Sztylet Zaręczynowy 17 z 20.pdf

(475 KB) Pobierz
Strona
1
z
19
ROZDZIAŁ 17
Każda istota rozumna ukazuje swe prawdziwe oblicze tylko w ekstremalnych
sytuacjach. Dlatego każda istota rozumna takich sytuacji stara się unikać. Kto
chciałby być łajdakiem?
Uldon nie oszukał nas co do tej przeprawy – rzeczywiście była wygodna. Furgon
przedostał się na przeciwległy brzeg bez problemów, chociaż przyszło nam posiedzieć nad
brzegiem, a potem wlec się po pas w wodzie. Jarosław nie chciał ryzykować nadmiernego
przeładowania furgonu. Wprawdzie rannym strażnikom nie było łatwo, ale nikt nie zgłaszał
sprzeciwu.
Wilk i krasnolud we dwójkę przeprawili furgon i kiedy przedostaliśmy się na drugi
brzeg, zdążyli już rozpalić niewielkie ognisko.
– Szybko się suszymy i w drogę – rozkazał kapitan.
– To absolutnie nie jest konieczne – zaprotestował wuj. – Noce są ciepłe, a my nie
mimozy.
– Wszyscy tu ledwie doszliśmy do siebie po ciężkich obrażeniach – cierpliwie
wyjaśnił Jarosław. – Nie chcę, żebyśmy natknęli się na wroga kichający i zasmarkani.
Okrył moje ramiona kołdrą i poprowadził do furgonu, żebym mogła przebrać się
w samotności.
Strona
2
z
19
Kiedy ja z pośpiechem naciągałam na mokre i zamarznięte ciało suche ubranie, a
Jarosław cierpliwie czekał na tyłach furgonu, podszedł do niego Persival. Dotarł do mnie jego
proszący głos ze skomlącymi nutkami i wbrew woli, przysłuchałam się.
– Proszę, kapitanie, jak tylko miniemy niebezpieczne tereny, wysadźcie mnie w
jakimś miasteczku!
– Liczysz, że tak będzie bezpieczniej? – Spytał bynajmniej niezdziwiony prośbą
Wilk.
– Niezaprzeczalnie bezpieczniejszy. Wszędzie będę bezpieczniejszy niż z wami.
– Wszędzie będzie wojna domowa.
– Nie wszędzie! – krzyknął krasnolud, ale potem opamiętał się i obniżył głos: –
słyszałem jak rozmawialiście z Mezenmirem. Wojna nadchodzi bynajmniej nie wszędzie i
jestem pewien, że mogę bez problemów dotrzeć do domu. Przecież służba królewskich
posłańców została rozwiązana, znaczy kontrakt mnie już nie zatrzymuje.
– Dobrze Persiwal, myślę, że to nie stanowi żadnego problemu.
– Tylko proszę, nie mówcie nikomu o mojej prośbie! Nie chcę, żeby Daezael… no,
rozumiecie…
Myślę, że elf i tak jest doskonale świadom wszystkich twoich życzeń – zauważył
Jarosław sucho.
– Nie jest, nie jest! Specjalnie poczekałem aż zacznie z Nożem dyskutować o
jakichś zaklęciach. Jemu teraz nie do podsłuchiwania. A jeżeli on sam się czegoś domyśli –
niech to! To przecież nie to samo – domyślać się i dokładnie wiedzieć.
Kapitan nic nie powiedział, a ja zrozumiałem, że moja nieobecność trwała zbyt długo,
więc podeszłam do niego.
– Słyszałaś wszystko? – ni to zapytał, ni stwierdził Persiwal.
Kiwnęłam.
Strona
3
z
19
– Nie mogę cię winić – powiedziałam szczerze. – Ze względu na mnie i problemy z
odziedziczoną domeną naprawdę nie jest bezpiecznie z nami podróżować.
Krasnolud rozciągnął wargi w krzywym uśmiechu.
– Nie mogę powiedzieć, że ci współczuję. Przez twoje problemy cierpią pozostali.
W dowolnym przypadku, jeżeli wyżyjesz, dostaniesz władzę i bogactwa. A my, zwykli
śmiertelnicy – tylko rany i cierpienia.
Jarosław otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale delikatnie dotknęłam jego ręki i
spokojnie powiedziałam:
– Jesteś okrutny, ale sprawiedliwy Persiwal. Ale, słowo honoru, nie chciałam
dostarczać ani wam, ani sobie kłopotów. Jeżeli tak boisz się jechać z nami dalej, możesz
porzucić furgon choćby teraz.
– I zostać pośrodku zbuntowanej domeny, która znajduje się w stanie wojny z
uldonami? Nigdy! Żeby mnie teraz wysadzić z furgonu, potrzeba bardziej istotnej przyczyny
niż twoja urażona duma.
Persiwal zgrabnie zeskoczył na ziemię i podszedł do ogniska. Dopiero teraz
zauważyłam jak zmienił się podczas podróży – poruszał się całkowicie inaczej, stał się bardziej
pewny siebie i odważniejszy. Oczywiście, do drapieżnego wdzięku zawodowych żołnierzy
było mu daleko, jednak nie był już Brzoskwinką, niezgrabnie tupiącą w czasie codziennego
porannego biegu.
– Jak on się zmienił – powiedział Jarosław.
– Przed chwilą właśnie o tym myślałam – odezwałam się – Persiwal, choć z pozoru
i maruda, może dostosować się do każdej sytuacji i przeżyć tam, gdzie pozostali nie mogą.
Jeżeli wiedziałabym, że moje słowa okażą się prorocze nie dalej, niż za kilka
godzin, z pewnością, przemilczałabym.
Strona
4
z
19
Po tym jak wszyscy się ogrzali, a Daezael z niezmiernie ponurą miną opatrzył rany
żołnierzy, znowu ruszyliśmy w drogę. Na ławie kierowcy usiadł Dranisz, lepiej od reszty
widzący w ciemności i najlepiej przygotowany na różnego rodzaju niespodzianki.
Położyłam się na kołdrach przy ponurym mamrotaniu elfa, po raz kolejny
rozgrzebującego zapasy swoich ziółek. Z przyzwyczajenia przeklinał cały świat i idiotów,
których zmuszony był uzdrawiać całkowicie bezpłatnie, chociaż nie wchodzili oni w grupę
byłych królewskich posłów. I w ogóle to skoro naszą służbę rozwiązali, to powinien był już
przestać zajmować się dobroczynnością i zacząć świadczyć usługi za pieniądze.
Przy tym przytulnym mruczeniu zasnęłam i przespałam jeszcze pół dnia.
Pobudka była nieprzyjemna na skutek gwałtownego hamowania. Otworzyłam
oczy i zobaczyłam, że nie dość, że byłam ciasno przyciśnięta do Jarosława, to jeszcze
założyłam na niego nogę najbardziej skandaliczny sposób. Wilk nie mógł tego nie zauważyć,
kiedy już uniósł się na łokciu, by odsunąć zasłonę i zobaczyć trolla.
Nie było to konieczne, gdyż Dranisz zaczął krzyczeć:
– Alarm! – I wpadł do środka, tworząc z nami splatany kłębek. – Drzewa podcięte
z obu stron!
– Zostań tu! – warknął na mnie Jarosław, zrywając ze ściany miecz i ostrożnie
wyglądając na zewnątrz.
Zwróciłam się w kierunku zgiełku, panującego w furgonie. Na słowo „alarm”
obudzili się wszyscy, nawet ranni strażnicy, którzy teraz rzeczowo się uzbrajali. Daezael już
zapalił lampę na suficie i teraz zazdrośnie chronił przed przypadkowym kopniakiem torbę z
uzdrowicielskimi ziółkami.
– Hej, wyjdźcie, nie będziemy strzelać! – rozległ się głos, którego miałam nadzieję
więcej w życiu nie usłyszeć. Żadimir pokojowo zaproponował: – Chcemy tylko porozmawiać!
Strona
5
z
19
– Porozmawiać, akurat – zawarczał troll, jednak wyszedł na przód furgonu w ślad
za Jarosławem.
– Czego chcecie? – zimno spytał Wilk.
– Oddajcie nam Jaśnie Oświeconą – całkowicie przewidywalnie zażądał Żadimir.
– Nie.
Ostrożnie wydostałam się na zewnątrz. W szarej od świtu mgiełce wyraźnie widać
było figury okrążających nas żołnierzy. Było ich zbyt wielu, zbyt wielu dla naszego małego
oddziału.
– Proponuję ci, Wilk, rozwiązanie sprawy drogą pokojową – powiedział Nożow. –
Mam tu trzydziestu doświadczonych najemników, który w mgnieniu oka rozszarpie wasz
oddział na strzępy. Aaaaach, wuj przybył! Miło widzieć, że was także nie zapomnieli zabrać ze
sobą. Macie nadzieję na magię Noża? Doprawdy, nie warto na to liczyć! Dobrze się
przygotowałem, blokując jego zdolności, jak i magię pozostałych szlachetnych, zabrawszy ze
sobą kilka uldońskich sztuczek.
– Jak się tu znalazłeś? – spytałam.
– O, moja miła żoneczka zabrała głos! Jak się tu znalazłem? Po prostu czekam na
was. Mogliście przejechać albo dolną przeprawą, albo górną, tak więc stoję przy tej drodze,
na której było większe prawdopodobieństwo by was spotkać. Zresztą nie myślcie, że was nie
doceniłem. Na dolnej przeprawie również na was czekają.
– To my cię nie doceniliśmy – z rozdrażnieniem powiedział Welimor. – Skąd
wziąłeś tyle najemników, Nożow?
– Podzielił się ze mną mój nowy, hojny przyjaciel Posiadacz Sowa – odpowiedział
Żadimir. – On, jak wiecie, również nie chce, żeby Posiadaczka tak zacnej domeny przypadła w
udziale byle komu.
Jarosław w żaden sposób nie zareagował na szpilkę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin