Mortka Marcin_Miecz i kwiaty_tom 3.rtf

(40896 KB) Pobierz
Mortka Marcin_Miecz i kwiaty_tom 3

http://www.nexto.pl/oimg?p=40393&t=11


http://cyfroteka.pl/catalog/ebooki/40393/97747/ff/101/OEBPS/Images/_Title.jpg


http://cyfroteka.pl/catalog/ebooki/40161/97515/ff/101/OEBPS/Images/Szyszak.jpg

ROZDZIAŁ PIERWSZY

w którym Gaston de Baideaux powoli uzmysławia sobie, że należy do obozu zwycięzców i że, niestety, ma to dla niego bardzo poważne konsekwencje.

 

 

Gaston de Baideaux otworzył oczy. Oplatający mu szyję pas, jeszcze przed chwilą wrzynający się głęboko w skórę, zwiotczał w jego kach wzniesionych nad ową. Ciemny pokój tańczył rozkołysany, zydel drż i dygotał pod jego stopami. Echo niosło odgłos pośpiesznych kroków biegnącego człowieka. Gaston otworzył usta, zaczerpnął tchu. Zydel zadygotał. Baideaux nie zdoł odzyskać wnowagi i rymnął z całej siły o ziemię. Przeszył go l stłuczonego ramienia. Zwinął się z cichym kiem, zaklął szeptem, a potem znów otworzył oczy. l wraz z brzmieniem asnego osu momentalnie przywrócił mu umiejętność logicznego myślenia. Otworzył oczy, tym razem szerzej.

Leż na kamiennej podłodze zasłanej źami przegniłej omy. W strugach światła tryskających z skiego, zakratowanego okna widział przewrócony zydel, zasłany szmatami barłóg oraz kubeł, ani chybi na nieczystości. W oniach wciąż ściskał kawałek adko przeciętego pasa, tego samego, który jeszcze przed chwilą wgryzał się w jego szyję. Unió brwi ze zdumienia. To był jego asny pas rycerski.

Niespodziewanie zadarł owę do ry. Wystraszony, rozchwiany wzrok utkwił w poprzecznym wręgu, na którym, za przyczyną osobliwego kaprysu losu, nadal wisiał drugi jego kawałek. Potem spojrzał na przewrócony zydel i podświadomie, targnięty mrocznym przeczuciem, dotknął swej szyi. Wyczuł wyraźne wgłębienia w miejscu, gdzie pas wbijał się w skórę.

Co tu się stało? wychrypiał, nie przestając się rozglądać. Gdzie ja jestem? Nie było odpowiedzi.

Czyja... Czyja chciałem się zabić?

Mocne, drewniane drzwi nabite żelaznymi ćwiekami milczały uparcie, drwiąc z oszołomienia rycerza.

Skoro tak, dlaczego mi się nie udało? W jego ochrypłym osie pojawiła się a nutka buńczuczności. Dlaczego?

Bezwiednie przejechał palcem po krawędzi rzemienia.

Ostro ścięte, pomyślał.

Kroki, przypomniał sobie nagle. Kroki biegnącego. Ktoś to zrobił. Ktoś przeciął pas, uchronił mnie przed śmiercią, któ sam sobie chciałem zadać, g jeden raczy wiedzieć dlaczego! Ktoś mnie ocalił....

Hej! wyskrzeczał. Hej!

Odrzucił resztki pasa, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin