Izabela Sowa
HERBATNIKIZ JAGODAMI
Owocowa seria
tom 3
Wszystkim Bolkom pogotowia
Ten kraj jest jak psychodeliczny lot
Czujesz, że nie zmienisz nic
Spróbuj wziąć z tego coś
To przecież twoje życie jest
Popełniaj błędy i naprawiaj je
Gdy dotkniesz dna, odbijaj się
Wykorzystaj czas
Drugiego już nie będziesz miał
Myslovitz, Acidland
PRZEDOSTATNI DZIEŃ CZERWCA
– Musimy porozmawiać o kupie. Za godzinę w jego biurze.
– I co będzie? – zmartwiła się Magda.
– Pójdę. – Wzruszyłam ramionami. – Wyjaśnię. Jak się uda, to wracam przed komputer i kończę raport.
– A jak nie?
– To pstryknę parę zdjęć, kaktusa pod pachę, zabawki do pudełka i...
– Wiedziałam! – Magda nerwowo chwyciła zębami paznokieć ozdobiony diamencikami. – Od razu mówiłam, żebyśmy nie szli do tej cholernej wróżki!
Cholerna wróżka
Namieszała w moim poukładanym życiu w pewien chłodny majowy wieczór, tuż po Panoramie. Pół godziny wcześniej zakończyliśmy szkolenie integracyjne w jednym z sennych miasteczek Podkarpacia. Wymęczeni przedszkolnymi zabawami, mającymi rzekomo zwiększać poczucie więzi grupowych, doczołgaliśmy się do najbliższej knajpy. Kelnerka, wylakierowana na wysoki połysk brunetka, przyniosła nam letnie piwo i paczkę jełczejących orzeszków ziemnych. Wysączyliśmy jedną kolejkę, drugą, trzecią. W całkowitym milczeniu, bo o czym tu gadać, skoro na warsztatach zdradziliśmy sobie niemal wszystko, poza wysokością pensji oczywiście.
– Zgadnijcie, co mi przyszło na komórkę? – odezwała się wreszcie Magda, wróg ciszy i mistrzyni w zadawaniu trudnych pytań.
– Powiedz, przecież nie jesteśmy jasnowidzami.
– A propos jasnowidzów – wtrąciła się Agata. – Parę ulic stąd mieszka rewelacyjna wróżka. Wszystko się sprawdza. Może pójdziemy?
– Zależy, co wróży, bo jeśli same nieszczęścia... – odezwał się Marek, firmowy sceptyk.
– Mówi trochę mętnie, ale potem jakoś tak się wszystko ze sobą splata, że aż dziw.
– Ja bym wolała nie. – Magda się skrzywiła. – Podobno takie wróżki potrafią człowiekowi zaprogramować życie i już nie ma wyjścia, musi realizować to, co usłyszał. Jak maszyna.
– Nie musisz sobie wróżyć. Poczekasz w salonie – podsunęła rozwiązanie Agata. – Więc jak?
Kwadrans później dzwoniliśmy do pomalowanych w bordowe róże i błękitno–złote serca drzwi. Otworzyła nam sympatyczna starsza pani z gatunku tych, które można często spotkać w świątecznych reklamach słodyczy, rzadko natomiast w prawdziwym życiu.
– Wszyscy...
szoolu