15454.txt

(52 KB) Pobierz
Barbara Ogodzińska

Małomyl

 

 

Tak, tak jestem MAŁOMYL. Nauczyłam się tego, z uwagi na ten natrętny komputer. Człowiek już nic nie mógł zrobić bez ingerencji tego pudła!!!! Dobrze jest, jak czasem poprawi, dodmuchujšc tam gdzie trzeba poduszkę, jak przyniesie pić, czy jeć  wtedy, gdy człowiekowi się nic nie chce robić i bije się z mylami, wstać czy nie? A jednak niech go wszyscy diabli. Chcę być trochę sama!!!!

Tam jest jak w więzieniu, w którym więzień jest pod stałš obserwacjš. Strażnikom za zapewniona jest anonimowoć, niewidocznoć. Im więcej o tym mylałam, tym serdeczniej miałam doć tego swojego pokoju, który rozszerzał się co prawda, w zależnoci od moich potrzeb, ale ja ich przecież nie miałam! To, co mnie ogarniało, było czym w rodzaju klaustrofobii. I ta nieustanna inwigilacja, przeladowanie.

Wczoraj chciałam go wyłšczyć, ale gdzie tam, ubiegł mnie blokujšc zespół wyłšczajšcy. Jak go podejć, żeby nie zdšżył się połapać, jak to zrobić  nie mylšc?

Spełnianie marzeń tak! Ale spełnianie myli?  To za wiele!

Wczoraj komputer mój i Kongo dogadali się ze sobš i facet zapukał do moich drzwi. Z poczštku ucieszyłam się, ale potem zaczęły mnie wypełniać myli rodzaju, że może to za szybko. Co on o mnie pomyli?

Co te dwa komputery wykombinowały? Z drugiej strony, to ciężko samej i ten mój często łapał mnie na myleniu, jak dobrze byłoby mi we dwoje. Ale mimo wszystko byłam zła. Wtršcanie się do spraw czysto prywatnych?

A ja czy już zupełnie nic nie znaczę? Mógł mnie przecież uprzedzić! Aż kipiało we mnie. Nie lubiłam tego, co we mnie siedziało, tej starowieckiej kobiety. Ale cóż, to było silniejsze ode mnie. Nie dałam jednak po sobie nic poznać. Coraz częciej mi się to udawało. Powiedziałam więc, przymilnie mrużšc oko  jaki ty dobry, Komputerciu. Chyba się na tym nie poznał, być może nawet tego nie przeanalizował, gdyż wczeniej często w marzeniach przedstawiałam takš sytuację, że odwiedzi mnie piękny chłopak, będę z nim rozmawiała, a potem...

Trzeba mi z tym skończyć. Z tš nadopiekuńczociš i obdzieraniem mnie z mojej tożsamoci. Stawało się to powoli mojš obsesjš.

Postanowiłam użyć podstępu. Chciałam go wyłšczyć, ni to z żartu, ni to niby dla treningu umysłu. I tym razem nie udało się. Na pewno znajdę kiedy jego słaby punkt. Nie traciłam nadziei.

Aż tu nagle, którego dnia udało się, poczułam, że jestem wolna, odłšczona od komputera, od mojego drugiego ja.

Gdy udało mi się niepostrzeżenie wydostać z domu, odłšczona od pomocy komputera najpierw cieszyłam się jak dziecko, któremu udała się po raz pierwszy samodzielna jazda na rowerze.

A potem przyszło to wszystko, przekonałam się, że człowiek sam już nie może nawet wegetować.

Zaraz po wyjciu z domu, skaleczyłam się. To musiał być pech! To nie mogło być aż tak proste! I to nie było ani łatwe, ani proste.

Tak więc skaleczyłam się. Jak trudno zrobić co samemu.

Ot, niby drobne skaleczenie, jaka drzazga, doprawdy, któż by na to zważał. Krew jednak leciała po ręce aż do łokcia. No tak, nawet nie miałem chusteczek  przecież w domu nie były mi potrzebne. Podcišgnęłam rękaw i jako udało mi się zapanować nad sytuacjš. Prostš, ale wcale nie aż tak prostš, jakby się mogło wydawać.

Pamiętam, gdy byłam mała, matka wyjmowała mi drzazgę z palca. Uff, nie było to przyjemne. O powrocie do domu nawet nie pomylałam. Trudno to co było nazywać domem, ale tak nazywałam miejsce moich dotychczasowych posiedzeń. Tam nawet najprostsze czynnoci wykonywał za mnie komputer. Bo nawet proste rzeczy sprawiały mi tam trudnoci. Tak jako było mi trudno się zabrać za cokolwiek. Do tej pory wyręczał mnie prawie we wszystkim.

Prawda, że nie tylko mój, a cała ich sieć, powišzana nierozerwalnie ze sobš.

Zdałam sobie sprawę, że to głupie skaleczenie może okazać się naprawdę niebezpieczne. On zawsze w takim przypadku szybko robił analizę i znajdował antidotum.

Zresztš w pokojach wszystko było antyseptyczne, aż do bólu.

Słyszałam, że niektóre osobniki zachowały trochę odpornoci własnej. Zwłaszcza te, które wczeniej przebyły jakie choroby, a tak włanie było ze mnš  nachorowałam się, jak byłem mała  doć!

Postanowiłam więc, zbagatelizować swoje skaleczenie. Przecież byłam zdrowa.

Byłam nareszcie sama. Sytuacja zaczęła mnie rozpierać. Byłam z siebie dumna. Jestem sama. Chciało mi się krzyczeć z radoci.

Dookoła jednak był inny wiat, niż ten, który sobie sami stworzylimy i prawie przywyklimy. My stworzylimy , a komputery udoskonaliły go, we wskazanym przez ludzi kierunku. Ludzie i komputery stworzyli wiat, w którym mielimy się czuć jak najlepiej.

 Kontrolowanš atmosferę.

Regulacja temperatury, cinienia, owietlenia, wilgotnoci, wszystko kontrolowane.

Jak mówię wszystko, to znaczy wszystko, nawet cholerne, nieuporzšdkowane moje myli, może nawet sny.

Jedzenie, wszystko było w jak w stoliczku nakryj się. Ubranie można było wybrać, jakie się chciało, również umeblowanie i tak dalej. Osobom biednym, pozbawionym tego wszystkiego, mogłoby się wydawać, że ja jestem strasznie rozpieszczona, że nie wiem czego chcę.

Wszystko to było za darmo i wszystko załatwiały komputery. Ale było to jednak, co prawda luksusowe, ale więzienie.

Tak rozmylajšc, cišgle nie mogłam w to uwierzyć, ale udało mi się to, nad czym pracowałam wytrwale od co najmniej roku. To przecież graniczyło z cudem.

Teraz przekonam się, czy to prawda, czy skażenie rodowiska na zewnštrz jest tak duże, jak to głosiły komputery. W miecie rzeczywicie nie było żadnej rolinnoci, żadnych drzew, może to jednak jest prawda. A niech tam, chcę choć trochę pożyć na wolnoci, zresztš jakby co, to mój Komputercio mnie odszuka i wyleczy.

Starałam się nie myleć o tym. A jednak przez głowę przechodziły mi różne zasłyszane informacje.

Nie wolno było opuszczać domów! Wszyscy bali się, to skażonego powietrza, to nieznanych chorób.

Już dawno w historii znana była choroba pod nazwš AIDS. W miarę jak wynajdowano jakš szczepionkę, natychmiast się pojawiała nowa mutacja. Atak straszliwej choroby coraz bardziej przybierał na sile.

A ludzie, jak to ludzie. Pochłonięci konfliktami, rozgrywkami pomiędzy sobš, nie walczyli z tš chorobš ze wszystkich sił.

Kto miał pienišdze, mógł kupić szczepionkę, rodki uodporniajšce. Kto ich nie miał, nie miał również wpływu na walkę z chorobš. Co tam manifestacje. Jedynš odpowiedziš było to, że nie ma odpowiedniej szczepionki, że to następny mutant AIDS itd. itd.

Powoli jednak stracono nad chorobš kontrolę. Zaczęli chorować i biedni i bogaci.

Stšd kontrolowana atmosfera. Stšd izolacja od zewnętrznego otoczenia.

Stšd podporzšdkowanie się komputeryzacji, najpierw stopniowe, potem prawie całkowite uzależnienie.

I tak jak w szkole. Po co liczyć w pamięci, kiedy można na komputerze. Komputer zawsze wiedział lepiej, kiedy jest optymalnie, i raczej trudno było to zmienić. Ludzie ogarnięci panikš zgadzali się na wszystko, co zapewniało im ochronę przed AIDS.

Pojawiły się również plusy takiej sytuacji. Nastšpił rozwój komputeryzacji. Po jakim czasie mogłam jechać wszędzie.

Mogłam jechać, gdzie tylko mi się zamarzyło. Na rowerze, motocyklu, samolotem jak kto chciał, jednak była to jazda wirtualna. Mogłam się nawet zmęczyć i owszem.

Ale wcišż miałam wiadomoć luksusowego więzienia. Nie pomagał zaprogramowany obrazem trójwymiarowym krajobraz. Chociaż z poczštku to i owszem. Oswojone i kontrolowane ptaki i zwierzęta.

Włšczałam lub kazałam włšczyć odpowiedni program i wchodziłam w ten trójwymiarowy wiat. Wszystko było możliwe, nieg mógł być zielony, fioletowy, czerwony, a nawet ciepły, czy też goršcy. Mogłam latać jak motyle, mogłam być motylem. Mogłam wspinać się nawet na Mount Everest.

Na poczštku było fajnie. Ludzi ogarnęła mania komputerowego podróżowania. Nie liczyli się znajomi, rodzina. Wysiadywali przed ekranem całymi dniami. Nie byłam więc w tym odosobniona.

Ludzie mogli w tym czasie chodzić, biegać, stepować, podskakiwać. To nie był mały ekran komputerowy, chciałe mieć obraz na całej cianie, to miałe. Niepotrzebna była jaka mysz do obsługi komputera. Wystarczył głos, rozkaz.

Posuwano się jeszcze dalej, wszczepiano ludziom elektrody, bo chcieli być na stałe podłšczeni do swych gier.

Ludzie najpierw nie chcieli, a potem już nie mogli wyrwać się z tych szponów.

 

KOCHAM KINO

 

Oglšdanie filmu na poczštku było samš przyjemnociš. Dla mnie najbardziej a trakcyjne były filmy przyrodnicze, kiedy cała przyroda otaczała mnie jak w naturze, a kwiaty i rolinnoć mogłam oglšdać w dowolnym zbliżeniu i powiększeniu.

Wydzielały też, a może nam się tylko zdawało, zapach właciwy dla danej odmiany lub też innš woń dowolnie zaprogramowanš.

Nie mogłam pojšć jak oni to robiš, że w danej chwili czuło się zapach np. igliwia, bagien, a następnie morza i ponownie np. zapach róż. Przejeżdżajšcy samochód, to dodatkowy nikły już w naszych czasach zapach spalenizny. Filmy dawały ludziom niesamowite przeżycia. Można było oglšdać je do woli, a także wcielać się w danš rolę i być aktorem, dowolnie mężczyznš, kobietš albo dzieckiem, a nawet niemowlęciem. Można było się wcielić w aktora, którego w filmie przeladowały największe zmory, a nawet zostać zabitym, pokrojonym na częci i odwrotnie można było być sadystš, mordercš itp.

Pocałunki, pieszczoty były odbierane w tych samych miejscach co w filmie, takież same reakcje odczuwali ludzie oglšdajšcy film.

Gorzej bywało z tymi, którzy nie akceptowali miłoci uprawianej akurat na filmie. Zdarzały się różne reakcje. Bezpieczniej było zapoznać się wczeniej z recenzjš, aby obyło się bez nieprzewidzianych emocji.

Można było zamówić dany film do oglšdania w domu. Właciciele kin doszli do takiej perfekcji, że dodawali do każdego filmu ulubiony zapach zamawia...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin