DiMercurio_Michael_-_Wektor_zagrozenia.rtf

(6876 KB) Pobierz



Michael DiMercurio

Wektor zagrożenia

Przełożył Krzysztof Bednarek

Data wydania oryginalnego: 2000

Data wydania polskiego: 2000


Kobiecie, którą uwielbiam ponad życie,

Patti DiMercurio,

mojej żonie, miłości, mojemu światu.

Kocham Cię i zawsze będę Cię kochał.


...Należy tu wspomnieć o relacji pomiędzy dobrocią a stresem. Osoba, która w sprzyjających warunkach zachowuje się szlachetnie, może postępować całkiem inaczej w sytuacji trudnej i stresującej. Stres wystawia dobroć człowieka na próbę. Naprawdę dobrzy są ci, którzy pod jego działaniem nie tracą nic ze swojej rzetelności, dojrzałości i wrażliwości. Szlachetność można by zdefiniować jako zdolność do zachowania pozytywnych cech osobowości na przekór degradacji otoczenia; umiejętność ocalenia własnej wrażliwości w obliczu bólu i cierpienia i pozostania nie zbrukanym. Jak napisałem gdzie indziej: Jedyną miarąi być może najlepszą miarąwielkości człowieka jest jego zdolność do cierpienia.

dr med. Scott Peck

People of the Lie, 1983

 

 

... Gdy zaakceptuje się ideę zniszczenia jako problem, staje się ono tylko problemem. Jednak wiąże się z nim tyle złego; choćbyś Bóg wie jak łatwo je przyjmował. Niezbędne są nieustanne próby stworzenia odpowiednich warunków dla dokonywania zabójstw, towarzyszących zniszczeniom. Czy wielkie słowa są w stanieje usprawiedliwić? Czy sprawiają, że zabijanie staje się choć trochę łatwiejsze do zniesienia? Prawdę mówiąc, przyjmowałeś to wszystko z przesadną gotowościąpowtarzał sobie. Jaki będzieszalbo raczej: do czego się będziesz nadawałkiedy porzucisz już służbę Republice? To dla mnie wielka niewiadomapomyślał. Sądzę jednak, że pozbędziesz się tego wszystkiego, pisząc o tympowiedział sobie.Gdy już wszystko spiszesz, odnajdziesz spokój. To będzie dobra książka, jeśli zdołasz ją napisać. O wiele lepsza niż inne.

Ernest Hemingway

Komu bije dzwon, 1940

 

 

Ty i ja posiadamy pewną wiedzę, Mikey, wynikającą z tego, że obaj byliśmy oficerami okrętów podwodnych. Zanim nie zobaczysz na celowniku peryskopu przepływającego niedaleko okrętu, mając świadomość, że możesz zatopić go jednym strzałem i nikt nie dowie się, że to tynie wiesz, co znaczy być podwodniakiem. Ludzie Warner nie wiedzą tego i nie chcą wiedzieć.

admirał Richard Donchez, dyrektor Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, podczas konfliktu na Morzu Wschodniochińskim


Wektor zagrożeniatermin używany w amerykańskiej Marynarce Wojennej, oznaczający kierunek, z którego zbliża się najpoważniejsze i najbardziej bezpośrednie zagrożenie ze strony nieprzyjaciela. Definicja ta zakłada, że dowódca okrętu wie, kim jest nieprzyjaciel...








Część pierwsza

Cele


1

Kłótnia trwała przez cały dzień i wieczór.

Zaczęli, ledwie słońce wyjrzało sponad zbocza góry. Wypiła pierwszy łyk kawy z parującej filiżanki, którą jej podał. Siedziała wygodnie w jednym ze starych, skórzanych foteli, stojących przed kominkiem. Kelly rozpalił ogień, aby ogrzać chatę. Kiedy wrócił z długiej morskiej podróży, objął w posiadanie należący do jego zmarłego dziadka stary, górski domek w stanie Wyoming. Rodzina uważała domek za stracony, jednak wynik procesu sądowego dotyczącego majątku dziadka Earla okazał się korzystny. Chata leżała w tak odludnej okolicy, że prąd raczej bywał tam, niż był, a wodę pompowało się ze studni, stojącej na środku zarośniętego trawą dawnego placu. Najbliższy telefon znajdował się o godzinę marszu lub trwającej niemal równie długo jazdy samochodem po zniszczonej błotnistej drodze pełnej wielkich dziur i wystających korzeni. Dolina była właściwie kanionem, w którym nie działały telefony komórkowe, nie piszczał żaden pager i nie można było połączyć się z Internetem z laptopa. I o to chodziłouciec od zgiełku i zamieszania. Niezmącony spokój okolicy dawał nadzieję na uporządkowanie spraw z Dianą. W blasku ognia jej policzki wydawały się przesadnie różowe. Piękne, jasne włosy, trochę zmierzwione, opadały na błękitne oczy, a pełne usta uśmiechały się do niego znad filiżanki. Poprawił płonące drwa, usadowił się w fotelu naprzeciwko i utkwił wzrok w jej twarzy.

Mówiłaś, że masz mi do powiedzenia coś ważnegozaczął.

Kelly, chcę, żebyś z tym skończyłoznajmiła. Już się nie uśmiechała.Ten romans trwa wystarczająco długo.

Omal nie zakrztusił się kawą. Rozłożył ręce i jąkając się, zapewnił, że jest całkowicie niewinny.

Nie mam na myśli żadnej kobietywyjaśniła, zmarszczywszy brwi.Chodzi mi o okręt.

O okręt...!powtórzył martwym głosem.

Tak, o okręt. Chcę, żebyś był ze mną, w domu. Oczekujemy dziecka, więc musisz zmienić swój sposób życia. Skończyła się era chłopięcych zabaw.

Ona nigdy tego nie zrozumie. Przecież służba na morzu to nie tylko praca. To coś nierozerwalnie związanego z jego psychiką. Coś, co go definiuje. Jest jego częścią jak głos czy rysy twarzy.

Kłótnia, na początku całkiem łagodna, w miarę upływu dnia stawała się coraz bardziej zaciekła. Ona oskarżała go, że nie troszczy się o rodzinę. On wykrzykiwał, że zupełnie nie obchodzi ją jego punkt widzenia. Jego punkt widzenia powinien uwzględniać dobro dziecka, wołała. A czy ona uważa, że dziecko przestanie oddychać, kiedy jego ojciec wypłynie w morze? I że przemawia przez nią brak poczucia bezpieczeństwa, a poza tym jest samolubna i dziecinna. To właśnie on jest dziecinny, kiedy upiera się przy służbie na morzu, podczas gdy z łatwością mógłby zarobić fortunę, pracując u jej ojca. Wtedy zaczął wrzeszczeć. A więc o to chodziło! Nie zarabia wystarczająco dużo. A może to opinia jej ojcawielkiego przemysłowca, który wprowadził na rynek projekcje trójwymiarowe. Tylko po diabła wyrzuca mu to teraz, kiedy jest w ciąży? Przecież wiedziała, za kogo wychodzi za mąż.

Żeby nieco ochłonąć, wyszedł na długi spacer. Przeprawił się na drugą stronę rzeki stuletnim mostem kolejowym, z którego dawno zdjęto szyny, przeznaczając je na złom. Wrócił, gdy słońce zaczynało zniżać się ku zachodnim stokom wąwozu. Zastał żonę milczącą i zdenerwowaną. Próbował ją przepraszać, ale popełnił błąd, powtarzając, że praca na morzu jest częścią jego tożsamości i jego zawodem.

Diana przerwała mu. Kiedy byli świeżo po ślubieprzypomniałaplanował porzucić ten zawód i poszukać innego zajęcia.

A skąd miałem, do licha, wiedzieć, że będę w tym taki dobry?!wrzasnął. Nagle przyszło mu do głowy trafne porównanie. Popatrzył na jej zaokrąglony brzuch i wypalił:

To tak, jakbym powiedział ci, że nie życzę sobie, żebyś była matką! Że chcę, abyś była taka jak przedtem!

Na twarzy Diany odmalował się szok; zupełnie, jakby została spoliczkowana. Jej rysy ściągnęły się, spod przymkniętych powiek zaczęły płynąć łzy. Pobiegła do sypialni i zatrzasnęła za sobą drzwi. Odejście żony wydało się Kellyemu tak nagłe i ostateczne, że aż niemożliwe do zaakceptowania. Przed chwilą po prostu nie zgadzali się w pewnej sprawie, a teraz ich związek wyglądał na skończony. Było tak, jak gdyby piętrząc kolejne argumenty, wspinał się krok po kroku po wysokim zboczu, aż w końcu trafił na przepaść i poleciał głową w dół. A teraz zastanawiał się, czy żałuje tego ostatniego kroku, czy też może całej mozolnej wspinaczki.

Pobiegł za Dianą i zaczął bić pięściami w drzwi, wołać ją po imieniu, błagać, żeby wyszła, zapomniała o tym, co powiedział na końcu. Miał na myśli tylko tyle, że morze jest dla niego równie ważne, jak dziecko dla niej. A nie, że nie chce, aby została matką.

Jeśli to twoje pierdolone morze jest aż tak ważne, to wracaj na nie i daj mi spokój!odpowiedziała mu w końcu łamiącym się głosem. I to była jej jedyna reakcja. Kelly wiedział, że dalsze błagania nie mają sensu. Poszedł więc do drugiej sypialni, dobudowanej kiedyś do chaty za kuchnią. Zapadała ciemność.

W świetle księżyca studiował skomplikowane wzory słojów na drewnianym suficie. Jego małżeństwo leżało w gruzach. Zbyt mocno rozbujana łódź za którymś kolejnym pchnięciem nie wraca do poprzedniego położenia, nabiera wody i tonie. Ich związek miał już za sobą wiele niebezpiecznych przechyłów. To, co stało się dzisiaj, mogło oznaczać więcej niż kolejną kłótnię. Było całkiem prawdopodobne, że Diana wykonała ostateczny ruch, doprowadzając ich małżeństwo do nieodwracalnej katastrofy.

Aby z nią pozostać, Kelly musiałby rzeczywiście zrezygnować ze służby na morzu. A nie był pewien, czy jest w stanie to zrobić. Wpatrywał się w sufit i rozmyślał o tym, czy potrafi żyć bez okrętu. Perspektywa równie ponura, jak życie bez Diany. Wiedział, że musi dokonać wyboru. Czy zdoła? Zaczął zapadać w nerwowy sen i budzić się, zlany potem. Dręczyły go koszmarne zwidy. W końcu odgarnął kołdrę, bliski podjęcia decyzji. Jestem przede wszystkim mężem i ojcem!powiedział sobie. Usiadł na łóżku i drapiąc się w szyję, dumał, czy powiedzieć o tym Dianie teraz, czy lepiej poczekać do rana. Zobaczył fosforyzującą tarczę swojego odpornego na wodę i wysokie ciśnienie zegarka. Było kilka minut po drugiej. Ziewnął. I zamarł.

Dźwięk... dźwięk, jaki w tej okolicy nie miał prawa się pojawićodległy odgłos wirnika śmigłowcaod strony szerszej części doliny. Urwał się natychmiast po tym, jak go usłyszał. Wiedział, że to tylko sen. Spojrzał dla pewności na zegarek i stwierdził, że jest wpół do trzeciej. Najwyraźniej zdrzemnął się, siedząc na łóżku. Zamrugał oczami, żeby oprzytomnieć. Musiał powiedzieć Dianie o swojej decyzji.

Podłoga zaskrzypiała pod jego stopami. Coś zasłoniło na moment księżyc. Kelly przystanął i zaczął wpatrywać się w ciemny korytarz. Wzruszył ramionami. Poszedł dalej, w stronę głównej sypialni. Był prawie przed drzwiami, kiedy coś spadło mu na twarz; pająk czy jakiś robak. Sięgnął ręką, aby to strącić, ale poczuł coś mokrego. Jednocześnie usłyszał szum; w powietrzu wokół jego twarzy pojawiła się mgiełka.

Środek w aerozolu!pomyślał, tylko częściowo zdając sobie z tego sprawę. Ze zdumieniem stwierdził, że traci władzę w mięśniach i osuwa się na podłogę, mimo że jego umysł pozostaje całkowicie jasny. Czy to zawał? Powinien jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Opadł na deski, niemal w zwolnionym tempie, uderzając w nie głową. Widział wciąż sufit, ale nie mógł poruszyć rękami ani nogami. Potrafił tylko mrugać. Czuł nadal kończyny, lecz nie słuchały jego rozkazów. Na szczęście oddychał, a serce, ze strachu, biło mu jak oszalałe. Był sparaliżowany. Może umierał. Próbował zobaczyć coś w słabiutkim świetle księżyca i wykonać jakiś ruch, który spowodowałby hałas. Jeśli Diana się zbudzi, pewnie zawiezie go do najbliższego lekarza w Saratodze.

Spojrzał w górę i zauważył jakąś ciemną sylwetkę. Zbliżała się. Mężczyzna w narciarskiej masce. Był potężny. Wyciągnął dłonie w rękawicach ku Kellyemu; trzymał w nich coś. Zakleił mu usta taśmą i skrępował sparaliżowane ręce i nogi. Wreszcie uniosło Kellyego kilka silnych rąk. Wyszli z nim na dwór. Zobaczył, że jest ich aż czterech.

Ponieśli go powoli przez zarośnięte chwastami centrum miasteczka, mijając opuszczony ratusz zbudowany z pni drzew i studnię z ręczną pompą. Po drugiej stronie placu wolna przestrzeń kończyła się. W świetle księżyca Kelly zobaczył szeroki, terenowy samochód z pałąkiem zabezpieczającym pasażerów oraz platformą jak w półciężarówce. Mężczyzna, który nachylał się nad nim jako pierwszy, dał znak ręką i nietypowy pojazd ruszył bezgłośnie. Musiał mieć chyba napęd elektryczny. Podskakiwał na nierównej drodze, wjeżdżając w gęsty las. Po mniej więcej pięciu minutach zatrzymał się. Mężczyźni wysiedli i podnieśli Kellyego z platformy.

Co zrobi Diana?!pomyślał wtedy nagle. Jak wytłumaczy sobie rano jego nieobecność? Czy wpadnie na pomysł, że go porwano? Oczywiście, że nie. Uzna po prostu, że ją porzucił. Tak czy owak, nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Zobaczył przed sobą największy śmigłowiec, jaki w życiu widział. Był pomalowany na matowy, szary kolor. Na burcie znajdowała się duża biała gwiazda w kole, od którego na boki odchodziło po kilka pasków. Obok widniały litery US NAW. Podczas gdy niesiono Kellyego do otwartych drzwi kabiny, silniki śmigłowca zaczęły pracować, najpierw cicho, a potem coraz głośniej. Posadzono go na brezentowym siedzeniu i zapięto pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa. Ale taśmy krępujące kończyny i zakrywające usta pozostały.

Mężczyźni ściągnęli kominiarki, starli z twarzy czarny kamuflaż, założyli lotnicze hełmy i zajęli swoje miejsca. Dowódca zasiadł w fotelu pierwszego pilota. Wirnik zaczął się obracać z przeciągłym gwizdem, a później z terkotem. Maszynę opanowała wibracja. Wystartowali. Zbocze wzgórza zostało gdzieś w dole. Dowódca zerknął na drugiego pilota, po czym odpiął pas, wstał z fotela i ruszył na tył kabiny w stronę Kellyego. Zdjął mu z ust taśmę, starając się robić to delikatnie.

Sir!zawołał, przekrzykując łoskot śmigłowca.Panie komandorze McKee! Jestem komandor porucznik Sonny Sorenson, dowódca drugiego plutonu siódmej drużyny jednostki SEALS. Przepraszam za porwanie, którego musieliśmy dokonać, żeby pana sprowadzić. Otrzymaliśmy w tej sprawie bezpośredni rozkaz od samego admirała Phillipsa. Środek chemiczny, który zastosowaliśmy, za kilka minut przestanie działać. Zabieramy pana na lotnisko w Saratodze. Admirał podstawił tam naddźwiękowy samolot, w którym czekają jacyś dziwni faceci. Nic więcej nie wiem, sir, ale musi chodzić o coś wyjątkowo ważnego.

Komandor Marynarki Stanów Zjednoczonych Kyle Liam Ellison McKee, zwany Kellym, patrzył na nachylonego nad nim oficera słynnej jednostki specjalnej SEALS, Foki. W jego głowie kłębiły się myśli. Przebywał właśnie na urlopie i nikomu, nawet najbliższej rodzinie, nie powiedział, dokąd wyjeżdża. Stwierdził, że może znów poruszać głową, choć było to dosyć bolesne, a chwilę później odzyskał władzę w rękach i nogach. Miał wrażenie, jakby wbito w nie setki igiełek. Kiedy mógł już normalnie poruszyć ręką, spojrzał na zegarek. Była trzecia w nocy. Za oknami przesuwały się wierzchołki górza blisko i za szybko jak na jego gust. I hałas był zbyt intensywny. Trzeba by wrzeszczeć i nasłuchiwać, co odpowiadają. McKee postanowił więc zachować spokój i poczekać, aż śmigłowiec wyląduje. Nastąpiło to po niecałych dziesięciu minutach. Kiedy osiedli na płycie lotniska w Saratodze, dowódca plutonu SEALS podał Kellyemu używane w lotnictwie marynarki wyposażeniekombinezon, spadochron, skarpetki, wysokie buty. Komandor dopiero teraz uświadomił sobie, że jest ubrany tylko w bokserki i koszulkę z krótkim rękawem. Następnie oficer jednostki specjalnej wziął go za ramię i zaprowadził do stojącego w cieniu hangaru niedużego, chyba prywatnego, naddźwiękowego gulfstreama.

McKee wspiął się do środka. Dwanaście foteli odrzutowca było pustych, za to w przejściu stało dwóch ponurych typów w ciemnych garniturach. Oficer SEALS zasalutował i wysiadł.

O co chodzi?! spytał Kelly. Przez otwarte drzwiczki widać było pustą kabinę pilotów. Lampki przyrządów pokładowych świeciły się.

Proszę usiąść, panie komandorzeodezwał się starszy z mężczyzn, wskazując fotel.Agent specjalny Calvert, Służba Śledcza Marynarki.

McKee nadal nie rozumiał, co się dzieje. Usiadł i popatrzył na rozmówcę.

Niech pan przeczyta i podpiszepowiedział mężczyzna, podając Kellyemu teczkę z jakimś dokumentem zapisanym drobnym maczkiem. Komandor zmrużył oczy i zaczął czytać.

Milion dolarów grzywny?!wydusił.Wyrok śmierci lub sto lat więzienia?! Co to jest...?!

Dokument umożliwiający ujawnienie panu informacji objętych Aktem Dwunastym. A propos, termin Akt Dwunasty jest ściśle tajnym słowem kodowym. Z pewnością zdaje pan sobie sprawę, jakie są kary za ujawnienie materiałów objętych klauzulą ścisłej tajności.

Porywacie mnie z letniego domku o trzeciej nad ranem i jeszcze mi grozicie?! Przepraszam, ale idę zatelefonować!rzucił McKee, wstając. Dwie pary rąk złapały go jednak i posadziły z powrotem. Calvert uchylił połę marynarki, pokazując kaburę z pistoletem maszynowym.

Przez następne pół godziny agenci odczytywali Kellyemu surowe przepisy dotyczące Aktu Dwunastego. Kazali mu wstać, unieść prawą rękę i złożyć przysięgę, że nigdy, nawet pod groźbą egzekucji, nie zdradzi informacji objętych Aktem. Podpisał papiery, oni złożyli swoje podpisy jako świadkowie, przystawiono pieczęć. W końcu mężczyźni wyszli, a na ich miejsce pojawiły się dwie kobiety w kombinezonach podobnych do tego, jaki miał na sobie McKee. Starsza zasalutowała mu, przedstawiła się jako porucznik Davies i znikła w kabinie pilotów.

Dajcie mi telefonrzucił Kelly, zaglądając przez drzwi kabiny. Wiedział, że Diana będzie wściekła, kiedy obudzi się sama w chacie. Jeśli nie uda mu się jej powiadomić, dlaczego nagle zniknął, uzna, że postanowił w ten tchórzliwy sposób skończyć z ich małżeństwem.

Nie wolno nam, panie komandorzeodpowiedziała porucznik Davies, uruchamiając kolejne urządzenia pokładowe.Bezpośrednie rozkazy pana admirała Phillipsa.Z lewej strony usłyszeli cichy szum, a po nim głuche stuknięcie. To zatrzasnęły się drzwi samolotu. Nastała chwilowa cisza.Proszę usiąść w fotelu i zapiąć pasy, panie komandorze. Za dwie minuty będziemy już w powietrzu, a za trzy przekroczymy prędkość dźwięku.Uruchomiła pierwszy, a potem drugi silnik. Maszyna szybko wystartowała, wznosząc dziób stromo ku ciemnemu niebu. Kiedy wskaźnik liczby macha przekroczył prędkość dźwięku, nastała zupełna cisza. Strzałka zatrzymała się na 1,80 macha. Odrzutowiec wypoziomował. McKee odpiął pas. Miał właśnie zamiar wrócić do kabiny i spytać, dokąd lecą, gdy pojawiła się porucznik Davies, trzymając jakąś czarną teczkę.

Proszę powiedziała, kładąc ją na stoliku przed komandorem.Aby się załogować, trzeba podać hasło. Jest nim pana podoficerski numer z okresu studiów w Akademii. Tak powiedział admirał Phillips.Zostawiła go i ruszyła w stronę toalety.

Kelly przez chwilę patrzył w zdumieniu na teczkę. Potem otworzył ją i znalazł w środku niedużego palmtopa. Był wyposażony w wyjątkowo skomplikowany system zabezpieczeń. Najpierw przeanalizował odcisk palca komandora, później siatkówkę jego oka, wreszcie zażądał podania hasła. McKee wpisał numer, który otrzymał, będąc kadetem przed szesnastu laty. Numer ten tak wrył mu się w pamięć, że sam używał go zawsze jako swojego prywatnego kodu.

Na ekranie zamiast zwykłego obrazka Windows/Linux 2017 pojawił się czarny druk na białym tle, tak wyraźny, że wyglądało to jak prawdziwa kartka papieru. Kelly przeczytał pierwszy paragrafdefinicję Aktu Dwunastego. Następnie sprawdził, co jest zakodowane pod hasłem Alpha. Znalazł informacje na temat rozwoju wydarzeń na Ukrainie.

Jednak oprócz streszczenia najświeższej historii Ukrainy tekst zawierał również wiadomość o groźbie wybuchu wojny pomiędzy Argentyną a Urugwajem. McKee nigdy nawet o tym nie słyszał. Oba południowoamerykańskie państwa weszły w posiadanie broni jądrowej i obecnie dysponowały poważnymi jej arsenałami. W 2013 roku zwiększyły liczebność swoich armii, składających się głównie z wojsk lądowych.

Następna strona zawierała opis planów Argentyny, pozyskanych dzięki wywiadowi elektronicznemupodsłuchowi rozmów telefonicznych i przejętej poczcie internetowej. Oto Argentyna zawarła potajemny pakt z niespokojną od lat Ukrainą, dysponującą potężną Flotą Czarnomorską. Władze Ukrainy zgodziły się wysłać flotę ku wybrzeżom Urugwaju i zaatakować od morza stolicę kraju Montevideo, podczas gdy wojska argentyńskie przekroczą granicę lądową.

McKee aż gwizdnął. Informacje te nigdy nie dotarły na łamy New York Timesa. Przypuszczał, że stara, poradziecka Flota Czarnomorska rdzewieje od lat przy nabrzeżach Sewastopolu. Choć jednocześnie był przekonany, że Ukraina zechce kiedyś wykorzystać jej wielką siłę rażenia.

Zauważył, że porucznik Davies siada obok, przyglądając mu się uważnie.

Tak?spytał.

Może coś panu podać...?spytała.

Bardzo proszę o kawęodparł Kelly.Chciałbym także zapalić, chociaż obawiam się, że nie mają panie na pokładzie cygar...

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin