Ratkiewicz Eleonora - Najliss 2 - Lare i tae.pdf

(1583 KB) Pobierz
Eleonora Ratkiewicz
Lare-i-t'ae
Prolog
Trze​cia część lata za​le​d​wie się roz​po​czę​ła i w po​wie​trzu nie od​czu​wa​ło
się jesz​cze naj​lżej​sze​go tchnie​nia je​sie​ni – może tyl​ko świt do​cho​dził swych
praw z je​sien​ną po​wol​no​ścią. W pierw​szych pro​mie​niach słoń​ca ró​żo​wia​ły
wsty​dli​wym ru​mień​cem krą​głe boki ja​błek. Być może ja​błusz​ka były zmie​-
sza​ne nie​ocze-ki​wa​nym są​siedz​twem: obok nich wy​glą​da​ły z li​sto​wia dwie
za​spa​ne, lecz peł​ne en​tu​zja​zmu fi​zjo​no​mie. Przy​naj​mniej Ar​kje zna​lazł so​bie
za​ję​cie: w ostat​niej chwi​li przed wy​ru​sze​niem spraw​dza, czy wszyst​ko w po​-
rząd​ku z koń​mi… któ​ry to już raz tego ran​ka? Za to Niest i Lek​ke​an naj​spo​-
koj​niej roz​sie​dli się na ga​łę​zi, jak​by wła​śnie tam po​win​ni się znaj​do​wać mło​-
dzi, obie​cu​ją​cy el​fic​cy po​sło​wie.
En​ne​ari ukrad​kiem zer​k​nął na ja​błoń, tak by Lek​ke​an i Niest tego nie za​-
uwa​ży​li i nie po​my​śle​li so​bie nie wia​do​mo cze​go. Jesz​cze mą​dra​lom przyj​-
dzie do gło​wy, że En​ne​ari po​chwa​la ta​kie urwi​so​wa​nie. Bo je​śli pa​trzy i mil​-
czy – zna​czy po​chwa​la. A je​śli nie zmil​czeć i ka​zać im zleźć… En​ne​ari tyl​ko
mach​nął ręką.
Nie​mą​dry po​mysł. Póki ta par​ka sie​dzi na drze​wie, przy​naj​mniej wia​do​-
mo, gdzie są – a je​śli ich stam​tąd prze​gna, to któż może wie​dzieć, gdzie się
wy​mkną i co na​roz​ra​bia​ją? Jak dzie​ci, do​praw​dy jak dzie​ci! Do ładu z nimi
dojść nie moż​na. Na chwi​lę ich z oka nie wol​no spu​ścić. W sa​mym Naj​lis​sie
też pew​nie En​ne​arie​mu za​le​zą za skó​rę… ale zo​sta​wić ich nie mógł, w ża​den
spo​sób. Przede wszyst​kim Ler​mett, nie wi​dząc ich w gro​nie po​sel​skim, na
pew​no za​py​ta, gdzie się po​dzia​li – i co na to od​po​wie​dzieć? W domu sie​dzą,
po drze​wach łażą… jed​nym sło​wem, nie od​zna​cza​ją się od​po​wied​nią po​wa​gą
i po​sło​wa​nia nie​god​ni? Kupa śmie​chu. Jak​by Ler​mett nie wie​dział, jaka jest
ta nie​roz​łącz​na trój​ca: Ar​kje, Niest i Lek​ke​an. Co jak co, ale ro​zum​ne​go za​-
cho​wa​nia od nich nie ma co ocze​ki​wać. A do tego przy​lgnę​li do Ler​met​ta
całą du​szą – kto, jak nie on, oca​lił ich wpierw przed okrut​ną śmier​cią, a po​-
tem przed gnie​wem En​ne​arie​go?
Co​kol​wiek by mó​wić, En​ne​ari nie ma ta​kie​go pra​wa, by za​bro​nić chło​pa​-
kom spo​tka​nia się z ich bo​żysz​czem. Moż​li​wo​ści zresz​tą też nie ma. Choć​by
im za​ka​zał, to na​wet gdy​by się nie po​wo​ła​li na Pra​wo Kró​lo​wej, i tak po​cią​-
gnę​li​by śla​dem En​ne​arie​go bez żad​nych py​tań o zgo​dę. Prze​cież oni go​to​wi
są Ler​met​ta na rę​kach no​sić. Może nie​głu​pio by​ło​by im wspo​mnieć, że Ler​-
mett na​wet jesz​cze jako ksią​żę od​no​sił się z sza​cun​kiem do po​sel​skie​go sta​nu
i nie po​zwa​lał so​bie na ła​że​nie po drze​wach przed za​koń​cze​niem ro​ko​wań?
En​ne​ari wes​tchnął i prze​niósł spoj​rze​nie na po​bli​ską łącz​kę. Po buj​nej, so​-
czy​stej tra​wie wa​łę​sa​li się po​zo​sta​li człon​ko​wie po​sel​stwa, po​ubie​ra​ni każ​dy
we​dle wła​sne​go gu​stu: w pur​pu​rę, błę​kit, ogni​stą czer​wień, fio​let… Tyl​ko
dwój​ka po​zo​sta​ła wier​na tra​dy​cyj​nej el​fic​kiej zie​le​ni. Pora od​jaz​du już się
zbli​ża​ła, lecz En​ne​arie​mu po raz pierw​szy w ży​ciu zda​wa​ło się, że czas sta​nął
w miej​scu, albo na​wet ru​szył do tyłu, za​mie​rza​jąc zło​śli​wie i prze​wrot​nie
oszu​kać wszyst​kich i wszyst​ko.
Z wy​sił​kiem ode​gnaw​szy tę nie​do​rzecz​ną myśl, En​ne​ari znów le​d​wo do​-
strze​gal​nie wes​tchnął i nie​po​trzeb​nie ob​cią​gnął man​kie​ty swo​jej śnież​no​bia​-
łej ko​szu​li. Jego ulu​bio​ny strój: pro​sta bia​ła ko​szu​la i wą​skie czar​ne spodnie.
Do​kład​na ko​pia ze​szło​rocz​nej odzie​ży Ler​met​ta. Tyl​ko ra​mio​na świe​żo
upie​czo​ne​go po​sła okry​wa nie​bie​ski płaszcz, a nie…
En​ne​ari z pa​sją za​ci​snął war​gi, aż po​bie​la​ły, i nie​chcia​na wi​zja roz​wia​ła
się.
– Jed​nak zde​cy​do​wa​łeś się nie ubie​rać na zie​lo​no? – za​ga​ił król Ren​gan.
En​ne​ari drgnął we​wnętrz​nie. No pro​szę, oj​ciec pod​szedł cał​kiem bli​sko, a
on go nie usły​szał.
– Oczy​wi​ście – od​parł En​ne​ari. – Do​pie​ro pięk​nie bym wy​glą​dał w nie​-
bie​skim po​sel​skim płasz​czu na zie​lo​nym ubra​niu. Ist​ne cudo.
– A po​zo​sta​li? – za​in​te​re​so​wał się Ren​gan, pa​trząc na syna spo​koj​nie.
– Prze​cież osta​tecz​nie je​dzie​my z po​sel​stwem. – En​ne​ari wzru​szył ra​mio​-
na​mi. – Nie​po​trzeb​ne nam po dro​dze do​dat​ko​we kło​po​ty. Sam po​myśl: je​dzie
po dro​gach Naj​lis​su cała wa​ta​ha el​fów, a wszy​scy w jed​nym ko​lo​rze, jak od​-
dział woj​sko​wy. Co lu​dzie o nas po​my​ślą? Zwłasz​cza po tym, co za​szło ze​-
szłe​go łata.
– Aaa…! – prze​cią​gnął Ren​gan nie​win​nym to​nem. – A ja my​śla​łem, że
bo​isz się, żeby two​je​mu Ler​met​to​wi nie do​ku​cza​li: skąd i po co tyle żab się
do nie​go zje​cha​ło?
En​ne​ari par​sk​nął mi​mo​wol​nym śmie​chem.
– A we​dług mnie tak na​praw​dę ty się bar​dziej nie​po​ko​isz o tę mi​sję niż ja
– oznaj​mił, ocie​ra​jąc z oczu łzy we​so​ło​ści.
Ren​gan za​wa​hał się przez chwi​lę, uśmiech​nął i ski​nął gło​wą twier​dzą​co.
– Ale dla​cze​go? – za​py​tał jego syn.
– Dla​te​go, że do​my​ślam się, po co tam je​dziesz – od​parł król. – Nie, nie
do​my​ślam się… Ja WIEM.
Ser​ce En​ne​arie​go za​trze​po​ta​ło w pier​si i za​mar​ło. Czyż​by… nie, nie, nie​-
moż​li​we!
– O czym mó​wisz? – za​py​tał jak mógł naj​bar​dziej nie​dba​le.
– Arien… – Uśmiech ojca był pe​łen tak smut​ne​go i mą​dre​go zro​zu​mie​nia,
aż En​ne​arie​mu za​par​ło dech. – Jak mógł​bym tego nie od​gad​nąć? Prze​cież wi​-
dzę, kogo bie​rzesz ze sobą, i już tyl​ko to wy​star​czy. Czy mo​gło​by być ina​-
czej? Czy to w ogó​le moż​li​we, że​byś nie spró​bo​wał?
En​ne​ari zwie​sił gło​wę.
– Arien, prze​cież ja ani przez chwi​lę nie wąt​pi​łem, że wła​śnie tego spró​-
bu​jesz.
Kie​dy spo​tka​łem La​wel​la, dla nie​go było już za póź​no. Ale Ler​mett to co
in​ne​go, praw​da?
– Tak – od​po​wie​dział En​ne​ari, nie pod​no​sząc wzro​ku. Na​wet nie przy​-
pusz​czał, że oj​ciec przej​rzał go do sa​me​go dna du​szy.
– Po​wo​dze​nia – rzekł Ren​gan po​waż​nie. – Po​wo​dze​nia, synu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin