Max Frisch - Homo Faber.pdf

(960 KB) Pobierz
MAX FRISCH
HOMO FABER
RELACJA
HOMO FABER
EIN BERICHT
Tłumaczyła Irena Krzywicka
Czytelnik Warszawa 1991
OD TŁUMACZA
Na wypadek, gdyby Czytelnika zdziwił dość osobliwy styl tej
książki, gorączkowy i często bezładny, pozwalam sobie przytoczyć
wyjątek z listu, jaki otrzymałem od Maxa Frischa:
„Pracuje Pani nad
Homo Faber
– kłaniam się nisko, Madame, bo
wiem na podstawie francuskiego i angielskiego tłumaczenia, jak trudna
to praca, jeśli się nie chce zatracić stylu Fabera. Bez odrębności tego
stylu (nie potrzebuję Pani wyjaśniać, jak wiele znaczy tu rytm, napięcie,
surowość, szorstkość i
żeby
nie był to «dobry» styl; słownik Fabera jest
ubogi i banalny, tak jak może pisać inżynier, przemiana banału w poezję
wynika tylko i jedynie z nieświadomego rytmu, przez swój sposób
wysławiania się Faber zdradza więcej, niż sam sobie z tego zdaje
sprawę, przeżywa więcej, niż sam by sobie
życzył,
demaskują go własne
słowa itd.)… bez oddania tego stylu książka stałaby się banalna i
reportażowa. Z dotychczasowych przekładów wynika,
że
ważne jest, by
tłumacz nie unikał nawet błędów oryginału, aby nie zaokrąglał zdań, aby
trzymał się stereotypowych wyrażeń; Faber nie chce być poetyczny, jego
relacja to stenogram, który bez jego wiedzy staje się coraz to bardziej
poezją (Hawana itd.) w obliczu
śmierci.
Nie powinno się mieć wrażenia,
że
Faber jest literatem; nie zna on wcale literackich symboli, robi notatki
w mowie potocznej i stylem sprawozdawczym…”
Te wyjaśnienia pisarza są niezbędne moim zdaniem, aby Czytelnik
mógł wybaczyć tłumaczowi pozorne niedbalstwo. Najważniejsze było
wejście w atmosferę tego stylu, uchwycenie jego rytmu i tempa.
I.K.
PIERWSZY ETAP
Wystartowaliśmy z La Guardia, New York, z trzygodzinnym
opóźnieniem na skutek
śnieżycy.
Nasza maszyna była, jak wszystkie na
tej trasie, typu Super-Constellation. Od razu przygotowałem się do snu.
Była noc. Czekaliśmy jeszcze dalszych czterdzieści minut na pasie
startowym.
Śnieg
w
świetle
reflektorów, pył
śnieżny,
zadymka nad
lotniskiem; zdenerwowała mnie tak,
że
nie od razu mogłem zasnąć, nie
tyle gazeta, którą rozdawała stewardessa, FIRST PICTURES OF
WORLD’S GREATEST AIR CRASH IN NEVADA, nowina, jaką
przeczytałem już w południe, ile właśnie ta wibracja maszyny stojącej z
zapuszczonymi motorami. A jeszcze obok mnie ten młody Niemiec,
który od razu zwrócił moją uwagę, nawet nie wiem dlaczego, ale już go
spostrzegłem, kiedy zdejmował palto, kiedy siadał i podciągał nogawki
spodni, kiedy nawet nic nie robił, tylko czekał, tak jak my wszyscy, na
start. Po prostu siadł w fotelu, taki sobie blondyn o różowej cerze;
przedstawił się natychmiast, jeszcze zanim zapięliśmy pasy. Nie
dosłyszałem jego nazwiska, silniki huczały jeden po drugim, próbując
rozruchu na pełnym gazie.
Byłem
śmiertelnie
zmęczony.
Ivy trajkotała w ciągu trzech godzin czekania na opóźnioną maszynę,
choć wiedziała dobrze,
że
ja nie ożenię się z zasady.
Było mi przyjemnie,
że
jestem sam.
Wreszcie ruszyliśmy—
Zgłoś jeśli naruszono regulamin