Hudson Jan - W dobrej wierze.pdf

(359 KB) Pobierz
Jan Hudson
W dobrej wierze
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Matt Crow ujrzał najprawdziwszego anioła. W gruncie
rzeczy nie było w tym nic dziwnego, albowiem zdarzyło się to
w małym kościółku w mieście Akron w stanie Ohio. Matt
strzepnął niewidzialny pyłek z klapy smokingu i nerwowo
przestąpił z nogi na nogę. Nowiusieńkie buty zaskrzypiały
ostrzegawczo. Nie zrażony tym Crow wlepiał oczy w
nieziemskie zjawisko. Nie widział niczego tak pięknego, od
kiedy opuścił Teksas.
Przestał zwracać uwagę na tłum weselnych gości i
rozbrzmiewającą wokół muzykę organową. Nie zauważył
nawet panny młodej, prowadzonej do ołtarza.
Niebiańska istota, w którą tak uporczywie się wpatrywał,
ubrana była w pąsową suknię. Wpadające przez witraże
słoneczne światło skupiało się nad głową dziewczyny niczym
złota aureola. Długie rzęsy rzucały cień na alabastrowe
policzki. Spod opuszczonych nieco powiek spoglądały oczy w
kolorze chabrów. Matt otworzył usta i zastygł tak na dłuższą
chwilę.
Przerażona Eve Ellison kurczowo ściskała bukiet, jakby
był jej ostatnią deską ratunku. Dlaczego zgodziła się zostać
druhną? Ze wszystkich sił próbowała się wykręcić od tego
obowiązku, lecz jej siostra, Irish, była nieugięta.
-
Eve, nie zachowuj się jak dzikuska. Już w dzieciństwie
postanowiłam, że będziesz druhną na moim ślubie.
-
Mam prawie metr osiemdziesiąt wzrostu i nienawidzę
słodkich sukieneczek z falbankami. Mogę upiec ciasto albo
ułożyć kwiaty. Nie wymagaj ode mnie, żebym paradowała
przed tłumem ludzi w kreacji żywcem przeniesionej z
„Przeminęło z wiatrem". To ty uchodziłaś zawsze za piękność,
a poza tym lubisz być w centrum zainteresowania - wyrzuciła
z siebie Eve jednym tchem.
Irish ujęła się pod boki i przybrała groźny wyraz twarzy.
Eve Ellison, nie wiem, skąd przyszły ci do głowy te
bzdury. Jesteś ode mnie o wiele piękniejsza.
-
Jasne, ciekawe tylko, dlaczego od roku nikt nie zaprosił
mnie na randkę?
-
Dlatego, że wszyscy mężczyźni w Cleveland są ślepi. A
mówiąc poważnie, wydaje mi się, że odstręcza ich nie tyle
twój wygląd, co charakter. No i... mogłabyś coś zrobić ze
swoimi włosami.
-
A co z nimi jest nie w porządku? - warknęła Eve.
-
Wyglądasz, jakbyś się nie czesała od tygodni, a poza tym
dlaczego związujesz tę zmierzwioną szopę sznurowadłem?
-
Jeszcze jakieś uwagi, siostrzyczko? - Eve hardo uniosła
głowę.
-
Nie malujesz się, nosisz powyciągane ciuchy. Co ty
próbujesz udowodnić?
Eve niczego nie udowadniała, po prostu nie
przywiązywała wagi do swojego wyglądu. To Irish zawsze
uchodziła za piękność, natomiast ją ceniono za zalety umysłu.
Obie siostry były bardzo bystre, lecz różniło je podejście do
życia. Irish interesowała się modą, sztuką makijażu i życiem
towarzyskim. Eve wolała przeczytać w tym czasie książkę lub
popracować w ogródku, nie przejmując się połamanymi
paznokciami.
Wreszcie Irish udało się namówić siostrę na wspólny
wypad do Nowego Jorku. Towarzyszył im doktor Kyle
Rutledge, narzeczony Irish. Eve wróciła z tej wyprawy
zupełnie odmieniona. Nowa fryzura, pomalowane paznokcie,
twarzowy makijaż i szkła kontaktowe. Teraz, krocząc do
ołtarza w idiotycznej sukni z falbankami, miała wrażenie, że
wszyscy patrzą tylko na nią.
Gdy wreszcie odważyła się trochę unieść oczy, napotkała
wlepiony w siebie wzrok. Mężczyzna przyglądał jej się wprost
bezczelnie. Eve miała ochotę zapaść się pod ziemię.
-
Odruchowo skuliła ramiona, lecz nowy stanik, niczym
średniowieczne narzędzie tortur naszpikowany drutami,
uniemożliwił jej przyjęcie obronnej pozycji.
Zdesperowana, uniosła głowę i odpłaciła natrętowi
pięknym za nadobne.
Musiała jednak przyznać, że było na co popatrzeć. Facet
był wysoki, ciemnowłosy i barczysty.
To pewnie Matt Crow, kuzyn Kyle'a, pomyślała Eve.
Mrugnął do niej i dziewczyna o mały włos nie zagrała mu
w odwecie na nosie. Na szczęście rozległy się pierwsze
dźwięki marsza weselnego. Eve musiała wrócić do swoich
obowiązków.
Matt nie mógł oderwać wzroku od druhny. Doszedł do
wniosku, że musi być młodszą siostrą Irish. Za żadne skarby
świata nie mógł sobie przypomnieć jej imienia.
Gdy Kyle wreszcie pocałował żonę i ceremonia miała się
ku końcowi, Matt marzył tylko o jednym: by jak najszybciej
znaleźć się na weselu i porozmawiać ze świeżo pozyskaną
kuzynką. Z niesmakiem patrzył, jak ten cholerny szczęściarz,
Flint Durham, podaje jej szarmancko ramię. Matt ścisnął
boleśnie rękę stojącego tuż obok Kima Devlina i spytał
rozgorączkowany:
- Jak ma na imię siostra Irish?
- Eve. Piękna z niej dziewczyna, prawda? - zauważył Kim
z uśmiechem.
Matt usiłował dopchać się do panny Ellison, lecz cała
grupa bohaterów ceremonii otoczona była przez natrętnych
fotografów i nie było mowy o spokojnej rozmowie. Modlił się,
żeby jego starszy brat, Jackson, nie zwrócił uwagi na Eve. Na
szczęście był on jednak zajęty podrywaniem innej druhny,
ciemnowłosej piękności o imieniu Olivia.
Jackson, przywoławszy na usta leniwy uśmiech pewnego
siebie zdobywcy, objął towarzyszącą mu kobietę w pasie i
czule nachylił się do jej ucha. Olivia spojrzała na niego jak na
nieokrzesanego pastucha i wycedziła przez zęby:
- Po raz ostatni powtarzam, że nie jestem zainteresowana.
Jeśli natychmiast mnie nie puścisz, przetrącę ci paluchy.
Matt był szczęśliwy, że brat dostał wreszcie nauczkę. Ten
szczęściarz zawsze otrzymywał wszystko, o czym tylko
zamarzył. W przeciwieństwie do Marta, który jednak szybko
porzucił rozmyślania na temat niesprawiedliwości losu i skupił
całą swą uwagę na Eve.
Nie potrafiłby powiedzieć, czym go tak zauroczyła.
Oczywiście była piękna, ale świat pełen jest pięknych kobiet.
Otaczała ją aura niewinności, co sprawiało, że Matt
podświadomie zapragnął chronić ją przed całym światem.
Wiedział, że ta kobieta nie jest dla niego. To było jasne jak
słońce.
A jednak, gdy tak na nią patrzył, miał ochotę dosiąść
najdzikszego konia, porwać Eve i uciec z nią daleko stąd.
Eve wolałaby umyć okna w całym mieście, niż pozować
do tej idiotycznej fotografii. Zwłaszcza że obok stała Irish,
która przyćmiewała wszystkich swoją urodą. Już kiedy były
małymi dziewczynkami, ludzie zawsze szczerze dziwili się, że
niepozorna Eve jest młodszą siostrą tej pięknej panny Ellison.
Na skutek takich uwag Eve przepłakała wiele nocy.
Trzeba zresztą przyznać, że była trochę przewrażliwioną na
swoim punkcie nastolatką.
Wiedząc, że nigdy nie dorówna siostrze urodą,
postanowiła odnosić sukcesy na polu naukowym.
Była na tyle mądra, by wiedzieć, iż uroda szybko
przemija, a w życiu tak naprawdę liczy się co innego: rozum,
wykształcenie, wartości duchowe. Szkoda tylko, że prawdę tę
znacznie łatwiej jest zaakceptować ludziom w podeszłym
wieku, natomiast gdy ma się naście lat, sprawa wygląda
zupełnie inaczej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin