Kami Garcia,Margaret Stohl - Kroniki Obdarzonych tom 2 - Istoty Ciemności.rtf

(1887 KB) Pobierz
Kami Garcia & Margaret Stohl -Pi?kne istoty #2- Istoty ciemno?ci - ca?o??

             

             

             

             

              1 | S t r o n a

             

             

             

             

             

             

             

             

              KAMI GARCIA & MARGARET STOHL

              Z JĘZYKA ANGIELSKIEGO PRZEŁOŻYŁ

              JAKUB POLKOWSKI

              Warszawa 2011

             

             

             

              2 | S t r o n a

             

             

             

             

             

              Dla Sarah Beernes, Julie Scheina i Jennifer Bailey Hunt,

              ponieważ z jakiegoś dziwnego powodu

              nie pozwoliłyby umieścić

              swoich nazwisk na okładce.

             

             

             

             

             

             

              Łatwo wybaczyć dziecku,

              które boi się ciemności.

              Prawdziwą tragedią jest,

              gdy człowiek boi się światła

              Plat

              a on

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

              3 | S t r o n a

             

             

             

             

P R Z E D T E M

 

Obdarzona

 

             

             

             

              Kiedyś uważałem, że nasze miasteczko - zagubione gdzieś w lasach Karoliny

              Południowej i tkwiące na błotnistym dnie doliny rzeki Santee - jest totalnym końcem świata.

              Miejscem, w którym nic nigdy się nie dzieje i nic nigdy się nie zmieni. Słońce równie

              obojętnie wstanie, jak i zajdzie nad Gatlin. Nie pojawi się nawet smętna zapowiedź wiatru.

              Jutro, tak samo jak przez sto ostatnich lat, mieszkańcy będą siedzieć na werandach. A skwar,

              plotki i monotonia roztopią się jak kostki lodu w ich filiżankach z herbatą. Nasze tradycje są

              tak tradycyjne, że sami już nie wiemy, co do nich należy, a co nie. Przeróżne zwyczaje są

              wrośnięte we wszystko, co robimy, a nawet w to, czego nie robimy. Możesz się ożenić albo

              umrzeć, a karawana i tak idzie dalej.

              W niedzielę idziesz do kościoła, w poniedziałek robisz zakupy w Stop & Shop - jedynym

              spożywczaku w mieście. Przez resztę tygodnia dzieje się sporo niczego i tylko czasem (jeśli

              masz szczęście mieszkać z kimś takim jak nasza gosposia Amma, która co roku wygrywa

              konkurs na najlepsze ciasto) trafia ci się jakiś przysmak. Stara panna Monroe, która u jednej

              dłoni ma tylko cztery palce, nadal uczy kotyliona", a nieużywany fragment jej rękawiczki

              trzepocze,

              gdy

              nauczycielka

              posuwistym

              krokiem

              przemieszcza

              się

              wśród

              pierwszoroczniaków. Maybelline Sutter, mimo że od kiedy skończyła siedemdziesiąt lat,

              prawie nic nie widzi, ciągle jest fryzjerką w Snip'n'Curl. Zdarza jej się też na chwilę

              zamyślić, co kończy się czasem pięknym łysym pasem z tyłu głowy klienta. Cokolwiek by

              się działo, listonosz Carlton Eaton zawsze otworzy list, zanim go dostarczy. Jeśli wieści są

              złe, sam ci o nich powie. W końcu lepiej usłyszeć coś takiego od swoich.

              To miasto nas posiadło, co jest i złe, i dobre zarazem. Wie o nas wszystko, o każdym

              grzeszku, sekrecie i ranie. Właśnie dlatego prawie nikt stąd nie wyjeżdża, a ci, którzy to

              zrobili, nigdy nie wrócili. Zanim poznałem Lenę, sam chciałem stąd uciec. Planowałem, że

              zrobię to jakieś pięć minut po ostatnim egzaminie w Jackson High. Zium! I by mnie nie było.

              Wtedy zakochałem się w Obdarzonej.

              A ona w zakamarkach naszego zaścianka pokazała mi inny świat. Świat, który od zawsze

              tam był, widoczny dla wszystkich, a jednocześnie dobrze ukryty. W Gatlin Leny zdarzały się

              rzeczy niemożliwe, magiczne, zmieniające życie.

              Albo je kończące.

              Kiedy zwykli mieszkańcy zajmowali się przycinaniem krzaków różanych albo

              wybieraniem robaczywych brzoskwiń z koszyka, Istoty Światła i Ciemności - każda

              4 | S t r o n a

             

              obdarzona wyjątkową i potężną zdolnością - zwierały się w odwiecznej walce. W magicznej

              wojnie domowej tak zaciekłej, że nie było nadziei, aby którakolwiek ze stron wywiesiła

              kiedyś białą flagę. Gatlin Leny było domem demonów, niebezpieczeństw i klątwy, która

              naznaczyła jej rodzinę na ponad sto lat. A im bardziej zbliżałem się do Leny, tym bardziej jej

              Gatlin zbliżało się do mnie.

              Kilka miesięcy temu nie wierzyłem, że cokolwiek może się zmienić w tym miasteczku.

              Teraz wiem więcej i żałuję, że się myliłem.

              Ponieważ od chwili, w której zakochałem się w Obdarzonej, nikt, kogo kochałem, nie był

              bezpieczny. Lena myślała, że klątwa dotyczy tylko jej. Myliła się.

              Oboje byliśmy przeklęci.

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

              5 | S t r o n a

             

             

              P i ę t n a s t y l u t e g o

              Wieczny odpoczynek

             

             

             

              Deszcz spływający z ronda najlepszego czarnego kapelusza Ammy... Gołe kolana Leny

              zapadające się w gęste błoto przy grobie... Gęsia skórka na moim karku spowodowana

              bliskością wielu pobratymców Macona - inkubów. Demonów, które żywią się snami i

              wspomnieniami śmiertelników. Kiedy tuż przed świtem, w ostatniej chwili ciemności,

              rozrywają powietrze i znikają, wydają dźwięk niepodobny do niczego na świecie. Jak stado

              czarnych kruków zrywających się z linii wysokiego napięcia w jednym momencie.

              Tak wyglądał pogrzeb Macona.

              Pamiętałem najdrobniejsze szczegóły, jakby to się zdarzyło wczoraj, chociaż trudno

              uwierzyć, że się w ogóle wydarzyło. Pogrzeby robią ludziom takie sztuczki. Zresztą życie

              chyba też. Najgorsze chwile udaje się wymazać z pamięci, ale oderwane od siebie

              przerażające detale prześladują człowieka, rozgrywając się ciągle na nowo w umyśle.

              Pamiętam Ammę prowadzącą mnie przed świtem do Pańskiego Ogrodu

              Wiecznego Odpoczynku, Lenę - zmarzniętą i rozbitą, chcącą zamrozić i rozbić wszystko

              dookoła - oraz ciemność unoszącą się w powietrzu i spowijającą połowę osób zebranych

              wokół grobu. Osób, które nigdy nie były ludźmi.

              I coś jeszcze. Coś, czego nie mogłem sobie przypomnieć. Było tam, czaiło się z tyłu mojej

              głowy. Starałem się to uchwycić od urodzin Leny, jej szesnastego księżyca. Dnia śmierci

              Macona.

              Wiedziałem tylko, że muszę to sobie przypomnieć.

             

             

              Rankiem w dniu pogrzebu było zupełnie ciemno. Jedynie słabe światło księżyca przebijało

              się przez chmury i wpadało przez okno. W moim pokoju panował chłód, ale nie obchodziło

              mnie to. Nie zamykałem okna już od dwóch dni, czyli od śmierci Macona. Jakby w każdej

              chwili mógł wpaść na krótką pogawędkę.

              Przypomniałem sobie, jak kiedyś zobaczyłem go stojącego za szybą w środku nocy.

              Wtedy odkryłem, kim był. Nie wampirem ani inną mityczną istotą z książki, lecz

              prawdziwym demonem. Takim, który mógł się żywić moją krwią, ale zamiast tego wybrał

              sny.

              Macon Melchizedek Ravenwood. Dla mieszkańców miasta był po prostu starym

              ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin