Herbaciarnia Madeline - Gee Darien.pdf

(2709 KB) Pobierz
Darien Gee
Herbaciarnia Madeline
Prżełożyła:Ewa Skorska
Dedykuję wszystkim matkom
T
L
R
Przyjaźń jest skarbem nie tylko w smutku, ale i w radości
życia.
Thomas Jefferson
T
L
R
Prolog
Leon Ydara, 81 lat, astronom amator
Leon wyregulował dwudziestopięciomilimetrowy okular Plossla i zwrócił te-
leskop na niebo. To była pogodna noc, idealna do oglądania gwiazd. Jasny Księ-
jeszcze raz. Mare Crisium wyglądało naprawdę pięknie.
Potem przesunął teleskop ku horyzontowi, w stronę półksiężycowego oblicza
Wenus; a potem na Marsa na południowej części nieba. Widział przerwę Cassi-
niego w pierścieniach Saturna. Plejady, Wielką Mgławicę w Orionie... Satelita
mignął w jego polu widzenia, typowe o tej porze roku.
życ
niemal oślepiał; Leon założył filtr księżycowy dziewięć milimetrów i spojrzał
Leon odsunął się,
żeby
zmienić okular, bez pośpiechu wkładał wszystko do
odpowiednich pudełek. To problem początkujących astronomów: są tak podeks-
cytowani tym, co mogą zobaczyć na niebie,
że
dodatkowe filtry po prostu wsuwają
do kieszeni, w obawie,
że
przegapią ciekawy widok. Jednak takie traktowanie
może zniszczyć soczewkę i co wtedy?
Było chłodno. Leon zapiął powoli guziki płaszcza sztywnymi palcami. Starość
dawała się we znaki stawom. Od stania przy własnoręcznie złożonym teleskopie
Dobsona bolały go plecy; gdy czuł się zmęczony, po prostu siadał na krześle
ogrodowym i wyjmował lornetkę.
Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy,
że
do oglądania nocnego nieba nie
T
L
R
trzeba drogiego teleskopu. Wielu
„ogródkowych”
astronomów polega wyłącznie
na dwóch rzeczach: ciemnej nocy i własnych oczach. Nie potrzeba nic więcej, by
obejrzeć najwspanialszy spektakl
świata.
To Marta nauczyła go patrzeć w gwiazdy. Byli wtedy na jakiejś imprezie,
oboje przyszli z kimś, oboje byli
śmiertelnie
znudzeni. Zobaczył ją na dworze —
na trawniku z dala od zgiełku przyjęcia. Jej rdzaworude włosy opadały kaskadą na
plecy, gdy odchylała głowę; rozchylone usta wdychały zimne powietrze nocy. Już
wtedy, mimo ciemności, Leon spostrzegł,
że
jej skóra jest czysta i jasna jak
światło
Księżyca.
— Droga Mleczna — powiedziała półgłosem, wskazując niebo. Nie znał jej
imienia, ale i tak spojrzał w górę.
— Wielka Niedźwiedzica, czyli Wielki Wóz. Mała Niedźwiedzica — Mały
Wóz. — Jej palec sunął po niebie. — Pas Oriona. Trzy gwiazdy w rzędzie.
To była zima tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego drugiego roku. Sześć mie-
sięcy później byli małżeństwem — pierścionek zaręczynowy był konstelacją
trzech diamentów. Ich jedyne dziecko, Rosa, przyszło na
świat
rok później. Miała
ciemne włosy ojca i piękne rysy matki, była ich dumą i radością.
Leon przysunął lornetkę do oczu. Właściwie powinien zainwestować w taką
dziesięć na pięćdziesiąt, z szerszym kątem widzenia i lepszą optyką, ale nie po-
trafił rozstać się z tą — Marta podarowała mu ją w pierwszą rocznicę
ślubu
i to,
że
trzymała ją w rękach,
że
patrzyła przez te same soczewki, było dla niego bardzo
ważne.
Przez wszystkie wspólnie spędzone lata widzieli mnóstwo rzeczy. Planety,
gwiazdy, komety, deszcz meteorów, gromady gwiazd, galaktyki, mgławice.
Urodziny ich córki, trzy poronienia, cztery przeprowadzki, liczne awanse w pracy,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin