Oakley Natasha - Wyspa marzeń.pdf

(570 KB) Pobierz
Natasha Oakley
K
S
Wyspa marzeń
PROLOG
Gideon dostrzegł mnie w tłumie i dał mi znak,
żebym
pozostała tam, gdzie jestem. Przeprosił znajomych, z któ-
rymi rozmawiał, i ruszył w moim kierunku.
- Wszystko w porządku? - spytał. - Dobrze się czujesz?
Zgubiłem cię gdzieś w tym tłumie.
- Porwała mnie Liz. Kiedyś w szkole była moją najlepszą
koleżanką.
- Pamiętam - pokiwał głową.
- Pamiętasz ją? - zdziwiłam się.
- To ta długowłosa blondynka, z którą przesiadywałaś
zawsze na murku, czekając, aż wyjdę z pracy.
Poczułam, jak rumieniec oblewa stopniowo całą moją
twarz i z każdą sekundą staje się bardziej intensywny w
kolorze.
Gideon pogładził dłonią mój płonący policzek.
- Czy teraz też byś to dla mnie zrobiła? - zapytał, patrząc
mi prosto w oczy.
K
S
- Miałabym siedzieć na murku i czekać na ciebie? - wy-
dusiłam zszokowana. - Nie, nie sądzę,
żebym
mogła - po-
wiedziałam już nieco pewniejszym głosem. Speszył się. To
jasne,
że
nie spodziewał się takiej odpowiedzi. - Prawdę
mówiąc, ten murek był strasznie chropowaty. Myślę,
że
te
K
S
raz dałabym ci raczej mój numer telefonu i poczekałabym,
aż zadzwonisz - uśmiechnęłam się niewinnie.
Gid wybuchnął
śmiechem,
a potem dodał miękko: -
Zadzwoniłbym, możesz być tego pewna.
K
S
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Czułam słony wiatr na ustach i lodowaty deszcz na po-
liczkach. Wpatrywałam się w ciemnoszare morze, a mokre
włosy smagały mnie po twarzy. Wracałam do domu. Zbyt
późno. Ciotka Babs nie
żyła.
Drżącą ręką odgarnęłam włosy
do tyłu. Jeszcze tydzień temu wszystko było inaczej, a
przynajmniej zdawało mi się,
że
jest inaczej. Wtedy jeszcze
sądziłam,
że
mam mnóstwo czasu. Dobrze wiedziałam,
że
powinnam kiedyś pojechać do domu, jednak odwlekałam
ten moment w nieskończoność. Chyba nie byłam jeszcze
gotowa. Nawet teraz towarzyszyła mi wciąż jakaś dręcząca
niepewność. Ciotka Babs zawsze mnie usprawiedliwiała...
Tak, była nad podziw kochana i wyrozumiała, ale już za
późno,
żeby
jej o tym powiedzieć, za późno,
żeby
podziękować.
Oparłam się o metalową barierkę górnego pokładu promu
i patrzyłam na morze. Jak okiem sięgnąć, tylko szary
bezmiar wód. Ale może właśnie ten widok pozwolił mi
spojrzeć na tę sytuację z dystansem. Cóż, moje własne
smutki w porównaniu z bezkresem morza wydawały się
mało ważne, tonęły w odmętach otaczającej mnie wody. To
K
S
Zgłoś jeśli naruszono regulamin