Kira Izmajłowa - Mag niezależny Flossia Naren Część 2.pdf

(1957 KB) Pobierz
K
IRA
I
ZMAJŁOWA
TŁUMACZYŁA EWA BIAŁOŁĘKA
Lublin 2011
Spis rzeczy
Rozdział 14 Tajemnice rodzinne
Rozdział 15 Kara
Rozdział 16 Delikatna sprawa
Rozdział 17 Bliźnięta
Rozdział 18 Pytania i odpowiedzi
Rozdział 19 Dwór
Rozdział 20 Błędy
Rozdział 21 Wiedźma
Rozdział 22 Zbiegi okoliczności
Rozdział 23 Szpieg
Rozdział 24 Listy
Rozdział 25 Bal
Rozdział 26 Złe wieści
Rozdział 27 Wedle zasług
Rozdział 28 Zacisze
Rozdział 29 Znalezisko
Rozdział 30 Dochodzenie
Rozdział 31 Prawda
Rozdział 32 Pożegnanie
Rozdział 14
Tajemnice rodzinne
Pragnąc możliwie przyśpieszyć podróż do stolicy, narzuciłam oddziałowi
ostre tempo. Gwardzistom również wyraźnie nudziło się w tych zapadłych lasach i
mimo że byli doskonale świadomi tego, co czekało ich po powrocie, żaden nie
zaprotestował ani słówkiem przeciw szybszej podróży. Lepiej nie przeciągać...
Ostatecznie, skoro nie wydarzyło się żadne nieodwracalne nieszczęście, mogli
liczyć na wyrozumiałość.
Gdyby nie porucznik...
– Panno Naren... – Podszedł do mnie na kolejnym postoju, wyglądając
równocześnie na zawstydzonego i nastroszonego. Siniak pod jego okiem nieco
zbladł, ale nadal prezentował się wyjątkowo okazale.
– Czego? – spytałam bez cienia uprzejmości. Towarzystwo Laurinne’a w
większych dawkach nadal było dla mnie dosyć trudne do zniesienia. Ta mieszanka
oślego uporu oraz patologicznej miłości do prawdy potrafiłaby wyprowadzić z
równowagi nawet kamienny posąg, a ja zdecydowanie nie byłam z kamienia.
– Panno Naren... znaczy... – Laurinne stremował się i zaciął na moment, ale
w końcu jednak wypalił: – Niech mi pani pozwoli na kilka godzin opuścić oddział!
Dogonię was niedługo.
– Bardzo ciekawe. – Uniosłam brwi. – Jakie pan ma sprawy w tej głuszy?
Może ukochana mieszka w pobliżu?
– Nie – odburknął. – Tu... Znaczy... Nasz majątek... Jest trzy godziny drogi
stąd.
– A, czyli o to chodzi! – Byłam naprawdę zaskoczona. Więc jednak majątek.
Laurinne mimo wszystko należał do arystokracji... Miałam wielką ochotę spojrzeć
na jego gniazdo rodowe! – Ale, poruczniku, dlaczego pan nie zaprasza w gości?
Wszyscy już mamy dość noclegów pod gołym niebem, możemy spokojnie
nadłożyć drogi i spędzić noc pod dachem. Mam nadzieję, że nie będziemy pana za
bardzo krępować?
– Nnnie... – wykrztusił młodzieniec, ale widać było, że bynajmniej nie
ucieszył się z takiego obrotu sprawy. Ciekawe, jakie rodzinne tajemnice chciał
ukryć?
– W takim razie niech pan rozkaże, żeby ludzie się zbierali – poleciłam. –
Jeśli to faktycznie trzy godziny, akurat przed zmrokiem będziemy na miejscu.
Jak można się było spodziewać, porucznik poważnie minął się z prawdą i
podróż trwała znacznie dłużej, a na dodatek droga okazała się wyjątkowo
parszywa. Chyba od bardzo dawna nikt tędy nie jeździł i niegdyś szeroki trakt
zmienił się w wąziutką ścieżynkę kluczącą wśród wzgórz. Laurinne tymczasem
robił się coraz bardziej ponury, a gdy w oddali nareszcie pokazały się jakieś
zabudowania, na jego twarzy zastygł brzydki grymas. Z jakiegoś powodu
porucznik bardzo nie chciał, by w jego domu rodzinnym pojawili się obcy ludzie.
„No cóż, każdy ma prawo do tajemnic – osądziłam. – Może po prostu wstydzi się
ubóstwa swojej rodziny. Poza tym nie da się ukryć, że dziesiątka żarłocznych
mężczyzn faktycznie może znacznie uszczuplić zawartość spiżarni... a przy okazji
również zbałamucić śliczne służące!”
– Zrobimy tak – powiedziałam, wstrzymując konia i odwracając się w
kierunku gwardzistów. Przygarbiony Laurinne chmurnie patrzył przed siebie. –
Muszę odwiedzić pewien majątek... mmm... w ważnych sprawach. Poruczniku, uda
się pan ze mną. A panowie – skinęłam na pozostałych – poczekają na nas tutaj.
Iwasie, pan dowodzi.
– Tak jest, panno Naren! – Kapral skinął głową, a jego twarz pojaśniała.
Prawdopodobnie stary żołnierz doskonale wiedział, z jakiego powodu porucznik
nie życzył sobie gości, i ucieszył się z mojej decyzji. Z kolei gwardziści w ogóle
nie mieli pojęcia, dokąd zmierzaliśmy. Majątek to majątek, kazano czekać, to będą
czekać. Tym bardziej, że noce były dość ciepłe i spędzenie jeszcze jednej pod
otwartym niebem nie było może przyjemnością, ale też nie stwarzało szczególnych
problemów.
– Ruszamy! – Machnęłam ręką na porucznika, kierując kobyłę w dół zbocza.
– Dziękuję, panno Naren – powiedział cicho, gdy konie się zrównały. –
Ale... pani...
– Poruczniku, nie mam pojęcia, co za tajemnice pan tam ukrywa – odparłam.
– Ale proszę mi wierzyć, że kompletnie mnie nie obchodzą. Po prostu chciałabym
spędzić noc pod dachem, a najchętniej w łóżku. Mam nadzieję, że przynajmniej to
jest mi pan w stanie zaoferować?
Laurinne w milczeniu pokiwał głową.
– No to świetnie – rzuciłam. – Więc proszę przestać się naburmuszać, bo
mam wrażenie, że jedzie pan nie do domu, a na własny pogrzeb.
Jak się okazało niebawem, stwierdzenie to nie było dalekie od prawdy.
Wkrótce budowla objawiła się w całej okazałości i nie udało mi się powstrzymać
gwizdnięcia. Zamek stanowczo liczył sobie niejedno stulecie – taki styl w
architekturze obowiązywał ponad pół milenium temu. O dziwo, klasyczne kształty
nie zostały zeszpecone przez późniejsze przybudówki. Chyba gospodarze mieli
dobry gust. Albo, co znacznie bardziej prawdopodobne, nie posiadali
wystarczających funduszy do przeprowadzania eksperymentów architektonicznych.
Niestety, wspaniałość gniazda rodowego Laurinne’a pozostała w bardzo dalekiej
przeszłości. Teraz prezentowało się wprost okropnie: jedna z wież wbijała się w
niebo bezsensownym ogryzkiem, a całe wschodnie skrzydło leżało w ruinie. Jako
tako zachowało się tylko skrzydło zachodnie wraz z wieżą, natomiast część
centralna wyglądała, jakby miała się w każdej chwili zawalić. Łagodnie mówiąc,
widok nie napawał optymizmem i nic dziwnego, że porucznik nie chciał
prezentować tego obcym.
Kiedy podjechaliśmy jeszcze bliżej, stało się oczywiste, że nie tak dawno
wybuchł tu pożar, i to całkiem duży, skoro spowodował zawalenie się wieży, a cała
reszta budynku była w tak opłakanym stanie. Ciekawostka...
Zauważono nas, gdy tylko wjechaliśmy na otoczony niszczejącym murem
podwórzec. Fosa dawno zarosła, a most zwodzony wyglądał, jakby go nie
podnoszono od wieków. Prawdopodobnie mechanizm już dawno się zepsuł, a
właściciel nie widział sensu w jego naprawianiu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin