Deveraux Jude - Trylogia Panien Młodych z Nantucket 01 - Prawdziwa miłość.pdf

(2320 KB) Pobierz
Deveraux Jude
Trylogia Panien Młodych z Nantucket
01
Prawdziwa miłość
Morzu na wieki
Prolog
Jared Montgomery Kingsley
Nantucket
– Ma się zjawić w piątek – wyjaśnił Jared w odpowiedzi na pytanie Caleba, swojego
dziadka. – Wyjadę wcześniej i będzie lepiej, jeśli podczas jej pobytu w ogóle nie będę się tu
pokazywał. Poproszę kogoś, żeby odebrał ją z promu. Wes ma u mnie dług wdzięczności za
projekt garażu, więc może to zrobić. – Jared przesunął dłonią po twarzy. – Jeśli nikt po nią nie
wyjdzie, to jeszcze zniknie w jakimś zaułku i nikt jej nigdy nie zobaczy. Porwie ją jakaś zjawa.
– Zawsze miałeś bogatą wyobraźnię – powiedział Caleb. – Ale w tym przypadku mógłbyś
ją powściągnąć i zdobyć się na odrobinę życzliwości. Chyba że w waszym pokoleniu życzliwość
jest towarem, który wyszedł z mody.
– Życzliwości? – Jared stłumił złość. – Ta kobieta ma przejąć mój dom na cały rok i siłą
mnie z niego wyrzuca. Z mojego domu. A dlaczego? Bo jako dziecko zobaczyła ducha. Po
prostu. Konfis­kuje mój dom, bo być może teraz, już jako dorosłej, uda jej się zobaczyć coś,
czego inni nie widzą. – W jego głosie słychać było bunt.
– To dużo bardziej skomplikowane i dobrze o tym wiesz – odrzekł dziadek spokojnie.
– Słusznie. Nie wolno mi przecież zapominać o tych wszystkich tajemnicach, prawda?
Począwszy od tego, że Victoria, matka tej dziewczyny, ukrywa przed własną córką, że od
dwudziestu lat przyjeżdża na naszą wyspę. No i jest też Wielka Tajemnica Kingsleyów, która
domaga się rozwikłania. Już dwieście lat szukamy odpowiedzi na pytanie, które dręczy naszą
rodzinę od czasu, gdy…
– Dwieście dwa.
– Słucham?
– Szukamy odpowiedzi od dwustu dwóch lat.
– Oczywiście. – Jared usiadł z westchnieniem na jednym ze starych krzeseł. Jego rodzina
zbudowała ten dom w 1805 roku i przez cały czas miała go w swoim posiadaniu. – Od dwustu
dwóch lat nie udało się nam wyjaśnić tej tajemnicy, ale z jakichś niepojętych przyczyn dokona
tego obca osoba.
Caleb stał z rękami splecionymi za plecami i wyglądał przez okno. Letni sezon dopiero
się zaczynał, ale ruch był coraz większy. Niedługo nawet spokojne uliczki będą zapchane
samochodami zderzak w zderzak.
– Być może zagadki nie udało się rozwikłać dlatego, że nikt się tym porządnie nie zajął.
Nikt nie próbował naprawdę… jej odnaleźć.
Jared przymknął na chwilę oczy. Po śmierci jego ciotecznej babki Addy przez wiele
miesięcy próbowano wypełnić pozostawiony przez nią testament. Mówił on, że pewna młoda
kobieta, niejaka Alixandra Madsen, która odwiedziła ten dom raz, w wieku czterech lat, ma
w nim zamieszkać na rok i podjąć próbę rozwikłania rodzinnej tajemnicy – o ile oczywiście
będzie chciała. Testament Addy stwierdzał wyraźnie, że Alixandra nie ma obowiązku prowadzić
jakichkolwiek poszukiwań. Zamiast tego może spędzać czas, żeglując, obserwując wieloryby
albo robiąc dowolną z tysiąca rzeczy, które mieszkańcy Nantucket mieli do zaoferowania
straszliwej liczbie turystów najeżdżających latem ich wyspę.
Gdyby chodziło tylko o rodzinną tajemnicę, Jared jakoś by sobie z tym poradził, ale
utrzymywanie w sekrecie wydarzeń z całego życia innych ludzi przekraczało jego możliwości.
Oszaleje, jeśli przyjdzie mu pilnować, by ta młoda kobieta nie dowiedziała się, że jej matka
Victoria Madsen każdego lata przyjeżdżała do domu ciotki Addy, by przez miesiąc zbierać
informacje do swoich popularnych powieści historycznych. Wziął głęboki oddech. Może
powinien zmienić taktykę.
– Nie rozumiem, dlaczego to zadanie otrzymał ktoś przyjezdny. Tu nie da się rzucić
harpunem, żeby nie trafić w kogoś, kto należy do rodziny mieszkającej na wyspie od wieków.
Gdyby sprawą zajął się ktoś miejscowy, wzywanie tej dziewczyny nie byłoby konieczne.
Tajemnica zostałaby wyjaśniona, a Victoria nie musiałaby ujawniać swoich sekretów.
Przerwał, widząc spojrzenie dziadka. Na ten temat wszystko już zostało dawno
powiedziane.
– Niech będzie – odezwał się znowu. – Jeden rok, a potem ta dziewczyna wyjedzie
i wszystko wróci do normalności. Odzyskam swój dom i swoje życie.
– Chyba że do tego czasu dowiemy się, co się stało z Valentiną – powiedział Caleb cicho.
Jareda irytowało, że sam jest zły, a jego dziadek zachowuje spokój. Wiedział jednak, jak
to zmienić.
– Mógłbyś mi jeszcze raz powiedzieć, dlaczego droga ciotka Addy nie szukała twojej
kochanej Valentiny?
Przystojna twarz dziadka natychmiast spochmurniała. Jak niebo przed sztormem.
Wyprostował się jeszcze bardziej, wysuwając pierś do przodu.
– Z tchórzostwa! – ryknął głosem, który zwykł budzić w ludziach lęk. Ale Jared słyszał
go przez całe życie, więc nie zrobiło to na nim wrażenia. – Z czystego tchórzostwa! Adelaide
bała się, co się stanie, gdy pozna prawdę.
– Bo to by znaczyło, że jej ukochany duch zniknie i zostawi ją samą w tym wielkim,
starym domu – dodał Jared, krzywiąc się. – Poza tym uchodziła tu za dziedziczkę fortuny, którą
przyniosło rodzinie mydło Kingsley. Pieniądze za mydło rozpłynęły się już dawno, ale ty, ciotka
Addy i Victoria znaleźliście sposób, żeby ocalić dom, prawda? I tylko mnie się nie podobało, że
wymaga to publicznego prania brudów naszych przodków.
Caleb znów wyjrzał przez okno.
– Jesteś gorszy niż twój ojciec. Nie masz najmniejszego szacunku dla starszych.
I zapewne wiesz, że Adelaide napisała ten testament za moją radą.
– Oczywiście. Wszystko załatwiono bez konsultacji ze mną.
– Wiedzieliśmy, że się nie zgodzisz, więc po co było pytać?
Jared nie odpowiadał, więc dziadek odwrócił się, żeby na niego spojrzeć.
– Skąd ten uśmiech?
– Masz nadzieję, że ta dziewczyna ulegnie czarowi romantycznej opowieści o duchu
Kingsleyów, prawda? Tak to sobie zaplanowałeś – powiedział Jared.
– Skądże znowu! Przecież ona zna się na tej… Jak to się na­zywa?
– A skąd ja mogę wiedzieć? Mnie się o nic nie pyta.
– Pajęczyna? Nie, sieć. Zna się na sieci, więc może wszystko sprawdzić.
– Jeśli chcesz wiedzieć, to ja też znam się na internecie i mogę cię zapewnić, że nic tam
nie ma o Valentinie Montgomery, którą próbujesz odnaleźć.
– To było bardzo dawno temu.
Jared wstał z krzesła i podszedł do dziadka. Razem patrzyli przez okno na turystki, które
już zaczęły pojawiać się na wyspie. Różniły się od mieszkanek Nantucket jak delfiny od
wielorybów. Zabawnie było patrzeć, jak w butach na wysokich obcasach potykają się na kocich
łbach.
– Jak ta dziewczyna ma znaleźć coś, czego nam się znaleźć nie udało? – spytał Jared
spokojnym głosem.
– Nie wiem. Po prostu mam takie przeczucie.
Jared miał podstawy sądzić, że jego dziadek kłamie albo coś przed nim ukrywa. Istniało
dużo więcej powodów, dla których Alix Madsen na cały rok przejmowała dom Kingsleyów, ale
Caleb ich nie zdradzał. Jared wiedział doskonale, że usłyszy całą historię dopiero wtedy, gdy
dziadek zechce ją opowiedzieć.
Nie zamierzał się jednak poddawać. Jeszcze nie teraz.
– Są pewne rzeczy, których o niej nie wiesz.
– Wobec tego powiedz mi o wszystkim – odparł Caleb.
– Rozmawiałem w zeszłym tygodniu z jej ojcem, który uważa, że jego córka jest teraz
w złej formie.
– Z jakiego to powodu?
– Była zaręczona czy coś takiego, ale zerwali ze sobą.
– W takim razie będzie jej się tutaj podobało – stwierdził dziadek. – Jej matka uwielbia
naszą wyspę.
– Tylko że ona akurat nie wie, że jej matka przyjeżdża tu co roku. – Jared z trudem
opanowywał złość. Machnął ręką. – Nieważne. Tak czy inaczej niedawno zerwała ze swoim
chłopakiem albo narzeczonym. A wiesz, co to oznacza, prawda? Będzie smutna i zapłakana,
będzie się objadać czekoladą, a potem zobaczy…
– Ducha.
– Właśnie – potaknął Jared. – Wysokiego, przystojnego, wiecznie młodego ducha, który
okaże jej współczucie, będzie szarmancki, czarujący i w którym ona się zakocha.
– Tak myślisz?
– Tak myślę. Będzie przedstawicielką kolejnego pokolenia kobiet gotowych porzucić
prawdziwe życie dla pustego.
Caleb zmarszczył brwi.
– Adelaide nigdy nie chciała wyjść za mąż, a jej życie bynajmniej nie było puste.
– Jeśli uważasz, że towarzyskie spotkania przy herbatce cztery razy w tygodniu mogą
dawać spełnienie, to owszem, jej życie nie było puste.
Caleb spojrzał z wściekłością na wnuka.
– W porządku. – Jared podniósł ręce. – Nie mam racji. Wiesz, jak bardzo ją kochałem.
Podobnie jak cała wyspa, która nawet w połowie nie wyglądałaby tak jak dzisiaj, gdyby nie
ciężka praca cioci. – Wziął głęboki oddech. – Ale ta dziewczyna jest po prostu inna. Nie należy
do naszej rodziny. Nie przywyk­ła do duchów, rodzinnych tajemnic ani liczących sobie dwieście
dwa lata legend. Nie jest przyzwyczajona do skrzypiących, starych domów ani do wysp, na
których możesz kupić sobie żakiet za tysiąc dolarów, ale nie znajdziesz sklepu z bawełnianą
bielizną.
– Przywyknie. – Dziadek odwrócił się do niego z uśmiechem. – A może ty jej w tym
pomożesz?
Na twarzy Jareda odmalowało się przerażenie.
– Przecież wiesz, kim ona jest i czego będzie ode mnie chciała. Wiesz, że ona chce
zostać… chce zostać…
– Wyduś to wreszcie z siebie! – krzyknął Caleb. – Kim ona chce zostać?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin