9882.txt

(850 KB) Pobierz
 Jack
 London
MARTIN EDEN
 
                     Przeウoソyウ
                     Zygmunt Glinka
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          
                          Ksiケソka i Wiedza
                          Warszawa 1988
                          

Tytuウ oryginaウu 
Martin Eden

Okウadk・projektowaウa
Anna Malanowska

Redaktor techniczny
Krzysztof Krempa

Korektorzy:
Halina Kulczycka
Maウgorzata Prorok






















WYDAWNICTWO КSI・ッKA I WIEDZA"
Robotnicza Spdzielnia Wydawnicza
Пrasa揖siケソka由uch"
Warszawa, marzec 1988 r.
Wydanie XIII   Nakウad 199.650+350 egz.
Obj.   ark. Wyd.   23,5   Ob], ark druk. 22
Papier offsetowy kl.   V, 70 g rola 61 cm
Oddano do skウadania 23 stycznia 1988 r.
Podpisano do druku 2 marca 1988 r.
Druk ukozono w marcu 1988 r.
Skウad wykonano w systemie CRT w КiW"
Diapozytywy wykonaウy
Zakウady Wkl黌ウodrukowe w Warszawie
ul    Okopowa 58/72
Druk i opraw・ wykonaウy
Opolskie Zakウady Graficzne
im. Jana 」angowskiego w Opolu
ul. Niedziaウkowskiego 8・2
Zam. nr 147/88, K-12

Dwana彡ie tysi鹹y siedemset ma publikacja КiW"


                                                 Niechaj mi ソycie wulkanem wybucha
                                                 I winem perli si・jak peウny kruソ ・
                                                 Byウem nie widziaウ, jak przybytek ducha
                                                 W prhna upiorny rozwiewa si・kurz・
                                                 
                                                          (Przeウoソyウ Z. Glinka)
                                                          
                                                          
                                                          
            I
      
      
      
      
      
      Pierwszy z idケcych przekr鹹iウ klucz w zamku, otworzyウ drzwi i wszedウ do domu, wprowadzajケc za sobケ mウodego chウopaka, kty niezgrabnie zdjケウ czapk・ Miaウ on na sobie pospolitケ odzieソ przesyconケ zapachem morza i raziウ swケ obecno彡iケ w przestronnym przedpokoju, w ktym si・znalazウ. Nie wiedziaウ, co ma zrobi・z czapkケ, i juソ miaウ wepchnケ・jケ do kieszeni kurtki, gdy odebraウ mu jケ towarzysz. Zrobiウ to spokojnie i naturalnie, za co mウody niezdara byウ mu bardzo wdzi鹹zny. Rozumie ・pomy徑aウ sobie. ・Dopomoソe mi przebrnケ・jako・przez to wszystko.
      Kroczyウ tuソ za swym przewodnikiem, koウyszケc ramionami i bezwiednie rozstawiajケc szeroko nogi, jak gdyby rna posadzka wznosiウa si・i opadaウa w takt porusze・morskiej fali. Obszerne pokoje zdawaウy si・zbyt wケskie jak na jego zataczajケcy si・ch, w gウ鹵i duszy za・odczuwaウ l麑, by jego barczyste ramiona nie zderzyウy si・z obramowaniem drzwi lub nie zmiotウy na ziemi・drobiazg rozstawionych na niskiej peczce nad kominkiem. Rzucaウ si・to w jednケ, to w drugケ stron・po徨 najrniejszych przedmiot, mnoソケc niebezpieczetwa, kte w rzeczywisto彡i istniaウy jedynie w jego wyobra殤i. Pomi鹽zy wielkim fortepianem a stojケcym po徨odku pokoju stoウem, na ktym pi黎rzyウy si・stosy ksiケソek, miejsca byウo dosy・dla p tuzina idケcych obok siebie os, mimo to jednak on wkroczyウ tam z trwogケ. Jego ci・kie ramiona zwisaウy lu殤o wzdウuソ ciaウa. Nie wiedziaウ, co z nimi zrobi・ kiedy za・w podnieceniu przywidziaウo mu si・ ソe jedno z ramion moソe zwali・ksiケソki leソケce na stole, odskoczyウ w bok jak spウoszony ko・ o maウo nie wpadajケc na krzeseウko przy fortepianie. Spoglケdajケc na swobodnケ postaw・idケcego przed nim towarzysza, po raz pierwszy zdaウ sobie spraw・ ソe porusza si・inaczej niソ przeci黎ni ludzie. 詣iadomo懈 wウasnej niezr鹹zno彡i przyprawiウa go o wstyd. Pot w drobnych kropelkach wystケpiウ mu na czoウo. Zatrzymaウ si・wi鹹 i chustkケ wytarウ ogorzaウケ twarz.
      ・Poczekaj no, Arturze, m kochany ・rzekウ, usiウujケc ukry・niepok pod niefrasobliwym tonem. ・Nieco tego za wiele dla twego uniソonego sウugi. Pozw mi ochウonケ・ Wiesz dobrze, ソe nie chciaウem tu przyj懈, a z pewno彡iケ twoja rodzina teソ si・nie pali do mnie.
      ・Aleソ wszystko w porzケdku ・brzmiaウa uspokajajケca odpowied・ ・Nie powiniene・si・nas obawia・ Jeste徇y skromnymi lud殞i. O, list do mnie.
      Zawriウ do stoウu, rozdarウ kopert・i zaczケウ czyta・ dajケc go彡iowi czas na odzyskanie rnowagi. Go懈 zrozumiaウ to i oceniウ naleソycie. Miaウ dar podzielania uczu・innych ludzi i ソyczliwego ich rozumienia; pod powierzchownym zakウopotaniem ten kojケcy proces toczyウ si・nieprzerwanie. Obtarウ do sucha zroszone czoウo i rozejrzaウ si・dookoウa z opanowanケ twarzケ, cho・w oczach tkwiウ wyraz wウa彡iwy dzikim zwierz黎om, kte l麑ajケ si・wpadni鹹ia w potrzask. Otoczony byウ nieznanym, odczuwaウ obaw・przed tym, co moソe si・zdarzy・ nie wiedziaウ, co mu wypada czyni・ a u忤iadamiajケc sobie niezgrabno懈 swego chodu i zachowania, baウ si・ ソe i pod innymi wzgl鹽ami okaソe si・rnie niezr鹹zny. Byウ niesウychanie wraソliwy, beznadziejnie zmieszany, ubawione za・spojrzenie, jakie tamten rzuciウ na・nieznacznie sponad listu, odczuウ niczym pchni鹹ie sztyletem. Widziaウ to spojrzenie, lecz nie daウ tego pozna・po sobie, jako iソ jednケ z rzeczy, ktych zdケソyウo nauczy・go ソycie, byウo utrzymywanie w karbach wウasnych odruch. Tym bardziej sztylet ten godziウ w jego dum・ Przeklinaウ sam siebie za to, ソe daウ si・tu zwabi・ a jednocze從ie postanowiウ, ソe skoro juソ przyszedウ, wytrwa do koa. Rysy jego twarzy stwardniaウy, w oczach ukazaウ si・bウysk przekory. Rozejrzaウ si・juソ bardziej swobodnie, przypatrujケc si・bacznie wszystkiemu i notujケc w pami鹹i kaソdy szczeg wytwornego wn黎rza. Oczy jego, szeroko rozwarte, chciaウy widzie・wszystko; kiedy tak chウon・y roztaczajケce si・przed nim pi麑no, zaczepne iskry powoli w nich gasウy, ust麪ujケc miejsca ciepウemu blaskowi. Czuウy byウ na pi麑no, a tu nie brakウo rzeczy pi麑nych.
      Jedno malowidウo olejne przyciケgn・o jego uwag・na dウuソej. Gwaウtowna fala biウa o wysuni黎ケ skaウ・ oblewajケc jケ pianケ; nisko zwisajケce chmury deszczowe pokrywaウy niebo; za waウem pian, na tle wrケcego burz・zachodu sウoa, wida・byウo zmagajケcy si・z wiatrem szkuner, tak przechylony, ソe moソna byウo dostrzec kaソdy szczeg pokウadu. Byウo w tym pi麑no, kte przyciケgaウo go nieodparcie. Zapomniaウ o swym niezdarnym chodzie i przybliソyウ si・do samego obrazu. Pi麑no uleciaウo z pウna. Na twarzy chウopca odbiウo si・zakウopotanie. Rzuciウ okiem na to, co wydawaウo si・teraz bezdusznym zestawieniem farb; po chwili cofnケウ si・nieco. Caウe pi麑no napウyn・o z powrotem na pウno. Jaka・sprytna sztuczka ・pomy徑aウ zwracajケc z kolei uwag・na inne przedmioty, chociaソ w徨 rnorodnych wraソe・znalazウ do懈 czasu, by oburzy・si・ iソ tyle pi麑na zuソyto w sウuソbie tak niepowaソnej sprawy. Nie znaウ si・na malarstwie. Smak jego urabiaウ si・na oleodrukach i litografiach, kte ・z bliska czy z daleka ・przedstawiaウy si・zawsze jednakowo wyra殤ie. Widywaウ wprawdzie i olejne obrazy na wystawach sklep, lecz szyby okien nie pozwalaウy zbytnio zbliソa・si・jego ciekawym oczom.
      Obejrzaウ si・na przyjaciela czytajケcego list i dostrzegウ ksiケソki na stole. W jego oczach natychmiast pojawiウ si・wyraz takiej t黌knoty, jak w oczach czウowieka gウodnego na widok poソywienia. Gwaウtownym ruchem zbliソyウ si・do stoウu, ramiona zakoウysaウy mu si・raz w prawケ, raz w lewケ stron・ po czym jケウ z naboソetwem przerzuca・ksiケソki. Przeglケdaウ tytuウy dzieウ i nazwiska ich autor, odczytywaウ urywki tekstu, pieszczケc tomy wzrokiem i dotykiem, a raz natknケウ si・nawet na ksiケソk・ ktケ kiedy・przeczytaウ. Poza tym byウy to obce ksiケソki, nie znanych mu autor. Wreszcie natrafiウ na tom Swinburne'a i poczケウ go czyta・uwaソnie, z zapウonionケ twarzケ, niepomny, gdzie si・znajduje. Dwukrotnie ・przytrzymujケc czytanケ stron・wskazujケcym palcem ・zamykaウ ksiケソk・ by si・upewni・ jak brzmi nazwisko jej autora. Swinburne! Zapami黎a sobie to nazwisko. Ten chウop miaウ oczy co si・zowie i umiaウ patrze・na barwy i gr・忤iateウ. Ale kimソe byウ Swinburne? Czy umarウ przed stu laty, jak wi麑szo懈 poet? Czy teソ ソyje jeszcze i pisze nadal? Zn spojrzaウ na tytuウowケ stron・ A wi鹹 autor napisaウ takソe i inne ksiケソki. Zaraz jutro trzeba b鹽zie p懈 do bezpウatnej czytelni i postara・si・o jakie・dzieウa Swinburne'a. Pogrケソyウ si・zn w czytaniu, tracケc poczucie rzeczywisto彡i. Nie zauwaソyウ, ソe do pokoju weszウa mウoda kobieta. Dowiedziaウ si・o tym dopiero, gdy usウyszaウ sウowa Artura:
      ・Ruth, to jest pan Eden.
      Zamknケウ ksiケソk・na wskazujケcym palcu, ale zanim zdケソyウ si・odwri・ przeszyウo go nowe wraソenie, zwiケzane nie tyle z ukazaniem si・panny, co ze sウowami wypowiedzianymi przez jej brata. W tym muskularnym ciele kryウa si・przeczulona wraソliwo懈. Za najlソejszym zetkni鹹iem 忤iata zewn黎rznego z jego 忤iadomo彡iケ ・my徑i, uczucia i wzruszenia wypeウzaウy ze・ plケsajケc niby chybotliwy pウomie・na wietrze. Byウ niezwykle wraソliwy i czuウy, a jego bujna wyobra殤ia zaj黎a byウa nieustannie chwytaniem istniejケcych pomi鹽zy zjawiskami podobietw i rnic. Pan Eden ・oto co go wprawiウo w podniecenie, jako ソe dotケd nazywano go zawsze Eden, Martin Eden lub wprost tylko Martin. Aソ tu nagle p a n . ・A wi鹹 czynimy post麪y ・rzekウ w duchu. W jego umy徑e utworzyウa si・znienacka niby jaka・wielka camera obscura, na tle ktej poczケウ si・przesuwa・nieskozony szereg obraz z jego ソycia: kotウownia, przednie kasztele na statkach, obozy i morskie wybrzeソa, wi黝ienia i spelunki, szpitale zaka殤e i n鹽zne zauウki miejskie. Niciケ kojarzケcケ te obrazy byウ spos, w jaki si・do niego zwracan...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin