Pamiętaj mnie - rozdział 26.pdf

(82 KB) Pobierz
Rozdział 26
Teraźniejszość
Jeśli byłby chociaż jeden taki poranek, kiedy Max potrafiłby zostać w łóżku dłużej niż
pół godziny po obudzeniu się, wielbiłabym to łóżko. Naprawdę. Odkąd wróciliśmy do Daly City,
nie pamiętałam, abym obudziła się przy jego boku. Może on po prostu nie potrafił już ze mną
żyć tak, jak za dawnych czasów? Poczułam jak po moim ciele zaczęły przechodzić dreszcze i
otuliłam się ciaśniej pościelą. Co jeśli wszystko rozsypałoby się jeszcze zanim powiedziałabym
prawdę? Czy wtedy ona by cokolwiek zmieniła? Czy przestałby czuć się tak, jak czuł się obecnie
w moim towarzystwie? Czy patrząc na mnie widział osobę, którą wykreowały te wszystkie
kłamstwa, którymi się otaczał? Nie chciałam myśleć o tym, że patrząc na mnie, mógł widzieć
życie, które mogliśmy mieć. Z dzieckiem, które mogło być nasze.
Z dzieckiem, którego nigdy nie było.
Zacisnęłam powieki i wstałam z łóżka, czując wstręt do wszystkiego. Do swojego życia,
do siebie samej. Do niej. Nie chciałam o niej myśleć, nie zasługiwała na to. Nie chciałam mieć z
tą kobietą już nic wspólnego, chociaż wiedziałam jakie to może być trudne. Wciąż była w
mieście.
Rozejrzałam się po mieszkaniu i nigdzie nie było śladu Maxa. Zmarszczyłam brwi,
zastanawiając się gdzie też mógł się udać mój ciemnowłosy przyjaciel. Wzięłam telefon do ręki i
uśmiechnęłam się nieznacznie, spoglądając na ekran.
1 wiadomość od Maxa.
Będę popołudniu, kocham cię,
na zawsze twój Max ♥
Roześmiałam się i przygryzłam wargę, przyglądając się wiadomości zdecydowanie zbyt
długo. Odłożyłam telefon na stół i ruszyłam w kierunku łazienki, wirując po przed pokoju
przepełniona szczęściem.
***
Czy to dziwne, że we własnym mieście nie ma się zielonego pojęcia co robić?
Westchnęłam siadając na krześle w kuchni. Pierwszą myślą był telefon do Cath. Szybko jednak
wybiłam to sobie z głowy. Gdybyśmy się spotkały, pewnie próbowałybyśmy zachowywać się
normalnie, lecz szybko zaczęłoby to nas drażnić, więc zrobiłybyśmy coś, aby to zmienić. Nie
miałam ochoty na rozmowę o przeszłości i prawdzie. Chyba jeszcze nie byłam na to gotowa.
Drugą myślą był telefon do rodziców. To naprawdę mogłoby mi pomóc. Próba
nadrobienia czasu z ludźmi, którzy mnie kochają, chęć wynagrodzenia im wyrządzonych
krzywd. Lecz to także odrzuciłam od siebie. Patrząc na nich, miałabym wyrzuty sumienia. Nie
wyjaśniłam im, dlaczego potraktowałam ich tak podle przed swoim wyjazdem. Jak już
powiedziałam - nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę o tym, o czym rozmawiać trzeba było.
Dlatego też zostałam w domu i ugotowałam obiad. Nie miałam weny do gotowania.
Przejrzałam zawartość lodówki i załamałam ręce, nie wiedząc za co się zabrać. Chyba najgorsze
w tym było to, że lodówka była pełna. Ostatecznie poddałam się i zabrałam za robienie spaghetti.
Nie wiem, czego się spodziewałam, lecz nie zajęło mi to dużo czasu, więc już koło południa
znowu siedziałam znudzona. Nuda była taka… nudna.
Pudła były już dawno rozpakowane. Naczynia pozmywane. Mieszkanie posprzątane.
Oparłam brodę na dłoniach, wzdychając ciężko. Nuda.
- Najgorzej jest być samym w domu i nudzić się tak potwornie. Przeczytać wszystkie
książki. Obejrzeć wszystkie filmy po dwa razy. Nastawiać w kółko pranie. Podlewać wszystkie
kwiatki. Tym sztucznym też się kilka kropel dostanie. A nóż coś z nich wyrośnie - zaczęłam
nucić pod nosem, wodząc palcem po blacie. - Nuda. Chcę żeby już wybiła druga. Złuda. Te same
co wczoraj grzechy i cuda. Chyba raczej nic mi dziś się nie uda. Nuda. Śpię pod kocami w
spodniach i butach. Nuda.
1
Ostatecznie postanowiłam pobawić się na necie. Wzięłam laptop Maxa i położyłam się na
kanapie, pobudzając go do życia. Przewróciłam oczami, widząc ostatnie przeglądane przez
mężczyznę strony. Facebook. Strony z rodzajami zaburzeń psychicznych. Skutki uboczne leku, z
którego nazwą spotkałam się pierwszy raz. Statystyki zgonów. Sposoby leczenia. Nuda.
Otworzyłam nową kartę, nie wiedząc w sumie, co chciałam zrobić. Tumblr. Chwilowe zabicie
czasu. Przeglądałam różne zdjęcia, podpisy, cytaty. W pewnym momencie natrafiłam na coś, co
mnie zaciekawiło.
Nikt nikogo nie traci, bo nikt nikogo nie może mieć na własność. I to jest prawdziwe
przesłanie wolności: mieć najważniejszą rzecz na świecie, ale jej nie posiadać.
(Jedenaście minut - Paulo Coelho)
Wpisuję w wyszukiwarkę tytuł książki i czytam jej opis.
Maria, młoda dziewczyna z brazylijskiej prowincji, wyrusza w daleką podróż. Jednak
świat jest inny, niż sobie wyobrażała. Gorzkie doświadczenia sprawiają, że zostaje prostytutką.
Decyduje się na życie bez miłości i wpada w pułapkę, z której wybawić może właśnie
miłość. Jedenaście minut to współczesna bajka dla dorosłych, przypowieść o seksie, miłości i
przeznaczeniu, które sprawia, że kręte ścieżki naszego losu mogą nieoczekiwanie poprowadzić
nas ku szczęściu, choć dawno przestaliśmy w nie wierzyć. Jedenaście minut to zarazem głębokie
studium o naszej seksualności, o jej sacrum i profanum, o tak ważnej sferze naszego życia, a
zarazem tak załamanej. To powieść, która nie pozwala na obojętność i budzi nadzieję, że
spotkanie z drugim człowiekiem może być najważniejszym doświadczeniem naszego życia.
1
Pustki - Nuda
Zaciekawiła mnie ta książka, naprawdę. Czytając jej opis czułam się, jakbym w pewnym
sensie rozumiała te uczucia, emocje, które zostały przelane nawet w tak krótkim tekście. Brak
wiary w prawdziwe szczęście. Trudne decyzje, które przesądzają o naszym życiu i tym, jak ono
toczy się dalej. Tak samo jak wpływ drugiego człowieka na własne samopoczucie.
Chciałam przeczytać tę książkę.
Weszłam na stronę Empika, chcąc ją zamówić, lecz wtedy dotarło do mnie, że mam masę
czasu, z którym nie wiem co robić. Równie dobrze mogłam przejść się do księgarni i zobaczyć
czy mają tę książkę. Mogło mi się poszczęścić i miałabym ją tego samego dnia.
Zeskoczyłam na podłogę i pełna nadziei popędziłam do drzwi.
***
Przechodziłam pomiędzy półkami wręcz przeładowanymi książkami, szukając tej jedynej.
Brałam do książki jedną po drugiej, czytając opisy, po czym odkładałam je z powrotem na półkę.
Żadna nie mogła zastąpić tej, której chciałam w tamtej chwili. Okładki przyciągały mnie na
chwilę, po czym rozczarowana zabierałam się do dalszych poszukiwań. Natknęłam się na wiele
książek, które już przeczytałam, oraz na te które kiedyś przeczytać chciałam. Mimo to wtedy był
czas na inną opowieść, taką która oddałaby mój stan.
Zrezygnowana podeszłam do punktu info. Stał tam wysoki, ciemnowłosy chłopak, o
głęboko niebieskich oczach. Miał przyjemny wyraz twarzy, nic dziwnego że dali go punktu
informacyjnego. Dużo stosunków międzyludzkich. Znaczy się, wiecie o co chodzi! Rozmowa z
kimś, kto samym wyglądem odpycha człowieka byłaby średnio przyjemna. Niestety, w tym
przypadku następuje naturalna selekcja.
-
Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - głos też miał niczego sobie.
-
Mmm, hej, szukam książki Paulo Coelho, Jedenaście minut…
-
Świetny wybór, czytałem chyba pięć razy - odpowiedział, wychodząc zza lady.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Facet, który czytał taką książkę? Był gejem, towarem
wybrakowanym, czy zaginionym. Musiałam mieć naprawdę dziwną minę, ponieważ roześmiał
się, patrząc na moją twarz.
- Co cię tak dziwi? - spytał z promiennym uśmiechem.
- Czytałeś tę książkę? Kilka razy? Gdzieś ty był przez całe moje życie? - zawołałam z
rozbawieniem i podeszłam do niego, przemierzając po raz setny ścieżkę pomiędzy regałami
książek.
- Chyba czekałem na ciebie tutaj - odparł, spoglądając na mnie przez ramię, błyskając
zębami w szerokim uśmiechu.
Przewróciłam oczami, śmiejąc się, chociaż sama nie wiedziałam z czego. Kiedy bez
problemu znalazł książkę, poczułam jak policzki zaczęły mi się rumienić. Przechodziłam obok
niej chyba milion razy! Ugh!
- Dziękuję, ratujesz mi życie! - roześmiałam się, przytulając do siebie książkę.
- To może dasz się zaprosić na kawę? Porozmawiamy o książce i w ogóle…
- Przepraszam, nie wiem czy…
- … chłopak byłby zadowolony?
- Dokładnie - westchnęłam, posyłając mu przepraszający uśmiech.
- Nie ma sprawy. Facet ma szczęście - odparł wzruszając ramionami i wrócił na swoje
stanowisko.
Nie byłam taka pewna, czy Max miał szczęście, że ma mnie przy sobie.
Otrząsnęłam się z tej myśli i ruszyłam do kasy, nie mogąc się doczekać powrotu do domu
i zanurzenia w świecie stworzonym przez Paulo. Po zapłaceniu za zakup, wyszłam z księgarni.
Wciągnęłam do płuc rześkie powietrze i uśmiechnęłam się przez to nieznacznie. Dzień może
jednak nie był taki do końca beznadziejny.
Wszystko wydawało się… bardziej wyraziste. Pogoda była przyjemna. Ni to za gorąco,
ni to za zimno. Wiatr przytulnie otulał mnie z każdej strony, rozwiewając włosy w atrakcyjny
sposób. Drzewa przyjemnie szumiały, a kolory wydawały się… intensywniejsze. Chciało mi się
śmiać. Wszystko przez jedną, małą książkę? To wydawało się wręcz niemożliwe.
Przymrużyłam powieki, mając wrażenie, że mignęło mi coś znajomego. Próbowałam
odnaleźć to wzrokiem, lecz sama nie byłam pewna to co takiego. Dlatego też szłam dalej przed
siebie. Byłam bliska podskakiwania, niczym mała dziewczynka. Dziwne, wiem. Radość chyba
jednak nie jest czymś całkiem dobrym. Otumania człowieka i sprawia, że staje się kimś, kim nie
jest. A może uwalnia jego podświadomość? Kto to wie?
Skręcając za róg, uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Już wiedziałam, co znajomego
mignęło mi wcześniej. Widziałam tę burzę włosów z rozjaśnionymi przez słońce kosmykami
oraz koszulę, którą chyba nawet sama kupiłam mu dwa lata wcześniej. Chciałam podbiec do
niego i rzucić się na plecy mężczyźnie, lecz to byłoby dziecinne. Z drugiej strony - w tamtej
chwili przecież byłam dziecinna! Dlaczego miałam udawać, że wcale tak nie było?
Już chciałam rzucić się biegiem, lecz coś mnie zatrzymało. Coś w jego postawie mi nie
pasowało. Stał tyłem do mnie, a jego ramiona wydawały się… napięte. Cała jego postawa
sygnalizowała mi, że coś się działo. Po chwili na jego barkach spoczęły inne ręce, a ponad
ramieniem zobaczyłam inną twarz.
Poczułam mdłości i ucisk w żołądku. Widziałam jej niebieskie oczy, które błyszczały
dumną i radością. Blond włosy, które rozwiewał ten pieprzony wiatr. Poczułam dreszcze,
przechodzące po moich plecach. Ta chwila wydawała się trwać wiecznie. Patrzyłam jej w oczy,
czując, jak wszystko w co wierzyłam, zaczynało się rozpadać po raz kolejny.
Powietrza.
Potrzebowałam tlenu. Czułam, jak kolana zaczynały mi się uginać, a każda sekunda, w
której jej ręce dotykały jego ciała, wypalała we mnie… nie wiedziałam. To nie była dziura. To
była eksplozja. Eksplozja, która nie zostawiała po sobie zupełnie niczego, rujnowała absolutnie
wszystko, co zastała na swojej drodze.
Przestałam czuć absolutnie wszystko. Jak po wybuchu. Nie słyszałam niczego. Nie
czułam niczego. Jedynie widziałam to, co działo się na przeciwko mnie. Nie podobało mi się to.
Totalnie mi się to nie podobało.
Mimo to wiedziałam, że to się stanie.
Wiedziałam o tym, jeszcze zanim opuściłam Nowy Jork.
Leah była w mieście.
Nie wyjechała.
Nie zostawiła nas w spokoju.
I nigdy nie zostawi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin