Gomez-Jurado Juan - Kontrakt z Bogiem.pdf

(2728 KB) Pobierz
Dla moich rodziców,
którzy przed bombami chronili się pod stoły.
KREACJA WROGA
Rozpoczyna na białym płótnie
Szkicuje na nim zarysy mężczyzn, kobiet i dzieci
Zanurza pędzel w studni twojej ciemności
Maluje na twarzy twojego wroga chciwość, nienawiść i okrucieństwo
których nie ważysz się uznać za własne
Osłabia wszelkie oznaki życzliwości na jego twarzy
Wymazuje pozostałości miłosnych spojrzeń, nadziei i strachu
które tkwią w kalejdoskopie jego bezmiernego serca
Zniekształca jego uśmiech w okrutny grymas
Zdziera ciało z jego kości aż pozostanie abstrakcyjny szkielet śmierci
Wyolbrzymia każdą ludzką cechę aż przeobrazi go
w bestię, zwierzę, robaka
Wypełnia tło płótna demonami i złymi duchami
które się żywią naszymi odwiecznymi koszmarami
Gdy twój obraz jest już gotowy będziesz mógł zabić ich bez winy
i rozszarpać bez poczucia wstydu
To co zniszczyłeś jest po prostu wrogiem twojego Boga
Faces of the Enemy,
Sam Keen
Jam jest Pan, Bóg twój
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną
Nie będziesz brał imienia Boga twego nadaremno
Pamiętaj, abyś dzień Szabatu święcił
Czcij ojca swego i matkę swoją
Nie morduj
Nie cudzołóż
Nie kradnij
Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu
Nie pożądaj domu bliźniego swego
PROLOG
SZPITAL DZIECIĘCY AM SPIEGELGRUND,
WIEDEŃ
LUTY 1943 ROKU
Przechodząc pod powiewającą, nad drzwiami szpitala wielkąflagą
ze swastyką, kobieta
nie zdołała pohamować dreszczu. Jej towarzysz źle zinterpretował gest i przyciągnął ją do siebie,
żeby ogrzać. Lekki płaszcz, który miała na sobie, nie chronił jej przed przenikliwym popołudniowym
wiatrem zapowiadającym śnieżycę.
- Odilio, włóż moją kurtkę
-
powiedział, próbując drżącymi palcami rozpiąć okrycie.
Wysunęła się z jego objęć i jeszcze mocniej przytuliła do piersi paczkę. Dziesięć kilometrów
brodzenia w śniegu zupełnie ją wyczerpało i przemroziło. Trzy lata wcześniej przemierzyłaby tę
drogę w swoim daimlerze z szoferem otulona futrem z norek. Jednak jej samochód woził obecnie
jakiegoś brigade-führera, a futro wieczorami w loży teatralnej okrywało wypudrowaną nazistkę.
Trzykrotnie nacisnęła mocno guzik dzwonka i dopiero wtedy rzekła:
- Josefie, nie drżę z zimna. Jeszcze mamy czas zawrócić. Jeżeli nie zdążymy w porę...
Mąż nie zdążył odpowiedzieć, gdyż uśmiechnięta pielęgniarka otworzyła drzwi szpitala. Mina
jej zrzedła, kiedy uważnie przyjrzała się przybyłym. Przez tyle lat życia w reżimie nazistowskim
nauczyła się rozpoznawać Żyda na pierwszy rzut oka.
-
Czego chcą?
Kobieta zmusiła się, by przywołać uśmiech na swą zgorzkniałą twarz, przyszło jej to jednak z
ogromnym trudem.
- Przyszliśmy do doktora Grausa.
- Są umówieni?
-
Doktor powiedział, że nas przyjmie.
- Nazwisko?
- Josefi Odilia Cohen.
Pielęgniarka zrobiła krok do tyłu, gdy nazwisko potwierdziło jej podejrzenia.
- Robią sobie ze mnie żarty? Nie są umówieni. Niech stąd odejdą. Niech wracają do nory, z
której wypełzli. Wiedzą, że nie mogą tutaj przebywać.
- Proszę. Mój syn jest tam, w środku. Proszę.
Słowa odbiły się od drzwi, które pielęgniarka zatrzasnęła im brutalnie przed nosem.
Josefi jego żona spojrzeli z rozpaczą na fasadę szpitala nie do zdobycia. Kobieta zachwiała się
z wyczerpania i bezsilności, a jemu udało się ją podtrzymać, by nie runęła na ziemię.
- Chodź, spróbujemy znaleźć inne wejście.
Poszli wzdłuż budynku i w chwili gdy mijali róg, Josef pociągnął żonę do tyłu. Właśnie ktoś
otworzył jedne z drzwi - mężczyzna odziany w gruby płaszcz z trudem pchał wózek pełen śmieci.
Przyklejeni do ściany Josef i Odilia prześliznęli się ku uchylonym drzwiom, podczas gdy mężczyzna
oddalał się od szpitala.
W środku stwierdzili, że trafili na wejście służbowe prowadzące do labiryntu korytarzy i
schodów. Po drodze słyszeli stłumione ciche szlochania, jakby nie z tego świata. Kobieta nastawiła
uszu, nasłuchując płaczu syna, lecz na próżno. Obeszli cały szpital, nie spotykając żywego ducha.
Josef przyśpieszył kroku, żeby nadążyć za żoną, którą instynkt pchał korytarzami naprzód, tak że
zwalniała jedynie na zakrętach.
Dotarli do mrocznego skrzydła w kształcie litery „L” pełnego dzieci w łóżkach. Wiele z nich,
przywiązanych pasami do wezgłowi, szlochało jak zmoknięte kundle. Cierpki zapach unosił się w
nagrzanym powietrzu. Kobieta zaczęła się pocić i poczuła kłucie w stawach na skutek ciepła
rozgrzewającego jej ciało, ale nie zwracała na to uwagi. Wodziła wzrokiem od łóżka do łóżka, od
jednej twarzy do drugiej, ze strachem wypatrując rysów syna.
-
Doktorze Graus, tutaj jest karta informacyjna.
Słysząc nazwisko lekarza, którego szukali, Josefz żoną wymienili spojrzenia. Od tego
człowieka zależało życie ich syna. Przebyli szybko korytarz i zobaczyli grupkę ludzi przy jednej z
prycz. Na brzegu łóżka dziewczynki w wieku około dziewięciu lat siedział przystojny młody człowiek
w fartuchu. Towarzyszyła mu starsza pielęgniarka trzymająca tacę z narzędziami oraz lekarz w
średnim wieku, który ze znudzeniem robił zapiski.
- Doktorze Graus...
-
powiedziała Odilia, zdobywając się na odwagę, i podeszła bliżej.
Młodzieniec z irytacją machnął otwartą dłonią w kierunku pielęgniarki, nie odwracając
wzroku od tego, co robił.
- Nie teraz!
Pielęgniarka i drugi lekarz spojrzeli na Cohenów zaskoczeni, lecz zachowali milczenie.
Odilia zerknęła na tamto łóżko i ugryzła się w język, żeby nie krzyknąć. Dziewczynka
wyglądała na nieprzytomną i była blada jak prześcieradło. Graus przytrzymywał jej rękę nad
metalowym naczyniem, robiąc na niej małe nacięcia skalpelem. Na skórze nie było już wolnego od
ran miejsca. Krew sączyła się powoli, wypełniając naczynie. W końcu głowa dziewczynki opadła na
bok. Graus beznamiętnie przyłożył jej do szyi dwa długie smukłe palce.
-
Dobrze, puls nie jest wyczuwalny. Która godzina, doktorze Stroebel?
- Szósta trzydzieści sześć.
- Prawie dziewięćdziesiąt trzy minuty. Wspaniale! Pomimo niskiego poziomu świadomości
pacjentka zadziwiająco długo wytrzymała, zachowując przytomność, bez jakichkolwiek oznak bólu.
Stroebel, mieszanka laudanum i stramonium bez wątpienia jest najlepsza z tego, cośmy do tej pory
wypróbowali. Gratulacje. Proszę przygotować denatkę do sekcji.
- Dziękuję,
herr doktor.
Już się robi.
Dopiero wtedy lekarz odwrócił się do Josefa i Odilii. W jego oczach widniała mieszanka
zdenerwowania i odrazy.
- Kim państwo są?
Kobieta zrobiła krok naprzód i stanęła przy łóżku, starając się nie patrzeć na to, co się na nim
znajdowało.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin