Hill Casey - Tabu.pdf

(999 KB) Pobierz
Hill Casey
Reilly Steel 01
Tabu
Dla tego seryjnego mordercy nie istnieje żadne tabu..
Reilly Steel, urodzona i wychowana w Kalifornii, jest absolwentką Akademii FBI w Quantico, z
zawodu śledczym sądowym. Opuszcza gwarne San Francisco i przenosi się na drugi koniec świata,
do sennego Dublina, by jako doskonały fachowiec w swojej dziedzinie wprowadzić irlandzkie
laboratorium kryminalistyczne w XXI wiek, mieć oko na ojca, który po rodzinnej tragedii szuka
pocieszenia w kieliszku, a przy tym spróbować się odciąć od fatalnych wydarzeń z przeszłości i
zacząć nowe życie… Jej plany niweczy seryjny morderca. Pierwsza zbrodnia to dwa trupy, para
młodych ludzi w luksusowym apartamencie. I choć rany postrzałowe na nagich ciałach zdają się
wskazywać na samobójstwo, intuicja podpowiada Reilly, że sprawa jest bardziej skomplikowana.
Wkrótce pojawiają się nowe ofiary, a ekipa śledcza zaczyna podejrzewać, że oprawca jest gotów
złamać wszystkie społeczne normy…
po kolei…
PROLOG
W POBLIŻU ZATOKI SAN FRANCISCO W KALIFORNII
- Reilly, rzucam ci wyzwanie.
- Jess, słońce moje, nic z tego, dotarło?
Wracały ze szkoły. Młodsza siostra podskakiwała. Blond warkoczyki frunęły w górę przy każdym
kroku. Reilly
nienawidziła odbierania jej ze szkoły. Przyjaciółki poszły do centrum handlowego, tymczasem ona
musiała
zaprowadzić Jess do domu, dać jej coś do jedzenia i przypilnować, żeby odrobiła lekcje.
- Przecież wiesz, co każe tata. Mamy się do niego nie zbliżać.
Dwadzieścia metrów dalej stary człowiek w zniszczonej flanelowej koszuli i brudnych
ogrodniczkach, zgięty wpół,
grabił liście na podwórzu. Włosy miał rzadkie i siwe, a dłonie wielkie i sękate. Nadeszła już jesień,
drzewa gubiły liście i słońce z każdym dniem wędrowało po niebie coraz niżej.
Jess zaczepnie zerknęła na siostrę. Oczy miała błękitne i błyszczące.
- Ej, no, proooszę cię, powiedz mu coś.
- Ogłuchłaś czy jak? Nie wolno nam rozmawiać z tym panem.
- A dlaczego?
Reilly sapnęła zirytowana.
- Co: dlaczego?
- Dlaczego nie wolno nam rozmawiać z panem Reynoldsem?
Reilly popatrzyła na staruszka i zadrżała. Randy Reynolds podobno gustował w małych
dziewczynkach. Jess gapiła
się na niego szeroko otwartymi oczami, wyraźnie zafascynowana, jakby znała prawdę, jakby się jej
domyślała.
- To zły człowiek - oznajmiła Reilly w końcu. - On... krzywdzi dziewczynki. - Szturchnęła siostrę w
bok. - Idziemy.
Jess ani drgnęła.
- Jak on krzywdzi dziewczynki?
Reilly westchnęła z głębi serca. Znała siostrę dość dobrze, by rozpoznać u niej ten stan. Jess dopóty
nie ruszy się z miejsca, dopóki nie otrzyma satysfakcjonującej odpowiedzi.
- No... lubi je dotykać.
- Jak to: dotykać?
- W te miejsca... W intymne - dokończyła kulawo. W oczach Jess nagle rozbłysło zrozumienie.
- Bleee! A po co?
Jak wytłumaczyć dziesięciolatce coś, czego sama nie pojmowała?
- Nie wiem - mruknęła bez przekonania. - Niektórzy tak mają.
Jess namyślała się przez chwilę.
- Nie powinien tego robić, co nie?
- Nie powinien. Pamiętasz, tata zawsze powtarza: „Nikt nie ma prawa dotykać twoich intymnych
części ciała bez
twojego pozwolenia". - Ponownie szturchnęła siostrę. - No chodź. Mamy co robić w domu. A tata
będzie zły, jeśli nie skończymy, zanim wróci z pracy.
Mało tego, Reilly musiała jeszcze przygotować obiad i posprzątać dom, czyli zrobić to, co normalnie
by zrobiła
mama.
Z tym że nie ich mama.
Wreszcie Jess się ruszyła. Gdy przechodziły obok domu Reynoldsa, staruszek przerwał grabienie.
Wyprostował się i oczy mu rozbłysły na widok dwóch dziewczynek.
- Cześć - zagaił je schrypniętym głosem.
Reilly w milczeniu spuściła głowę, natomiast Jess obejrzała się, rzucając mężczyźnie zuchwałe
spojrzenie.
- Przestań - wymamrotała Reilly pod nosem.
- Ślicznotka z ciebie - powiedział Reynolds i rozciągnął usta w uśmiechu.
Jess ponownie się obróciła, a Reilly chwyciła ją za rękę, próbując przyśpieszyć kroku. Mała jednak
się wyrwała.
- Słyszałam, że pan lubi dziewczynki - rzuciła wyzywająco, robiąc krok w stronę płotu. - Chce pan
dotykać moich
intymnych części ciała? No to już! - Zadarła spódnicę, pokazując różowe majtki z rysunkiem
Snoopy'ego.
- Jess! - krzyknęła Reilly zaskoczona.
Reynolds skamieniał, rozdarty między oszołomieniem, zdziwieniem, pożądaniem i wstydem. Wtedy
Jess zdecydo-
wanym ruchem opuściła spódnicę, schyliła się gwałtownie po kamień i cisnęła nim z całej siły.
Mężczyzna zachwiał
się i upadł na stertę liści.
Jess złapała siostrę za rękę i ruszyła biegiem.
- W nogi!
Zatrzymały się dopiero za rogiem.
- Odbiło ci czy co?! - krzyknęła Reilly, łapiąc oddech. - Tak się nie robi... Żebyś mi w życiu więcej
nie powtórzyła takiego numeru!
- Dlaczego? - spytała Jess zdziwiona.
- Bo... bo tak się nie robi. - Reilly zabrakło słów. - Miałyśmy się trzymać od niego z daleka. Nie
pakuj się w kłopoty.
- Pokręciła głową niebotycznie zdumiona brawurą siostry.
- W głowie mi się nie mieści...
- Bo co? - Jess obdarzyła ją spojrzeniem czystej niewinności. - Powiedziałaś, że to zły człowiek. A
złych ludzi trzeba karać, tak?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin