Johansen Jorunn - Tajemnica Wodospadu 38 - Brat przeciwko bratu.doc

(582 KB) Pobierz

 

 

 

 

Jorunn Johansen

 

Tajemnica Wodospadu 38

 

Brat przeciwko bratu


Rozdział 1

Fiński Las, 1879

Amalie była jak sparaliżowana. Ślepy czarownik stał przed nimi i mierzył do nich z broni. Zerknęła na Mikiego, który też wyglądał na przerażonego. Dał znak Amalie, by zachowywała się jak najciszej, a w następnym momencie skoczył do przodu, oplótł rękami nogi ślepca i szarpnął. Czarownik zatoczył się i upadł na ziemię. Strzelba wylądowała w trawie kawałek dalej.

- Zabierz broń, dopóki trzymam go mocno - polecił Mika, przycisnął ślepego, który miotał tak straszne przekleństwa, że Amalie aż jęknęła, ale zrobiła, co Mika kazał. - Teraz cię zamknę - groził Mika czarownikowi.

Ten wierzgał nogami i tłukł Mikiego pięściami, ale nic nie uzyskał.

- Co teraz zrobimy? - spytała Amalie, spoglądając w stronę bagien na niecierpliwiącego się konia.

- Momencik, najpierw podniosę tego idiotę - syknął Mika.

- Myślisz, że możesz mnie pojmać? - spytał czarownik, a jego ruchy stały się nagle błyskawiczne. Wyciągnął rękę i pięścią uderzył Mikiego w twarz, zanim ten zdążył zareagować. Mika upadł i potoczył się po trawie, trzymając się ręką za szczękę.

Amalie nie była w stanie się ruszyć, próbowała mierzyć w starego ze strzelby, ale tak się trzęsła, że nie była w stanie jej spokojnie utrzymać.

Czarownik roześmiał się i uciekł od nich, zanim zdążyła się opanować i mocniej ująć strzelbę. Wkrótce zniknął w gęstym lesie.

- Niech to diabli! - wykrzyknął Mika, wciąż leżąc na ziemi.

Amalie podbiegła i uklękła przy nim.

- Co ci się stało? - spytała zatroskana. - Już mi lepiej - jęknął.

I wtedy zobaczyła, że on pod brodą ma krwawiącą ranę.

- To musiał być bardzo silny cios - rzekła zaskoczona.

Mika przytaknął.

- Nie doceniałem go i teraz tego żałuję. Uciekł nam i Bóg wie, czy zdołamy go odnaleźć.

- Zajmiemy się tym później. Najpierw trzeba konia wyciągnąć z bagna - przypomniała Amalie.

Mika usiadł.

- To naprawdę bolało. Ile to siły ma ten stary dziad!

- Tak, widziałam. Ale co się dzieje z klaczą? Dlaczego jest taka niespokojna?

- Jak zdołamy ją wyciągnąć? - spytał Mika, drapiąc się w głowę.

- Szczerze mówiąc, nie wiem. - Amalie umilkła, kiedy usłyszała stukot kopyt. I w tej samej chwili dostrzegła, że zbliża się Kari z Paulem.

Rzuciła się ku nim.

- Tak się cieszę, że was widzę. Paul patrzył w stronę bagien.

- Na Boga, co to zwierzę tam robi?

- Klacz utknęła w błocie - wyjaśniła pośpiesznie Amalie i niemal jednym tchem zaczęła opowiadać im o czarowniku.

- To straszne, jak ty wyglądasz. Suknia cała w błocie, a twarz... - Paul kręcił z niedowierzaniem głową, zeskoczył na ziemię, sięgnął po swoje juki i otworzył je. - Oto lina. Mam nadzieję, że jest wystarczająco długa.

Pędem ruszył na skraj bagna, a Mika za nim. Kari też zsiadła z konia i podeszła do Amalie. - Co ty, u licha, tu robisz, razem z tym człowiekiem?

- Mieliśmy szukać pani Vinge - odparła Amalie. - Mówiłam wam o tym. - Patrzyła teraz na Mikiego i Paula.

- Spróbuję zarzucić jej pętlę na szyję - powiedział Paul, a Mika przytaknął.

- Do czego ty właściwie zmierzasz, Amalie? Ona wytrzeszczyła oczy.

- O co ci chodzi?

- Dobrze wiesz, o co. Jesteś tutaj z obcym mężczyzną.

- Uważam, że powinnaś milczeć, Kari. Ja znam Mikiego. To mój przyjaciel, nic więcej. Gorzej to wyglądało, kiedy ty latałaś za Paulem, a wciąż byłaś żoną Hansa.

Kari się zaczerwieniła.

- To coś zupełnie innego - powiedziała ledwo dosłyszalnie. - Uważam, że to z Olem jest okropne. W żadnym razie jednak nie powinnaś jeździć do lasu z jakimś czarownikiem i polować na starą kobietę. Nie rozumiem cię, Amalie.

- Zrób pętlę i zamocuj ją na szyi klaczy. Teraz to jedyna możliwość - krzyknął Paul.

Mika tak zrobił i rzucił linę w stronę bagna. Po dwóch próbach udało mu się założyć ją na szyję konia.

- Nareszcie trafiliśmy. - Paul dał znak kobietom, by im pomogły.

Kari nie ruszyła się z miejsca, natomiast Amalie pobiegła do nich.

- Ty też chodź, Kari. Musisz pomóc, w przeciwnym razie koń utonie! - Paul był wściekły. - Co za leniwa baba!

Kari szła w ich stronę niechętnie.

- To zbyt trudne. Koń stamtąd nie wyjdzie. Amalie chwyciła linę razem z Paulem i Miką. Koń zarżał i przerażony, potrząsał łbem.

- Chodź tu natychmiast i pomóż nam, Kari - jęknął Paul z wysiłkiem.

W końcu się do nich przyłączyła. Teraz wszyscy czworo ciągnęli z całych sił i wkrótce odwrócili konia ku sobie.

- Myślisz, że nam się uda? - spytał Mika Paula.

- Mam taką nadzieję.

Kontynuowali walkę. Bagno bulgotało. Nagle jakby coś puściło i koń był wolny.

Amalie odetchnęła z ulgą, ale jeszcze nie mogli uznać, że wygrali. Mika cmokał na konia, chciał go skłonić, by posuwał się w ich stronę.

Wciąż z całych sił ciągnęli, w końcu im się udało. Koń wyszedł na ląd i otrząsnął się z błota.

Amalie dygotała ze zmęczenia, ręce miała poocierane.

Paul badał konia.

- Wygląda na to, że nic mu się nie stało. Kari wróciła pod drzewa, Amalie za nią.

- No a jak zamierzasz z tego wszystkiego wyjść? - zastanawiała się Kari.

- Co masz na myśli?

- No, z tego zła, czarów i magii. Cieszę się, że Johannes nie był moim ojcem.

- Tak, możesz uważać się za szczęściarę, Kari. Ale dlaczego wy tędy jechaliście? Myślałam, że jesteście w Kirkenaer.

- Bo byliśmy, ale Paul, jak tylko zjawi się w tych stronach, chce odwiedzić dom swojego dzieciństwa. Tęskni za tamtymi czasami, choć ja nie mogę zrozumieć, że można tęsknić za życiem w ubóstwie.

Amalie spojrzała na nią gniewnie.

- On chyba nie tęskni za ubóstwem, czasem dobrze jednak jest wrócić tam, gdzie spędzało się najwcześniejsze lata. Zawsze tak czuję, gdy przyjeżdżam do domu w Furulii.

Spojrzała na konia, który otrząsnął się jeszcze kilka razy i zaczął skubać trawę. Wszystko poszło dobrze, dzięki Bogu.

- Nie znajduję słów, by wam podziękować - rzekł Mika, ocierając rękawem czoło.

- No tak, w pewnym momencie sprawa zawisła na włosku - westchnął Paul.

Mika spojrzał na Amalie.

- Teraz pozostaje nam jeszcze odnaleźć ślepego czarownika.

- Tutaj to chyba nie ma nikogo prócz wariatów - prychnęła Kari.

Paul spojrzał na nią oburzony, ale milczał.

- Tak, na to wygląda - zgodził się Mika.

Amalie usiadła na zwalonym pniu drzewa, by odpocząć. Była wyczerpana, nogi jej się trzęsły po wysiłku.

- No to my ruszamy dalej - oznajmił Paul.

- Chyba możecie. Pani Vinge też może się w każdej chwili pojawić, choć przypuszczam, że to ona stoi za tym wszystkim. To ona nasłała ślepego czarownika, tego jestem pewien - powiedział Mika, kręcąc głową.

Amalie przyprowadziła Czarną i wspięła się na siodło. Cała się trzęsła. Najwyraźniej nie może przeżyć ani dnia, by się czegoś nie przestraszyć.

Jechali wszyscy razem przez porośniętą trawą równinę, gdy Paul zbliżył się do Mikiego.

- Musisz zwrócić się do władz i opowiedzieć o ślepym czarowniku - rzekł z powagą.

- Tak, ale zapewniam cię, że go znajdę, choćbym miał przetrząsnąć cały Fiński Las.

- Bardzo dobrze to rozumiem - przytaknął Paul.

Dalej jechali w milczeniu. Amalie nie mogła się doczekać powrotu do domu. Wciągała jednak z przyjemnością rześkie powietrze i uśmiechnęła się na widok pary orłów kołujących nad jej głową. Unosiły się na wietrze, wyglądały przepięknie. Las też jest piękny, pomyślała, czując drżenie serca. Nikt jej nie odbierze radości, jaką jej daje. Tutaj nie istnieje zło, nie istnieją problemy. Wszystko toczy się spokojnie, w świecie natury.

Jechali przez zagajnik, pomiędzy grubymi sosnami, wysokimi świerkami, po porośniętych trawą zboczach i pokrytych mchem kamieniach. Amalie dobrze zna las. Dla niej on oznacza życie. Co by robiła bez konnych przejażdżek, które napełniają jej duszę takim spokojem?

Kiedy znalazła się na dziedzińcu, Kajsa rzuciła jej się w ramiona.

- Jezu, czy coś się stało, moje dziecko? - zdziwiła się Amalie.

Kajsa pokręciła przecząco głową.

- Nie.

- A gdzie Inga? - Amalie rozejrzała się. Kajsa pokazała ręką.

- To znaczy gdzie?

Kajsa poprowadziła matkę do stodoły, przy wejściu ukucnęła.

Amalie uklękła i zajrzała do środka, ale nikogo nie

zauważyła.

- Oszukujesz mnie. Ingi tam nie ma - rzekła niezadowolona.

Kajsa zachichotała, zasłaniając usta dłonią.

- Nie - powiedziała, zerwała się na równe nogi i pobiegła za spichlerz.

Amalie uśmiechnęła się. Moja córka lubi żartować, pomyślała, kierując się w stronę domu. W środku poczuła zapach wódki. Weszła do małego saloniku, gdzie na kanapie siedział Tron z kieliszkiem w ręce.

- Tron! - podeszła bliżej. - Znowu pijesz. Czy to rozsądne?

Ujęła się pod boki, patrząc gniewnie na brata. Tron miał oczy zamglone, był zaniedbany. Brudna koszula, włosy sterczące na wszystkie strony.

Spojrzał na nią i machnął ręką.

- Zostaw mnie, Amalie! Pozwól mi cierpieć w spokoju.

Amalie pokręciła głową.

- Myślisz, że picie jest jakimś wyjściem? Może złagodzić ból dzisiaj, ale jutro powróci ten sam, a prawdopodobnie jeszcze dotkliwszy.

- Mam to gdzieś. Jutro też mogę się upić - wyszeptał.

- Drogi bracie, nie możesz w ten sposób żyć. Służba nie powinna oglądać gospodarza w takim stanie.

- Cicho bądź, babo! - prychnął i Amalie rzeczywiście umilkła. - Jestem tym wszystkim zmęczony i mam dość, Amalie. Walczyłem, by dostać Tannel, pamiętasz? Zadałem się z tą głupią Liną, w rezultacie straciliśmy małego Trona. A teraz straciłem dwoje dzieci i kobietę, którą kocham ponad wszystko w życiu. To nierzeczywiste. Naprawdę nierzeczywiste - powtarzał, wypijając resztę z kieliszka.

- Pójdę do kuchni i zrobię sobie coś do jedzenia. Ty mnie i tak nie posłuchasz.

- Masz absolutną rację, droga siostro. Ja słucham tylko siebie - wybełkotał, nalewając sobie znowu.

Amalie zostawiła go i poszła do kuchni. Zażywna starsza kobieta o srebrnosiwych włosach nakrywała do stołu. Amalie domyślała się, że to nowa kucharka. Tron wspomniał, że kogoś takiego zatrudnił, bo poprzednia nie gotowała najlepiej.

- Dzień dobry - Amalie przywitała się uprzejmie.

Kucharka postawiła na stole świeże masło i dopiero co upieczony chleb. Pachniało niebiańsko i Amalie pociekła ślinka. Widziała też suszoną rybę, jajka, ser i koszyczek chrupiących bułeczek.

- Dzień dobry, proszę pani - odparła tamta, kłaniając się lekko. - Jeszcze się nie poznałyśmy, mam na imię Olga.

- Witaj u nas, Olgo. - Amalie usiadła. Sięgnęła po kawałek chrupkiego chleba, jajko i rybę.

- Jest pani bardzo głodna? - spytała kobieta, najwyraźniej niezadowolona.

Amalie wiedziała, dlaczego. Powinna była zaczekać na innych domowników, ale w Furulii nie przywiązywano do tego żadnego znaczenia. Zwłaszcza teraz, kiedy Tron jest jak nieobecny.

- Tak, jestem, muszę coś zjeść.

Drzwi się otworzyły i wbiegły rozbawione dziewczynki. Berte wyszła im naprzeciw i kazała umyć ręce.

- Ja nie chcę - upierała się Kajsa.

- Nic mnie to nie obchodzi - odparła Berte i pociągnęła ją za sobą.

Amalie odetchnęła z ulgą. Kucharka się uśmiechnęła.

- Ile to życia jest w pani córce. Myślę, że w przyszłości będzie z nią pani miała pełne ręce roboty.

Amalie przytaknęła.

Po chwili zjawiła się Helga.

- Idź teraz do swoich dzieci. Chcą jeść.

- A przygotowałaś im mieszankę? - spytała Amalie. - Tak, ale teraz twoja kolej - uśmiechnęła się niania i zaczęła rozmawiać z Olgą.

Amalie w pośpiechu zjadła jajko i poszła do bliźniaków. Dzieci spały spokojnie, podziwiała dwie maleńkie osoby, które stworzyli ona i Ole. Siłą powstrzymywała łzy. Nie powinna rozpaczać. Ole zniknął, nie dając znaku życia. Bardziej niż czegokolwiek pewna była tego, że jest z Judith. Gdyby jeszcze wiedziała, gdzie znajduje się ten pański dwór. Ale nie było nawet kogo zapytać. Zakładała więc, że już męża nie zobaczy. Dzieci będą dorastać bez ojca.

Westchnęła i położyła się na łóżku. Z oczu jednak popłynęły jej łzy, nie była w stanie się powstrzymać. Wciąż nie otrząsnęła się po przeżyciach na bagnach, choć Mika przyjął wszystko ze stoickim spokojem. Kiedy się rozjechali, słyszała, że pogwizduje. Pożyczyła mu konia do czasu, aż odnajdzie ślepego czarownika. Amalie miała nadzieję, że otrzymają wyjaśnienie, dlaczego stary tak się zachowywał. Czy to na polecenie pani Vinge? Nie wydawało jej się to prawdą. Byli przecież u czarownika i rozmawiali z nim. Zachowywał się wtedy uprzejmie, wydawało się, że martwi go klątwa. I nagle jakby oszalał.

Wtem usłyszała hałasy na dziedzińcu i podbiegła do okna. Zobaczyła, że Ingę ściga po drodze jakiś jeździec w czarnej pelerynie, który w następnej chwili zniknął za stodołą. Więcej go nie widziała, ale na schodach spichlerza stała zapłakana Berte.

- Co się stało?

Amalie, najszybciej jak mogła, zbiegła po schodach, otworzyła jak szeroko drzwi i znalazła się na dziedzińcu. Śmiertelnie przerażona Berte rzuciła się w jej stronę.

- Przyjechał tu jakiś rudowłosy mężczyzna i żądał, bym wydała mu Ingę. Twierdził, że jest jej ojcem. Inga bardzo się przestraszyła i uciekła, ale on pognał za nią. Słyszałam, że krzyczała, ale potem zaległa cisza. Boże drogi, co się dzieje?

Amalie z trudem chwytała powietrze.

- Nie mogę w to uwierzyć. To musiał być Asmund. Ale dlaczego przyjechał tutaj, by zabrać Ingę? Nigdy dotychczas się nią nie przejmował.

- Nie wiem, Amalie. Jestem w rozpaczy - zawodziła Berte. - Musimy go ścigać.

Amalie przytaknęła.

- Pójdę uprzedzić Trona, poproszę, żeby wydał polecenia ludziom. - Nogi jej się tr...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin