Title Elise - Najlepsza narzeczona.pdf
(
340 KB
)
Pobierz
ELISETITLE
Najlepsza narzeczona
przełożyła Alicja Dobrzańska
PROLOG
Kendell Morgan stanęła jak wryta, z przerażenia przestała
prawie oddychać. Lew, znajdujący się kilkanaście metrów od
niej, wyglądał na zaciekawionego, ale i głodnego.
Kendell stykała się już oko w oko z lwami, tyle że było to
w ogrodzie zoologicznym w San Francisco, gdzie pracowała
jako weterynarz. Zwierzęta były wtedy oczywiście uśpione.
Teraz żałowała, że nie posłuchała rady doktora Muntabi, który
przestrzegał ją przed samotnym wypuszczaniem się do buszu.
Spacer w rezerwacie Iambotta, w samym sercu Czarnej Afry
ki, to nie to samo, co przechadzka po miejskim skwerze.
Spróbowała sięgnąć po rewolwer, który przezornie wzięła
ze sobą. Czy jednak będzie w stanie go użyć? Patrzyła z prze
rażeniem, ale jednocześnie jak urzeczona, na oblizujące się
zwierzę. Drżącą ręką trafiła na lufę rewolweru i powolutku,
metodycznie zaczęła wydobywać go zza paska dżinsów. Wie
działa, że jeśli lew dostrzeże najmniejszy ruch, to skoczy
i pokona dzielącą ich odległość w mgnieniu oka.
W chwili, kiedy właśnie udało jej się wyjąć broń, zwierzę
odchyliło łeb do tyłu i wydało ryk tak potężny, że zadrżała,
a rewolwer wyślizgnął się z jej ręki. Poczuła, że serce uwięz-
ło jej w gardle. Popatrzyła pod nogi, ale trawa była tak wyso
ka i gęsta, że nawet nie widziała, w które miejsce upadł. To
zresztą i tak nie miało już znaczenia. Zanim zdążyłaby go
podnieść, lew pewnie byłby już w połowie posiłku.
Najlepsza narzeczona
83
Zwinny, ogromny kot zrobił krok w jej kierunku. Potem
jeszcze jeden. Nie śpieszył się, tak jakby wiedział, że po-
śpiech nie jest już konieczny. Delektował się tym, co go
czeka.
Co robić?
Jeśli będzie stała bezczynnie, to może pożegnać się z ży-
ciem. Kendell umiała szybko biegać, ale przecież nie miała
najmniejszej szansy na ucieczkę. Tak, była tylko jedna droga
ratunku, do tego bardzo niepewna - wspiąć się na najbliższe
drzewo, oddalone, niestety, o trzy metry.
Miała za mało czasu, by zastanawiać się, czy to rozsądny
pomysł. Rzuciła się w kierunku grubej akacji o delikatnych,
pierzastych liściach i zaczęła wspinać się po pniu, z trudno
ścią znajdując oparcie dla stóp.
Z dołu dobiegł ją dźwięk przypominający mlaśnięcie. Tak
bliski, jakby lew miał już zapuścić swe kły w jednym z jej
obcasów. Noga ześlizgnęła się po korze.
Boże, chyba jednak nie uda się uciec...
W pewnym momencie zwierzę zatrzymało się jednak na
chwilę i odwróciło łeb. Kendell nie wiedziała, co zaprzątnęło
jego uwagę, ale i wcale nie miała zamiaru się tym zajmować.
Korzystając z podarowanych kilku bezcennych sekund, pod-
ciągnęła się wyżej, skąd już sięgała najniższej gałęzi. Zbyt
późno jednak zdała sobie sprawę, że nie wytrzyma ona jej
ciężaru. Jeszcze chwila i usłyszała przyprawiający o dreszcz
trzask pękającego drewna. Lew też to usłyszał, znów skupił
całą uwagę na niej, na smakowitym kąsku, który lada chwila
sam spadnie mu prosto w paszczę.
Patrzyła na bestię, a oczy zalewał jej pot pomieszany ze
łzami. Nagle obok lwa dostrzegła na dole coś jeszcze. Nie, nie
coś. Kogoś. Z krzaków wyszedł mężczyzna, widziała go teraz
wyraźnie na tle popołudniowego słońca.
84
OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ...
Nie był to zwyczajny, przypadkowy mężczyzna, ale Zach
Jones, przystojny Amerykanin, który oprowadzał po rezerwa
cie grupy przyjeżdżające na fotograficzne safari. Nie wierzyła
własnym oczom, dopóki nie mrugnął do niej łobuzersko.
Tylko łobuza stać na takie zachowanie wobec kobiety
w dramatycznie beznadziejnej sytuacji!
Gałąź rozłupała się jeszcze bardziej. Z ust Kendell wyrwał
się krzyk, któremu zawtórował ryk lwa - niecierpliwy,
groźny, potężny i... nagle urwany, gdy Zach podniósł strzel
bę, wycelował i wystrzelił, wszystko to robiąc z szybkością
błyskawicy.
W następnej chwili gałąź pękła i Kendell runęła w dół.
Zamiast jednak zlecieć prosto w paszczę lwa, znalazła się
w silnych, muskularnych ramionach Zacha Jonesa.
- Sześć tygodni czekałem na tę chwilę - odezwał się
z dwuznacznym uśmiechem.
- Proszę... puść mnie. - Głos miała słaby jak szept.
- Nic więcej mi nie powiesz?
Opamiętała się. Przecież ten człowiek dopiero co uratował
jej życie.
- Dziękuję ci. Dzięki... naprawdę.
- No proszę. - Uśmiechnął się szeroko. - Jakoś zdołałaś z
siebie to wykrztusić.
Kendell zesztywniała. Nie pierwszy raz Zach zdołał ją
zdenerwować.
- Bardzo proszę, czy mógłbyś mnie puścić? Może ten lew
jeszcze żyje i można... coś zrobić.
- Podziwiam pani miłosierdzie, pani doktor. - Pochylił
się i zobaczyła, że oczy ma błękitne jak niezapominajki. -
A może wykazałaby pani trochę tego miłosierdzia w stosunku
do drugiego z tu obecnych?
Gdy napotkała jego spojrzenie, zrobiło jej się gorąco. Pró-
\
Najlepsza narzeczona
85
bowała wmówić sobie, że to wina wstrząsu, jakiego właśnie
doznała. Wyciągnęła ręce i usiłowała odepchnąć Zacha od
siebie.
- Tracimy czas, który może okazać się cenny...
- Wiesz, Kendell, przez cały dzień myślałem tylko o jed
nym. Jutro wyjedziesz i znikniesz z mojego życia. Może nig
dy już się nie zobaczymy...
- Zach, ale ten lew...
- Niech pani się nie denerwuje, pani doktor. Za kilka
godzin ten kociak dojdzie do siebie.
- Jak to?
- To był tylko nabój usypiający. Chyba nie myślałaś, że
tak sobie chodzę i bezkarnie zabijam zwierzęta?
- Myślałam... no, sądziłam... - Osłabiona i zdezorien
towana, oparła głowę o jego ramię myśląc tylko o tym, że
Zach na szczęście okazał się dobrym strzelcem.
- Czy wiesz, jaka byłaś nieostrożna, chodząc tak sama po
buszu? - napomniał ją lekko.
- Wszystko byłoby dobrze, gdyby ta cholerna gałąź wy
trzymała - odpowiedziała zaczepnie. Nie chciała przyznać, że
czuje wdzięczność do swego wybawiciela. - Zach, proszę...
- szepnęła znów nieswoim głosem.
- Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale nie mogę pozwolić ci
odejść.
- Jak to... nie możesz?
- Nie mogę- powtórzył i pochylił się ku jej twarzy.
Ich usta zetknęły się i to, czego doświadczyli, zaskoczyło
oboje. Przez sześć tygodni starali się nie zwracać na siebie
uwagi, dbali, żeby nie przydarzył im się jakiś przelotny flirt.
Przeżyte przed chwilą niebezpieczeństwo połączyło ich, rzu
ciło sobie w ramiona i całowali się teraz gwałtownie, łapczy
wie, próbując, smakując, poznając się nawzajem.
Plik z chomika:
glinka7-1987
Inne pliki z tego folderu:
Title Elise - Walentynki '96 01 - Zew twego serca.pdf
(341 KB)
Title Elise - Peter i Elizabeth.pdf
(726 KB)
Title Elise - Truman i Sasza.pdf
(583 KB)
Title Elise - Tracy i Tom.pdf
(578 KB)
Title Elise - Taylor i Ali.pdf
(668 KB)
Inne foldery tego chomika:
Talcott DeAnne
Taylor Abbie
Taylor Jennifer
Taylor Kathryn
Templeton Karen
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin