Bezwarunkowo epilog.pdf

(86 KB) Pobierz
Epilog
Niezapomniany
Niezapomniany
W każdy sposób
I na zawsze
Takim pozostaniesz
1
1
Unforgettable - Nat King Cole
Delektowałam się ciastkiem od Carli. Od tylu lat były one
najlepszymi jakie jadłam. Wiosenne słońce wpadało przez szyby
samochodu i musiałam zmrużyć oczy. Zaparkowaliśmy przed cmentarzem
i przyjęłam dłoń męża, gdy pomagał mi wysiąść z samochodu.
Uśmiechnęłam się do niego i weszliśmy jak zwykle do kwiaciarni.
Z kwiatkami poszliśmy pustymi alejkami między nagrobkami. Na
drzewach kwitły pąki, a trawa była coraz zieleńsza. Zima w tym roku była
bardzo surowa w Europie. Zupełnie jak podczas naszej wspólnej zimy z
Chris'em w Leeds. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jak uczył mnie
jeździć na łyżwach.
- Mamo, mamo - krzyknęła moja córka biegnąc w naszą stronę. -
Mogę ułożyć kwiatki na grobie cioci?
- Oczywiście kochanie. - Podałam jej białe róże.
Susie była bardzo radosną i żywą sześciolatką. I była tak bardzo
podobna do swojego taty. Te same lekko skośne oczy, pełne usta, szeroki
nos i skóra w ślicznym, czekoladowym odcieniu. Jej włosy były trudne do
okiełznania i już rozumiałam czemu Chris nosił je ogolone na łyso.
Podeszliśmy do nagrobka, gdy Susie już kończyła układać róże. -
Wiesz tato, że mam imię po cioci? - spytała. - Nie znałam jej, bo umarła
zanim się urodziłam. Ale była śliczna jak księżniczka.
- Wiem skarbie.
- Susie chcesz siku? - zapytałam, widząc jak córka przestępowała z
nogi na nogę.
Pokiwała głową. - Pójdę z nią. Zostań tutaj. - Joshua pocałował mnie
w skroń.
- Dzięki kochanie. - Pomachałam im.
Ze mną i moim trzydziestotygodniowym, ciążowym brzuchem
zajęłoby im to pięć razy więcej czasu. Usiadłam na ławce i położyłam na
płycie słoneczniki. Wiedziałam, że Susie będzie chciała też tacie ułożyć
kwiatki.
Spojrzałam na nagrobek przede mną. Złotymi literami były wyryte
napisy, które nadal kłuły mnie w serce.
Christopher Victor Burton.
19.07.1984 - 02.07.2011r.
Zmarł śmiercią tragiczną.
Odszedłeś cicho i bez pożegnania,
Jak ten co nie chce swym odejściem smucić,
jak ten co wierzy w chwili rozstania,
że niebawem... wróci...
Pod napisem była wykuta księga, a w niej tekst
From where you are.
Lifehouse
było muzycznym motywem naszego związku i nie wyobrażałam
sobie niczego innego co mogłabym zostawić na jego nagrobku
- Cześć kochanie - szepnęłam, patrząc na zdjęcie mężczyzny, który
zawsze będzie w moim sercu. - Udało nam się jeszcze raz przyjechać.
Zamknęłam oczy, sięgnęłam do nieśmiertelnika z gwiazdką, który
dostałam od Chris'a i od tamtego dnia nosiłam bez przerwy,
przypominając sobie dzień, który na zawsze zmienił moje życie.
- Zakładam, że to narzeczony? - Uśmiecham się do mężczyzny
oddając mu plik kartek. - Gratuluję, widzę, miłość i szczęście na kilometr.
Sam z żoną obchodziłem dziesiąta rocznicę i nadal tak na siebie patrzymy.
Obserwuję sylwetkę Chris'a. - Tak, to miłość mojego życia.
Jednak uśmiech szybko znika z moich ust, gdy widzę jak samochód
wyjeżdża zza zakrętu i Chris nie daje rady go wyminąć. Motor wbija się w
bok samochodu i ciało Chris'a przelatuje nad maską.
Katalogi wylatują mi z ręki. Nagle wszystko zwalnia i jedyne o czym
myślę to bieg. Biegnij jak najszybciej - pogania mnie głos w mojej głowie.
Wiem, że teraz ważą się losy mojej egzystencji. Ból musi poczekać,
odpycham od siebie uporczywe myśli, które chciały mnie pochłonąć.
Zostaje tylko bieg.
Udaje mi się dotrzeć do niego przez tę niezwykłą poświatę
spowolnionego czasu. Teraz jedyne co widziałam to krew, nogi ugięły się
pode mną i świat się zamazał.
Jezu, tak go kocham.
Nie odbieraj mi go. Nie możesz. Nie mogę bez niego żyć.
- Obiecałeś - szepczę i delikatnie zdejmuje jego kask, kładąc jego
głowę na moich kolanach.
Jest nieprzytomny, wygląda jakby spał i pochylam się, próbując
wyczuć czy oddycha. Czuję ciepło na policzku i widzę jak jego klatka z
trudem się podnosi.
- Zadzwoniłem po pogotowie - mówi kurier podbiegając do mnie.
Powieki Chris'a drgają i otwiera oczy. Są zaszklone, ale udaje mu się
skupić na mnie wzrok. Uśmiecha się, nagle krzywi, ale uśmiech pozostaje.
- Już jedzie pogotowie. Wszystko będzie dobrze - zapewniam go.
- Moja Gwiazdeczka - szepcze. - Tak bardzo cię kocham. - kaszle i
krew zabarwiła jego wargi. Wyciągam dłoń aby ją otrzeć i zauważam na
palcach czerwone ślady. Spoglądam niżej i widzę krew wypływającą z jego
ucha.
Odpycham na bok przeświadczenie jak bardzo źle to wróży.
- Nic nie mów kochanie. Za chwilę przyjedzie pomoc, ale musisz
zostać ze mną. Słyszysz? Nie zostawiaj mnie.
- Dziękuję za... za... - Zamyka oczy i wiotczeje w moich ramionach.
- Chris? - Znowu pochylam się nad nim, ale nie czuję oddechu. Jego
klatka też się nie unosi. Słyszę coraz bliżej sygnał karetki. - Chris ani się
waż. Nie rób mi tego! Nie możesz, słyszysz?! Nie możesz!
- Mamo czemu płaczesz? - Susie wdrapała się na moje kolana i
przytuliła. - Tęsknisz za tatą?
- Tak córeczko. - Otarłam łzy.
- Nie bądź smutna, jest teraz aniołkiem i patrzy na nas z góry. -
Pokazała swoim małym paluszkiem w niebo. - Ułożę mu kwiatki.
- Dobrze.
Joshua położył dłonie na moich ramionach. - W porządku?
- Tak. - Położyłam policzek na jego dłoni.
Mimo tęsknoty za Chris'em spełniłam jego prośbę. Znalazłam
kolejną miłość, wspaniałego mężczyznę, który pokochał mnie i Susie.
Wiedziałam, że Chris polubiłby Joshuę. Wiedziałam też, że to on zesłał go
na moją drogę.
- Mamusiu, myślisz, że tacie by się podobało? - spytała Susie.
- Jestem tego pewna kochanie. - Spojrzałam w niebo
uśmiechnęłam się, gdy pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
i
Koniec
Zgłoś jeśli naruszono regulamin