, ulitowałem się nad twoją biedną osóbką, bo przyjaciel cię skrzywdził? Jesteś czasami
taki głupiutki, Richie.
– Proszę bardzo – wybuchnął młodszy chłopak – przezywaj mnie do woli. To ci najlepiej
wychodziło! Czułem się wtedy pewniej niż w tej chwili, bo wiedziałem, na czym stoję. Od
soboty zastanawiam się, czego ty ode mnie chcesz! Stałeś się miły, dobry, a przez to
wszystko, co robisz, moje serce wariuje jeszcze bardziej i tak naprawdę nie rozumiem, po co
to robisz! – Przełknął nagle pojawiającą się w gardle gulę. – Jesteś niby moim trenerem i
bratem mojego przyjaciela, lecz zachowujesz się jak ktoś więcej i bardzo się z tego cieszę, ale
i gubię. Może lepiej wrócić do tego, co było, wtedy przy tobie czułem się jak śmieć, ale
znałem swoje miejsce. – Odwrócił głowę w bok, biorąc głęboki oddech. Nie chciał się przy
nim rozkleić i nie wtedy, kiedy musi zaraz iść na lekcję. – Zachowujesz się dziwnie, wysyłasz
sprzeczne sygnały i boję się cokolwiek zrobić, żebyś zaraz nie pomyślał, że ja coś… O to się
nie musisz martwić, obiecałem ci, że… – urwał, bo silne ramiona zawinęły się wokół niego i
chociaż go nie ścisnęły, to niemal odebrały mu oddech. Właśnie z powodu takich gestów
coraz bardziej się gubił. Nawet Alex go tak nie przytulał. Czasami go obejmował, tak bardziej
przyjacielsko, kiedy był smutny, ale nigdy w tych uściskach nie czuł tyle ciepła,
bezpieczeństwa, a jednocześnie strachu przed wpadaniem coraz głębiej w uczucia.
– Richie, Richie, masz bardzo bujną wyobraźnię, przez co tworzysz różne teorie, a czasami
odpowiedzi są podane na tacy.
– Jakie odpowiedzi? – Oparł czoło na ramieniu Jonathana, nieco się rozluźniając.
– Takie, których nawet i ja się obawiam. – Johnny odsunął się. – Zobaczymy się na twoim
egzaminie. Leć na lekcję, bo już jesteś spóźniony – powiedział spokojnie starszy chłopak i
wyszedł, pozostawiając Richiego z głową pełną pytań.
Zaliczył niemałe spóźnienie na lekcję, ale zdawało mu się, że nie poniesie żadnych
konsekwencji, gdyż Josh jakby tego nie zauważył. W ogóle mężczyzna był jakiś taki inny niż
zwykle, czyli zamyślony, co chwilę pocierał skronie, kazał przeczytać po cichu jeden z
dłuższych teksów, które mają opracowywać, a nie mówił o nim, nie tłumaczył, będąc
obecnym w klasie tylko i wyłącznie ciałem. Czasami denerwował się na McPhersona i dość
często zatrzymywał wzrok na miejscu, które powinien zajmować Alex, bo oczywiście
chłopaka nie było w szkole. Richie również skupiał wzrok na pustym krześle i odpowiadał na
pytania Oscara, dlaczego Alexa nie ma w szkole. Gdzie miał chłopak być? Zapewne w domu,
lecząc złamane serce. Ale o tym nie mógł mu powiedzieć. Gdy Richie głębiej się nad tym
zastanowił, w jakimś sensie złość na Alexa mu przeszła. Przyjaciel cierpiał, więc wyżył się na
pierwszych osobach, które były blisko. Współczuł mu, ale mimo wszystko Alex nie powinien
tak robić. Czyż czasami nie lepiej się wygadać? Przyjaciel w ostatnich dniach wszystko w
sobie dusił i nic dziwnego, że wybuchnął. Jakoś będzie musiał z nim porozmawiać, ale da
sobie na to kilka dni. Nie mógł skupić się na czytaniu, rozmyślając o sytuacji z Alexem,
Johnny’m. Przez to wszystko nawet stres przed egzaminem się ulotnił, z czego był bardzo
zadowolony.
– Richie, zostań na chwilę.
Josh zatrzymał go po tym, jak dzwonek ogłosił koniec lekcji. Cała klasa wybiegła z
wrzaskiem na korytarz.
– Zachowują się jak bydło wypuszczone z zagrody – mruknął Joshua, swoim zwyczajem
przysiadając na biurku.
– Tacy są. O co chodzi? – Zatrzymał się przed nauczycielem, który przy nim zachowywał
się inaczej, ze względu na to, co Richie o nim wiedział, i tamtą sytuację z niedoszłym
gwałtem.
– Gdzie jest Alex? – Zdjął okulary, których używał podczas czytania. Potarł skronie. – Łeb
mi pęka.
– Proszę połknąć jakiś proszek, czasami bez tego się nie da, a Alex jest w domu. Tak
przypuszczam.
– Dobrze się czuje?
W tym pytaniu Richie dostrzegł niepokój i troskę o chłopaka.
– Prawdę mówiąc, to nie czuje się dobrze. On nie jest chory czy coś, tylko… cierpi i pan
wie dlaczego. Pan też nie wygląda najlepiej.
– To była rozsądna decyzja.
– Tak? Chyba nie dla was obu. Wybaczy pan, ale zaraz mam historię tańca. – Poprawił na
ramieniu pasek od plecaka. Zanim wyszedł, dyskretnie zerknął na Josha. Mężczyzna, gapiąc
się w nieokreślony punkt, zaciskał dłonie na krawędzi biurka, aż pobielały mu kostki.
Tęsknisz za nim. Wyglądasz tak samo żałośnie jak on, pomyślał, zanim zamknął za sobą
drzwi.
***
Jonathan nie zamierzał bezczynnie spędzić dwóch godzin w szkole, czekając na egzamin
Richiego. Tuż po rozmowie z nim zrobił zakupy, gdyż lodówka świeciła już pustkami, i
wróciwszy do domu, wypakował torby pełne produktów żywnościowych. Po tych
czynnościach udał się na górę i zapukawszy do pokoju brata, nie czekał na zaproszenie, po
prostu tam wchodząc. Alex nadal leżał w łóżku, nie zmieniając pozycji, odkąd zajrzał do
niego z samego rana. Oczy miał zaczerwienione i jakby nieobecne, a tym, co było bardzo
niepokojące, było to, że nie zareagował na przyjście brata, wypominając mu, że wlazł do jego
pokoju bez pozwolenia. Wczoraj Johnny zostawił go w spokoju, kiedy z powodu obecności
rodziców Alex snuł się po domu niczym duch, ale dzisiaj zamierzał zmusić go do życia. Sam
po śmierci Particka czuł się martwy, nie jadł, nie pił, prawie wylądował z tego powodu w
szpitalu, ale w końcu się z tego podniósł, pomimo że to trwało bardzo dużo czasu. O reszcie
wolał nie myśleć. Dlatego nie zamierzał pozwolić, żeby Alex pogrążał się coraz bardziej w
marazmie, a później depresji. No może do niej było daleko, bo smutek nie zawsze musi
oznaczać jej początki, ale wolał dmuchać na zimne, tym bardziej, że Josh żył. Jeżeli byli sobie
przeznaczeni, tak jak to romantycznie określał blondynek, coś do siebie czuli, to za te kilka
miesięcy znów mogą być razem, bez problemów, które z pewnością by ich czekały, gdyby
romans wyszedł na jaw. Tylko oni sami mogą stanąć sobie na drodze ku związaniu się ze
sobą.
– Wstawaj – powiedział szorstko.
– Daj mi spokój. – Alex odwrócił się na plecy, zakrywając oczy przedramieniem.
– Spełnię twoje życzenie, jeżeli podniesiesz z wyrka swoje szanowne cztery litery,
umyjesz się i coś zjesz, a jutro pójdziesz do szkoły. – Otworzył okno, wpuszczając do środka
zimne, ale świeże powietrze. W przeciwieństwie do brata on nie mógłby spać przy tak
dusznym powietrzu.
– Odwal się i zamknij to okno, bo zimno. – Chłopak cały okrył się kołdrą.
– „Odwalę się”, jeżeli zrobisz to, o co cię jeszcze po dobroci proszę – rzekł słodko Johnny,
zabierając Alexowi kołdrę.
– Nosz, cholera jasna, a co jakbym spał nago? – Alex natychmiast usiadł, obejmując się
rękoma i z pretensją patrząc to na brata to na okno. Zimno mu było.
– Nic by mnie to nie obeszło. Wstawaj, bo nie będziesz gnuśniał w łóżku z powodu straty
kochanka.
– Oddawaj kołdrę. – Alex złapał za jej róg i obaj zaczęli się siłować.
– Nie. Ma. Mowy. – Wyrwał okrycie i odrzucił na fotel, z dala od chłopaka. Złapał go za
rękę i wyciągnął z łóżka.
– Nie…
– Bez protestów. To, że go kochasz i straciłeś, nie znaczy, że masz się wykończyć!
– Nie…
– Bla, bla, bla.
– Taki jesteś mądry? Wiesz, co ja czuję? – Alex naskoczył na brata. – To dlaczego ty się
nie przyznasz?
– Do czego?
– Do tego, co do niego czujesz?!
– Do Josha nic nie czuję. – Położył kołdrę z powrotem na łóżku. – Zaściel to porządnie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin