2014_01_w.pdf

(4982 KB) Pobierz
Dodatek dzieciêcy DP¯ 1_2014
Psalm Roxany S.
Mi³ujê Pana, bo On mnie umi³owa³
Wybaczy³ grzechy moje
On ska³¹ i zbawieniem moim
Niech wywy¿szone bêdzie imiê Jego
I wychwalane na wieki
1
Mo¿e wczoraj, mo¿e nie…
Za miasteczkiem, któ¿ wie gdzie…
Prosto z domku tu¿ przy lesie
Wiatr historiê tak¹ niesie.
Dziêcio³
Tak
c
z
y
o
wak
o
w
a
k
R
od
z
i
n
a
N
Mój dziadek pasjonuje siê ró¿nymi ptakami ozdobnymi. Po jego
ogródku spaceruj¹ dumnie kolorowe kaczory i kaczki, koguty i
kurki ró¿nej wielkoœci i ró¿nego koloru. S¹ indyki, g¹ski, perliczki,
ba¿anty i pawie. S¹ i inne, których nie potrafiê nazwaæ. Chodz¹
sobie po ogrodzie, skubn¹ trochê trawki, trochê ziarnek z takiego
wielkiego karmnika, popij¹ wod¹ z oczka wodnego i dumnie
paraduj¹, chwal¹c siê swoim ubarwieniem. Kolory rzeczywiœcie
maj¹ przepiêkne, œliczne pióra, grzywki albo grzebienie.
Móg³bym je tak ogl¹daæ godzinami. Ale nawet pomimo
posiadania tylu ptaków dziadkowi jeszcze jest ich ma³o. Zacz¹³
budowaæ budki lêgowe dla dzikich ptaków. Zaprosi³ mnie w³aœnie
do siebie, ¿ebym pomóg³ wieszaæ je na drzewach. S¹ przeró¿ne,
jedne takie zwyk³e, proste, a inne o dziwnych, nieokreœlonych
kszta³tach.
– Dziadziu, tyle zrobi³eœ tych domków, ¿e jak bêd¹ wszystkie
zasiedlone, to te dzikie ptaki wyjedz¹ ca³e jedzenie z karmnika
twojej ptasiej mena¿erii.
– Niebój, niebój – odpar³ dziadek. – Wiêkszoœæ z nich ¿ywi siê
robakami ró¿nego rodzaju. Muszki, komary, jakieœ ma³e motylki,
to ich najwiêkszy przysmak.
– Nooo, jak siê tu wszystkie zlec¹, to przecie¿ zabraknie im
komarów i muszek, no i bêd¹ chyba g³odowaæ – wzruszy³em
ramionami.
2
– Ka¿dy du¿y i ma³y
lataczek znajdzie swój
najwiêkszy przysmaczek –
za¿artowa³ dziadek,
przybijaj¹c kolejn¹ budkê. –
To bêd¹ moi najwiêksi
sprzymierzeñcy w
ogrodzie. Moja ptasia
armia.
– Bo wy³api¹ wszystkie
komary?
– Komary to nic w porównaniu do much i muszek, motyli i
motylków, które sk³adaj¹ na moich drzewkach owocowych i
ozdobnych ró¿ne, ró¿niste jajeczka, z których wylêga siê
mnóstwo g¹sienic i robali. One potem pa³aszuj¹ liœcie, m³ode
pêdy, owoce albo kwiaty. To najwiêksi wrogowie ka¿dego
ogrodnika.
– To te ptaki bêd¹ w twoim imieniu z nimi walczyæ? – zapyta³em.
– I to ciê¿kim orê¿em – uœmiechn¹³ siê dziadek. – Swoimi
dziobkami bêd¹ je zbieraæ i zanosiæ swoim wiecznie g³odnym
pisklêtom. A gdzie bêd¹ szukaæ, skoro tu maj¹ najbli¿ej?
Szybko uporaliœmy siê z rozwieszaniem ptasich domków.
Mocuj¹c je, zauwa¿y³em, ¿e jedne domki mia³y du¿e otwory
wejœciowe, inne mniejsze, a jeszcze nastêpne - bardzo
malutkie.
– Dlaczego to tak? –
spyta³em zdziwiony.
– Ka¿dy domek jest dla
innego gatunku ptaków –
wyjaœni³ dziadek. – Jeœli
nie zrobi³bym otworów
ró¿nej wielkoœci,
wszystkie budki zajê³yby
szpaki. Maj¹ na tyle si³y, ¿e
nie pozwoli³yby osiedliæ
siê tym najmniejszym, jak
sikorki bogatki, pleszki czy
mazurki, a ja chcia³bym je
mieæ wszystkie w swoim
ogrodzie.
3
– A po co dziadkowi tu szpaki? Przecie¿ jak dopadn¹ dojrzewaj¹cych
czereœni, to tylko pestki bêd¹ strzelaæ – stwierdzi³em.
– Tak, to prawda. Jednak zanim dopadn¹ owoców, musz¹ wychowaæ
m³ode pisklaki. Czereœni jeszcze nie ma, wiêc teraz zbieraj¹
robaczki, bo co innego dadz¹ im jeœæ?
– No, raczej jab³ek im te¿ nie przynios¹, bo jeszcze niedojrza³e –
zamyœli³em siê.
– No, raczej – uœmiechn¹³ siê dziadek i wyjaœni³ coœ jeszcze. –
Robale s¹ najwiêksz¹ przyczyn¹ spustoszenia w sadach, wiêc
po¿ytek z ptaków jest wiêkszy od szkód, które wyrz¹dz¹. Robale,
które one wyzbieraj¹, zniszczy³yby wiêcej owoców od zasiedlonych
tutaj ptaków, a jak dobrze przypilnujemy, to i my bêdziemy mieli
owoce, i one co nieco.
– Nie mia³em pojêcia, ¿e dzikie ptaki mog¹ byæ tak po¿yteczne dla
nas. Myœla³em, ¿e tak sobie tylko lataj¹, ³adnie wygl¹daj¹ i czasem
potrafi¹ piêknie zaœpiewaæ rankiem.
Ptasie domki bardzo szybko zosta³y zajête przez ptaki. Gdy
przychodzi³em do dziadka z wizyt¹, zasiadaliœmy na ³awce
naprzeciw drzew, na których je wieszaliœmy. Ptaki uwija³y siê przy
swoich m³odych, przynosz¹c raz po raz pe³ne dzioby smako³yków
piszcz¹cym ma³ym ¿ar³okom. Wieczorem i wczesnym rankiem
odwdziêcza³y siê dziadkowi, wyœpiewuj¹c swoje trele. By³o co
pos³uchaæ. Lecz m³ode szybko doros³y i opuœci³y domki.
Pewnego piêknego popo³udnia siedzieliœmy w cieniu drzew,
zajadaj¹c pyszny babciny placek i popijaj¹c mocno sch³odzonym,
œwie¿ym sokiem jab³kowo-marchewkowym. Ocieraliœmy co chwila
czo³a z potu, bo skwar by³
wielki. Wtem do
powieszonych przez nas
ptasich domków przylecia³
dziêcio³. Penetrowa³
wszystkie po kolei, ale nie
móg³ do ¿adnego wleŸæ, bo
otwory do nich by³y za ma³e.
W koñcu wybra³ jedn¹ budkê i
zacz¹³ t³uc swoim dziobem
wokó³ ma³ego otworu, aby go
powiêkszyæ. Wióry furga³y jak
spod du¿ej pi³y do drewna.
4
– Oj! – krzykn¹³em i zas³oniliœmy z dziadkiem rêkami szklanki z
sokiem, ¿eby nasze napoje nie by³y z wiórowym dodatkiem.
Dziêcio³ bardzo szybko upora³ siê z otworem, powiêkszaj¹c go do
swojego rozmiaru. Wpakowa³ siê do budki
i wystawi³ tylko swój czarno-bia³y ³ebek
z czerwonym ko³nierzykiem na karku.
– He, he, ale to œmiesznie wygl¹da, tak jakby ktoœ przyklei³ na
budkê okr¹g³e zdjêcie z g³ow¹ ptaka, albo jak
u zegarmistrza zegar z kuku³k¹, tylko dyndade³ nie ma pod ni¹ –
zaœmia³em siê.
Od czasu do czasu dziêcio³ krêci³ z niepokojem t¹ g³ow¹, jakby siê
czegoœ bardzo obawia³.
– Oj, oj! Bêdzie siê coœ dzia³o, oj, bêdzie dzia³o – westchn¹³
dziadek. – Trzeba bêdzie siê przygotowaæ, ¿eby nas te¿ nie
zaskoczy³o.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin