Legutko R., 2015-04-06 Rz, Tradycja antypolskiego stereotypu.pdf

(132 KB) Pobierz
Czy wiesz,
że
z Kyocerą ten artykuł możesz wydrukować do 5 razy
taniej? Już od 33 zł/m-c!
Więcej…
Publicystyka
Tradycja antypolskiego stereotypu
Ryszard Legutko 06-04-2015, ostatnia aktualizacja 06-04-2015 21:11
źródło:
Fotorzepa
autor: Piotr Guzik
Z jednej strony uważa się Polaków za nieudaczników, a z drugiej okłada się ich kijem francuskim czy angielskim i każe imitować
innych. Zarzuca się im bezwolność, a jednocześnie wciska do głowy bezwzględne zasady modernizacyjne, by się im
podporządkowali – pisze filozof i europoseł PiS.
Od wielu dekad w dobrym tonie jest narzekać w Polsce na Sienkiewicza, drwić z niego, wyrzucać jego powieści z kanonu lektur
akceptowanych przez znające się na rzeczy towarzystwo, obarczać odpowiedzialnością za nieszczęścia narodu polskiego. W przypadku
Prusa nigdy nic porównywalnego nie miało miejsca. Autor „Lalki" uchodzi za pisarza, którego nie wypada się czepiać, nie mówiąc już o
stawianiu cięższych oskarżeń. Pamiętam wprawdzie jakąś szaloną funkcjonariuszkę politycznej poprawności, która przed kilkoma laty
sugerowała wyrzucenie „Lalki" z listy szkolnych lektur z powodu antysemityzmu autora, ale ten apel nie podniecił nikogo poza
najgłupszymi dziennikarzami.
Wydarzeniem stał się więc krytyczny szkic o „Lalce", jaki opublikował w tygodniku „W Sieci" Jan Polkowski. Szkic spotkał się od razu z
gniewnymi czy wręcz obraźliwymi reakcjami, co stanowi zasmucający obraz naszych obyczajów. Jeśli jeden z czołowych twórców naszej
dzisiejszej literatury pisze tekst krytyczny o klasyku, to wydawałoby się,
że
polemika powinna się toczyć w tonie bardziej kurtuazyjnym, z
wolą dotarcia do prawdy. Ta brutalna reakcja ilustruje siłę
środowiskowych
stereotypów.
„Lalka", czyli co?
Polkowski, wybitny polski poeta, także autor niedawno wydanej
świetnej
powieści „Ślady krwi", okazał się też wybornym eseistą. Zbiór
„Polska moja miłość", który ukazał się w ubiegłym roku, jest hołdem złożonym polskiej duszy, poniewieranej przez zaborców i zdrajców,
ciągle się odradzającej, a jednocześnie nieustannie objawiającej słabości i załamania. Szkic o Bolesławie Prusie jest dalszym ciągiem
opowieści Polkowskiego o Polsce.
Szkic wywołał takie oburzenie, ponieważ postawił przynajmniej dwie kwestie, które nieustannie winny być stawiane, a od tego dość
dawno się odzwyczailiśmy. Pytanie pierwsze brzmi: Jak dalece pisarz
żyjący
w takim kraju jak Polska, tak długo pozbawionym własnego
głosu przez swoje i obce despotie, może oddawać się autocenzurze w opisie rzeczywistości? W szkole uczyli nas,
że
Prus napisał
powieść realistyczną, ale – dodawano jakby od niechcenia – pominął wszystkie detale związane z realiami antypolskiej polityki
rosyjskiego zaborcy. Uznaliśmy tym samym mocą przyzwyczajenia,
że
może uchodzić za mistrza realizmu ktoś, kto
świadomie
usuwa z
opisu rzeczywistości jeden z najbardziej kształtujących ją czynników.
Ale wniosek ten jest absurdalny i Polkowski nam o tym przypomniał, za co zamiast pochwał spotkały go obraźliwe okrzyki. Racja jest
jednak po jego stronie. Można było pisać o Dulskich we Lwowie początku XX wieku, jakby to działo się w niepodległej Polsce, ale już z
opisu Warszawy lat popowstaniowych zaboru rosyjskiego i terroru usunąć się nie da. A mówiąc dokładniej: usunąć oczywiście zawsze
można, ale za takie usunięcie płaci się pewną cenę. I o tę cenę zapytał Polkowski.
Weźmy „Złego" Leopolda Tyrmanda, w którym znajdujemy obraz Warszawy lat powojennych, obraz barwny, lecz bez komunistów. Wiemy
wszyscy,
że
pisanie o Warszawie powojennej bez komunistów to tak jak pisanie o Niemczech drugiej połowy lat 30. bez wspominania
Hitlera i NSDAP. To jest niemożliwe, jeśli autor ma jakiekolwiek ambicje realistyczne. „Złego" Polacy jednak polubili od razu, mimo iż
wiedzieli,
że
książka dramatycznie fałszuje rzeczywistość. Polubili ją zaś nie dlatego,
że
przedstawiała wyjątkowo akuratnie powojenną
Warszawę, lecz
że
tworzyła lub kontynuowała – wbrew rzeczywistości – warszawską legendę.
Może więc raczej powinniśmy patrzeć zarówno na „Lalkę", jak i na „Złego" końca XIX wieku, czyli jak na powieść, która przedstawia
Warszawę w realiach, w jakich chcielibyśmy ją widzieć, a nie jaką rzeczywiście była. Warszawa bez Ruskich musiała przecież jawić się
znacznie bardziej atrakcyjnie jako tło do opowieści o zakochanym kupcu niż z Ruskimi i ich terrorem, podobnie jak Warszawa powojenna
bez komunistów miała w sobie niebotycznie więcej romantyzmu i wdzięku niż Warszawa z komunistami.
Drugie pytanie, które stawia Polkowski, brzmi tak: Jeśli obraz Warszawy, a tym samym Polski pod zaborem rosyjskim jest zasadniczo
zafałszowany, to jaką wartość ma krytyka Polski i polskości, która w „Lalce" jest zawarta? Jaką wartość ma oskarżenie oparte na
całkowicie fałszywym materiale empirycznym? Można oczywiście traktować „Lalkę" – niczym późniejszego o kilka dziesięcioleci
„Wielkiego Gatsby'ego" – wyłącznie jako opowieść o nieszczęśliwej miłości i o społecznych barierach stojących na jej drodze albo, co jest
wariantem powyższego i jeszcze bardziej zwiastuje powieść Scotta Fitzgeralda, jako opowieść o nieszczęśliwej miłości mądrego
mężczyzny do skończonej idiotki. Wtedy jednak obszerne rozważania krytyczne o polskim społeczeństwie będą jedynie zbędnym
nudziarstwem. Ale tych rozważań łatwo unieważnić się nie da, bo stanowią znaczną część „Lalki", a także od niepamiętnych czasów treść
nauczania w polskich szkołach.
Surowy krytyk Polaków
Zaryzykowałbym tezę,
że
Henryk Sienkiewicz na tle Prusa przedstawia się lepiej, bo w Trylogii udało mu się wbrew cenzurze przemycić
problem zagrożenia ze strony Ruskich, sprytnie dla niepoznaki nazwanych Septentrionami i Hiperborejczykami. Kto czyta uważnie
Trylogię, ten natychmiast zauważy,
że
sytuacja polityczna Polski, zewnętrzna i wewnętrzna, przedstawiona jest w sposób znacznie
bardziej zróżnicowany i bliższy rzeczywistości, niż twierdzą zastępy nieznających książki krytyków. Powiedziałbym nawet,
że
pod wieloma
względami jest Sienkiewicz w swojej diagnozie bardziej realistyczny niż sławny w podręcznikach ze swojego realizmu Prus.
Wokulski u Prusa – co każdy czytelnik „Lalki" wie – nie jest przecież wyłącznie opętanym amorami facetem w
średnim
wieku,
wykonującym rozmaite finansowo absurdalne gesty wobec rodziny i znajomych ukochanej – ale także surowym recenzentem polskości.
Jego krytyka polskiego społeczeństwa jest bez wątpienia także krytyką kierowaną do Polaków przez samego autora. Polkowski twierdzi –
i w tej kwestii ma rację –
że
sporo z tych zarzutów Wokulskiego jest nie tylko niemądrych, ale także wpisują się w niedobrą polską
tradycję antypolskiego stereotypu tak drogiego sercu dzisiejszych intelektualistów.
Ten stereotyp jest przykro przewidywalny: gdy się pojawia krytyk, to musi on od razu być choćby trochę antyklerykałem, a przede
wszystkim musi Polsce stawiać za wzór inne kraje oraz upatrywać ratunek w rozwoju cywilizacyjno-technologicznym. Uwagi
Wokulskiego/Prusa na temat Francji, dokąd bohater zostaje wypchnięty przez przyjaciół i obojętność ukochanej, by bez wysiłku zarobić
kolejne dziesiątki tysięcy rubli, są właściwie
śmieszne
w swoim naiwnym entuzjazmie. Prus dobrodusznie naigrawa się z miłośników
Napoleona jako zbawcy Polski i
świata,
a sam całkowicie szczerze popada w entuzjazm dla francuskiej machiny społeczno-państwowej.
Nie wspomnę już wiary w cudowne skutki rozwoju nauki – w rodzaju metalu Geista, czy „maszyn latających", które miały uczynić ludzi
lepszymi.
Jest u Prusa jeden wątek krytyczny, który zawsze robił na mnie wrażenie. Prus sugeruje czytelnikowi,
że
Polacy są narodem niezdolnym
do wewnętrznej organizacji,
że
tutaj nic się nie może udać, bo w końcu instynkt autodestrukcyjny rozłoży każde przedsięwzięcie. Nie
deprecjonuję tego zarzutu, bo zbyt wiele faktów z historii Polski ostatnich kilku wieków, także czasów najnowszych, może go potwierdzać.
Prus podobnie jak później Władysław Reymont w „Ziemi obiecanej" pokazuje, jak polski kapitał kapituluje i traci wpływy, a także jak
Polacy na własne
życzenie
przegrywają rywalizację ekonomiczną, a na dłuższą metę państwową. I niezależnie od nieobecności czynnika
rosyjskiego w powieści to pytanie o głębsze przyczyny naszych klęsk na różnych polach i o skłonność autodestrukcyjną pozostaje,
niestety, aktualne.
Ale ten zarzut – właściwie zabójczy, jeśli okazałby się w niemałej części prawdziwy – został utopiony w antyarystokratycznych obsesjach
autora i w zapatrzeniu we wzory zagraniczne i potęgę cywilizacyjnego rozwoju. Jest w tych diagnozach poważna sprzeczność, którą
dostrzegam u Prusa, a także u jego dzisiejszych kontynuatorów, niestety, o znacznie mniejszych talentach literackich i o odpowiednio
większej arogancji intelektualnej.
Rozczarowująca diagnoza
Ta sprzeczność polega na tym,
że
z jednej strony uważa się Polaków za nieudaczników, a z drugiej okłada się ich kijem francuskim czy
angielskim i każe imitować innych. Z jednej strony zarzuca się im bezwolność, a z drugiej wciska do głowy bezwzględne zasady
modernizacyjne po to, by się im podporządkowali. Jedno wyklucza drugie: albo poczujemy własną wolność, indywidualną i zbiorową, i
odniesiemy sukces jako Polacy, albo będziemy naśladować innych i wtedy przez kolejne dziesięciolecia lub stulecia pozostaniemy w
stanie półdrzemki.
I dlatego czytana dzisiaj „Lalka" jest pod względem krytycznej diagnozy polskości rozczarowująca. Zbyt wiele jest w niej dobrze znanych
wątków takiej krytyki, o których już wiemy,
że
nie mają dużej siły wyjaśniającej, lecz same należeć powinny do materii krytykowanej. Zbyt
mało jest do odkrycia w „Lalce" rzeczy nowych i
świeżych
w spojrzeniu na polskie problemy. Czytamy tę książkę ciągle z wielką
przyjemnością, ale zdumieni odkrywamy,
że
to, co w niej kiedyś uważano za niezwykle przenikliwe, nigdy specjalnie przenikliwe nie było.
Piszę „my", choć, jak
świadczy
ostatnia reakcja na tekst o „Lalce", liczba mnoga nie jest do końca wskazana. To spojrzenie na „Lalkę"
zawdzięczamy Janowi Polkowskiemu. I za to uważni czytelnicy polskiej literatury i analitycy duszy polskiej powinni mu być wdzięczni.
Autor jest profesorem filozofii, komentatorem dzieł Platona, publicystą i politykiem Prawa i Sprawiedliwości. W 2007 roku w rządzie
Jarosława Kaczyńskiego był ministrem edukacji narodowej. Były sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.Jest
posłem do Parlamentu Europejskiego
Rzeczpospolita
©
Wszystkie prawa zastrzeżone
Żadna
część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w
jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji)
włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją, fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie -
bez pisemnej zgody Gremi Business Communication. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody
Gremi Business Communication lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione pod groźbą kary i może być
ścigane
prawnie.
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami "Regulaminu korzystania z
artykułów prasowych" zamieszczonego na stronie www.rp.pl/regulamin i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem
zamieszczonym na stronie www.rp.pl/licencja
Czytaj także
Zlecenie z Polski,
wykonawcy z
Ukrainy
Polacy kupują za
bezcen dzięki
'Dziwacznemu'
systemowi zakupów
"Kommiersant" o
"blondynce, która
chce być
prezydentem Polski"
Przegląd prasy:
Między prawami
pracodawców i
pracowników
Zgłoś jeśli naruszono regulamin