Virginia Cleo Andrews - Rodzina Cutlerów 05 - Czarna godzina.pdf

(1340 KB) Pobierz
Drodzy
Czytelnicy!
Niektórzy z Was wiedzą, że najważniejsze w życiu Virgi-
nii Andrews były właśnie jej powieści, a najszczęśliwszy
moment nadszedł wówczas, gdy trzymała w dłoni pierwszy
wydrukowany egzemplarz
Kwiatów na poddaszu.
Była wy­
jątkową i utalentowaną powieściopisarką. Codziennie z za­
pałem przelewała na papier nowe pomysły, które rozwijały
się w fabuły powieści. Wcale nie mniejszą przyjemność
sprawiało jej oddawanie się lekturze listów nadesłanych
przez czytelników.
Po jej śmierci wielu z Państwa pisało do nas, pytając, czy
zamierzamy kontynuować serię. Jeszcze zanim autorka zmar­
ła, obiecaliśmy sobie, że powstaną kolejne oparte na jej pomy­
słach powieści, które będą stanowiły dopełnienie cyklu.
Inspirowani wydanymi już książkami, wraz ze starannie
wybranym pisarzem, rozwinęliśmy pisarski geniusz Virgi-
nii Andrews i tak powstały kolejne powieści:
W rękach losu,
Sekrety poranka, Dziecko grzechu, Nocne szepty,
a teraz
Czarna godzina.
Czarna godzina
to niecierpliwie wyczekiwane zakończe­
nie serii o rodzinie Cutlerów. Wierzymy, że autorka cieszy
się, iż będą Państwo mogli dobrze się z nami bawić. Inne
powieści, które Virginia zdążyła ukończyć jeszcze przed
swoją śmiercią, ukażą się wkrótce. Mamy nadzieję, że przyj­
mą je Państwo z nie mniejszą niż zwykle radością.
Życzymy Państwu dobrej zabawy
RODZINA ANDREWS
PROLOG
Dawno temu
We własnej wyobraźni zawsze byłam Kopciuszkiem.
Nigdy jednak nie zjawił się żaden książę, by przenieść mnie
w inne, cudowne życie. Zamiast księcia miałam biznesme­
na, który wygrał mnie w karty i podobnie jak karta przerzu­
cana przez stół znalazłam się w nowych rękach, w innym
świecie.
Ale widocznie takie było moje przeznaczenie już od dnia,
w którym się urodziłam. Nie mogło ono ulec zmianie do
czasu, aż sama byłam w stanie je zmienić, zgodnie z filozofią
przekazaną mi przez pewnego czarnego służącego w Me-
adows, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką. Nazywał się
Henry Patton i miał włosy tak białe, że wyglądały jak płat
śniegu. Zwykle przesiadywałam z nim na starym cedrowym
pniu przed wędzarnią, podczas gdy on rzeźbił dla mnie
małego królika lub lisa. Pewnego letniego dnia, gdy czarne,
burzowe chmury zaczęły się gromadzić na horyzoncie, prze­
stał rzeźbić i wskazał mi gruby dąb rosnący na wschodnim
skraju łąki.
— Czy widzisz, dziecko, tę uginającą się na wietrze
gałąź? — spytał.
— Tak, Henry — odrzekłam.
— Moja matka pewnego razu opowiedziała mi coś o tej
gałęzi. Wiesz, co?
Potrząsnęłam głową tak, że aż złote warkoczyki, koły­
sząc się, musnęły moje usta.
7
— Powiedziała mi, że
gałąź,
która się nie ugina na
wietrze, pęka. — Wbił we mnie swoje duże, czarne oczy
z brwiami prawie tak białymi jak włosy.
— Pamiętaj, dziecko, by iść z wiatrem — radził — wów­
czas nigdy się nie złamiesz.
Zaczerpnęłam powietrza. Świat wokół wydawał się wy­
pełniony mądrością, wiedzą i ideami, filozofią i przesądami,
kryjącymi się w tajemniczych kształtach cieni, w locie jaskó­
łek, w barwie gąsienic, w czerwonych plamkach kurzych jaj.
Wystarczyło słuchać i patrzeć, a wiedza sama płynęła do
głowy. Mimo to lubiłam zadawać pytania.
— Henry, co się dzieje, gdy wiatr przestaje wiać?
Zaśmiał się i potrząsnął głową.
— Wówczas możesz iść swoją własną drogą, moje dziecko.
Wiatr wiał do czasu, aż poślubiłam mężczyznę, którego
nie kochałam, ale gdy przestał, posłuchałam rady Henry'ego.
Poszłam własną drogą.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Zgłoś jeśli naruszono regulamin