Orban nad Wisłą potrzebny od zaraz.doc

(34 KB) Pobierz
Orban nad Wisłą potrzebny od zaraz

Orban nad Wisłą potrzebny od zaraz

http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=12371&Itemid=47

- Orban przywró­cił Węgry Węgrom

Marcin Palade "Gazeta Warszawska" 11 - 17 kwietnia

Skuteczności w działaniu Wiktora Orbana polska prawica może tylko pozazdrościć. Węgierski premier bez najmniejszych problemów utrzymał przejętą cztery lata temu od centrolewicy władzę i został ob­darzony zaufaniem społeczeństwa do 2018 r.

W zakończonych niedawno wy­borach rządzący nad Dunajem Fi- desz otrzymał niespełna 45 proc. głosów, co przełożyło się na 133 mandaty. Orban nie musi się dzielić władzą z nikim, ponieważ dysponuje bezpieczną większo­ścią. Po ograniczeniu liczby po­słów budapeszteński parlament liczy bowiem 199 miejsc.

Choć no­towania Fideszu są nieco niższe (8 pkt. proc.) w stosunku do wy­borów sprzed czterech lat, to dy­stans, jaki dzieli partię Orbana od pozostałych komitetów, jest spory. Na drugim miejscu uplasował się blok lewicy i liberałów, czyli odpo­wiednika naszego SLD i Unii Wol­ności. Koalicja, na którą stawiała Bruksela i europejscy obrońcy de­mokracji, obdarzona została zaufa­niem przez 26 proc. głosujących. Przełożyło się to na 38 mandatów. Niewiele mniej dostał narodowy Jobbik, który poprawił notowania od 2010 r. i uzyskał akceptację co piątego wyborcy. Dało to 23 man­daty. Jobbik, co pokazuje mapa, był w wielu okręgach wyborczych drugą siłą polityczną. I - jak słusz­nie zadeklarowali liderzy tej par­tii - stał się najsilniejszą formacją narodową w Europie. Przez próg wyborczy prześliznęli się jeszcze Zieloni z 5 proc. i 5 mandatami.

Wynik Fideszu budzi podziw, na­wet wśród jakże wielu jego kryty­ków na Zachodzie. Orban wdrożył wielki pakiet reform, co koszto­wało Węgrów wiele wyrzeczeń. Ale był on od początku do końca akceptowany przez większość społeczeństwa. W dużym skrócie rzecz ujmując - Orban przywró­cił Węgry Węgrom. Zrobił to, co w dużej mierze mówili, a czego nie zdołali zrealizować zwolennicy IV RP w latach 2005-2007. Węgierski premier, nie zważając na pomruki z UE, w tym z Niemiec, których quasi-ekspansja kolonialna zo­stała zastopowana nad Dunajem, pokazał charakter, determina­cję, siłę i głęboki patriotyzm. Nie przestraszył się ani Międzynaro­dowego Funduszu Walutowego, ani potężnych korporacji drenu­jących bezwzględnie rynki.

Poka­zał, że jest graczem największego formatu. A ponadto doskonale ro­zumiejącym współczesną geopoli­tykę liderem niezbyt dużego kraju w środkowej Europie. Potrafił zna­leźć wspólny język z Rosją, za co spotkało go niemal potępienie ze strony rusofobicznych środowisk tzw. patriotycznej prawicy w Pol­sce. Do niedawna wielkich miło­śników węgierskiego premiera. Ostatnie tygodnie pokazały też, czym różni się „in plus" Orban od rodzimych liderów prawicy. W cza­sie, kiedy Jarosław Kaczyński stał u boku post-banderowców na Majdanie, premier Węgier analizo­wał wydarzenia pod kątem przede wszystkim korzyści dla swojego kraju i licznej diaspory węgier­skiej. Zrobił to, co nie przyszło do głowy naszym prawicowym li­derom. Kiedy parlament Ukrainy anulował niedawno ustawę języ­kową, co uderzyło w skupiska Wę­grów na Zakarpaciu, odpowiedź Budapesztu była w tej materii jednoznacznie negatywna.

„Nasi" o Polakach ze Lwowa czy Żyto­mierza, w ferworze rewolucyjnej biegunki, zapomnieli. Nie dziwi więc wynik Fideszu, jaki ta partia otrzymała wśród Węgrów poza obszarem kraju, którzy dzięki Kar­cie Węgra mogli także oddawać głos w wyborach. Orban otrzy­mał z Siedmiogrodu, Wojwodiny czy południowej Słowacji 95 proc wskazań. Bo jest ponad wszelką wątpliwość, prawdziwym patriotą, a nie patriotą internacjonalnym.

Węgierska prawica przeszła na Wę­grzech długą drogę od wzajem­nego zwalczania się, podziałów i mówienia głosem niezrozumia­łym przez większość społeczeń­stwa do wielo-nurtowej formacji konserwatystów, chadeków, kon­serwatywnych liberałów i pro-­państwowców. Wszystkie te środowiska Orban wziął pod jedne skrzydła i dał możliwość działania. Wychodząc z założenia, że wie­lość w jedności jest olbrzymim atutem i daje sporo większe moż­liwości odniesienia sukcesu niż wąskie gardło, znane nam z nega­tywnej strony nad Wisłą.

Innymi słowy Fidesz to taka koalicja PiS, Solidarnej Polski, Polski Razem Ja­rosława Gowina, Kongresu Nowej Prawicy, a nawet częściowo nielewicowej części PO. Produkt, który jest wielce deficytowy w Polsce, a jakże pożądany przez wielu roz­sądnie myślących Polaków. Ale niedostępny z winy liderów ro­dzimych partii i partyjek. No i jesz­cze jedna kwestia. Wiktor Orban, inaczej niż na przykład Jarosław Kaczyński i jego doradcy z daw­nej Unii Wolności z ich endeckimi uprzedzeniami, zrobił wszystko, by wyhodować sobie pod bokiem narodowy Jobbik. Nie zwalczał, dzięki czemu mógł przesunąć się bardziej do centrum i wypchnąć z niego lewicę i liberałów. Dzięki temu drugi raz z rzędu Orban dys­ponuje większością konstytucyjną. Jest królem.

A u nas nie będzie Bu­dapesztu w Warszawie, bo Węgrzy mają Orbana, a my wyłącznie na­dzieję, że taki nad Wisłą się wcze­śniej czy później pojawi.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin