Konformista - Alberto Moravia.pdf

(3578 KB) Pobierz
Alberto Moravia
KONFORMISTA
PAVO
Alberto Moravia
KONFORMISTA
przełożyła:
Zofia Ernstowa
Wydawnictwo
PA VO
Warszawa
1993
PROLOG
Rozdział I
Kiedy Marcello był dzieckiem, urzekał go byle przedmiot,
byle błyskotka, jak srokę. Może dlatego, że w domu rodzice,
raczej przez obojętność niż przez surowość, nigdy nie
pomyśleli o tym, żeby zaspokoić jego poczucie własności;
a może dlatego, że inne instynkty, głębsze i jeszcze nie
ujawnione, przeobrażały się w zachłanność; nieustannie
dręczyło go pragnienie zdobycia na własność najrozmait­
szych rzeczy. Ołówek zakończony gumką, książka z obraz­
kami, linij ka, ebonitowy kałamarz kieszonkowy, pierwsze
lepsze głupstewko budziło w nim najpierw gwałtowną i
niedorzeczną pożądliwość, a potem, gdy upatrzony drobiazg
stał się już jego własnością, napełniała go zdumiewająca,
niewyczerpana, magiczna radość. Marcello miał w domu
własny pokój, w którym sypiał i uczył się. Wszystkie leżące
tam na stole czy zamknięte w szufladach przedmioty były dla
niego święte, w zależności od tego, jak dawno zostały nabyte.
Słowem, nie były one podobne do innych znajdujących się
w domu przedmiotów, stawały się ułamkami zdobytych już
lub mających przyjść doświadczeń, �½awsze pasjonujących
i zabarwionych tajemniczością. Marcello na swój sposób
zdawał sobie sprawę z tego dziwacznego przywiązania do
własności, które dawało mu nieopisane szczęście, a zarazem
budziło w nim przykre uczucie stale popełnianej winy i nawet
nie pozostawiało mu czasu na skruchę.
Ponad wszystko jednak - może dlatego, że było to czymś
zakazanym - pociągała go broń. Nie broń na niby, ta do
zabawy dla dzieci, blaszane strzelby, pistolety na kapiszony,
7
drewniane pałasze, ale broń prawdziwa, z którą wyobrażenie
grozy, niebezpieczeństwa i śmierci nie kojarzy się, jak
w tamtej, tylko przez podobieństwo formy, lecz jest jedyną
racją jej istnienia. Zabawa dziecinnymi rewolwerami nie
mogła spowodować śmierci; z rewolwerami dla dorosłych
wyglądało to inaczej , śmierć nie tylko była możliwa, ale
narzucała się po prostu niczym natrętna pokusa, którą
hamuje tylko przezorność. Marcello kilkakrotnie miał w rę­
ku prawdziwą broń: myśliwską flintę na wsi, stary rewolwer,
który ojciec pokazał mu kiedyś w szkatułce; za każdym
razem przy dotknięciu broni przenikał Marcella dreszcz, jak
gdyby jego ręka znalazła wreszcie naturalne przedłużenie
w rękojeści broni.
Marcello miał wielu przyjaciół wśród mieszkających w są­
siedztwie dzieci i w krótkim czasie uświadomił sobie, że jego
zamiłowanie do broni wywodzi się z głębszych i o wiei�½
bardziej skomplikowanych pobudek niż naiwne upodobania
militarne kolegów. Oni bawili się w żołnierzy udając drapież­
ność i krwiożerczość, w rzeczywistości jednak robili to tylko
dla zabawy i małpując mordercze gesty nie byli naprawdę
przejęci swoją rolą; z nim natomiast działo się wręcz
odwrotnie: w zabawie w żołnierzy szukały ujścia jego
krwiożerczość i drapieżność, a gdy brakowało mu towarzys­
twa do tej zabawy, sam wyszukiwał sobie rozrywki, zawsze
takie, które zaspokajały jego niszczycielskie i mordercze
skłonności. W owym czasie Marcello był okrutny i ani się
tego nie wstydził, ani nie robił sobie wyrzutów z tego
powodu, bo okrucieństwo dostarczało mu samych tylko
przyjemności, w których nie widział nic obrzydliwego; było
jeszcze na tyle dziecinne, że nie budziło niepokoju ani w nim
samym, ani w innych. Zdarzało mu się na przykład schodzić
do ogrodu w upalnych godzinach na początku lata. Był to
ogród mały, ale gęsty, pełen roślin i drzew bujnie rosnących,
nie tkniętych od lat ludzką ręką. Marcello schodził do
ogrodu uzbrojony w cienki, giętki wiklinowy pręt, odłamany
na strychu ze starej trzepaczki; krążył przez chwilę między
rozigranymi cieniami drzew i palącymi promieniami słońca
po wysypanych żwirem ścieżkach, obserwując rośliny. Czuł,
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin