Col Buchanan
WĘDROWIEC
Wędrowiec
tom 1
Tłumaczenie Piotr W. Cholewa
Spis treści:
Prolog. Buty
Rozdział 1. Tarcza
Rozdział 2. Podarek
Rozdział 3. Wizyty
Rozdział 4. Flagi podboju
Rozdział 5. W locie
Rozdział 6. Wojenne ptaki
Rozdział 7. Narada
Rozdział 8. Cheem
Rozdział 9. Dzikość umysłu
Rozdział 10. Porzucenie
Rozdział 11. Cull
Rozdział 12. Wendeta
Rozdział 13. Serēse
Rozdział 14. Boska pewność
Rozdział 15. Inshasha
Rozdział 16. Połów
Rozdział 17. Wojna pod ziemią
Rozdział 18. Siostry straty i tęsknoty
Rozdział 19. Dyplomata
Rozdział 20. Wrażenia z Q’os
Rozdział 21. Rajskie miasto
Rozdział 22. Łowienie na kamyki
Rozdział 23. W pułapce
Rozdział 24. Czekając przy Mokabim
Rozdział 25. Brawura głupców
Rozdział 26. Zabójstwo
Rozdział 27. Dzień radości
Rozdział 28. Shay Madi
Rozdział 29. Burza w górach
Rozdział 30. Rytuały
Rozdział 31. Konsekwencje
Rozdział 32. Ministerstwo
Rozdział 33. Wędrowiec
Podziękowania
Mojej żonie Joannie
Syn oddycha,
ojciec żyje.
Ono Wielki Błazen
PROLOG
BUTY
Ash był ledwie żywy z zimna, kiedy wciągnęli go do hali lodowej twierdzy i rzucili do stóp swego króla. Z jękiem zdziwienia wylądował na futrach; jego ciało dygotało i marzył tylko, by zwinąć się w kłębek wokół tej odrobiny ciepła płynącego z własnego serca; jego urywany oddech przebijał powietrze kłębami mgły.
Zdarli z niego futra i leżał w samej bieliźnie, zamarzniętej w sztywne płachty wełny.
Odebrali mu broń. Był sam. A jednak zachowywali się, jakby między nich trafiło dzikie zwierzę. Wieśniacy pokrzykiwali na niego wśród dymu pochodni, ci uzbrojeni mówili coś gniewnie, by dodać sobie odwagi, kiedy poszturchiwali go kościanymi grotami włóczni.
Podskakiwali i okrążali go czujnie. Zaglądali poprzez mgłę, która unosiła się z przybysza jak dym, przez chmury oddechu płynące ku zawszonym futrom. Przez szczeliny w kłębach pary dało się zobaczyć krople wilgoci spływające z oszronionej czaszki, obok kryształków lodu na brwiach; kapały z ostrych kości policzkowych i nosa, z zamrożonego klina brody. Pod topniejącym na twarzy lodem skóra wydawała się czarna jak nocne jezioro.
Ostrzegawcze krzyki przybrały na sile i zdawało się, że przerażeni wieśniacy dobiją go tu natychmiast, na podłodze.
– Brushka – warknął król ze swojego tronu z kości.
Głos zahuczał z głębi jego piersi, odbił się echem od lodowych kolumn wzdłuż komnaty i powrócił od wysokiej kopuły sklepienia. Przy wejściu strażnicy zaczęli wypychać onieśmielonych wieśniaków za kotary przesłaniają...
szoolu