L.L.A. - S.M.W.L. 01 - Z.pdf

(1029 KB) Pobierz
Agnieszka Lingas –
Łoniewska
Szukaj mnie wśród
lawendy
Tom I
Zuzanna
Od Autorki
Pomysł na napisanie tej książki, a właściwie całej serii, narodził się w
sierpniu 2013 podczas pobytu na półwyspie Peljeśac. Wraz z rodziną i
przyjaciółmi spędziliśmy wspaniały urlop w miejscowości Trpanj,
gdzie na plaży Luka powstawały konspekty pierwszych rozdziałów.
W tym tomie poznacie, drodzy Czytelnicy, losy najstarszej z sióstr.
Historia Zuzanny otwiera trylogię zwaną przeze mnie chorwacką.
Tom drugi przyniesie tajemnicę szalonej miłości Zofii, a w ostatnim -
zamykającym -znowu wrócimy na Peljeśac, aby w końcu dowiedzieć
się, co zaszło pomiędzy najmłodszą z sióstr - Gabrysia i przystojnym
Ivo.
Przy okazji dziękuję Tomisławowi za pomoc w napisaniu sceny
„programistycznej". Jeśli coś się nie zgadza, to tylko moja wielka
wina.
Dajcie się porwać emocjom i urzec pięknym krajobrazom
południowej Dalmacji. Mam nadzieję, że spodoba się Wam ta pełna
uczuć wycieczka na chorwacki półwysep.
Miłej lektury!
Prolog
Szedłem w dół, kierując się w stronę morza i małego wzgórza, które
czarowało prawdziwą feerią barw. Dalej, idąc tropem drzew
piniowych, znalazłem się wśród niskich i aromatycznych krzewów
lawendy. Ten zapach chyba zawsze będzie mnie prześladował. Czy
można sobie wyobrazić zapach? Dla mnie zawsze będzie miał jej
twarz. Bladą, lekko piegowatą, otoczoną kręconymi rudymi włosami.
I te oczy... niepowtarzalne. Te oczy, w których utonąłem, i które stały
się moim przekleństwem. Te oczy, o których nigdy nie byłem w stanie
zapomnieć. Jej spojrzenie, które wyryło w mojej duszy bolesne
wyznanie. Wyznanie miłości. Takie samo, jakie ona mogła widzieć w
moich oczach. Dlaczego więc się pogubiliśmy? Kiedy straciliśmy to
wszystko? Za dużo niedopowiedzeń, za mało rozmów i zaufania.
Długo nie mogłem tego zrozumieć i sobie wybaczyć.
A teraz wróciłem tu. Do tego kraju na południu, gdzie lawenda
kwitnie, oszałamiając zapachem, gdzie szczyty odbijają się w
krystalicznej, lazurowej wodzie, a ja ponownie odzyskałem i straciłem
część swojego serca.
Gdy minąłem niebieskie niskie krzewy, zamknąłem oczy i
wyobraziłem sobie, że ona jest tuż obok mnie. Często tak robiłem,
katowałem się obrazami, wizualizowałem sobie jej postać, niemal
czułem gładkość jej skóry pod opuszkami palców.
A teraz musiałem... Po prostu musiałem spróbować ją znaleźć. Nie
istniałem bez niej.
Dlatego wciąż szukałem. Szukałem jej wśród lawendy.
Rozdział 1
System of a Down „Lonely Day”
Zuza znowu nie miała gdzie zaparkować. Obiecywała sobie, że
zacznie jeździć komunikacją miejską, jednak nie było to takie proste -
musiałaby wstawać godzinę wcześniej. A co miała poradzić na to, że
uwielbiała spać? Była typem sowy, mogła siedzieć długo w nocy, ale
za to najchętniej spałaby do południa. Jednak to możliwe było jedynie
w weekend, natomiast w tygodniu jej wewnętrzny zegar głośno
protestował, gdy komórka oznajmiała, że to już szósta i czas zacząć
dzień. Ustawiła sobie jako dzwonek kawałek System of a Down
Lonely Day,
który idealnie nastrajał ją do kolejnej walki o swoje.
Zuzanna była dyrektorem sprzedaży w dużym koncernie
farmaceutycznym, gdzie pracowała od skończenia studiów, czyli od
ośmiu lat. Kiedyś, gdy została dumną studentką pierwszego roku
farmacji, miała plany, widziała siebie w laboratorium, szukającą
antidotum na bolesne ludzkie dolegliwości. Pragnęła naprawiać
niedoskonałości świata, nieść pomoc, dawać wiarę, uzdrawiać.
Myślała, że to takie proste, że wystarczy tylko chcieć. Ona chciała,
nawet bardzo, lecz czegoś zabrakło. Chęci? Determinacji? A może
znajomości, układów, poleceń? Stało się tak, że wylądowała w dużej
korporacji i powoli pięła się po szczeblach kariery w dziale sprzedaży.
A że zawsze miała smykałkę do przekonywania ludzi, szybko
odnosiła coraz większe sukcesy, aż w końcu trzy lata temu, zaraz po
przekroczeniu trzydziestki została dyrektorem generalnym. Na pewno
pomogła jej znajomość dwóch języków: angielskiego i rosyjskiego,
ale także obowiązkowość, sumienność i niewątpliwa chęć rywalizacji.
Praca była dla niej wszystkim, dziewczyna żyła nią, żyła firmą.
Wiedziała, jak mówią o niej pod-władni - Żyleta. Taką miała ksywkę i
wcale nie uważała tego określenia za obraźliwe. Taka właśnie była:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin