UCIECZKA Z PIEKŁA - WSPOMNIENIA SATANISTY - ksiazka.pdf

(590 KB) Pobierz
ukształtowana. Bardzo zależy nam na tym abyście
nas zrozumieli i spełnili naszą prośbę.
Z poważaniem
redakcja NoName
PRZEDMOWA
Lucas
SATANIZM DZISIAJ
mówi ksiądz Jürgen Hauskeller
- Nie wierzę w ani jedno słowo napisane w tej
książce. Taki problem nie istnieje, a już na pewno
nie w Niemczech.
Takie będą przypuszczalnie państwa wrażenia po
przeczytaniu tej książki.
Przed dwoma laty zareagowałbym pewnie w
ten sam sposób po podobnej lekturze. Wtedy to, w
kwietniu 1993 roku, w moim mieście
Sonderhausen, trzech licealistów zamordowało
Sandro B. trzej sprawcy i krąg ich przyjaciół przez
lata mieli poprzez filmy wideo, literaturę i muzykę
kontakt z ideologią satanistyczną. Istnieje bowiem
subkultura, która propaguje, przede wszystkim
wśród młodzieży, idee satanizmu za pomocą
obrazu, książek i taśm.
Podczas procesu przeciwko mordercom Sandro
B. sędziowie stwierdzili,
że
wpływ satanizmu miał
decydujące znaczenie dla zmiany osobowości
sprawców i doprowadził w rezultacie do
popełnienia tego przerażającego czynu. A i tak w
Sonderhausen ujawnił się satanizm we
wcześniejszym stadium rozwoju.
Nic nie przemawia za tym,
że
zamordowanie
Sandro B. miało związek z obrzędem rytualnym,
będącym częścią czarnej mszy. Popełniony czyn
nie był więc morderstwem rytualnym.
Stwierdzeniu,
że
satanizm w Sonderhausen jest
wynalazkiem mediów i prasy, jednoznacznie
zaprzeczają fakty i dowody przedstawione podczas
procesu w sali sądu w Mühlhausen. Wstrząsające
było odkrycie, jak duże niebezpieczeństwo stanowi
ideologia satanistyczna i do jakich nieszczęść może
doprowadzić, nawet w tak nierozwiniętej postaci,
ze słabą strukturą organizacyjną i naiwnie
prowadzonymi rytuałami, ale za to z podłożem
ideologicznym i silną osobą przywódcy.
Badania przeprowadzone jesienią 1994 roku
przez Instytut Psychologii przy Uniwersytecie im.
Fryderyka Schillera w Jenie wśród uczniów szkół
średnich
w Turyngii wykazały,
że
35,5 procent
młodzieży miało kontakt z praktykami
okultystycznymi. Większość podawała jako
przykład: wróżenie z kart i ruchów wahadełka,
wirowanie talerzyków. Do uczestnictwa w czarnych
mszach przyznał się jeden procent młodzieży, co
oznacza,
że
dwa tysiące uczniów w Turyngii
zetknęło się z satanizmem. Wyniki tej ankiety
pokrywają się z liczbami z Nadrenii Palatynatu, a
więc sytuacja w innych krajach związkowych może
być podobna. Nauczyciele i kuratorzy potwierdzają,
- "Ucieczka z piekła.
Pamiętnik satanisty."
Tytuł orginału - Vier Jahre Hölle und zürück
Przekład: Marta de Laurans
Copyright © 1995 by Gustav Lübbe Verlag GmbH,
Bergisch Gladbach
Copyright © for the Polish edition by Agencja praw
Autorskich i Wydawnictwo "Interart", Warszawa
1996
Copyright © for the Polish translation by Maria de
Laurans
KOMENTARZ od NoName
(
http://noname.zum.pl/noname/content/ucie
czka/index.php3?spis
)
Satanizm... Czym jest? Religią czy po
prostu chęcią czynienia zła. Czy jest ktoś, kto
potrafi odpowiedzieć na to pytanie? Czy ktoś z nas
zetknął się z tą najbardziej podziemną, okrutną i
chorą odmianą satanizmu? Raczej nie... Jest wielu,
którzy określają się mianem satanistów. Mówią,
że
satanizm sam w sobie nie jest zły. Mówią,
że
wszyscy się mylą... Być może mają rację... Lecz
istnieją także inni sataniści. Ludzie, którzy pod
płaszczykiem tej wiary dają upust swym chorym
pragnieniom,
żądzom.
Chęci zadawania bólu,
posiadania władzy, zabijania. Znajdują
usprawiedliwienie dla swych czynów i chorej
natury właśnie w kulcie Szatana...
Przedstawiamy Wam książkę - pamiętnik
satanisty. Człowieka, który wpadł w sidła sekty
czcicieli Szatana. Ludzi chorych, okrutnych, nie
znających litości. Chcemy pokazać Wam dzieje
młodego chłopaka, który przez długi czas nie
mogąc uciec przed satanistami, bojąc się o własne
życie,
pozwolił zmienić się w okrutnego potwora.
Zmuszono go do okropnych rzeczy, zniszczył
życie
swoje i ludzi, na których najbardziej mu zależało.
Pozwolił sterować swoimi czynami, wykonywał
rozkazy ludzi, którzy chcieli wykorzenić w nim
wszelkie uczucia. Miłość, przyjaźń, współczucie...
coś takiego nie mogło dla niego istnieć.
Pozostawała mu tylko nienawiść, spustoszona
psychika i ogromne poczucie winy spowodowane
czynami, do których został przymuszony...
Jednak zanim rozpoczniecie lekturę, chcielibyśmy
o coś Was prosić. Książka ta, ze względu na swoją
tematykę nie powinna być czytana przez osoby
młode, których psychika nie jest jeszcze w pełni
-1-
że
zjawisko satanizmu jest przede wszystkim znane
wśród uczniów szkół licealnych i zawodowych.
Powody są różne i nie można podać jednej
przyczyny. Czar magii, siała złych mocy, ideologia
zapewniająca przewagę, wymagająca hartu ducha i
posługująca się przemocą jest nieprawdopodobnie
ekscytująca, tajemnicza i bardzo przyciąga
niektórych młodych ludzi.
W ciągu ostatnich dwóch lat zapoznałem się ze
zjawiskiem satanizmu w jego całkiem jeszcze innej
formie. Poznałem osobiście Łukasza, który dzieli
się w tej książce swoimi przeżyciami. Bardzo mnie
wówczas poruszyła jego historia. Już teraz wiem,
że
jest prawdziwa i nie stanowi wyjątku.
Rozmawiałem również z Marlies, która zajęła się
Łukaszem w czasie, kiedy opuścił grupę
satanistyczną i która napisała posłowie do tej
książki. Łukasz nie był jedynym, który szukał u
niej pomocy i rady. Marlies opiekuje się także
innymi, którzy usiłują odejść bądź też odeszli już
od satanizmu.
Specjaliści zajmujący się fenomenem satanizmu
w Niemczech potwierdzili realność wspomnień
spisanych w tej książce. Istnieje w Niemczech silne
środowisko
satanistów zorganizowane na wzór lóż,
z powiązaniami międzynarodowymi. Podczas
obrzędów popełniane są przestępstwa i dochodzi
nawet do morderstw oraz składania w ofierze nowo
narodzonych i nie narodzonych dzieci. Niezależnie
od tego, czy można akceptować każdy szczegół
zamieszczonej w tej książce relacji, cała działalność
satanistów, z ich brutalnością i perwersją,
odpowiada rzeczywistości. To
środowisko
nie jest
już przystanią dla zabłąkanej młodzieży, lecz polem
działania dorosłych z prawie wszystkich grup
zawodowych i społecznych. Jest wielce
prawdopodobne,
że
nowych członków rekrutuje się
spośród młodzieży, która w okresie dojrzewania,
poszukując wzorców
życia,
uległa ideologii
satanistycznej.
Pytanie, które pojawia się po lekturze tej
książki, brzmi: Jak to się dzieje,
że
dochodzi do
takich rzeczy i nie ingeruje w nie państwo, policja i
prawo? Przecież są popełniane przestępstwa,
gwałcone kobiety i mordowani ludzie! To nie może
ujść bezkarnie. Aparat
ścigania
powinien się tym
poważnie zająć!
Jak wynika z doświadczenia, wykrycie sprawców w
tym przypadki jest wyjątkowo trudne. W grupach
satanistycznych obowiązuje
ścisłe
dotrzymywanie
tajemnicy. Chcącym odejść od grupy zagraża się
śmiercią.
Z tego powodu zmieniono w tej książce
nazwy miejscowości i imiona postaci. Sądy,
ścigając
przestępstwa tego typu, wymagają
rzetelnego materiału dowodowego, przedstawienia
ofiar i
świadków.
Z tego powodu nie powiodły się
do tej pory próby ukarania winnych. Przez kraje
skandynawskie, a zwłaszcza Norwegię, przeszła w
ostatnich latach fala satanizmu. Ginęli ludzie,
ponad dwadzieścia kościołów zostało spalonych.
Prawo było bezsilne.
Słowo "bezradność" najwierniej określa
sytuację w Niemczech. Kiedy poszkodowany
zgłasza się na policję i chce złożyć zeznania o
działalności satanistów, zostaje z reguły odesłany,
ponieważ nikt nie wierzy jego relacji. W
najlepszym razie protokół ląduje w segregatorze.
Nierzadkie jest zjawisko,
że
ludzie chcący złożyć
zeznanie o przestępstwach popełnianych przez
satanistów są wyśmiewani, ponieważ urzędnicy
uznają ich opowieści za niewiarygodną bzdurę.
Wiedza społeczeństwa na temat satanizmu, jako
ugrupowania okultystycznego prowadzącego
działalność przestępczą, jest jeszcze bardzo mała.
Przyczyną jest nieświadomość, obojętność i brak
chęci do poznania wszystkich tych okropieństw.
Pojedyncze wydarzenia pobudzają na krótko opinię
publiczną, tak jak proces w Stanach Zjednoczonych
przeciwko sataniście Charlesowi Mansonowi i jego
zwolennikom. W 1969 roku zamordowali oni w
bestialski sposób ciężarną aktorkę Sharon Tate
Polański, jej czterech gości i małżeństwo z
sąsiedztwa.
Przed paroma laty, z inicjatywy
poszkodowanych i pod wpływem opinii publicznej,
odbyła się w angielskiej Izbie Gmin debata na
temat przestępstw i wykroczeń popełnianych przez
grupy satanistyczne. W wyniku debaty powołano
specjalną komisję przy Scotland Yardzie. Jak do tej
pory jest to jedyny przypadek poruszenia tego
społecznego i międzynarodowego problemu, w
wyniku którego podjęto decyzje polityczne.
Także politycy w Niemczech powinni poszukać
rozwiązań, które pomogłyby ochronić obywateli
przed zagrożeniem ze strony satanistów.
Pierwszym krokiem jest zapoznanie aparatu
policyjnego i sądowniczego z ideologią i
praktykami grup satanistycznych w celu lepszego
zrozumienia i poznania problemu. Przyczyniłoby
się to również do zwrócenia większej uwagi na
występowanie tego zjawiska. W ten sposób
stworzono by podstawy zaufania, ośmielające
poszkodowanych i chcących odejść od grupy
satanistycznej do składania zeznań i wyrażenia
zgody na ich protokołowanie.
Pocieszające jest,
że
istnieje sieć poradni, grupy
założone z inicjatywy poszkodowanych i punkty
informacji o sektach, które służą pomocą, radą,
wsparciem oraz danymi na temat tego zjawiska.
Dotknięci działalnością sekt i ich bliscy powinni
zwrócić się do tego typu instytucji.
Przede wszystkim jednak zadaniem społeczeństwa
jest rozpoznawanie i zwalczanie niebezpieczeństwa
grożącego od strony satanizmu. Może to nastąpić
dzięki dostatecznej informacji i uświadomieniu
tego problemu. To zadanie należy głównie do
szkół, organizacji młodzieżowych, kościoła i
rodziców. Musi temu towarzyszyć
ściganie
-2-
sprawców, co leży już w gestii organów
ustawodawczych, policji i sądownictwa.
- Nie wierzę w ani jedno słowo z tej książki. Takie
zjawisko nie istnieje, a już na pewno nie w
Niemczech.
Takie będą przypuszczalnie państwa wrażenia po
przeczytaniu tej książki.
Jest to jednak prawda. Nawet jeżeli nam nieznana,
niedostępna i tylko czasami przedostająca się do
opinii publicznej. Nawet jeśli wydaje się
nieprawdopodobna i niepojęta, treść tej książki jest
częścią otaczającej nas rzeczywistości.
ROZDZIAŁ 1
To znowu on, mężczyzna z nożem. Jakieś dziesięć,
dwanaście metrów ode mnie. Stałem na wielkim
placu, w tle którego widać było wysokie domy
odcinające się od pomarańczowoczerwonego,
wieczornego nieba. Z czarnych, rozproszonych
chmur mżył deszcz. Bruk pokryty był zwłokami.
Ciałami ludzi. Zdawało się,
że
nikt ich nie
dostrzega. Ludzie w pośpiechu przecinali plac, tak
zajęci własnymi sprawami,
że
nawet nie zauważyli
deszczu, który barwił ich parasole na czerwono.
Mężczyzna z nożem powoli zbliżał się do kobiety.
Jego biała, splamiona krwią koszula przykleiła się
do ciała. Ciemne, mokre kosmyki włosów opadały
na twarz. Z końcówek włosów kapała krew.
Mężczyzna zatrzymał się przed rudowłosą kobietą
w czerwonej sukience. Wiedziałem, co się teraz
stanie. Nie mogłem jednak nic zrobić. Nic. Moje
ciało odmówiło posłuszeństwa tylko przyglądałem
się. Bez ruchu. Wstrzymałem oddech. Stopy, jakby
przyklejone do asfaltu, trzymały mnie w miejscu.
Język przywarł do podniebienia. Chciałem ostrzec
tę kobietę, usiłowałem krzyknąć, ale ze zdławionej
krtani nie dochodził
żaden
dźwięk. Nie da się więc
niczemu zapobiec. Powoli, prawie czule,
mężczyzna wepchnął nóż między
żebra
kobiety.
Młode ciało bezgłośnie osunęło się na ziemię pod
jego stopy. Morderca z obojętną pogardą ominął
martwą kobietę.
Jego ostatnia ofiara. Czy wszyscy ludzie na
placu byli
ślepi?
Czy nie widzieli, co tu się
wydarzyło? Powietrze stało w miejscu i upiorna
cisza zalegała na placu.
Nikt nic nie zauważył. Ale ja, ja to widziałem.
Miałem wrażenie,
że
zaraz się uduszę. Chciałem
uciec, zebrałem wszystkie siły, ale nie mogłem
ruszyć się z miejsca. Morderca wodził wzrokiem,
szukając czegoś... I nagle zjawił się przede mną, z
ustami wykrzywionymi w uśmiechu, patrząc na
mnie surowym, zimnym i pustym wzrokiem.
Widziałem oczy człowieka pozbawionego uczuć.
Zamierzył się na mnie nożem. Spokojny i pewny
zwycięstwa. Bezradny, czekając na
śmierć,
wpatrywałem się w błyszczące ostrze - nie, nie!
Obudziłem się z krzykiem. Oblany zimnym
potem, z sercem walącym jak młot, drżałem.
Wszystko minęło. Uciekłem. Jeszcze raz udało
mi się obudzić, zanim zdążył mnie zabić. Znam ten
sen dobrze. Chyba nigdy się do niego nie
przyzwyczaję. Towarzyszy mi od piętnastych
urodzin. Od dnia, kiedy stałem się wyznawcą
Szatana.
Dorastałem w różnych domach. Mając
jedenaście lat zwróciłem się do Urzędu Opieki nad
Nieletnimi z prośbą o skierowanie do internatu.
Tak, ja sam. Pragnąłem wtedy tylko jednego,
odejść z domu. Od mojego wiecznie cuchnącego
alkoholem, tureckiego ojczyma, który bił nas bez
najmniejszego powodu. Od mojej tchórzliwej,
niepewnej siebie matki, nigdy nie mającej własnego
zdania i nie potrafiącej obronić swoich pięciorga
dzieci przed jego złym humorem i
niesprawiedliwością.
Z okazji moich piętnastych urodzin dostałem
dwa dni urlopu. Tak jakbym kiedykolwiek
obchodził urodziny. O prezentach i przyjęciach
urodzinowych słyszałem tylko od kolegów z klasy i
dzieci z sąsiedztwa.
Ale dobrze, miałem w takim razie wolne. Całe
dwa dni, które chciałem jakoś wykorzystać.
Zdecydowałem się pojechać do mojej siostry.
Mogłem u niej nocować, kiedy kierownictwo domu
zezwalało mi na wyjście. Wychowawcom było
jednak obojętne, kiedy i czy w ogóle się tam
pojawiałem. Nikt o to nie pytał. Podobnie jak w
poprzednie urodziny poszedłem do pierwszej
lepszej dyskoteki, zafundowałem sobie piwo i
piłem za swoje zdrowie. W złym humorze i
wściekły z powodu gównianych urodzin,
siedziałem przy barze popijając piwo. Tego
wieczoru miałem tylko jedno
życzenie
i jeden cel.
Sprowokować kogoś i pobić. Po prostu przywalić
jakiemuś dupkowi. Wyładować na kimś całą
nagromadzoną nienawiść, rozczarowanie i smutek,
który dławił mnie w gardle jak wielka klucha. Bić,
znęcać się, zadawać ból - to by mi dobrze zrobiło.
Poczułbym się lepiej na widok skomlącego
zwijającego się z bólu gnojka. Bić - tego nauczyłem
się, kiedy jeszcze byłem mały. Od mojego
nieopanowanego ojczyma i później w internacie od
starszych chłopców. Tłuczono i bito mnie tak
długo, aż stałem się na tyle duży i silny,
żeby
się
bronić.
W takim nastroju znalazł mnie Piotrek, kumpel
z sąsiedztwa, z czasów kiedy jeszcze mieszkałem z
"rodzicami".
- Wiem, czego ci trzeba - stwierdził - chodź ze
mną! Spotykam się zaraz z paroma przyjaciółmi na
seansie spirytystycznym.
Słyszałem już o tej zabawie, siada się przy
stoliku i wywołuje jakieś duchy. Po co. Nie mam na
to chęci, ale może to ciekawsze niż stanie tu
samemu w dyskotece. Poszedłem wiec.
W samochodzie Piotrka szybko spostrzegłem,
że
nie jedziemy do jego domu, ale w kierunku
zabudowań fabrycznych.
- To niespodzianka - uspokoił mnie.
-3-
Zaparkował samochód na skraju lasu, przed
terenem fabryki.
Szliśmy dalej drogą przez las,
świecąc
latarkami. Była lodowata, gwiaździsta, zimowa noc
i tylko wąski sierp księżyca rzucał słabe
światło.
Pod nogami skrzypiał
śnieg.
Im dalej zagłębialiśmy
się w las, tym bardziej czułem się nieswojo.
Zadawałem Piotrkowi dociekliwe pytania.
Odpowiadał zdawkowo:
- Będziesz się dobrze bawić. Chciałeś przecież
kogoś pobić. Wierz mi, trafiłeś
świetnie!
Po wyjściu z lasu Piotrek prowadził mnie
żwirowymi
drogami i starymi torami kolejowymi.
Czołgaliśmy się nawet przez rury, aż wreszcie
wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Nagle nie
byliśmy już sami. Zauważyłem dziesięć, może
piętnaście osób. Niektóre z nich tworzyły
niewielkie grupki. W ciemnościach za nimi
spostrzegłem podłużny, mający może trzy metry
wysokości magazyn. Przed nim, po prawej stronie,
płonęło osłonięte ognisko. Wodę poczułem, zanim
jeszcze zdążyłem ją usłyszeć i zobaczyć. Obok
magazynu płynęła szemrając mała rzeczka. Kiedy
zbliżyliśmy się do zgromadzonych, zauważyłem
ich dziwne stroje. Wszyscy ubrani byli w długie,
brązowe habity, a na głowy mieli zarzucone
kaptury. W tych strojach przypominali mnichów.
Mnisi? Tutaj! Chociaż było już dosyć późno,
schodziło się coraz więcej ludzi. Wielu było
ubranych zwyczajnie. Ci, zaraz po przyjściu,
znikali w magazynie. Kilka postaci w habitach
rozmawiało przytłumionym głosem na zewnątrz
budynku, inne kręciły się niespokojnie. Zdawało
się,
że
wszyscy na coś czekają ale na co? Piotrek
pociągnął mnie za rękaw,
żeby
przedstawić
zamaskowanemu człowiekowi, który oddalił się od
grupy i podszedł do nas. Jego beżowy habit wraz z
narzutką w kolorze kasztanowym, przypominającą
wyglądem kamizelkę, ciągnął się lekko po ziemi i
widać było tylko ręce zarysowujące się pod
materiałem. Ogromny kaptur skrywał twarz i
jedynie przez dwie wąskie szparki można było
zobaczyć białka jego oczu. Czułem się coraz
bardziej nieswojo.
- To jest Łukasz - przedstawił mnie Piotrek. -
Znamy się jeszcze z dzieciństwa.
Potem dodał coś dla mnie zupełnie
niezrozumiałego.
- Mistrz rozpoznał w nim sprzymierzeńca. Będzie
bardzo pomocny w budowie jego królestwa.
A głos spod kaptura odpowiedział:
- Przyszedł na
świat
jako chrześcijanin. Dzisiaj
połączy się z zaświatami.
Zaświaty? Co to ma znaczyć? Co to za bzdura?
Przez głowę przelatywały mi tysiące myśli i pytań.
Co ja mam wspólnego z zaświatami? Czy to
oznacza,
że
chcą mnie zabić? On chyba zwariował!
Muszę stąd zwiewać!
Zamaskowany mężczyzna przeszył mnie
wzrokiem. Czy zauważył moją panikę? Po chwili
jednak odwrócił się i odszedł. Zwróciłem się do
Piotrka, szukając pomocy.
- Nie bój się, uspokój i poczekaj. Zostań tutaj, ja
zaraz wrócę - wyszeptał.
Zostałem sam. Przez głowę gorączkowo
przelatywała myśl, czy nie zaryzykować i nie uciec
do pobliskiego lasu. Po prostu zwiać. Właściwie
okazja po temu była znakomita, gdyż wydawało
się,
że
nikt nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi.
Mimo to czułem się obserwowany. Cholera! Każdy
najmniejszy krok po tej posypanej
żwirem
i
przykrytej
śniegiem
ziemi będzie tak głośny,
że
cały plan pójdzie na marne. Wszyscy natychmiast
spostrzegą,
że
chcę zwiać. Zrezygnowałem z
ucieczki i stałem w miejscu, czując się tak samotny,
jak jeszcze nigdy w
życiu.
Wrócił Piotrek. Miał na sobie także brązowy
habit, dokładnie taki, jak wszystkie te niesamowite
postacie stojące w rzędzie przed bocznym wejściem
do magazynu.
- O co chodzi? Jak ty wyglądasz? Wylądowałem w
jakiejś sekcie, czy co! - chciałem koniecznie
wiedzieć.
Jego głos brzmiał obco, kiedy odpowiedział:
- Sam zobaczysz. Teraz bądź cicho.
Ustawiliśmy się w kolejce za ostatnim
człowiekiem w habicie. Każdy z pseudo mnichów
przed nami niósł pod lewą pachą książkę, a w
prawej ręce coś na kształt różańca. Na nim
zawieszony był odwrócony do góry nogami krzyż z
kości. Grupka przeszła w skupieniu przez hale,
mamrocząc niezrozumiałe dla mnie słowa, które
brzmieniem przypominały modlitwę. A w tylnych
szeregach tego dziwnego pochodu maszerowałem
ja, z bijącym szybko sercem, jako jedyny ubrany w
dżinsy i kurtkę, nie mając pojęcia, o co w tym
wszystkim chodzi.
Wnętrze hali kryło się w migotliwym
świetle
rozlicznych
świec.
Trzeba przyznać,
że
był to
niesamowity widok, ale tylko na pierwszy rzut oka.
Około trzydziestu ludzi w habitach, oświetlonych
jedynie płomieniami
świec,
ustawiło się w półkolu
przed stołem z potężnych betonowych płyt. Było to
coś w rodzaju ołtarza, ponieważ wisiał nad nim
duży, odwrócony górną częścią do dołu, krzyż z
kości. Dokładnie taki sam jak te małe krzyże na
różańcach. Obeszliśmy ołtarz i zamknęliśmy krąg.
Ukradkiem przyjrzałem się ludziom, ale nie
mogłem rozpoznać, czy habity skrywały mężczyzn,
czy kobiety. Nagle Piotrek wyciągnął mnie z kręgu
wprost przed ołtarz.
Przedmioty, które leżały na stole, wcale mi się
nie podobały. Na samym
środku
marmurowego
podestu stał złoty kielich w kształcie czaszki. Obok
niego znajdowała się mała złota miseczka i butelka
po winie, wypełniona czymś gęstym i
ciemnoczerwonym. Chyba nie krwią? Po prawej i
lewej stronie leżały starannie poukładane różne
noże i sztylety. Do każdego rogu masywnego blatu
przymocowany był ciężki,
żelazny
łańcuch.
-4-
Łańcuchy zakończone były szerokimi,
regulowanymi kajdanami, jakie widuje się
właściwie tylko na filmach grozy, w scenach tortur.
- Nie wyjdziesz stad
żywy!
- w mojej głowie
panował chaos i przerażenie, a ręce pociły się ze
zdenerwowania. Dłonie w kieszeniach kurtki same
złożyły się w pięści. Na czole i nad górną wargą
ukazały się kropelki potu.
- Weź się w kupę, tylko nie daj po sobie poznać
strachu - powtarzałem sobie w duchu. Jednocześnie
zastanawiałem się intensywnie, co ja takiego
zrobiłem Piotrkowi,
że
mnie w to wplątał. Zresztą i
tak było za późno na pytania.
Za ołtarzem otworzyły się drzwi i weszło przez
nie czterech wysokich, barczystych mężczyzn. Byli
ubrani w czarne habity i mieli na plecach biały
znak. Chociaż ich twarze także ukryte były pod
kapturami, wydali mi się w budowie ciała i
postawie szczególnie groźni. Za nimi wszedł
mężczyzna w beżowym habicie. Był to kapłan,
który powitał mnie tak tajemniczo na początku.
Podszedł do ołtarza, a za nim czterej olbrzymi,
najprawdopodobniej ochroniarze. Teraz kapłan stał
dokładnie naprzeciwko mnie. Dzielił nas jedynie
blat stołu. Nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi.
Wpatrywałem się z uwagą w ciemnoczerwony
płyn, który przelewał ostrożnie, prawie czule z
butelki do kielicha w kształcie czaszki. Później
podniósł oburącz kielich nad głowę i znów
wymamrotał formułkę w obcym języku,
przypominającą modlitwy łacińskie w kościele.
Pierwsze słowa, które zrozumiałem, brzmiały:
- Jest w naszym kręgu chrześcijanin, który chce
połączyć się z zaświatami. W imię Szatana, Jego
Ekscelencji...
Jego słowa docierały do mnie jak zza mgły. Po
prostu nie mogłem uwierzyć. A wiec to sataniści!
Otaczali mnie sataniści! Niezłe gówno. Ładny mi
seans spirytystyczny! Z czoła spływał mi zimny
pot, utrudniał widzenie i szczypał w oczy. Miałem
pietra, i to wielkiego. Nie odważyłem się otrzeć
potu dłońmi. Ochroniarze wyglądali zbyt groźnie.
Niespodziewanie pojawił się przede mną, on,
kapłan:
- Chrześcijanin musi zostać oczyszczony -
usłyszałem jego glos. Chciałem zrobić krok w tył,
ale nie mogłem się ruszyć. Jakaś nieznana siła
trzymała mnie w miejscu. Stał tak blisko przy mnie,
że
nasze ciała prawie się dotykały. Przez wąskie
szpary na oczy
świdrował
mnie bezlitosnym
wzrokiem. Miałem wrażenie,
że
przenika w głąb
mózgu i wypełnia całe moje ja, zgadując każdą
myśl.
- Ta krew cię oczyści - powiedział i podniósł
kielich do moich ust. Złość rosła we mnie z minuty
na minutę i czułem nieodpartą chęć, aby walnąć go
w twarz z całą wzmożoną przez strach siłą. Zamiast
tego odwróciłem tylko głowę. Jeśli już nie mogłem
bić, chciałem stawiać bierny opór. Najlepiej jak
umiałem. Nie miałem najmniejszego zamiaru pić z
tej trupiej czaszki, zwłaszcza
że
stało się dla mnie
jasne,
że
to wcale nie jest czerwone wino.
Nie miałem jednak szans. Dwaj ochroniarze
przyszli mu na pomoc. Przytrzymali mnie mocno.
Jeden chwycił za kark z taką siłą,
że
myślałem,
że
mi go złamie. Musiałem wypić.
Była to krew. Z obrzydzenia prawie zwróciłem
pierwszy łyk. Mimowolnie połknąłem drugi, resztę
wypiłem bez przymusu. Już się nie bałem, wstręt
minął, czułem w ustach tylko smak wody.
- Jest oczyszczony, wśród chrześcijan nie ma już
dla niego miejsca - ogłosił kapłan. - Od teraz masz
służyć Szatanowi, Lucyferowi, który jest naszym
Panem.
Odwrócił się i zdjął z ołtarza małą złotą
miseczkę wypełnioną krwią. Zanurzył w niej kciuk,
wypowiedział kilka tajemniczych formułek i
rozkazał,
żebym
podszedł.
Zrobiłem to. Zrozumiałem,
że
wszelki opór nie
ma sensu. Pojąłem,
że
tę noc przeżyję jedynie
zgadzając się na wszystko. Nie była to grupa
młodzieży zafascynowanej okultyzmem. To byli
dorośli ludzie. Szaleni i niebezpieczni. Dalej
odprawiając nade mną egzorcyzmy, kapłan
malował zanurzonym we krwi kciukiem znak
odwróconego krzyża na moim czole, nosie, brodzie
i na krtani. Potem zostałem uwolniony. Mogłem
ukryć się wśród anonimowego wiernych.
Następne godziny przeżyłem jak we
śnie.
Cała
ta msza ciągnęła się nieskończenie długo. Kapłan
prowadził monolog po łacinie, co chwila wzywając
Szatana. Wierni modlili się, klękali, modlili i znów
klękali. Całą wieczność musieliśmy wytrzymać
klęcząc na kamiennej podłodze. Robiłem to co inni,
żeby
tylko się nie wyróżniać. Wszystko mi
zobojętniało. Straciłem poczucie czasu, prawie już
nie miałem czucia w kolanach i w nogach. Moje ja
znajdowało się w jakimś dziwnym odurzeniu,
czułem się jednocześnie lekki i ciężki. Słowa
kapłana i ciche modlitwy zebranych pobrzmiewały
w mojej głowie. Pogłos jak podczas uroczystej
mszy w kościele. Spojrzałem do góry,
żeby
się
upewnić,
że
jednak nie jestem w kościele o
wysokim sklepieniu. Nade mną był tylko płaski
sufit hali.
Kręciło mi się w głowie i zbierało na wymioty.
Czy podali mi jakieś narkotyki? Może chcieli mnie
uzależnić? Ponownie zacząłem się bać. Czułem się
chory, rozbity i było mi słabo. Drżałem i
przelatywały mi po plecach zimne dreszcze. Ze
strachu? Z zimna? Nie miałem pojęcia. Ta okropna
msza nie miała końca. Obojętnie obserwowałem,
jak kapłan ponownie napełnia kielich. Naczynie
wędrowało po sali z rąk do rąk. Każdy z obecnych
podnosił je do ust i upijał z niego po łyku. Kapłan
podniósł glos i zrozumiałem jego następne słowa:
- Zbliża się czas ofiarowania!
Po wszystkich tych przeżyciach myślałem tylko
o jednym - przyszła kolej na mnie. W tym
momencie doszło do moich uszu rozpaczliwe
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin