Smith Wilbur_Saga rodu Ballantyne'ow_04_Lampart poluje w ciemnosci.rtf

(21385 KB) Pobierz
Smith Wilbur_Saga rodu Ballantyne'ow_04_Lampart poluje w ciemnosci

http://www.wydawnictwoalbatros.com/ksiazki/324/d_2084.jpg


 

Wilbur Smith

 

LAMPART
POLUJE
W CIEMNOŚCI

 

 

Saga rodu Ballantyne’ów

tom 4

 

Przełożył Artur Leszczewski


Dla Danielle, z całą moją miłością


Ten lekki wiatr przewędrował sześćset kilometrów. Wyruszył z bezkresów pustyni Kalahari, którą mali żółci Buszmeni nazywają Wielką Suchą. Teraz, po dotarciu do zbocza doliny Zambezi, między wzgórzami a nierównym nadbrzeżem rozbił się na wiry i podmuchy powietrza.

Słoń stał tuż poniżej szczytu jednego ze wzgórz. Był zbyt ostrożny, żeby pokazać się na tle nieba. Młode liście drzew masa przysłaniały jego cielsko, zlewające się z szarą skałą zbocza.

Wyciągnął wysoko trąbę, nabrał powietrza w szerokie, owłosione nozdrza, opuścił i delikatnie dmuchnął w otwarty pysk. Dwa organy węchowe w górnej wardze rozwarły się niczym pąki róży badał smak powietrza.

Wyczuwał czysty, ostry piach dalekich pustyń, słodkie pyłki setek dzikich roślin, ciepły odór stada bawołów z pobliskiej doliny i chłodny posmak wody, którą piły i w której się kąpały. Rozpoznał te i inne wonie i bezbłędnie oszacował odległości od źródła każdego z nich.

Jednak to nie one go interesowały. Szukał innego, drażniącego i przykrego zapachu przebijającego pozostałe: zapachu dymu tytoniowego zmieszanego ze specyficznym odorem piżma: zjełczałym potem w niepranej wełnie; woni nafty, mydła karbolowego i wyprawionej skóry zapachu człowieka. A on tam był, tak samo uporczywie podążający jego tropem, jak każdego dnia od początku pościgu.

Jeszcze raz stary samiec poczuł, jak budzi się w nim atawistyczny gniew. Ten zapach prześladował niezliczone pokolenia jego gatunku. Od małego nauczył się nienawidzić i bać się go, niemal przez całe życie przed nim uciekał.

Ostatnia przerwa w nieustannym pościgu i ucieczce trwała jedenaście lat. Jedenaście lat spokoju dla stad znad rzeki Zambezi. Słoń nie mógł poznać ani zrozumieć tego przyczyny miedzy jego prześladowcami toczyła się zacięta wojna domowa, która zamieniła rozległe tereny leżące wzdłuż południowego brzegu Zambezi w strefę buforową. Była ona zbyt niebezpieczna dla łowców słoni, a nawet dla strażników przyrody, do których obowiązków należało wybijanie nadwyżek populacji. W tamtych latach stadom świetnie się żyło, ale teraz prześladowania zaczęły się od nowa z dawnym, nieprzejednanym okrucieństwem.

Ogarnięty gniewem i przerażeniem stary samiec znów podniósł trąbę i wciągnął straszną woń. Potem odwrócił się i bezszelestnie przeszedł na drugą stronę skalistego wzgórza, które było jedynie szarawą plamą, nieznacznie zakłócającą czysty błękit afrykańskiego nieba. Unosząc w nozdrzach zapach człowieka, zszedł na tylną skarpę, gdzie rozsiane było jego stado.

Wśród drzew rozproszyło się prawie trzysta słon...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin