Krzysztof Kotowski - Marika.doc

(1078 KB) Pobierz

Krzysztof Kotowski

 

 

 

Marika

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

- Mamo, nie zostawiaj mnie tutaj... - powiedziała mała dziewczynka, obejmując ciemnowłosą, szczupłą kobietę w niebieskim płaszczu.

Dziewczynka miała osiem, może dziewięć lat. Ubrana była skromnie, w granatowo-białą sukienkę, białe skarpetki i czarne buciki. Spojrzała w kierunku bramy - stojąca tam starsza kobieta starała się uśmiechać, ale srogość, która wyżłobiła w jej twarzy surowe bruzdy, budziła niepokój małej, może nawet strach. Odwróciła się raptownie, wpiła kurczowo palce w plecy matki i uniosła czerwone od łez oczy, usiłując dostrzec w smutnym i jakby nieobecnym spojrzeniu kobiety jakąś odpowiedź.

- Tu będziesz bezpieczna - odparła cicho matka tonem, który wydał się małej delikatny i śpiewny, jakby miała zaraz zanucić kołysankę. - Wrócę po ciebie...

- Dlaczego nie możesz zostać ze mną?

- Tak trzeba. Pewni... źli ludzie chcą nam obu zrobić krzywdę i dlatego muszę na trochę wyjechać, ale wrócę i wtedy już zawsze będziemy razem.

- Kiedy?

Kobieta uklękła przed dzieckiem, biorąc w dłonie małe rączki.

- Nie wiem, ale nie płacz, będzie ci tu dobrze.

- Nie chcę, żeby mi tu było dobrze! - dziewczynka ponownie wybuchła płaczem.

Kobieta chwyciła małą za ramiona... za mocno, ale po chwili opuściła ręce i zajrzała jej jeszcze raz w oczy.

- Posłuchaj. Wiem, że to trudne, ale zapamiętaj, co ci teraz powiem.

Dziewczynka zasłoniła twarz dłońmi.

- Nie chcę!

- Nie bój się, musisz mnie wysłuchać. To ważne. Popatrz na mnie.

Mała oderwała ze strachem dłonie od twarzyczki.

- Boję się, mamo!

Kobieta wciągnęła głęboko powietrze do płuc.

- Wiem, że sobie poradzisz, ale gdybym długo nie wracała... - na chwilę przerwała - ...jeśli kiedykolwiek, teraz albo za kilka lat, ktoś przyszedłby do ciebie i zapytał... tak po prostu: „Gdzie jest... Marika?”...

- Tak!?

- Uciekaj, ile sił w nogach. Zapamiętałaś?

- Gdzie jest Marika?

- Tak. Ktokolwiek o to zapyta, będzie chciał zrobić ci krzywdę.

- To będą źli ludzie!?

- Tak. Muszę już iść.

- Jeszcze nie!

- Zapamiętaj!

Kobieta wstała i dała znak stojącej przy bramie wychowawczyni, aby zabrała małą.

- Nieee! - wrzasnęło dziecko z całych sił, gdy tylko poczuło, jak silne dłonie podnoszą je z ziemi, a matka odwraca się i szybkim krokiem odchodzi.

Kobieta starała się zniknąć jak najprędzej za zakrętem. Po kilkudziesięciu krokach zachwiała się jednak i upadła na kolana. Usiłowała szybko się podnieść, ale zabrakło jej tchu. Na szczęście dziewczynka nie widziała już tego.

 

Kilkanaście lat później

 

Rozdział 1

 

Marat Gawin, szybko, choć ostrożnie, posuwał się do przodu, mimo że las był dość gęsty. Oddalił się już co najmniej sto metrów od drogi, ale wciąż miał wrażenie, że doskonale wie, w którym kierunku ma iść, aby szybko dotrzeć do miejsca spotkania.

Jesień zrzuciła już z drzew część liści, które głośno chrzęściły pod butami, Gawin jednak nie zwracał na nie uwagi. Nie miał zamiaru ukrywać swojej obecności, nie odbezpieczył nawet broni. Odgarniał metodycznie rękami gałęzie młodych drzew rosnących na jego drodze i konsekwentnie parł naprzód. Do polanki zostało mu, jak sądził, czterdzieści, może pięćdziesiąt metrów, lecz prześwitu wciąż nie było widać. Słońce wyjrzało na chwilę zza chmur, ale niewiele to pomogło. Miał przed sobą niezmiennie gęsty, cichy i ponury las, w którym - na tle delikatnego szumu przemykającego między drzewami lekkiego wietrzyku - jego kroki brzmiały brutalnie jak odgłos tłuczonego szkła. Szedł konsekwentnie w kierunku wskazywanym mu przez niewielkie urządzenie, które trzymał w prawej dłoni, na razie nie niepokojąc się na wyrost.

Marat Gawin był wysokim i szczupłym mężczyzną. Jego twarz, rześka, opalona, pozbawiona zarostu, zdradzała wyuczoną przez lata czujność, o której nie zapominał nawet w chwilach relaksu czy sytuacjach, kiedy czuł się bezpiecznie - jak teraz. Szeroko osadzone niebieskie oczy, gęste brwi, szarawa cera mogły mylnie sprawiać wrażenie łagodnej swojskości. Marat Gawin był wytrenowanym drapieżnikiem, obdarzonym w dodatku niebywałym talentem. Instynkt rzadko go zawodził, a fakt, że skończył pięćdziesiąt sześć lat, nie miał jeszcze dostrzegalnego wpływu na wytrenowane ciało, przystosowane do zmiennych, trudnych i niebezpiecznych warunków.

Między drzewami zaświtała wreszcie niewielka polanka. Zwolnił kroku. Zastanowił się chwilę i wyjął pistolet, odbezpieczył go i schował za pasek. Na wszelki wypadek. Niepokój Andrieja przed tym spotkaniem ostatecznie go przekonał. Oczywiście był pewny swego i nie sądził, aby groziło mu jakiekolwiek niebezpieczeństwo, instynkt jednak po raz kolejny uszczypnął go w policzek, zmuszając do ostrożności.

Wyszedł wolno na polankę i rozejrzał się dookoła. Wyglądała na pustą, ale był prawie pewien, że to tylko pozory. Nie mylił się. Zza drzew po jego prawej stronie wyłonił się ubrany w brązową kurtkę potężny mężczyzna. Miał przynajmniej dwa metry wzrostu, a w jego wielkich dłoniach pistolet wyglądał jak zabawka. Wymierzył prosto w Gawina, uśmiechając się przy tym niemal przyjaźnie.

- Zaskoczony? - spytał po rosyjsku.

- Grigorij!? - Jeśli nawet Gawin był zaniepokojony, zręcznie to ukrywał. - I ty, Brutusie?

- Chyba trochę źle rozumiesz historię, Marat. To ty jesteś zdrajcą, nie ja.

- Dla kogo teraz pracujesz? FSB? SWR?

- Dowiesz się w odpowiednim czasie. Przykro mi, że się rozczarowałeś. Rozumiem, że spodziewałeś się Szaliapina?

- Co z nim zrobiłeś!? - głos Gawina stał się groźny.

- Przekonałem go, aby powiedział mi, gdzie się z nim umówiłeś - Grigorij wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Z akumulatorem na jądrach, jak to masz w zwyczaju?

- No cóż - olbrzym rozłożył ręce - po przyjacielsku nie wychodziło.

- Nie możesz mnie zabić - stwierdził spokojnie Gawin. - Nawet Szaliapin nie wiedział, jak dotrzeć do Mariki. Tylko ja to wiem.

- Kłamiesz - głos Grigorija stał się chłodny. - Mamy pewność, że są osoby, które wiedzą co najmniej tyle ile ty.

- Tylko nie wiesz, gdzie ich szukać? - Marat Gawin wybuchnął tryumfalnym śmiechem.

- Zamknij się - mruknął spokojnie olbrzym. - ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin