Kim Dare - Pack Discipline 01 - The Mark of an Alpha.pdf

(1443 KB) Pobierz
T ł u m a c z e n i e :
l i l a h 0 2
B e t a :
M a ł g o s i a
Dedykacja
Dla każdego szczeniaka, który wciąż szuka dobrego pana.
T ł u m a c z e n i e :
l i l a h 0 2
B e t a :
M a ł g o s i a
Rozdział 1
"Nasz ostatni raz."
"Tak, panie."
Marsdon pogładził koniuszkami palców kręgosłup swojego niewolnika. Nigdy właściwie nie
pytał go, jak udawało mu się skrępować samego siebie, nim jego pan dołączał do niego w
pomieszczeniu na tyłach klubu. Teraz to pytanie wydawało się stratą zbyt cennego czasu.
Nienaturalny zapach mężczyzny zawładnął światem Marsdona, kiedy zbliżył się do niego
jeszcze bardziej. Przez chwilę stał nieruchomo, koniuszki jego palców spoczywały na
skrępowanym ciele mężczyzny, gdy próbował przetrawić zapach i pozbyć się go ze swoich
zmysłów.
Była to przyjemna woda kolońska, coś, co ludzki nos bez wątpienia uważałby za stonowane.
Może gdyby mężczyzna oferujący mu swoją uległość był człowiekiem, łatwiej byłoby to znieść.
Ale Marsdon cholernie dobrze wiedział, że mężczyzna przed nim był tak samo wilkiem, jak i on.
Marsdon zamknął oczy i wolną dłoń zacisnął przy swoim boku w pięść. Zapach nie mógł
ukryć rasy jego kochanka, ale idealnie ukrył jego rzeczywistą tożsamość. Było w tym wyjątkowe
okrucieństwo.
Po tych wszystkich godzinach, które razem spędzili, wiedza, że nigdy nie będzie w stanie
przejść zatłoczoną ulicą obok swojego kochanka i nie wiedzieć, że jest na wyciągnięcie ręki od
mężczyzny, który sprawiał, że krew szybciej krążyła mu w żyłach, jego fiut sztywniał, a jego serce
odnajdywało spokój... To było prawie jak tortura.
Marsdon obszedł mężczyznę, przesuwając przy tym palcami po jego boku i zatrzymał się
twarzą w... Marsdon przez kilka długich, pełnych żalu sekund wpatrywał się w skórzaną maskę,
która ukrywała większość twarzy. Przynajmniej miał odkryte usta. To było coś, za co zawsze będzie
T ł u m a c z e n i e :
l i l a h 0 2
B e t a :
M a ł g o s i a
wdzięczny.
Czerpał przyjemność z ust swojego niewolnika – w każdym tego słowa znaczeniu. Marsdon
położył dłoń na związanych żebrach mężczyzny i uniósł drugą rękę, muskając kłykciami usta
swojego kochanka.
W ciągu ostatnich kilku tygodni te wargi tyle razy obejmowały jego trzon. Niewolnik
pocałował jego kłykcie. Jego język wysunął się, by spróbować smak palca swojego pana, jakby
zbierał kropelki spermy z jego fiuta.
Marsdon obserwował chętny różowy język przy swojej skórze. Wiedza, że nigdy więcej tego
nie poczuje sprawiła, że nagle zapragnął wyryć każdy szczegół w swojej pamięci. Odsunięcie dłoni
wymagało od niego dużej siły woli
Język okrążył puste powietrze. Usta niewolnika pozostały otwarte, oczekujące. Po kilku
sekundach wargi zetknęły się, ani razu nie narzekające, że ich pan pozbawił je ich smakołyku.
Pan...
Cholerna maska, która trzymała tożsamość jego kochanka w sekrecie miała swoje rzadkie
chwile użyteczności. Wiedząc, że mężczyzna nigdy nie zauważy jego chwili słabości, Marsdon
opuścił głowę i wziął głęboki wdech. Był jego panem jeszcze przez kilka godzin. Nie było sensu
marnować czasu na żałowanie tych godzin, które mogą jeszcze z sobą spędzić.
Marsdon uniósł wzrok z powrotem do zamaskowanej twarzy i zmusił się do nie trwonienia
drogocennych sekund, żałując, że nie wie, jaki kolor oczu spojrzałby na niego, gdyby maska została
zdjęta.
"Byłeś grzeczny od naszego ostatniego spotkania, szczeniaku?" Jego głos był zbyt gruby,
zbyt szorstki z emocji. Marsdon musiał odchrząknąć, nim dokończył pytanie.
"Tak, panie."
To była prawda. Marsdon nie miał żadnego powodu, by w to wątpić. Mimo całej jego
T ł u m a c z e n i e :
l i l a h 0 2
B e t a :
M a ł g o s i a
uległości wiedział, że mężczyzna przed nim jest zbyt dumny, by skłamać. Wciąż nie mogąc
spojrzeć przez maskę i żałując, że to wszystko nie potoczyło się inaczej, Marsdon przeniósł swoją
uwagę na przyjemniejsze widoki.
Zanim przyjechał, niewolnik związał się, wypełniając co do joty precyzyjne rozkazy, które
Marsdon przekazał mu pod koniec ich ostatniej sesji. Skórzane więzy otaczały jego nadgarstki i
kostki, rozszerzając je mocno i czyniąc go bezbronnym wobec czegokolwiek, co jego pan zechce z
nim zrobić. Przyśrubowane do betonu kajdany i zwisający z sufitu pręt trzymały go w miejscu na
środku pomieszczenia.
Marsdon przesunął kłykciami po skórze mężczyzny, od przesmyku między jego
obojczykami, w dół do punktu między jego żebrami i musnął jego brzuch. Mięśnie napięły się pod
jego dotykiem.
"Wybacz, panie."
Marsdon uśmiechnął się.
"Nie bez przyczyny jesteś związany, szczeniaku. Jeśli chciałbym, żebyś kontrolował swoje
reakcje, to pozwoliłbym ci być nieskrępowanym i kazać ci podporządkować się zwykłemu
rozkazowi nieruchomego stania."
Niewolnik przełknął.
"Dziękuję ci, panie."
Głos Marsdona nie był jedynym, który stał się bardziej głęboki i zachrypnięty, niż zwykle.
Warkot w głosie mężczyzny dodatkowo potwierdzał jego tożsamość. To był wilk, bez wątpienia.
Kontynuując przesuwanie kłykciami wzdłuż brzucha swojego niewolnika, Marsdon pochylił
się do przodu i musnął jego wargi swoimi. Był to ledwie krótki dotyk, który nie miał nic wspólnego
z prawdziwym pocałunkiem.
Marsdon podejrzewał, że gdyby poddał się pokusie prawdziwego pocałunku, ich usta byłyby
T ł u m a c z e n i e :
l i l a h 0 2
B e t a :
M a ł g o s i a
Zgłoś jeśli naruszono regulamin