Glen Cook - 03 - W okowach mroku.pdf

(3427 KB) Pobierz
Glen Cook
Surrender to the Will of the Night
Przełożył Jan Karłowicz
Delegatura Nocy TOM
3
.
redakcja:
Wujo Przem
(2016)
Lód nadchodzi. Może to oznaczać koniec świata.
Ale śmiertelnicy słuchają teraz wyłącznie własnego głodu.
1
1.
Imperium Graala: Knieja Nocy
Z
siedemdziesięciu, którzy wyruszyli z chłodnego Sparmargen, ostało się osiemnastu
Wybrańców, świętych wojowników, którzy wyruszyli na południe. Większość z nich odniosła
większe bądź mniejsze rany. Pięciu trzeba było przytroczyć do siodeł. Kiedy wyjechali za
bramy, przekonali się, że Drengtin Skyre jest martwy od tak dawna, że trup już zdążył się
wychłodzić. Jego konia opanował upiorny strach.
W samej bramie nie było nic niezwykłego – ot, luka w balustradzie. Po jednej stronie był
lód i marznące płatki śniegu. Szalejący wicher miotał wokół zwiędłe liście. Świat za
ogrodzeniem mógł być nieco cieplejszy. Tam liście były namokłe. Wiatr nie zdołał ich
poderwać.
Obszarpani, bladzi pielgrzymi z kośćmi i małymi czaszkami we włosach gapili się na
spowity zimą las. Między kostropatymi szkieletami drzew widać było jakąś budowlę z
szarego kamienia. Każdy ze świętych zabójców miał nadzieję, że tam znajduje się jego
zdobycz, aby ta wyprawa mogła wreszcie dobiec końca.
Spośród nich wyszedł Wybraniec Krepa Nocy. Przybrał mniej więcej ludzką postać. Był
boskim wytworem. Jego lewa dłoń miała siedem palców. Prawa sześć. Podobnie było z
palcami u nóg. Nie miał żadnego owłosienia. Jego skóra zdawała się nienaturalnie napięta i
błyszcząca; połyskiwała wywołującą nudności zielenią glutów z nieregularnymi płatami
ciemnordzawego brązu. Miał mocno wysklepione kości policzkowe. Oczy przypominały
ślepia wielkiego kota. Kły, ostre i liczne, były ząbkowane na końcach.
W pełni ukształtowany Wybraniec Krepa Nocy wyskoczył z wyobraźni Kharoulke
Wędrowca Wiatru. Istniał dla jednego tylko celu. Znajdował się on na odległość strzału z
łuku.
Wybraniec Krepa Nocy spiął konia ostrogami, zmuszając przerażonego wierzchowca, by
ruszył naprzód. Zignorował całkowicie tabliczkę obok bramy z napisem
STRZEŻ SIĘ WILKÓW I WILKOŁA…
wyrytym w zacierających się już brotheńskich wielkich literach. I tak nie umiał czytać.
Podobnie jak wielu jego towarzyszy. A już na pewno w języku tej krainy.
Niespełna pół kilometra dalej Wybraniec Krepa Nocy zatrzymał się. Stał przed
niewielkim, oddalonym o ledwo kilkanaście metrów zamkiem. Opuszczony most zwodzony
spinał brzegi trzymetrowej szerokości fosy.
Wybraniec Krepa Nocy nie był w stanie samodzielnie przekroczyć płynącej wody.
Lecz woda nie stanowiła problemu.
W pierś Delegatury Nocy walnęła strzała. Wbiła się tak głęboko, że sterczała teraz Krepie
z pleców. Drzewce było grube, dębowe, z osadzonym żelaznym ostrzem, które przebiło
zbroję. Wybrańcem Krepą Nocy szarpnęło w tył od uderzenia, a potem po prostu zastygł jak
skamieniały w siodle.
2
Rześkie, chłodne powietrze zawirowało wokół niego. Czuł każde tchnienie.
Nic nie mógł zrobić.
Dwóch mężczyzn przeszło przez most zwodzony. Jeden niósł żelazną łopatę, a drugi
zardzewiałą halabardę. Ten z łopatą złapał za wodze rumaka boskiego wytworu i odciągnął
go na bok. Koń parskał z przerażenia. Po stu metrach, na skraju parowu, ten z halabardą za jej
pomocą wyłuskał z siodła nieszczęśnika, który stoczył się w dół niewielkiego wąwozu. Obaj
starcy zaczęli zagarniać ziemię, patyki, kamienie i zwiędłe liście na nieruchome ciało.
Światło odeszło. Minęło sporo czasu. Kruki z gałęzi drzew przyglądały się temu w
milczeniu. Pojawiły się wilki, by podumać nad losem martwego tworu i ubawić się jego
niedolą.
Z czasem towarzysze pielgrzyma odnaleźli boski wytwór. Wykopali go. Jeden z nich
odłamał ciężki grot i wyciągnął drzewce z rany. Wybraniec Krepa Nocy strząsnął z siebie
ziemię i zgniłe liście, po czym usiadł na podwiniętych pod spód nogach. Wrony nad ich
głowami zatrajkotały wymownie na temat tego kapitalnego kawału, jaki mu zrobiono. Wilki
trzymały się na dystans, ale mowa ich ciała zdradzała pogardę nacechowaną okrucieństwem.
Wśród Wybranych byli szamani. Trzymali się blisko, kiedy Wybraniec Krepa Nocy
wznowił swój marsz na zamek. Pokonali potęgę wody. Tuzin mężczyzn stał na wyciągnięcie
ręki, kiedy Wybraniec Krepa Nocy przekroczył most zwodzony i zaniósł wolę swego boga do
tej sielskiej twierdzy.
Oślepiający błysk. Ogłuszający ryk. Tysiące ukłuć potwornego bólu. Nieodwracalna
śmierć Wybrańca Krepy Nocy i wszystkich, którzy kroczyli wraz z nim.
Gdy ciało wciąż jeszcze konwulsyjnie drgało, wilki rzuciły się na każdego, kto minął
tablicę ostrzegawczą.
Trzech młodszych jeźdźców, którzy zostali z tyłu na rozkaz kapitana, wystrzeliło jak z
procy, by zdać raport o tej katastrofie.
Kruki ruszyły ich śladem. Kpiąc w żywe oczy.
Noc nie darzy szczególną miłością tych, którzy uważają się za jej ludzi. Z całej trójki
dwóch stało się ofiarami bezwzględnych pomniejszych Delegatur. Ostatniego, kiedy się
przedarł, dotknęło zbyt wielkie szaleństwo, by można było dowiedzieć się od niego czegoś
spójnego.
Już sam jego powrót był informacją godną przekazania.
Jego bóg nagrodził go tak, jak to bogowie mają w zwyczaju. Pożarł go.
3
2.
Lucidia: W oku Gherig i Cienia Idiamu
Wicher
ciął niczym zardzewiała piła. Najstarszy mieszkaniec nie pamiętał takiego chłodu
na lucidiańskiej pustyni. A już na pewno, zanim zima rozpoczęła się na dobre. Niektórzy
wcześniej widzieli już śnieg – w oddali, na szczytach najwyższych z wysokich grani.
Kamienna wieża na szczycie Teł Moussa dawała niezwykły widok. Zbudowana przez
krzyżowców, którzy wypatrywali najeźdźców z Kasr al-Zed, została przechwycona przez
Indalę al-Sul Halaladina, Dzierżyciela Miecza Boga, po tym jak zmiażdżył siły krzyżowców u
Studni Dni. Teraz stanowiła schronienie dla gotowych na wszystko zbiegów z Dreanger,
którzy wstąpili na służbę Muqtaby Ashefa al–Fartebi ed-Dina, kaifa Kasr al-Zed.
Okrutny wiatr szarpał szpakowate włosy i brodę Nassima Alizarina. Nazywali go Górą.
Był mężczyzną tak dużym, że jedynie zachodni dextrarius był go w stanie unieść. A kiedy
podróżował, potrzebował całego ich stadka. Zbyt szybko je męczył.
Nassim odwrócił się powoli. Niewierni dobrze wybrali to miejsce, choć wybudowali tę
wieżę na fundamentach osadzonych dawno temu. Setki armii podróżowały drogą wijącą się w
dole, kierując się w jedną bądź w drugą stronę, odkąd człowiek nauczył się wojaczki. Nassim
pomyślał, że niedługo znów się tu zaludni.
Z południa zbliżał się pojedynczy jeździec, żałośnie zgięty w siodle. To pewnie ten
starzec, Kościej, wraca z objazdu stanowisk sha-lugów wzdłuż granic państw krzyżowców.
Za Kościejem, przyczajony niczym sylwetka złego sfinksa, na horyzoncie wyłaniał się
ciemny zarys twierdzy krzyżowców, Gherig, której nie był w stanie zdobyć żaden śmiertelnik.
Załogę Gherig stanowiło Bractwo Wojny. Czasami owi rycerze-kapłani o niespożytych siłach
zbliżali się do Tel Moussy z nadzieją na wyciągnięcie uchodźców sha-lugów. Góra nie bawił
się w takie podjazdy. W najlepszym razie miał mniej niż cztery setki ludzi rozsianych po
Królestwie Pokoju. Jego wojna z niegdysiejszym przyjacielem, Gordimerem Lwem, wielkim
marszałkiem sha-lugów, nie szła najlepiej. Większość sha-lugów uważała, iż mord na synu
Nassima, Hagidzie, był odrażający. Nie uważali tego jednak za wystarczającą przesłankę,
która mogłaby usprawiedliwić rozlew krwi między braćmi wojownikami.
Główną cechą al-Prama był posłuch, sha-lugów zaś – dyscyplina.
Pan Duchów, al-Azer er-Selim, przyłączył się do Nassima. Przeklinał przenikający do
szpiku kości wicher. Pod nosem. Góra nie tolerował ani bluźnierstwa, ani przywoływania
demonów.
– To Kościej? – zapytał Az.
Jego wzrok nie mógł się równać ze wzrokiem Generała.
– Tak. I wieści pewnie też niesie niezbyt dobre.
– Hmm?
Az spojrzał na północ i nieco dalej na wschód, w stronę Idiam, tej najsurowszej z pustyń.
Lękał się złych wieści. Gdyby zrobiło się naprawdę niebezpiecznie – tak źle, że Muqtaba al-
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin