Tracąc nas - rozdział 23.pdf

(2462 KB) Pobierz
0
1
Rozdział 23
2012, styczeń.
- No jak chcesz, Em. Możesz jechać z nami na zabawę – odparła Evy, opierając się o
framugę drzwi.
- Nawet nie miałabym w co się ubrać – westchnęłam z rozbawieniem.
- O to się nie martw, zawsze coś się znajdzie – powiedziała ciepło, przyglądając mi się
przez chwilę.
- Przemyślę to, okey? – Uśmiechnęłam się delikatnie, upijając łyk soku i spojrzałam na
zegarek.
Za chwilę powinien przyjść Tobby, więc byłam jak zwykle podekscytowana i trochę
podenerwowana. Nie wiedziałam jakim cudem po pół roku związku wciąż tak na niego
reagowałam, lecz kochałam to w nim. Boże, kochałam w nim totalnie, absolutnie wszystko.
Weszłam do kuchni, nalewając sobie kolejną szklankę soku i westchnęłam cicho,
opierając się o blat kuchenny. Zastanawiałam się nad tym wszystkim. Nad propozycją Evy i nad
planami, które mieliśmy z Tobiasem. W sumie właśnie po to przyjechałam poprzedniego dnia.
Mieliśmy spędzić trochę czasu razem, a potem jechać razem na lodowisko. Naprawdę lubiłam
jeździć na łyżwach. Ale lubiłam też tańczyć. Poza tym zabawa trwałaby o wiele dłużej niż
lodowisko. Z drugiej strony na tafli będę miała Tobiasa.
Jęknęłam pod nosem i upiłam kolejny łyk soku, przeczesując włosy palcami.
Przygryzłam dolną wargę, kiedy przed oczami stanął mi obraz Tobiasa z tym jego nieznacznym
uśmiechem, błękitnymi oczami i blond włosami. Poczułam jak motyki zaczęły wzbudzać się do
lotu, łaskocząc mnie swoimi delikatnymi skrzydełkami w brzuchu.
Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi i jak na zawołanie rzuciłam do nich. Evy
nawet nie próbowała się ruszyć, jedynie usłyszałam cichy śmiech z sąsiedniego pokoju, gdy
potknęłam się na kuchennym progu.
- Hej – wydusiłam, niemalże wybuchając śmiechem.
- Hej – rzucił z uśmiechem, wchodząc do środka.
Poczułam jak jego ręka oplotła mnie w talii, przyciągając bliżej niego i westchnęłam,
automatycznie kładąc dłonie na jego torsie. Smakował miętą, kawą i czymś, co zawsze
definiowałam jako jego indywidualny smak. Przymknęłam powieki, chcąc tego więcej i więcej.
Miękkość ust i zaborczość jego języka sprawiała, że zaczynało kręcić mi się w głowie pod
wpływem intensywności tej bliskości. Kiedy w końcu odsunęliśmy się od siebie, wzięłam
głęboki oddech, niemalże wybuchając przez to śmiechem.
Przez chwilę żadne z nas nic nie mówiło, po prostu patrzyliśmy na siebie w ciszy,
uśmiechając się do siebie. Wciąż byłam zauroczona tym rodzajem ciszy, który towarzyszył nam
2
od samego początku. Całkiem naturalny, zupełnie komfortowy. Po prostu cieszyliśmy się sobą,
nie czując potrzeby niczego mówić w danym momencie. To było coś, czego nie potrafiłam
osiągnąć z nikim innym. Nigdy nawet nie próbowałam. Z Tobiasem to pojawiło się samo. I było
niesamowite.
- Więc czego się napijesz? Kawa, herbata, sok..
- Sok – zawołał zdejmując buty, przez co się roześmiałam.
Wyciągnęłam szklankę z szafki, nalewając mu tego samego soku, który sama piłam przed
jego przyjściem. Czułam na sobie jego wzrok, który rozpalał każdą komórkę mojego ciała,
pobudzając te, które nie były gotowe jeszcze go tego momentu. Węzeł mocniej zacisnął się w
moim podbrzuszu, a koniuszki palców zaczęły drżeć. Musiałam wziąć się w garść.
- Chciałeś pić – powiedziałam z uśmiechem, podając mu szklankę, jednocześnie
prowadząc go do pokoju, gdzie była Evy.
- Hej – rzuciła dziewczyna z kanapy.
- Hej – odpowiedział Tobby, uśmiechając się do niej.
- Rozmawialiście już o wieczorze? – spytała przyjaciółka, spoglądając to na mnie, to na
niego.
Zaklęłam w myślach.
- O wieczorze? – spytał chłopak.
Spojrzałam na nią znacząco i chyba dopiero wtedy zorientowała się, o co mi chodziło.
Poznałam to po oczach, które nieznacznie się jej rozszerzyły i zmieszanym uśmiechu, który
wpełzł na usta dziewczyny.
- Pójdę się ogarnąć… porozmawiajcie sobie – powiedziała podnosząc się do góry. –
Sorry – szepnęła mi do ucha, kiedy przechodziła obok.
- O co chodzi z wieczorem? Myślałem, że jedziemy na lodowisko.
To nie było oskarżenie, dzięki czemu delikatnie się uśmiechnęłam. Pociągnęłam go na
kanapę, kochając jeszcze bardziej. Tobias nigdy nie podniósł na mnie głosu. Nigdy nie sprawił,
że czułam się gorzej. Miałam ochotę go pocałować, gdy uświadomiłam sobie po raz kolejny, jak
bardzo go kocham. I jak bardzo jestem wdzięczna, że jest z kimś takim jak ja. Mimo całego
bagażu doświadczeń, poranionej psychiki i humorów, których przed nim nie ukrywałam.
- Emilly, o co chodzi? – spytał łagodnie, ujmując moje dłonie w swoje.
- Nic, po prostu... Evelyn zaproponowała, że mogę jechać dziś z nimi na zabawę i
powiedziałam, że to przemyślę – westchnęłam, uśmiechając się niepewnie.
Widziałam niewyraźny grymas, który przemknął przez jego twarz. Rozczarowanie?
Zaniepokojenie? Nie byłam pewna, lecz wiedziałam jedno – chciałam aby zniknęło. Nie
chciałam tracić nawet jednej minuty z czasu, który mogliśmy razem spędzić, a do tego jeśli
dzięki temu mogłam sprawić, żeby był szczęśliwy jeszcze chwilę dłużej – nie mogłam się wahać.
Jego szczęście zawsze powinno być ponad moim własnym.
Nie chodziło o to, że sądziłam tak, ponieważ
powinnam
tak sądzić. Nigdy nie byłam
typem ascety i było mi daleko do altruizmu. Mimo to wszystko to co do niego czułam… po
3
prostu czułam wewnętrzną potrzebę aby go uszczęśliwiać. Może i mi to nie wychodziło. Może i
nie byłam dobra w tym co robiłam. Może byłam za młoda i nie wiedziałam co zrobić, aby był
szczęśliwy. Jak zachować się w pewnych sytuacjach. Co powiedzieć, co zrobić. Może i nie
byłam w tym tak dobra, jakbym chciała. Ale jedyne czego chciałam to aby mnie kochał. I aby
dawało mu to co najmniej tyle szczęścia, ile mnie.
- Idź na zabawę, jeśli chcesz – powiedział łagodnie, spoglądając mi w oczy.
- Lodowisko – szepnęłam i uśmiechnęłam się, czując jak kręcił kciukami kółka na moich
dłoniach.
- Em, jeśli chcesz, naprawdę, idź na zabawę – westchnął, uśmiechając się przy tym
delikatnie.
Kocham Cię.
- Wiem – wyszeptałam, patrząc mu czule w oczy.
***
Uśmiechnęłam się, czując nasze splecione razem palce i przymknęłam powieki,
odchylając głowę na oparcie siedzenia. Do moich uszu dobiegało miarowe warczenie silnika i
szum własnej krwi, krążącej w organizmie.
Kiedy otwierałam oczy, widziałam przed sobą czubek głowy Sama, wystający znad
zagłówka i mimowolnie mocniej zasikałam palce na dłoni Tobiasa. Nie żebym nie lubiła Sama.
Drażnił mnie. Drażnił mnie jego awers do mnie, ponieważ oprócz tego, w sumie niczego do
niego nie miałam. Z początku może się trochę bałam, ale halo – bałam się całej rodziny
Fallenów. Podobał mi się ich syn, panicznie bałam się, że zrobię na nich złe wrażenie. Kątem
oka spojrzałam na mamę Tobiasa, która siedziała za kółkiem i kiedy się spięłam, poczułam jak
chłopak zaczął rozcierać moją dłoń. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
Oczywiście, że wybrałam lodowisko. W sumie to nie był nawet wybór między
lodowiskiem, a zabawą. To był wybór między Tobiasem, a jego brakiem.
Zawsze wybrałabym Tobiasa.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, uśmiechnęłam się delikatnie widząc swoje miasto i
dobrze mi znaną okolicę. Czułam się trochę pewniej siebie, w końcu byłam na swoim terenie.
Nie mogłam powiedzieć, że wcześniej nie czułam się bezpiecznie, ponieważ – choć zabrzmi to
dość żałośnie – przy Tobiasie czułam się bezpiecznie. Mimo wszystko. Był moim szczęściem.
Moim wszystkim.
Wysiadając z samochodu, czułam wilgoć w powietrzu wywołaną bliskością rzeki i
uśmiechnęłam się, czując jak w domu. Wtedy sobie o czymś przypomniałam. Dotknęłam torebki
i zaśmiałam się pod nosem. Czułam pod palcami kształt tej rzeczy, co dodało mi trochę odwagi.
- Co jest? – spytał Tobias, trącając mnie ramieniem.
- A nic – odparłam, posyłając mu promienny uśmiech, po czym ruszyłam w stronę drzwi.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin