Raymond E. Feist - WWL1 - Cien krolowej mroku.doc

(2288 KB) Pobierz
Raymond E

RAYMOND E. FEIST

 

 

 

CIEŃ KRÓLOWEJ MROKU

 

(Tłumaczył Andrzej Sawicki)


Jonathanowi Matsonowi,

nie tylko mojemu agentowi,

ale i przyjacielowi


Postaci występujące w naszej opowieści

Aglaranna – Królowa elfów w Elvandarze.

Alika – „demoniczny” kucharz na Wyspie Czarnoksiężnika.

Althal – elf z Elvandaru.

Avery Rupert „Roo” – chłopiec z Ravensburga, towarzysz i kompan Erika von Darkmoor, późniejszy więzień i na koniec członek kompanii Calisa.

Bysio – więzień, późniejszy członek kompanii Calisa.

Calis – mieszaniec, na poły elf, na poły człowiek, syn Aglaranny i Tomasa, znany pod przydomkiem „Orła Krondoru”, dowódca kompanii.

Culli – morderca i najemnik.

Dawar – najemnik z kompanii Nahoota.

De Longueville Robert „Bobby” – sierżant w kompanii Calisa.

De Savona Luis – więzień, późniejszy członek kompanii Calisa.

Durany – najemnik z kompanii Calisa.

Ellia – elfia kobieta uratowana przez Mirandę.

Embrisa – dziewczyna z wioski Weanat.

Esterbrook Jacob – kupiec z Krondoru.

Fadawah, Generał – Najwyższy Dowódca armii Szmaragdowej Królowej.

Finia – kobieta z wioski Weanat.

Foster Charlie – kapral straży z kompanii Calisa.

Freida – matka Erika.

Galain – elf z Elvandaru.

Gapi – generał w armii Szmaragdowej Królowej.

Gerta – stara wiedźma ze smołami, znajoma Erika i Roo.

Goodwin Billy – więzień, później członek kompanii Calisa.

Greylock Owen – Mistrz Miecza u Barona Darkmoor, później członek kompanii Calisa.

Grindle Helmut – kupiec.

Poręczny Jerome – członek kompanii Calisa.

Jarwa – Sha-shahan Siedmiu Narodów Saaur.

Jatuk – syn Jarwy, dziedzic i późniejszy Sha-shahan ocalałych Saaurów.

Kaba – przyboczny i Tarczownik Jarwy.

Kelka – kapral w kompanii Nahoota.

Khali-shi – novindyjskie imię Bogini Śmierci.

Lalial – elf z Elvandaru.

Lender Sebastian – Asesor i Radca Domu Kawowego Barreta w Krondorze.

Lims-Kragma – Bogini Śmierci.

Macros Czarny – legendarny czarodziej, uważany powszechnie za największego z kiedykolwiek żyjących i praktykujących magów.

Marsten – marynarz z „Zemsty Trencharda”.

Mathilda – Baronowa Darkmoor.

Milo – oberżysta z gospody Pod Szpuntem w Ravensburgu.

Miranda – tajemnicza przyjaciółka Calisa.

Monis – Tarczownik Jatuka.

Mugaar – novindyjski handlarz końmi.

Murtag– wojownik Saaurów.

Nakor Isalańczyk – tajemniczy towarzysz i przyjaciel Calisa.

Nathan – nowy kowal z gospody Pod Szpuntem w Ravensburgu.

Natombi – kiedyś legionista keshański, potem więzień, na koniec członek kompanii Calisa.

Pug– znany również pod imieniem Milamber, mag wielkiej mocy, ustępujący wiedzą – wedle opinii wielu mędrców – jedynie Macrosowi.

Rian –jeden z najemników Zila.

Rosalyn – córka Mila. Ruthia – Bogini Szczęścia.

Shati Jadów – członek kompanii Calisa. Shila – rodzinny świat Saaurów.

Sho Pi – Isalańczyk, kiedyś mnich w służbie Dali, później więzień, na koniec członek kompanii Calisa.

Taber – oberżysta w LaMut.

Tarmil – wieśniak z Weanat.

Tomas – książę, małżonek Aglaranny, ojciec Calisa, dziedzic zbroi Ashen-Shugara, ostatniego ze Smoczych Władców.

Tyndal – kowal z gospody Pod Szpuntem w Ravensburgu.

Von Darkmoor Erik – nieślubny syn Barona Darkmoor, późniejszy więzień, na koniec najemnik w kompanii Calisa.

Von Darkmoor Manfred – najmłodszy syn Ottona, późniejszy Baron.

Von Darkmoor Otto – Baron Darkmoor, ojciec Erika, Stefana i Manfreda.

Von Darkmoor Stefan – najstarszy z synów Ottona.

Zila – zdradziecki dowódca najemników.


Księga pierwsza

Opowieść Erika

 

Był to czas, gdy marzenia graniczyły z wizją I jak orły ku słońcu leciały z radością; Dłoń łuk dzierżąca była jednaka z decyzją, Oko zaś, cel i strzała stały się jednością. Uciechy, niczym fale człowieka topiły, Obiecując nam pełnię życia i przetrwanie; Rozkoszami łupiestwa wszystkich nas mamiły Jak ogniki płonące nocą na kurhanie...

George Meredith

Oda do wspomnień o junackiej młodości


Prolog

PRZEJŚCIE

 

Bębny łomotały nieustannie.

Wojownicy Saaurów śpiewali swe wojenne pieśni i przygotowywali się do nieuchronnej bitwy. Nad nimi powiewały postrzępione sztandary bojowe, łopoczące wśród gęstego dymu, który zasnuwał całe niebo. Zielone, pomalowane żółcią i czerwienią oblicza wpatrywały się w zachodnią część nieboskłonu, gdzie pożary barwiły całun dymu purpurą i ochrą, zasłaniając zachodzące słońce i znajomy wszystkim wzór gwiaździstego nieba.

Jarwa, Sha-shahan Siedmiu Narodów, władca Imperium Traw i Pan Dziewięciu Oceanów nie mógł oderwać wzroku od rozciągającego się przed nim obrazu zniszczenia i spustoszenia. Przez cały dzień obserwował wielkie ognie, i nawet z tej odległości słyszał wrzaski zwycięzców i okrzyki nieszczęsnych ofiar. Wiatry, które niegdyś niosły słodkie wonie kwiatów i bogate w odcienie zapachy przypraw, teraz przepojone były zaduchem pogorzelisk i smrodem spalonego mięsa... Nie musiał też patrzeć wstecz, by wiedzieć, że stojący za nim przygotowywali się do ostatniego boju, choć świadomi byli daremności wysiłków i nieuchronności zagłady całej rasy.

– Panie mój... – odezwał się Kaba, jego przyboczny, Tarczownik i wierny towarzysz.

Jarwa odwrócił się ku najstarszemu z przyjaciół i ujrzał w jego oczach wyraźny niepokój. Oblicze Kaby było zawsze i dla wszystkich nieprzeniknioną maską, stary nie miał jednak tajemnic przed Jarwa; Sha-shahan potrafił czytać w jego twarzy równie łatwo, jak szaman czyta stary pergamin.

– Pantathianin już jest...

Jarwa skinął głową, nie ruszył się jednak z miejsca. Mocniej tylko ścisnął w potężnych dłoniach rękojeść swego miecza bojowego Tual-masoka – miano to w starym języku znaczyło Chłeptacz Krwi – który był trwalszą i ważniejszą oznaką jego władzy niż korona, tę bowiem wkładał rzadko, tylko podczas oficjalnych wystąpień. Wbił ostrze w ziemię należącą do Tabar – najstarszego z narodów świata Shili. Od siedemnastu lat walczył tu z najeźdźcami, którzy wypierali jego hordy ku sercu Imperium Traw.

Kiedy w młodości przejął z rąk poprzednika miecz Sha-shahana, przedefilowali przed nim wojownicy Saaurów, wypełniając szczelnie starą kamienną drogę, która ciągnęła się w poprzek Takadorskiej Cieśniny, łączącej Morze Takador i Ocean Castak. Paradę tworzyły setki jeźdźców jadących obok siebie, a sto setek składało się na dziesięciotysięczny jatar. Dziesięć jatarów tworzyło zastęp, a dziesięć zastępów – hordę. Kiedy potęga Jarwy sięgnęła zenitu, na głos jego bojowego rogu zbiegało się siedem hord, za jego sztandarem szło siedem milionów wojowników. Hordy zawsze były w ruchu, ich konie pasły się na całym obszarze niezmierzonego Imperium Traw, podczas gdy dzieci dorastały, bawiąc się w wojnę wśród starych namiotów i powozów Saaurów, rozstawionych od miasta Cibul aż po odległe o dziesięć tysięcy mil najdalsze granice. Dziedziny te były tak rozległe, że nawet najlepszy jeździec, zmieniający w galopie najszybsze konie, potrzebował półtora miesiąca, by dotrzeć ze stolicy do jednej z granic... a dwa razy tyle, by przemierzyć Imperium od krańca do krańca.

Podczas każdej pory roku jedna horda czuwała nieopodal stolicy, pozostałe zaś wędrowały wzdłuż granic kraju, utrzymując porządek przez nieustanne podboje plemion odmawiających płacenia trybutu. Tysiące miast znad dziewięciu wielkich oceanów słały żywność oraz niezliczone bogactwa, a wraz z tym do stolicy, na dwór Sha-shahana, przybywali niewolnicy. Raz na dziesięć lal na wielkie igrzyska do Cibul, prastarej stolicy Imperium Traw, zjeżdżali najlepsi wojownicy siedmiu hord. Od najdawniejszych czasów wszyscy Saaurowie – z wyjątkiem tych, którzy zamieszkiwali najbardziej odległe krańce świata – zbierali się pod sztandarami Sha-shahanów. Jednak dopiero Jarwa zdołał ziścić marzenie jego przodków, kiedy zdobywszy ostatnie grody, podbił cały świat.

Hordy Jarwy zajęły cztery wielkie miasta, kolejne pięć poddało się bez walki, poza władzą Imperium zostało więc mniej niż tuzin grodów. I właśnie wtedy jeźdźcy hordy Patha dotarli do wrót Ahsartu, Miasta Kapłanów. Wkrótce potem zaczęły się nieszczęścia i klęski.

Jarwa siłą woli stłumił ból, jaki czul, słysząc niosące się wśród wieczornej ciszy okrzyki agonii. To krzyczeli członkowie jego ludu, prowadzeni do stosów. Sądząc z tego, co opowiadali nieliczni, którym udało się ujść z łap najeźdźców, ofiary zabijane na miejscu miały chyba najwięcej szczęścia – oczywiście oprócz poległych w boju. Mówiono, że oprawcy mogą uwięzić dusze konających torturując ich przez całą wieczność, odmawiając cieniom poległych miejsca wśród przodków, w szeregach Niebiańskiej Hordy.

Jarwa spojrzał na starą ojczyznę swego ludu z wysokości wzniesienia, na którym stał obecnie. Tu, w odległości mniejszej niż pół dnia jazdy od Cibul, obozowały nędzne resztki potężnej niegdyś armii. Choć dla Imperium nastały najbardziej mroczne czasy, w obecności Sha-shahana wojownicy prężyli się dumnie i rzucali odległym wrogom wyzywające spojrzenia. Mimo jednak tej dumnej postawy, Pan Dziewięciu Oceanów widział w ich oczach coś, co nigdy wcześniej tam nie gościło: strach.

Wódz westchnął i bez słowa wrócił do swego namiotu. Wiedział doskonale, że nie zostawiono mu możliwości wyboru, nadal jednak na myśl o przybyszu odczuwał odrazę. Zanim wszedł, zatrzymał się na moment i powiedział: – Kabo... nie wierzę temu kapłanowi z innego świata. – Słowo „kapłan” zostało przezeń jakby wyplute.

Kaba, którego łuski posiwiały od wieloletniej, ciężkiej służby Sha-shahanowi, podczas której przeważnie galopował konno po całym kraju, kiwnął tylko głową. – Wiem, panie, że żywisz wątpliwości. Ale twój Podczaszy i Mistrz Wiedzy są w tej kwestii zgodni. Nie mamy innego wyjścia.

– Zawsze jest inne wyjście – szepnął Jarwa. – Możemy rzucić się w bój i polec śmiercią wojowników!

Kaba delikatnie dotknął ramienia Jarwy – za taką poufałość każdy inny Saaur natychmiast zapłaciłby gardłem. – Stary druhu – odezwał się łagodnie. – Ów kapłan ofiarowuje bezpieczne schronienie naszym dzieciom. Możemy podjąć bój i zginąć, pozwalając zimnym wiatrom wyśpiewać pieśń o ostatniej walce Saaurów. Nie zostanie po nas nikt, by opowiedzieć Niebiańskiej Hordzie sagę o naszych cnotach... gdy wrogowie pożerać będą nasze ciała. Albo... możemy zapewnić bezpieczeństwo naszym kobietom i dzieciom. Czy można wybrać inaczej?

– Ale on jest inny...

– Owszem – westchnął Kaba.

– Jego krew jest zimna – szepnął Jarwa.

Kaba zrobił znak, chroniący przed złem. – Zimnokrwiści to stwory z legend...

– A tamci? – Jarwa wskazał na odległe pożary stolicy.

Kaba w odpowiedzi tylko wzruszył bezsilnie ramionami. Jarwa już bez słowa wprowadził swego najwierniejszego przyjaciela do namiotu Sha-shahana.

Był on największy w całym obozowisku – stanowił coś w rodzaju pawilonu z połączonych kilku zwykłych namiotów. Rozejrzawszy się wewnątrz, Jarwa poczuł chłód na sercu – tak wielu z jego doradców i najpotężniejszych Mistrzów Wiedzy było nieobecnych. Ci jednak, którzy przeżyli, spoglądali na niego z nadzieją. Był w końcu Sha-shahanem –jego obowiązkiem było ocalić naród.

Kiedy jego wzrok natrafił na obcego, władca raz. jeszcze zaczął się zastanawiać, czy dokonał mądrego wyboru. Stwór był podobny do każdego z Saaurów, jego ramiona i oblicze pokrywały łuski, ale reszta ciała, ukryta pod długą szatą z kapturem, nie przypominała bynajmniej krzepkiego ciała wojownika. Wedle miar Saaurów, był nikczemnego wzrostu – liczył sobie mniej niż podwójną rozpiętość ramion wojownika, pysk miał o połowę za długi, oczy zaś czarne z czerwonymi, a nie białymi jak u Saaurów tęczówkami. W miejscu gdzie inni mieli grube, białe paznokcie, przybyszowi wyrastały czarne szpony, mowa jego zaś przypominała syk węża – zapewne z powodu rozdwojonego języka. Zdejmując poobijany hełm i podając go słudze, Jarwa powiedział głośno to, co skrycie myślał każdy wojownik i każdy Mistrz Wiedzy obecny w namiocie: – Wąż!

Stwór pochylił łeb, jakby zamiast śmiertelnej obrazy usłyszał przyjazne powitanie: – Tak, mój panie... – syknął w odpowiedzi.

Kilku wojowników Jarwy położyło dłonie na rękojeściach mieczy, ale stary Podczaszy, ustępujący godnością jedynie Kabie, przypomniał z naciskiem w głosie: – Jest naszym gościem...

Wśród jaszczurzych narodów Shili, Saaurów, od dawien dawna krążyły legendy o wężowym ludzie. Podobni do ciepłokrwistych Saaurów, a jednak zupełnie od nich różni, byli stworami, którymi matki straszyły wieczorami niegrzeczne dzieci. Pożeracze własnych ziomków, składający jaja w gorących źródłach, członkowie wężowej rasy byli znienawidzeni, lecz także napawali strachem wszystkich Saaurów, choć żadnego nie widziano na Shili od niepamiętnych czasów. Twórcy legend i opowieści utrzymywali, że obie rasy zostały stworzone przez Boginię u zarania dziejów, kiedy wykluli się z jaj pierwsi jeźdźcy Niebiańskiej Hordy. Słudzy Zielonej Pani, Bogini Nocy, węże, zostali w jej domu, Saaurowie zaś odeszli wraz z jej boskimi braćmi i siostrzycami. Od Bogini otrzymali świat, gdzie wzrastali w potędze i dobrobycie, zawsze jednak żywa była wśród nich pamięć o wężowych braciach. Jedynie pierwszy z Mistrzów Wiedzy mógł orzec, które z tych mitów i opowieści są prawdziwe, Jarwa zaś był pewien jednego: każdemu z dziedziców tytułu Sha-shahana od urodzenia wpajano, że nie wykluł się jeszcze wąż godzien zaufania.

– Panie... – zaczął wężowy kapłan – portal jest gotowy, a czasu mamy coraz mniej. Tym. którzy obżerają się ciałami twoich ziomków, wkrótce sprzykrzy się zabawa, a jak wiesz, wraz z nastaniem mroku, ich potęga rośnie... zjawią się więc i tutaj.

Jarwa ignorując obcego kapłana, zwrócił się do towarzyszy z pytaniem: – Ile jatarów ocalało?

Odpowiedział mu Tasko, Shahan Watiri: –Cztery i niewielka cześć piątego. – Po chwili dodał, mówiąc tak, jakby ostatecznie chciał zamknąć sprawę: –Wszystkie jatary są jednak poważnie zdziesiątkowane. To wszystko, co zostało z Siedmiu Hord.

Jarwa nie bez trudu powstrzymał się od głośnego wyrażenia rozpaczy. Nieco ponad czterdzieści tysięcy jeźdźców! To wszystko, co pozostało po budzących grozę Siedmiu Wielkich Hordach Saaurów!

Poczuł, że krew ścięła mu siew sercu. Świetnie pamiętał swoją wściekłość, kiedy posłańcy Hordy Patha przywieźli mu pierwsze wieści o kapłanach, którzy odmówili płacenia daniny i złożenia hołdu. Wskoczył na konia i pognał przez stepy Jadąc przez siedem miesięcy, by osobiście poprowadzić atak na Ahsart, Miasto Kapłanów. Przez chwilę czuł ukłucie wyrzutów sumienia, zaraz jednak odegnał je od siebie – czyż ktokolwiek w świecie potrafił przewidzieć, że szaleni kapłani raczej pogrążą cały świat w chaosie i zniszczeniu, niż pogodzą się z poddaństwem i zjednoczeniem wszystkich pod berłem jednego władcy? Najwyższy kapłan, Myta, odpieczętował portal i przepuścił pierwsze demony. Niewielką pociechą była wieść, że demon bez namysłu rozszarpał Myte na strzępy i skazał jego duszę na wieczne potępienie. Jeden ze zbiegów z Ahsart utrzymywał, że stu kapłanów-wojowników zaatakowało demona, gdy ten pastwił się nad ciałem Myty – i żaden nie przeżył.

Przeciwko demonom, które powoli, ale nieodparcie przebijały się od granic Imperium do jego centrum, walczyło dziesięć tysięcy kapłanów i Mistrzów Wiedzy wespół z siedmioma milionami wojowników. Sto tysięcy demonów poległo, ale unicestwienie każdego trzeba było okupić krwią wielu tysięcy wojowników, którzy nieustraszenie atakowali przerażające stworzenia. Mistrzowie Wiedzy dosyć skutecznie używali swej sztuki, demony jednak zawsze wracały. Walka trwała przez całe lata, a pole bitwy objęło obszar między czterema z dziewięciu oceanów. W obozie Sha-shahana dzieci rodziły się, dorastały, ruszały w bój – a demonów wciąż przybywało. Mistrzowie Wiedzy na próżno usiłowali znaleźć sposób na zamknięcie i zapieczętowanie portalu oraz odwrócenie nieuchronnego biegu wydarzeń na korzyść Saaurów.

Legiony demonów nieustannie wylewały się z portalu między światami, aż wojna z odległych krańców świata dotarła do Cibul. I wreszcie otworzono nowy portal, który ofiarował Saaurom nadzieję: możliwość ucieczki.

Kaba odchrząknął znacząco, i Jarwa wrócił myślami do rzeczywistości i chwili obecnej. Wiedział, że rozpacz i żal prowadzą donikąd, a poza tym, na co zresztą zwrócił uwagę jego Tarczownik, nie mieli wyboru.

– Zwracam się do ciebie, Jatuk – odezwał się Sha-shahan, i młody wojownik wystąpił przed towarzyszy. – Z siedmiu moich synów, władców każdej z hord, zostałeś tylko ty – ciągnął dalej z goryczą. Młody wojownik milczał. – Tyś jest Ja-shahanem – oznajmił Jarwa, oficjalnie mianując syna dziedzicem tronu. Młodzik dołączył do ojca przed dziesięcioma dniami, przybywając w otoczeniu swej osobistej gwardii. Miał dopiero osiemnaście lat i zaledwie rok temu opuścił obóz ćwiczebny, a jego doświadczenie wojenne ograniczało się do udziału w trzech bitwach. Jarwa pojął nagle, że niemal nie zna własnego syna, którego widział ostatnio wiele lat temu, kiedy opuszczał stolicę, by ugiąć i złamać Ahsart. – Kto jeździ po twojej lewicy? – spytał.

– Monis, towarzysz narodzin – odpowiedział Jatuk. Wskazał dłonią na młodzieńca z blizną na lewym ramieniu, który stał dumnie w pobliżu.

Jarwa kiwnął głową. – On będzie nosił twą tarczę, będzie Tarczownikiem. Pamiętaj – zwrócił się do Monisa – że twoim obowiązkiem jest strzec życia twojego pana choćby za cenę własnego, co więcej, twoim obowiązkiem jest strzec jego honoru. Nikomu nie będzie dane dzielić z Jatukiem większej zażyłości, niż tobie... żadnemu dziecku, żadnej kobiecie i żadnemu Mistrzowi Wiedzy. Zawsze mów mu prawdę, nawet gdyby nie chciał jej wysłuchać...

– On jest twoją tarczą – teraz mówił do Jatuka. – Zawsze miej na uwadze jego mądrość, ponieważ ignorowanie uwag Tarczownika jest jak ruszanie do boju z unieruchomionym prawym ramieniem, zasłoniętym jednym okiem i zatkanym jednym uchem.

Jatuk kiwnął głową. Monisowi przyznano oto najwyższy zaszczytny tytuł dostępny komuś, kto nie miał w żyłach królewskiej krwi; od tej chwili mógł mówić to, co myśli, nie obawiając się wywołania niechęci czy gniewu władcy.

Młodzieniec zasalutował, uderzając prawą pięścią w swe lewe ramię. – Twoja wola, Sha-shahanie! – powiedział i na znak szacunku opuścił wzrok.

– Kto strzeże twego stołu? – wypytywał dalej Jarwa.

– Chiga, towarzysz narodzin – odpowiedział syn.

Jarwa kiwnął głową z aprobatą. Wybrańcy z tej samej wylęgarni doskonale znali się nawzajem, a więź pomiędzy nimi była najsilniejsza z możliwych. – Zrezygnujesz z miecza i zbroi i zawsze będziesz z tyłu – powiedział Jarwa, zwracając się do wymienionego Saaura.

W tym przypadku uczucie dumy mieszało się z goryczą, bo choć z tytułem Podczaszego wiązał się wielki zaszczyt, rezygnacja z walki była ciężka dla każdego prawdziwego wojownika.

– Broń swego pana przed ręką. która kryje się w mroku, i przed podstępami, knutymi przy kielichu przez fałszywych przyjaciół...

Chiga zasalutował. Podobnie jak Monis, od tej chwili mógł mówić swemu panu wszystko, bez obawy kary czy wywołania pańskiego gniewu – Podczaszy miał bronić życia pana równie zaciekle i troskliwie, jak jadący obok niego Tarczownik.

Teraz Jarwa zwrócił się do swego Mistrza Wiedzy, otoczonego przez kilkunastu akolitów. – Kogo wśród swoich uważasz za najbardziej utalentowanego?

– To Shadu – odparł mistrz Wiedzy. – Nie zapomina niczego.

– Weź zatem relikwie i święte tablice – zwrócił się Jarwa do młodego kapłana-wojownika – ponieważ od tej chwili ty będziesz głównym strażnikiem i obrońcą wiary. Ty będziesz Mistrzem Wiedzy Ludu. – Oczy młodego akolity rozszerzyło niedowierzanie, które szybko jednak rozproszył stary Mistrz Wiedzy, podając mu święte tablice: spore karty pergaminu osadzone pomiędzy drewnianymi okładkami i zapisane niemal zupełnie wyblakłym inkaustem. Wraz z nimi młodego Saaura obciążono odpowiedzialnością za zachowanie wiedzy i tradycji, ich interpretację... oraz za tysiące słów, przypadających na każdy z zapisanych przez starożytnych skrybów znaków.

– Zwracam się teraz do was, którzy byliście ze mną od początku – zakończył Jarwa – z ostatnim poleceniem. Wkrótce wrogowie natrą po raz ostatni. Nikt z nas zapewne nie zdoła ujść z życiem. Śpiewajcie zatem głośno swoje pieśni śmierci i wiedzcie, że wasze imiona żyć będą we wspomnieniach waszych dzieci... na odległym świecie i pod obcym niebem. Nie umiem wam rzec, czy ich głosy i pieśni będą miały dość siły, by przedrzeć się przez pustkę i podtrzymać pamięć o Niebiańskiej Hordzie, czy może pod tym obcym niebem stworzą własną Hordę... Ale kiedy przyjdą po nas demony, niechaj każdy wojownik umiera ze świadomością, że w odległej krainie przetrwa bezpiecznie nadzieja naszej rasy... kość z naszej kości i krew z naszej krwi.

Wszelkie uczucia, jakie mógł żywić, ukrył teraz pod maską obojętności. –Jatuk, pójdziesz za mną – rzekł beznamiętnie. – Pozostali niech się rozejdą do swoich zadań. – Do...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin