Jodi Ellen Malpas - Ten Mężczyzna 02 - Jego kłamstwa.pdf

(928 KB) Pobierz
Ten Mężczyzna
Tom 2
Jego Kłamstwa
Jodie Ellen Malpas
Rozdział 1
Daję Jessemu buziaka i zostawiam go z niepokojem na jego pięknej
twarzy.
– Zadzwonię.
Zatrzaskuję drzwi samochodu i nie oglądając się za siebie, biegnę ścieżką
do domu Kate. Szybko zamykam za sobą drzwi i opieram się o nie plecami.
– Hej! – Na szczycie schodów staje Kate owinięta ręcznikiem. – Wszystko
w porządku?
Nie udaje mi się przykleić do twarzy sztucznego uśmiechu.
– Nie.
Kate patrzy na mnie z mieszaniną konsternacji i współczucia.
– Herbaty?
Kiwam głową i odklejam się od drzwi. Wiedziałam, że do tego dojdzie.
Może nie tak prędko, ale ten paskudny ból serca był nieunikniony. Wlokę się
na górę po schodach i opadam na krzesło. Kate parzy herbatę.
– Sam już poszedł?
Kate wsypuje do swojego kubka trzy łyżeczki cukru; choć stoi plecami do
mnie, wiem, że się uśmiecha.
– Tak – odpowiada zdawkowo.
– Udana noc?
Odwraca się, mrużąc jasnoniebieskie oczy, po czym wyszczerza zęby w
uśmiechu.
– Ten facet to zwierzak!
Prycham drwiąco. Jest ktoś jeszcze, do kogo pasuje ten opis.
– Niezły jest?
Nalewa do kubków wrzątku i dodaje mleko.
– Jest w porządku. – Wzrusza ramionami. – Dość gadania o mnie.
Dlaczego wyszłaś dziś rano z domu cała w skowronkach, a wracasz kilka
godzin później z taką miną, jak gdybyś dostała w twarz? – Siada i podaje mi
moją herbatę. Wzdycham.
– Więcej się z nim nie spotkam.
– Dlaczego?
– Dlatego, Kate, że nie mam nawet cienia wątpliwości, że paskudnie się
sparzę. Ten facet jest bardzo niebezpieczny.
– Skąd wiesz?
– Jest dojrzałym biznesmenem, bajecznie bogatym i pewnym siebie.
Jestem dla niego tylko zabawką. Gdy się znudzi, wyrzuci mnie i znajdzie
sobie kogoś innego. – Wzdycham z przygnębieniem. – Uwierz mi, nie
zabraknie kobiet
gotowych rzucić mu się do stóp. Widziałam, jakie wzbudza reakcje, sama
tego doświadczyłam. W sypialni jest niesamowicie gwałtowny i cholernie
dobry w te klocki, o czym świadczą jego liczne podboje. – Nabieram
powierza, a Kate patrzy na mnie z otwartymi ustami. – Działa na kobiety jak
magnes, pewnie miał ich na pęczki. Już zdążyłam spiąć się z Sarą, kobietą,
którą wzięłam za jego dziewczynę. – Osuwam się na oparcie krzesła i biorę
swój kubek herbaty.
– Chyba nie myślisz poważnie o zerwaniu z powodu kilku wrednych słów
wzgardzonej kobiety? Każ jej się odwalić!
– Nie, nie chodzi tylko o to, choć gdyby mogła, wbiłaby mi nóż w plecy.
Kate przewraca oczami.
– Kochana, jesteś ślepa!
– Nieprawda. Jestem rozsądna – bronię się. – Dlaczego tak go lubisz?
– Nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Ma w sobie coś, zgodzisz się?
– Tak, coś groźnego.
– Nie, chodzi mi o to, jak na ciebie patrzy, jak gdybyś była centrum jego
wszechświata.
– Nie bądź głupia! Jestem centrum jego życia seksualnego – poprawiam
ją, uświadamiając sobie nagle, że być może jestem tylko jedną z wielu
kobiet, z którymi dobrze się bawi. To bolesna myśl i kolejny powód, żeby
odejść, dopóki jeszcze się jakoś trzymam. Kogo chcę oszukać? Już jestem w
rozsypce, ale będzie jeszcze gorzej, jeśli tego nie przerwę.
– Avo, jesteś mistrzynią wyparcia – drwi Kate.
– Niczego nie wypieram.
– Owszem – oświadcza stanowczo Kate. – Zakochałaś się w nim. To widać
na pierwszy rzut oka.
Czy to takie oczywiste? Powinnam zaprzeczyć, ale nie będę obrażać jej
inteligencji.
– Idę się położyć. – Odsuwam do tyłu krzesło i aż się wzdrygam od
świdrującego uszy zgrzytu, z jakim przesuwa się po drewnianej podłodze.
Kac wrócił ze zdwojoną siłą.
– Okej – wzdycha Kate.
Zostawiam ją w kuchni i idę się zaszyć w swoim pokoju. Padam na łóżko
i naciągam poduszkę na głowę.
Z niechęcią przyznaję, że zdzira o odętych usteczkach miała rację. Nie
mogę wiązać swoich marzeń z Jessem Wardem i ta myśl jest jak nóż
wbijający się w moje rozdarte serce.
Rozpoczynam nowy tydzień pracy, ale nie czuję się wcale jak nowo
narodzona.
– Dzień dobry, kwiatuszku! – woła ze swojego gabinetu Patrick.
– Dzień dobry. – Silę się na radosny ton, ale próba wypada żałośnie.
Rzucam torbę obok biurka i siadam, żeby odpalić komputer. Pięć sekund
później moje
biurko skrzypi na znak protestu pod ciężarem Patricka.
– Jak sytuacja z Van Der Hausem?
Sięgam pod biurko, żeby wydobyć pudełko z próbkami materiałów, które
zostawiłam tu w piątek.
– Przyszły w piątek – mówię, rozkładając część z nich na biurku. – Wysłał
mi mejlem wytyczne i rysunki.
Patrick przegląda stertę próbek – wszystkie są w neutralnych odcieniach
beżu i kremowego, niektóre wzorzyste, inne nie,
– Trochę nudne, co? – burczy z dezaprobatą.
– Nie zgadzam się. – Wyciągam skrawek pięknego materiału w grube
pasy. — Spójrz.
Kręci nosem.
– Nie w moim guście.
– Nie musi ci się podobać – przypominam mu. To nie on będzie kupował
ekskluzywny apartament w Life Building. – Pan Van Der Haus wraca dziś z
Danii. Powiedział, że zadzwoni w sprawie mojej wizyty na budowie. Wezmę
się do pracy, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Patrick wstaje, a ja jak zwykle krzywię się, gdy biurko skrzypi.
– Tak, oczywiście. – Przygląda mi się podejrzliwie. – To nie moja sprawa,
ale chyba jesteś dziś nie w sosie. Czy coś się stało?
– Nic mi nie jest, daję słowo.
– Jesteś pewna?
– Tak, Patricku. – Nie zabrzmiało to przekonująco. Moja komórka
zaczyna skakać po biurku, wygrywając na całe biuro
Black and Gold
Sama
Sparro. Marszczę brwi, bo wyświetlacz pokazuje imię Jessego. Znów
majstrował przy moim telefonie. Serce trzepocze mi w piersi, ale nie jest to
miłe uczucie. Nie mogę z nim rozmawiać. Dźwięk jego głosu sprawi, że wrócę
do punktu wyjścia.
– Pozwolę ci odebrać, kwiatuszku. Uszy do góry. To polecenie służbowe!
Patrick odchodzi, a ja ściszam telefon, ale chwilę później znów zaczyna
podskakiwać. Odrzucam połączenie, kładę komórkę na biurku i zabieram
się do roboty. Odnajduję mejl od Mikaela – jest krótki, ale zawiera dość
informacji, żebym mogła rozpocząć projektowanie.
Piętnaście minut później mój telefon wciąż dzwoni, słyszę też sygnał
przychodzącej wiadomości, ale zamiast ją skasować, jak nakazywałby
zdrowy rozsądek, otwieram ją.
„Odbierz telefon!”
Znowu rozlega się Sam Sparro, a ja po raz kolejny odrzucam połączenie.
W takim tempie nie uda mi się nic zrobić. Zaraz potem dostaję kolejną
wiadomość.
„Avo, porozmawiaj ze mną, proszę. Co ja takiego zrobiłem?”
Wyciszam telefon i próbuję o nim zapomnieć. Co takiego zrobił?
Właściwie nic, ale jestem pewna, że coś zrobi, jeśli tylko dam mu szansę. A
może nie?
Och, nie wiem. Ale instynkt każe mi odejść.
– Sal, gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować, niech dzwoni na moją
komórkę, okej? – Wiem, że to będzie jego kolejny ruch.
– Okej, Avo.
Zabieram się do planszy z inspiracjami i rysunków dla Mikaela. Nie
widziałam jeszcze apartamentów, ale wiem dobrze, co chcę osiągnąć, i ku
własnemu zaskoczeniu jestem podekscytowana tym projektem.
W porze lunchu wyskakuję do delikatesów po kanapkę i wracam do
biura, żeby ją zjeść. Sally informuje mnie, że pod moją nieobecność dzwonił
jakiś mężczyzna, ale nie zostawił wiadomości. Oczywiście wiem, kto to był.
Uparcie ignoruję swój telefon, robię wyjątek tylko dla Mikaela, który
dzwoni, żeby umówić się na jutro. Zostaje w Danii do końca tygodnia, więc o
dziewiątej rano mam się spotkać w Life Building z jego osobistą asystentką.
Gdy wybija szósta, jestem zadowolona z pracowicie spędzonego dnia i
poczynionych postępów. Dzień minął mi jak z bicza strzelił.
Następnego dnia wchodzę do Life Building punktualnie o umówionej
godzinie, choć jestem nieco zdyszana, bo rano zaspałam. Niepotrzebnie się
tak spieszyłam. Asystentka Mikaela jest spóźniona, więc siadam i korzystam
z okazji, żeby zadzwonić do mamy i sprawdzić, czy w Newquay wszystko w
porządku. Dowiaduję się, że Dan przylatuje w poniedziałek, co poprawia mi
humor. Po rozmowie z mamą wreszcie zdobywam się na odwagę, żeby
przejrzeć wszystkie nieodebrane połączenia i wiadomości – wszystkie od
Jessego, jeśli nie liczyć esemesa od Kate, która napisała wczoraj wieczorem,
że zostaje na noc u Sama. Rano tak się spieszyłam, że nawet nie
zauważyłam, że jej nie ma. Szybko odpisuję, wyjaśniając, że spałam jak
zabita. Ale w myślach wciąż słyszę jego uporczywe łomotanie do drzwi, gdy
chowałam się pod kołdrą jak wystraszone dziecko.
– Panna O’Shea? – Podnoszę wzrok i widzę drobną blondynkę, wyciąga
do mnie rękę. – Jestem Ingrid. Mikael uprzedził panią, że się pojawię, tak? –
Ma bardzo silny duński akcent.
– Ingrid, proszę, mów mi po imieniu. – Wstaję i potrząsam lekko jej
dłonią. Wygląda tak krucho. Ingrid uśmiecha się i kiwa głową.
– Oczywiście, Avo.
– Mikael dzwonił do mnie wczoraj, mówił, że coś go zatrzymało w Danii.
– Tak, to prawda. Oprowadzę cię. Budynek nie jest jeszcze wykończony,
więc musisz to włożyć. – Wręcza mi żółty kask i odblaskową kamizelkę.
Zakładam odzież ochronną, a ona wciska guzik, żeby przywołać windę. –
Zaczniemy od penthousea. Rozkładem przypomina ten w Lusso. –
Wchodzimy do windy. – Znasz, oczywiście, Lusso – mówi z uśmiechem.
– Tak, znam Lusso. – I to lepiej niż sądzisz! – dodaję w myślach,
odwzajemniając jej przyjazny uśmiech. Natychmiast przywołuję się do
porządku i szukam w torebce teczki.
– Jesteśmy na miejscu. – Drzwi windy otwierają się bezpośrednio w
penthousie. – Zapraszam do środka, Avo.
– Dziękuję. – Wychodzę na otwartą przestrzeń i od razu zauważam, że
penthouse musi być zbliżony rozmiarami do tego w Lusso.
– Jak widzisz, użyliśmy dębu. Wszystkie okna i drzwi były robione na
zamówienie z ekologicznego drewna. Jestem pewna, że Mikael wspomniał ci
o tym w mejlu z wytycznymi. – Zerkam na nią, a ona zauważa moje puste
spojrzenie, bo wybucha śmiechem i kręci głową. – Nie wspomniał o tym w
mejlu?
– Nie. – Mam nadzieję, że czegoś nie przeoczyłam.
– Musisz mu wybaczyć. Jest trochę rozkojarzony z powodu rozwodu.
Rozwodu? A więc to go zatrzymało w Danii? Moim zdaniem to trochę
niestosowne, że wtajemnicza mnie w życie osobiste Mikaela.
– Wezmę to pod uwagę – zapewniam z uśmiechem.
Przez kilka następnych godzin Ingrid oprowadza mnie po całym
budynku. Po drodze robię zdjęcia i notatki. Mikael i jego partner bez
wątpienia znają się na nowoczesnym, luksusowym budownictwie. Widoki na
Holland Park i miasto zapierają dech w piersi.
– Dziękuję za wycieczkę, Ingrid. – Zdejmuję szykowną kamizelkę i kask.
– Nie ma za co, Avo. Wiesz już wszystko, co trzeba?
– Tak. Będę czekała na telefon od Mikaela.
– Powiedział, że zadzwoni do ciebie w poniedziałek – mówi Ingrid, podając
mi rękę.
Żegnamy się i ruszam do biura. Po drodze dzwonię do swojego
ginekologa, potrzebuję recepty na nowe pigułki. Udaje mi się umówić wizytę
o czwartej po południu, co za ulga. Nie żebym w najbliższej przyszłości
planowała uprawiać seks. Kilka ostatnich dni wystarczy mi na długo.
– Cześć! – wołam do Toma i Victorii, wchodząc do biura.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin