CARLA VAN RAAY - Boża ladacznica.pdf

(1930 KB) Pobierz
Słowo wstępne
W „Bożej Ladacznicy" Carla van Raay z przejmującą uczciwością pisze o swoim
niezwykłym życiu. W 1987 roku p o m a g a ł a m grupie kobiet i podczas kilku tygodni,
jakie spędziłyśmy razem, dzieliłyśmy się doświadczeniami, rozwiązywałyśmy problemy
i w końcu opowiadałyśmy historie życia -
niektóre krótkie, inne długie, z lękiem i zażenowaniem, ze Izami i śmiechem. Wszystkie te
opowieści, prawdziwe i poruszające, przynosiły ulgę opowiadającym.
A wysoka, szczupła, nieśmiała, śmiejąca się nerwowo kobieta zafascynowała nas
opowieściami o życiu klasztornym i podejmowanych później szaleńczych,
nieprawdopodobnych usi
łowaniach, by nadać jakiś sens swojemu istnieniu. Nie sądzę, by którakolwiek z
uczestniczek tej grupy mogła kiedyś zapomnieć Carlę. Wszystkie ją pokochałyśmy - za jej
uczciwość, odwagę, pocieszne poczucie humoru, a najbardziej za jej niewinność. Nie
wiedzieć jak, p o m i m o maltretowania, lęku, uwarunkowań i szaleńczych wyborów,
jakich Carla dokonywała w życiu, udało się jej osiągnąć to, co niemożliwe - pozostała
niewinna. To rzadka cecha w dzisiejszych czasach. Wszystkie kobiety z grupy, bez
wyjątku, błagały ją, by napisała tę książkę.
Kiedy przewracałam kartkę za kartką, chwyciła mnie ponownie za serce ta wzruszająca i
niemal niewiarygodna opowieść. Ale z drugiej strony, jeżeli znało się Carlę, nie
wydawała się ona wcale niewiarygodna.
P e r s e p h o n e A r b o u r , Perth, zachodnia Australia Przedmowa
Przed wielu laty, kiedy zaczynałam pisać tę opowieść, była o n a pełną goryczy i gniewu
o p e r ą mydlaną, mającą z d e m a skować „te wstrętne zakonnice". Z a m i e r z a ł a m
ogłosić całemu światu, co przez dwanaście i pół roku przecierpiałam w klasztorze, i
rozpalić trochę gniewu na kościół katolicki i wszystko, za czym opowiada się ta
instytucja.
Przestałam się kierować tą przesłanką i kiedy mój gniew osłabł, w 1986 roku zwróciłam
się do ówczesnej radnej, Joan Waters, kobiety wpływowej w mieście Perth w
zachodniej Australii, by pomogła mi w poszukiwaniu wydawcy. Uzbrojona we wstęp do
proponowanej książki, pierwszy rozdział, streszczenie następnych oraz swoją fotografię
postulantki w Zgromadzeniu Wiernych Towarzyszek Jezusa (FCJ)*, nie miałam żadnych
problemów z przekonaniem jej, że tę opowieść warto wydać. Na moją prośbę
skontaktowała się z prasą. Chociaż
* Faithful Companions of Jezus - zakon założony w 1820 r. w Amiens we Francji
przez Marie M. de Bonnault d'Houet; zakony FCJ istnieją w wielu krajach Europy
(w Anglii, we Włoszech, w Szwajcarii i Irlandii), a także w Australii, Kanadzie i
USA; reguła opiera się na regule jezuitów (przyp. red. ).
dokładałyśmy wszelkich starań, żeby zachować kontrolę na tekstem, we wszystkich
niedzielnych gazetach w całym kraju ukazał się sensacyjny artykuł: D L A C Z E G O Z M
IENIŁAM
KLAS ZT OR NAB UR DE L. E KS - ZAKONNIC AOT WAR
CIEMÓWIOSWOJ EJ NOWEJ ROLI.
Natychmiast zaniepokoiło to moich czterech braci i siostrę w M e l b o u r n e ; błagali
mnie, żebym nie publikowała tej książki ze względu na naszych rodziców. Nie tylko
poczuliby się głęboko zranieni po zapoznaniu się ze szczegółami z życia swojej niegdyś
szanowanej, a teraz zbłąkanej córki, ale publikacja mogłaby również popsuć ich relacje z
zakonnicami, od których byli uzależnieni. Chociaż przeszli już na emeryturę, mieszkali
nadal w d o m u udostępnionym im przez zakon.
Zgodziłam się i kiedy zwrócił się do mnie wydawca, pozwoli
łam, by okazja umknęła.
Oboje moi rodzice już nie żyją, a wszystkie związki z FCJ, poza przyjacielskimi, zostały
zerwane. Wiele zakonnic zamieszanych w tę historię jest teraz w b a r d z o podeszłym
wieku albo już nie żyje. Bohaterki mojej opowieści są dla mnie jak róże na krzewie:
niegdyś kwitły kolorowo, a teraz wiele wyblakło i o b u m a r ł o . Nie chodzi mi o to, by
okryć niesławą pamięć ich kwitnienia, ale by wydestylować n a u k ę z ich czynów oraz
moich. Bo czy nie wyłącznie na tym polega życie?
Bóg tchnie swym o d d e c h e m i oto jesteśmy: różane, żywe osoby, krwiste i zadufane
w sobie, na scenie o b a r d z o ograniczonej przestrzeni. A p o t e m Bóg znowu tchnie -
albo m o ż e westchnie, patrząc na przedstawienie - i wszyscy znikamy, wracamy do
miejsca, z którego wszystko przychodzi.
Niech Bóg błogosławi tym starym różom i mnie również -
róży, która zbliża się do wieku, o którym na ogół się nie wspomina, chyba że to
nieuniknione. „Boża Ladacznica" to uczciwa autobiograficzna relacja oraz - co
nieuchronne -
b a r d z o osobista interpretacja wydarzeń. Dojrzałam pod względem emocjonalnym i
moja opowieść w zamierzeniu nikogo ma nie zranić. Z tego powodu pozmieniałam
nazwiska, by uniknąć ewentualnej identyfikacji osób, które jeszcze żyją, a poza tym
poprzestawiałam niektóre szczegóły. Członkowie mojej rodziny, d a w n e członkinie
mojej zakonnej społeczności, jak również moi eks-klienci w seksbiznesie spokojnie
mogą utrzymywać, że moja opowieść to fikcja.
Jeżeli któraś ze wspomnianych w tej książce osób żyje jeszcze i uzna, że została
niezasłużenie skrytykowana, albo będzie miała poczucie, iż nie o d d a ł a m jej
sprawiedliwości, chcę powiedzieć jasno, że ta opowieść pokazuje przede wszystkim
mnie samą.
Przez lata, kiedy pisałam historię Carli - dziewczyny, która dorastała na katolickim
południu Holandii i przyjechała do Australii w wieku dwunastu lat, a p o t e m w
dziewiczym wieku lat osiemnastu zdecydowała się wstąpić do klasztoru i opuścić go w
dziewiczym wieku lat trzydziestu j e d e n - zaczęło mi świtać, że tego wyboru uniknąć
nie mogłam,
że musiałam zostać zakonnicą, a p o t e m prostytutką. Były to role, które
odgrywałam, a w których wyrażała się bardziej moja nerwica niż moje prawdziwe ja.
Musiałam doświadczyć tego, kim nie jestem, żebym mogła odkryć, kim
jestem.
M o ż e
tak działa życie; w moim przypadku tak właśnie zadziałało.
„To, czemu się opieramy, uporczywie trwa" jest dobrze znanym powiedzonkiem. Nie
rozumiałam seksu, bałam się go, tłumiłam myśli o nim i przez to przez cały czas miałam
nim zaprzątnięty umysł. Później, aby go zrozumieć, eksperym e n t o w a ł a m na różne
wspaniałe i nie całkiem wspaniałe sposoby. Moja książka opisuje i jasne, i ciemne
strony życia prostytutki oraz cierpienie wynikające z bezgranicznego p o błażania sobie.
Zalety czasów, w jakich żyję, i p o m o c przyjaciół pozwoliły mi uświadomić sobie, kim
jestem, i się zmienić. Pławienie się we wspomnieniach m o ż e nie być dobre, ale
ignorowanie ich jest na p e w n o niebezpieczne. Z a m i e r z a m więc opowiedzieć
moją historię i skończyć z nią raz na zawsze, bo już nigdy więcej nie chcę tego
przeżywać!
Hierarchia w Zgromadzeniu
Wiernych Towarzyszek Jezusa
(w kolejności znaczenia i zwierzchnictwa)
Wielebna Matka Generalna.
Przełożona generalna. Stoi na czele zakonu; rezyduje w
Domu Matki w Anglii.
Wielebna Matka Prowincjonalna.
Nadzoruje prowincję; na przykład Australię (gdzie
były cztery klasztory).
Wielebna Matka/Matka Przełożona.
Rządzi klasztorem.
Profeski wieczyste.
Zakonnice, które złożyły śluby wieczyste po okresie ośmiu i pół
roku. Starszeństwo wśród nich także nadawało status.
Profeski czasowe.
Zakonnice, które złożyły pierwsze śluby po ukończeniu nowicjatu
albo odnowiły je po trzech latach od jego zakończenia.
Nowicjuszki.
Dziewczęta, które przechodzą dwuletni okres próbny, po postulanturze, a
przed złożeniem pierwszych ślubów.
Postulantki.
Dziewczęta, które przechodzą pierwsze sześć miesięcy probacji albo
okresu próbnego.
Siostry świeckie.
Przede wszystkim pracownice fizyczne, które wspierają siostry
nauczycielki gotowaniem, sprzątaniem i praniem. Często otrzymują pomoc od postulantek
i nowicjuszek.
Świeckie siostry przechodzą podobny okres probacji jak zakonnice po ślubach
wieczystych, ale nie mają prawa ubiegać się o stanowisko we władzach.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Katolicka dziewczynka
U r o d z i ł a m się dwudziestego ó s m e g o października 1938
roku, siedem minut po czwartej po południu w Tilburgu, malutkim holenderskim
miasteczku. Dla mojej matki było to pierwsze i najstraszniejsze zetknięcie się z p o r o d
e m . Dla mnie - pierwsze zetknięcie się z grzechem pierworodnym, który oznaczał, że j e
s t e m zbyt niegodziwa, by m n i e ktoś p o całował, zanim zostanę ochrzczona.
Wybrałam sobie kapryśną p o r ę na urodziny. Z i m n e podmuchy wiatru mieszały się z
ciepłymi. Przechodnie hałaśliwie roznosili po chodnikach i gankach liście, które spadały
z platanów, dębów i kasztanowców. Róże jeszcze się ociąga
ły; ich woń mieszała się z ostrą wonią chryzantem i mrocznym z a p a c h e m ziemi w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin