Ta-mt-e dn-i, ta-m-te no-ce.pdf

(1610 KB) Pobierz
Spis treści
Karta redakcyjna
CZĘŚĆ I.
Jeśli nie później, to kiedy?
CZĘŚĆ II.
Plener
malarski Moneta
CZĘŚĆ III.
Syndrom San Clemente
CZĘŚĆ IV.
Miejsca
ułudne Przypisy
Tytuł oryginału: CALL ME BY YOUR NAME Opracowanie typograficzne
i skład:
MARZENNA
DOBROWOLSKA
Redakcja:
PAULINA
POTRYKUS-WOŹNIAK Korekta: MAGDALENA GERAGA
Copyright ©
André Aciman, 2017
Motion Picture Artwork © 2017 CTMG. All Rights Reserved.
Tytuł oryginału: Call Me by Your Name
Copyright © for the Polish translation by Tomasz Bieroń
Copyright © for the Polish edition by Poradnia K, 2018 Wydanie I ISBN
978-83-63960-97-1 Poradnia K Sp. z o.o.
ul. Wilcza 25 lok. 6, 00-544 Warszawa
e-mail: poradniak@poradniak.pl
www: www.poradniak.pl
Zapraszamy do naszej księgarni internetowej: sklep.poradniak.pl Konwersja:
eLitera s.c.
CZĘŚĆ I
Jeśli nie później,
to kiedy?
– Później!
To słowo, ten głos, ta postawa.
Nigdy przedtem nie słyszałem, żeby ktoś się żegnał, mówiąc: „Później”.
Ostre, krótkie i zdawkowe, wypowiedziane z zawoalowaną obojętnością człowieka,
któremu nie zależy, żeby jeszcze się z tobą zobaczyć albo porozmawiać.
To jest pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, kiedy o nim myślę,
i do dzisiaj mam w uszach to „Później!”.
Zamykam oczy, wypowiadam to słowo i jestem z powrotem we Włoszech,
tak wiele lat temu, idę obsadzonym drzewami podjazdem, obserwuję, jak on
wysiada z taksówki w wydętej, niebieskiej, rozpiętej pod szyją koszuli, okularach
przeciwsłonecznych i słomkowym kapeluszu, wszędzie skóra. Nagle ściska mnie
za rękę, podaje mi swój plecak, wyjmuje z bagażnika taksówki walizkę i pyta, czy
mój ojciec jest w domu.
Może to się zaczęło właśnie wtedy: koszula, podwinięte rękawy, zaokrąglone
pięty odklejają się i przyklejają do wystrzępionych espadryli, spragnione
rozgrzanej żwirowej ścieżki prowadzącej do naszego domu, każdy krok jak
pytanie: „Którędy na plażę?”.
Tegoroczny gość wakacyjny. Kolejny nudziarz.
A potem, prawie odruchowo i odwrócony plecami do samochodu, macha
wolną ręką i wypowiada niedbałe: „Później!” do innego pasażera, z którym
prawdopodobnie umówił się na podział kosztów przejazdu z dworca. Nie dodał
imienia. Nie złagodził tego szorstkiego pożegnania żadnym dowcipem.
Współpasażer
odprawiony
jednym
słowem:
bezczelnym,
ostrym,
nieuszminkowanym – sam zdecyduj, mnie jest wszystko jedno.
Tylko patrzeć, pomyślałem, a tak samo pożegna się z nami, kiedy przyjdzie
na to czas. Pożegna się rzuconym od niechcenia, opryskliwym „Później!”.
Ale zanim to nastąpi, będziemy musieli go znosić przez sześć długich
tygodni.
Poczułem się zastraszony. Nieprzystępny typ.
Choć już niedługo miał mi się spodobać. Od zaokrąglonego podbródka po
zaokrągloną piętę. A potem, na przestrzeni kilku dni, miałem go znienawidzić.
Tego samego człowieka, z fotografii którego, na złożonym kilka miesięcy
wcześniej formularzu, wyskakiwała obietnica natychmiastowej zażyłości!
Moi rodzice przyjmowali w lecie młodych pracowników akademickich,
.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin