Van Dyken Rachel - Ruin 01 - Utrata.pdf

(3537 KB) Pobierz
Prolog
-
Słyszysz mnie? Kiersten?
-
Jego głos był tak blisko. Może gdybym
zamknęła oczy, to byłoby bardziej realistyczne. Sięgnęłam aby go
dotknąć, ale jedynie poczułam powietrze. Nie ma go tu. Odszedł.
To się stało
naprawdę.
Mrugnęłam kilka razy i spróbowałam skupić się na tym co jest przede
mną. Wygląda jak on, ale stoi za daleko. Czemu leżę na ziemi?
-
Wróć do mnie
-
Jego usta poruszały się delikatnie gdy mówił.
- Nie tak, Kiersten. Nie tak, kochanie. - Jego jasnobłękitne
oczy błyszczały
z potrzeby -
Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
Ale nie było dobrze. Ja to wiedziałam. On to wiedział.
Odszedł i mam halucynacje.
Straciłam miłość mojego życia i najlepszego przyjaciela. Ile razy ludzie
mogą przeżyć stratę,
zanim sami
też umrą? Zanim ból serca ich
pochłonie? Wspomnienia zalewają mój mózg, wspomnienia z rodzicami,
wspomnienia jego
grającego
w futbol, wspomnienia wszystkich uwag,
które mi dał.
Nasz pierwszy pocałunek.
Nasz ostatni wspólny czas.
Potem szpital.
Nie dostaliśmy
wystarczająco dużo czasu. Nienawidzę Boga, za to że
zabrał mi wszystko. Nienawidzę że na koniec, zawsze
jestem sama, aby
opłakiwać stratę tych których kochałam.
Sięgnęłam po raz ostatni do jego twarzy. Tym razem moje palce złączyły
się z ciepłą skórą. To wszystko marzenia. Skoro śnię to zamierzam cieszyć
się z jego uśmiechu rozświetlającego pokój. Jego usta dotknęły mojego
czoła. Zamknęłam oczy i modliłam się do Boga, aby zabrał też mnie.
1|Strona
Wiem,
że w momencie gdy się obudzę, będę musiała pożegnać się
ponownie.
Tym razem nie jestem pewna czy uleczę się z tego przeżycia,
gdy to jedno słowo opuści moje usta.
Żegnaj
-
ktokolwiek wymyślił to
słowo, powinien palić sie w piekle.
2|Strona
Rozdział 1
Słabość jest tylko bólem opuszczającym ciało.
Trzy miesiące
wcześniej.
Kiersten
Powtarzałam tą samą mantrę ciągle i ciągle, aż pomyślałam, że zwariuję.
To nie jest prawda. Znowu miałam koszmar. To nie jest prawda. To nigdy
nie jest dobry znak, gdy budzisz siebie, bo krzyczysz tak głośno. Kroki
zbliżyły się do drzwi, w których po chwili pojawiła się moja
współlokatorka, którą poznałam kilka godzin wcześniej.
-
W porządku?
- Zrobiła
niepewny krok przekraczając drzwi i otoczyła się
ramionami. - Słyszałam
krzyk.
Prawda. Jestem wariatką. Chciałam zacząć od nowa i co dostaję? Złotą
gwiazdę za przerażenie mojej współlokatorki, jedynej przyjaznej osobie,
którą spotkałam od kiedy przyjechałam na Waszyngtoński Uniwersytet.
- Em, tak. - Próbowałam
uchronić mój głos od drżenia –
Wiem,
że to jest
dziwne, ale nadal mam nocne koszmary. -
Widząc jej niedowierzający
wyraz twarzy, dodałam szybko.
- Ale tylko kiedy jestem zestresowana.
Też
kiedy jestem na silnych lekach,
ale to pominęłam.
- Oh. - Przygryzła
wargę i spojrzała za siebie na korytarz.
-
Chcesz żebym
spała na ziemi czy coś? To znaczy, mogę jeśli się boisz.
Błogosławię jej serce wypełnione południową gościnnością.
- Nie -
uśmiechnęłam się.
-
Dobrze się czuję. Mam nadzieję, że cię nie
wystraszyłam.
-
Taa, cóż...
-
Lisa machnęła ręką
-
Tak naprawdę to nie lubiłam lampki
w
moim pokoju.
-
Mój krzyk zbił lampkę?
- Skuliłam
się.
- Nie -
potrząsnęła głową.
-
Mój upadek stłukł lampkę.
Widocznie
skakanie z
piętrowego łóżka o pierwszej w nocy jest sportem
kontaktowym. Moja lampa była głównym celem. Bez obaw.
- Westchnęła.
3|Strona
-
Nie złapałam jej. Roztrzaskała się przy
spotkaniu
z podłogą. Potem
poślizgnęłam się na
maskotce,
która też upadła. To było dobre, bo
zminimalizowało mój upadek na podłogę, więc wyszłam z tego tylko z
dwoma małymi siniakami.
Schowałam twarz w dłonie. – Kurczę! Tak
mi przykro!
-
Ee jest ok. Jestem chodzącym wypadkiem. –
Zaśmiała
się. – Jeśli
planujesz krzyczeć co noc, to przenoszę się na podłogę. Dni zabijania
lampek są za mną.
Pokiwałam z uśmiechem. – Jasne. Tylko… Nie chcę abyś…
-
Przestań przepraszać. – Uśmiech Lisy był ciepły i zachęcający. –
Oh i
jestem lunatykiem, więc jeśli obudzisz się i będę stała przed tobą,
to
spróbuj nie walnąć mnie w twarz.
-
Wow, z pewnością jesteśmy ciekawą parą.
Lisa zgarnęła koc z łóżka i rzuciła na podłogę.
-
Wiesz że mają taki mały
komentarz w sekcji rejestracyjnej o
mieszkanie?
- Tak?
-
Przysięgam, że to jest ustawione aby wsadzić wszystkich dziwaków
razem.
Ziewnęłam.
-
Potrzebuję poduszki. –
Ogłosiła
Lisa. – Będę zaraz obok. Żadnych
więcej krzyków. Zamknij oczy i rano pójdziemy na podryw facetów. Śnij o
tym.
- Faceci?
- Uh..
– Lisa założyła swoje brązowe włosy za ucho. –
Tak jest, chyba
że
interesujesz się dziewczynami. To znaczy, w porządku, jeśli uderzasz do
tej samej drużyny, tylko mówię...
4|Strona
Zgłoś jeśli naruszono regulamin