Steve White, Charles E. Gannon - Starfire 06 - Ostateczność.pdf

(2436 KB) Pobierz
W cyklu STARFIRE ukazały się:
POWSTANIE
KRUCJATA
W MARTWYM TERENIE
OPCJA SZIWY
EXODUS
OSTATECZNOŚĆ
PROLOG
Sandro McGee dał nura w brudną boczną uliczkę, gdy blister obrony na dachu obrócił
się i wystrzelił w jego kierunku pocisk rozpryskowy. Narożnik budynku został nagle i wściekle
odarty z tynku przez rój świszczących i bzyczących mikrostrzałek.
- Cholera, te obce gadżety są szybkie - skomentował Harry „Lekka Kawaleria” Li.
McGee przykucnął z karabinem gotowym do strzału, szykując się do zerknięcia za róg
budynku.
- Nie są szybsze ode mnie.
Wystawił głowę zza odartego z tynku muru i natychmiast ją schował, unikając serii z
broni automatycznej, która go powitała.
- Tak, są szybsze od ciebie - McGee usłyszał zadowolony głos Harry’ego Li.
- Nie, nie są. - Sandro zerwał z głowy hełm. Wstał i kopnięciem posłał go za narożnik.
To sprowokowało nieco inne powitanie: pojedyncze strzały. McGee uśmiechnął się, słysząc
nierówne odstępy pomiędzy uderzeniami kul. Och, te zostały wystrzelone przez żywy cel.
Wyskoczył z kryjówki - ściskając broń i wypatrując - i pozwolił działać sprzętowi
Serrington Arms. Celownik Serrie był stosunkowo nowoczesnym dodatkiem do przestarzałego
karabinu McGee. Jego połączony, audiowizualny system „śledzenia zagrożenia” natychmiast
oceniał kierunek oraz intensywność fal dźwiękowych z broni wroga, wykonywał szybki skan
laserowy wszystkich celów poruszających się w polu widzenia o szerokości 120 stopni i
namierzał obiekt. McGee wykorzystał ten gadżet, podnosząc lufę do momentu, aż krzyż
celowniczy spoczął na częściowo widocznym Łysolu skulonym za osłoną na dachu ratusza.
Przez chwilę obrócony bokiem Łysol wyglądał niemal jak człowiek, jednak potem McGee
dostrzegł brak uszu i nosa. Nacisnął spust. Szacowny karabin 8,5 mm zaczął kopać go w
ramię, podczas gdy mniejsze i mające większą prędkość kule Łysola dziobały beton obok jego
lewego policzka. Przez jeden surrealistyczny moment był to bardziej pojedynek niż potyczka:
wystrzelony przez człowieka gęstszy i wolniejszy strumień metalu uderzał w pancerną osłonę
Łysola, a ten odpowiadał szybkimi i gwałtownymi seriami. Żadna ze stron nie uzyskała
przewagi.
McGee odliczył kolejną sekundę. Wiedział, że jego magazynek jest już prawie pusty.
Nagle ogień wroga ustał. Sandro przesunął się, aby lepiej widzieć zza swego celownika, i
ujrzał ruch za osłoną. Ponownie spojrzał w teleskop, w samą porę, aby zobaczyć, jak jego
przeciwnik niezdarnie chowa się za krawędzią osłony.
- Naprzód! Naprzód! - rzucił przez ramię i pomknął w kierunku frontowych schodów
ratusza. - Trzymajcie się blisko budynku, poniżej ich pola ostrzału!
Li był tuż za McGee, ale Varaziana, gościa z komórki Ruchu Oporu w Lemnos, tam nie
było. Prawdopodobnie zatrzymała go kolejna awaria jego cywilnego komunikatora:
marketowy sprzęt czasami z opóźnieniem synchronizował się z wojskowym. Niezależnie od
powodu Varazian ostatni wyskoczył z ukrycia i biegł cztery metry za Li, gdy przemierzali plac.
McGee dotarł do solidnej betonowej balustrady frontowych schodów i spojrzał za
siebie, sprawdzając stan zespołu. Zobaczył nadlatującą rakietę przeciwpiechotną, która trafiła
Varaziana prosto w pierś. Czterdziestojednoletni kapral rezerwista został wyrzucony w
powietrze i odleciał w tył, znikając mu z oczu.
McGee stłumił westchnienie i podniósł dłoń do komunikatora. Był zaskoczony, kiedy
poczuł szorstki materiał kevleuronowej rękawicy drapiący ucho. Ach tak... zostawiłem swój
hełm.
- Varazian, zgłoś się. Varazian...?
- Monitoring biologiczny wskazuje, że Varazian zginął w akcji - zahuczał kapitan Falco
w komunikatorze; wojskowy sprzęt synchronizował się bezbłędnie. - Cestus 3, atakuj cel.
- Olimp, Cestus 3 to już tylko dwóch zdolnych do walki. Powtarzam: dwóch zdolnych do
walki. Proszę o...
- Jesteś zdany na siebie, Cestus 3. Wszyscy mają pełne ręce roboty, niszcząc blistry
Łysoli. Nie ma wsparcia, które mógłbym wam przysłać. Powiadom, kiedy zajmiesz cel Alfa,
aby otrzymać nowe rozkazy. Olimp wyłącza się. Bez odbioru.
- Też mi nowina - burknął McGee, wymieniając magazynek. Zostały mu tylko dwa.
Cholera. - Co jest z tą gównianą bronią, Harry?
- Stara broń i zapasowa amunicja to wszystko, co mogliśmy dostać na lokalne ataki. -
Lekka Kawaleria Li chwycił swój AK-74 tak, żeby łatwo było mu strzelać, gdy znów zacznie
biec. - Myślisz, że twój jest zły? Popatrz na ten antyk.
- Wolne żarty. Skąd to masz? Z muzeum?
Harry potrząsnął głową i podkurczył nogi, szykując się do pokonania schodów.
- Nie. Od grupy zwolenników odrodzenia. Zaczynamy.
I Lekka Kawaleria pobiegł, przeskakując po dwa stopnie naraz. Potężne nogi McGee
niosły jego prawie dwumetrowe ciało za mniejszym mężczyzną, który szybciej przebierał
krótszymi kończynami i miał przewagę na niewielkich dystansach. Kiedy Li pędził do drzwi,
McGee szybko podążał za nim, kuląc się i omiatając okna na piętrze lufą swojego karabinu
Alliant-Rimstar. Właśnie kończył półobrót w prawo, gdy kątem oka uchwycił ślad ruchu po
lewej. Typowe: zaczekać, aż frajer obróci się w drugą stronę. Tylko że ja nie jestem frajerem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin