4.10 najpotężniejszych protokołów witaminowych.doc

(566 KB) Pobierz
10 najpotężniejszych protokołów witaminowych – cz

10 najpotężniejszych protokołów witaminowych – cz. 4: stwardnienie rozsiane (dr Frederick R. Klenner)

Dodany 9 marca 2015 przez Marlena

 

Czytelnicy śledzący witrynę Akademii Witalności znają już postać doktora Freda Klennera. To ten niesamowity lekarz z Reidsville w Północnej Karolinie (USA), który w 1948 r., chcąc ratować życie pacjentom z objawami polio przybyłym do jego szpitala  podczas epidemii, podawał im megadawki witaminy C i… bingo! Sześćdziesięciu pacjentów po 72 godzinach wypuścił do domu, całkowicie wolnych od polio. O czym był uprzejmy zaraportować rok później do swoich kolegów lekarzy na dorocznym zjeździe Zrzeszenia Lekarzy Amerykańskich, jak również publikując swoje obserwacje w prasie medycznej i… na tym się skończyło: nikt politycznie niepoprawnej rękawicy rzuconej przez „buntownika” z Reidsville nie podniósł (nie opłacało się najwidoczniej!). Kilka lat wcześniej bowiem ogromne środki zostały już przeznaczone na opracowanie szczepionki na polio i laury należne „zbawcy ludzkości” wraz z należnym mu kawałkiem tortu miał zebrać kto inny.

Jonas Salk

To odkrywca szczepionki na polio, Jonas Salk został trzy lata później bożyszczem tłumów i bohaterem pierwszych stron gazet: piewca zwycięstwa człowieka nad jakże wredną (bo porażającą nas strasznymi mikrobami) naturą dostał za swój wkład w zbawianie ludzkości medal od prezydenta Eisenhowera, stawiano mu pamiątkowe pomniki, drukowano jego podobiznę na znaczkach pocztowych oraz  nazywano jego imieniem szpitale, szkoły i ulice. Nieźle, co? Za szczepionkę na chorobę, którą jak wcześniej wykazał Klenner (choć dla wielu brzmi to wciąż jak najgorsza herezja) ludzki organizm może skutecznie pokonać w 3 dni przy pomocy odpowiednio podanej witaminy C. Podobnie jak wszelkie inne choroby zakaźne u dzieci i u  dorosłych. I nie tylko zakaźne zresztą. ;)

Ale wróćmy do naszego dra Freda Klennera, który niezrażony otaczającą go zewsząd medyczną komerchą i niełasy na zaszczyty, pieniądze lub rządowe medale – nadal oddawał się swojej życiowej pasji czyli kontynuował  praktykę lekarską w  Reidsville lecząc dalej pacjentów i niestrudzenie publikował dalsze obserwacje. Tym razem związane z kolejną rosnącą plagą XX w. – stwardnieniem rozsianym (SM, Sclerosis Multiplex). Co takiego odkrył dr Klenner, praktykujący lekarz, na co dzień mający do czynienia z pacjentami cierpiącymi na SM?

Zacznijmy od przedstawienia w dużym skrócie i uproszczeniu czym jest ta przewlekła choroba układu nerwowego, abyśmy wiedzieli o czym mówimy. Nasze włókna nerwowe (aksony) przewodzące impulsy elektryczne są mianowicie otoczone tzw. osłonką mielinową – to tak jak każdy przewód elektryczny w Twoim domu ma osłonkę z tworzywa, która jest izolatorem stosowanym po to by nikt nie poraził się prądem jak również aby kable stykając się między sobą nie powodowały zwarcia. Proces demielinizacji osłonki jaki ma miejsce u chorych na SM polega na tym, że w osłonkach tych robią się „dziury”, osłonki ulegają w pewnych miejscach rozpadowi. Wyobraź sobie w domu pęk kabli z dziurawą, zużytą, przetartą izolacją: nie dość, że stwarzałyby zagrożenie dla bezpieczeństwa, to jeszcze w domu zaczęłyby się dziać dziwne rzeczy – spięcia, wysadzanie korków, miganie świateł czy inne zjawiska odbiegające od normalności, a to wszystko z powodu uszkodzonej izolacji kabli. Podobnie dzieje się w przypadku demielinizacji osłonek naszych włókien nerwowych. Zaczynają się dziać różne dziwne rzeczy: dochodzi do zakłóceń w przesyłaniu sygnałów nerwowych i pojawiają się zaburzenia czucia, widzenia, równowagi, koordynacji ruchowej oraz zaburzenia poznawcze. Kolejne rzuty choroby najczęściej przerywane są okresami remisji, podczas której (szczególnie we wczesnych fazach choroby) organizm dokonać może remielinizacji (naprawy) uszkodzeń w osłonkach.

Do dzisiaj nie ustalono jednoznacznie przyczyn stwardnienia rozsianego. Najprawdopodobniej składa się na wystąpienie choroby wiele różnych nakładających się na siebie czynników, lecz wskazuje się dzisiaj we współczesnej medycynie głównie trzy teorie powstania SM: teoria autoimmunologiczna (najbardziej popularna), teoria wirusowa (zakażenia drobnoustrojami m.in. herpeswirusy, chlamydia, krętki) oraz czynniki genetyczne (jednak SM nie jest dziedziczne). Nie wiedzieć czemu SM uważa się powszechnie za „chorobę autoimmunologiczną”, pomimo iż choroba ta nie jest oparta tylko i wyłącznie na autoagresji, o czym można przekonać się obserwując stosunkowo niewielką skuteczność terapii immunosupresyjnych (mających wyciszać odpowiedź układu odpornościowego i teoretycznie w ten sposób zapobiegać dalszym uszkodzeniom komórek nerwowych).

A jak na tę chorobę patrzył dr Klenner? Otóż Klenner brał pod uwagę również czynniki związane ze stylem życia, w tym głównie z infekcjami w dzieciństwie (na celowniku stawiając enterowirusy, coxsackie, do tej samej grupy należy np. wirus poliomyelitis czyli choroby Heinego-Medina) oraz z dietą (a raczej niedoborami spowodowanymi dietą), co dzisiejsza medycyna traktuje marginalnie („dieta nie ma na nic wpływu, dietą nie da się też niczego wyleczyć” – znamy już tę mantrę, prawda?). Zastanowił Klennera tymczasem fakt następujący: gdy w badaniach na zwierzętach podawano im  jedzenie pozbawione witamin z grupy B, to obserwowano wtedy u tych zwierząt uszkodzenia w układzie nerwowym polegające na… demielinizacji osłonek  mielinowych właśnie. [1] Badania na ten temat zostały opublikowane w czasopiśmie medycznym „Archives of Pathology” [2]  już w roku 1932. Ponad 80 lat temu! Już od lat 40-tych ubiegłego wieku zaczęto stosować witaminy z grupy B (głównie tiaminę i niacynę) u chorych na stwardnienie rozsiane, a taki na przykład kanadyjski lekarz dr H.T. Mount z Ottawy podawał swoim chorym na SM pacjentom dożylnie tiaminę (wit. B1) oraz domięśniowo ekstrakt z wątroby bogaty jak wiadomo w witaminy z grupy B (a także rozpuszczalne w tłuszczach A i D), śledząc postępy pacjentów przez okres trwający od kilku miesięcy do 29 lat, po czym niezwykle obiecujące wyniki swoich obserwacji opublikował w czasopiśmie medycznym „Canadian Medical Association Journal” w 1973 r.: żaden z pacjentów jakich przez te wszystkie lata miał pod swoją opieką nie doznał pogorszenia, wszyscy odnotowali polepszenie jakości życia i ustępowanie symptomów [3]. Rzecz jasna nie u każdego wszystko przebiegało jednakowo, bo jedni reagowali lepiej, a  inni gorzej: osiągnięte wyniki to pomiędzy 40-96% poprawy w symptomach, jednak w sytuacji gdy lekarze rozłożyli ręce i kazali kupić wózek inwalidzki, poprawa symptomów  nawet czterdziestoprocentowa może okazać się znacząca dla komfortu życia. A to tylko witaminy z grupy B!

Zobaczmy teraz jaki protokół opracował z kolei (całkowicie niezależnie od dra Mounta i nie wiedząc nic o jego poczynaniach) dla swoich pacjentów dr F. Klenner: był to cały koktajl witaminowo-minerałowy oprócz ekstraktu z wątroby i tiaminy. Oczywiście dziennie dawki były rozbijane na mniejsze porcje podawane w ciągu dnia. Ekstrakt z wątroby w zastrzyku na początku codziennie, potem podtrzymująco raz w tygodniu. Swój protokół Klenner przez lata praktyki uzupełniał, poprawiał  i dopracowywał szczegóły. Stosował go u pacjentów ze stwardnieniem rozsianym oraz z miastenią rzekomoporaźną (miasthenia gravis) z zaskakująco dobrymi rezultatami. W skrócie można przedstawić ten protokół w następujący sposób (cytuję za „Doctor Yourself: Natural Healing That Works”, autor Andrew Saul):

– witamina B1 (tiamina) 1500-4000 mg dziennie (część podawał doustnie i część w zastrzyku)

– witamina B2 (ryboflawina) 250-1000 mg dziennie

– witamina B3 (kwas nikotynowy) od 500 mg do kilku tysięcy mg dziennie, podawana do nasycenia (do momentu wystąpienia wazodylatacji zwanej popularnie „flush’em”):  na to nasycenie Klenner zwracał szczególną uwagę (zauważając przy tym, iż u pacjentów z SM nie jest to takie łatwe do osiągnięcia, bo „flaszują” przy dużo większych dawkach niż ludzie zdrowi). Kategorycznie uważał  wazodylatację poszerzającą światło naczyń za niezmiernie ważną część procesu zdrowienia. Można to porównać z nieporównywalnie droższym (i jak by nie było bardziej inwazyjnym od witaminy B3) zabiegiem udrażniania naczyń tzw. CCSVI opracowanym przez włoskiego lekarza Paolo Zamboniego raptem parę lat temu, a więc prawie ćwierć wieku po śmierci Klennera. Czyżby Zamboni inspirował się w swoich poszukiwaniach pracami starego Klennera i wyczuł, że w tej trawie coś wyraźnie piszczy? ;)

– witamina B6 (pirydoksyna) 300-800 mg dziennie

– witamina B12 (kobalamina) 1000 mcg trzy razy w tygodniu poprzez zastrzyk

– witamina C (kwas askorbinowy) 10.000-20.000 mg dziennie

– witamina E (alfa-tokoferol) 800-1200 j.m. dziennie

– cholina 1000-2000 mg dziennie

– magnez 300-1200 mg dziennie

– cynk 60 mg dziennie

– wapń, lecytyna, kwas foliowy, niezbędne kwasy tłuszczowe linolowy (Omega-6) i linolenowy (Omega-3) oraz dodatkowy codzienny preparat multiwitaminowo-minerałowy

Klenner wziął pod uwagę, że trwające całymi latami niedobory witamin z grupy B (o które niezwykle łatwo w dobie spożywania olbrzymiej ilości pustych węglowodanów: rafinowanego cukru i białej oczyszczonej mąki, białego oczyszczonego ryżu), tudzież używek (masowego i zwyczajowego spożywania kawy, mocnej herbaty oraz  alkoholu), mogą mieć wpływ na powstające w układzie nerwowym nieprawidłowości. Na szybsze wyczerpywanie się rezerw witamin B ma ponadto wpływ szereg różnych czynników pozadietetycznych, np. leki (hormonalne, sterydowe, antydepresyjne, antybiotyki, sulfonamidy i inne), stres, upał, ciąża i karmienie, urazy lub operacje jak również podwyższona ciepłota ciała (a który lekarz zapisuje przy gorączce dodatkową B-complex?). Witaminy z grupy B są rozpuszczalne w wodzie, muszą być zatem one codziennie dostarczane do systemu – nie jesteśmy w stanie ich długo przechowywać w ustroju (z wyjątkiem B12, którą magazynuje nasza wątroba). I tak kamyczek za kamyczkiem powstaje lawina. Niewielkie początkowe niedobory (które można stosunkowo szybko uzupełnić dietą lub suplementem) wkrótce przy takim stylu żywienia i życia przechodzą w niedobory głębokie (które uzupełniać należy suplementacją przez dłuższy okres czasu), a te z kolei przy dalszym zaniedbywaniu sprawy przekształcają się w końcu w tzw. witaminozależność (bez dużych dawek danej witaminy podawanych codziennie organizm człowieka nie jest w stanie odzyskać zdrowia i prawidłowo funkcjonować). Te niedobory zdaniem Klennera kładą podwaliny dla rozwoju niedomagań neurologicznych wraz z innymi czynnikami ryzyka. I trudno mieć co do tego wątpliwości w sytuacji gdy uzupełnienie tych witamin zwyczajnie powoduje zawsze u chorych zauważalną poprawę w symptomach. Więc coś MUSI być na rzeczy – cudów nie ma.

Klenner w swoich spostrzeżeniach zawarł zalecenie, aby choremu podawać witaminy w jak najwcześniejszym stadium choroby: przypadki wczesnego SM łatwiej i szybciej stawały się asymptomatyczne, zaś te zaawansowane wymagały dużo więcej czasu i nie w każdym przypadku udało się całkowicie uzyskać stuprocentową trwałą remisję (aczkolwiek poprawa bywała znaczna, np. osoby przykute do wózka mogły z biegiem czasu zacząć poruszać się o własnych siłach). Wyraził się w ten sposób: potrzeba dwóch lat intensywnego podawania witamin aby naprawić uszkodzenia wywołane jednym rokiem choroby. Miał jednak i takich pacjentów, którzy reagowali pozytywnie dużo szybciej (np. już po dwóch tygodniach), miał i takich, którzy wymagali pięciu a nawet 10 lat intensywnej terapii. Podkreślał, że dużo wolniej reagują pacjenci, którzy wcześniej dostawali leki zawierające kortykosteroidy, np. ACTH (kortykotropinę). Im więcej ACTH pacjent przyjął, tym okres powrotu do zdrowia przy zastosowaniu terapii witaminowej był proporcjonalnie dłuższy. Klenner przytomnie zwracał uwagę, że ACTH nigdy nie działa za trzecim razem. Pierwsza aplikacja daje ulgę, druga niewielką lub żadną, trzecia jest bezwartościowa terapeutycznie. Ogólnie rzecz biorąc medycyna wychodzi z założenia, że SM jest nieuleczalne i może być z czasem jedynie gorzej. Klenner nie tylko sądził inaczej – on tego dowiódł pracując ze swoimi pacjentami i wyniki swojej pracy publikując w prasie medycznej.

Najsłynniejszym chyba jego pacjentem chorym na stwardnienie rozsiane był pewien kanadyjski nauczyciel muzyki, Dale Humpherys. Wbrew opinii swojego neurologa (który jednak poza zastosowanymi wcześniej lekami, w tym ACTH, nie miał dla niego już żadnych propozycji terapii sugerując mu czekać na nowszy lek, który z pewnością jest tuż za rogiem i nad którym niestrudzeni naukowcy „właśnie pracują”), Dale czuł się już tak kiepsko, że postawił wszystko na jedną kartę i zgłosił się do Klennera w 1973 r. W recepcji zapisała go na wizytę miła recepcjonistka: ona również 12 lat wcześniej trafiła do Klennera na wózku, ciężko chora na SM, potem pod jego okiem wyzdrowiała – na tyle, że została w klinice pracując dla dra Klennera w recepcji. Sam Dale miał już zaawansowaną chorobę, mógł chodzić jedynie na bardzo krótkich dystansach, większość czasu spędzał na wózku lub w łóżku (niemal cały czas odczuwał ogromne zmęczenie). Stosując się do wszystkich zaleceń dra Klennera po kilku latach terapii sam siebie określał jako osobę w pełni funkcjonalną, wrócił też do wykonywanego wcześniej zawodu będącego jego życiową pasją. A jak określali go lekarze? Przez pierwszych 5 czy 10 lat kuracji słyszał od nich: „gratulacje, jest pan w remisji„. Teraz po 25 latach Dale pyta lekarzy: „nadal uważacie, że jestem „w remisji”? Nazwijcie to jak chcecie, ale dopóki biorę moje witaminy nie mam żadnych symptomów!” Pełen tekst jego artykułu znajduje się tutaj: www.arthritistrust.org/wp-content/2013/03/MultipleSclerosis.pdf

Swoje obserwacje jak również pełen protokół witaminowo-minerałowy (bardzo szczegółowo opisany) oraz opisy przypadków dr Klenner opublikował w czasopismie „Journal of Applied Nutrition„: Frederick R. Klenner. „Response of Peripheral and Central Nerve Pathology to Mega-Doses of the Vitamin B-Complex and Other Metabolites”, Journal of Applied Nutrition, 1973, http://www.tldp.com/issue/11_00/klenner.htm

Już pośmiertnie dr Lendon Smith zebrał wszystkie doświadczenia kliniczne dra Klennera i opisał je w publikacji „Clinical Guide To The Use of Vitamin C” – tytuł jest nieco mylący, bowiem znajdziemy tam cały zbiór wszystkich doświadczeń dra Klennera, wszystkie protokoły opracowane przez niego, również ten poświęcony pacjentom z SM i miastenią. Publikacja ta znajduje się tutaj http://www.seanet.com/~alexs/ascorbate/198x/smith-lh-clinical_guide_1988.htm

Jak widać jest to protokół dość skomplikowany, wymagający przyjmowania witamin również drogą pozajelitową (dożylnie i domięśniowo), wymagałby zatem asysty doświadczonego lekarza prowadzącego, który rozumie protokół Klennera, będzie też umiał dopasować go do konkretnego pacjenta. Nie jest to raczej protokół do samodzielnego zastosowania w domu (poza tym mało kto potrafi robić sobie zastrzyki). Mogą być też problemy z dostaniem dzisiaj niektórych substancji w takiej formie jak używał Klenner (np. ekstrakt z wątroby do aplikacji pozajelitowych? czy w ogóle jest jeszcze produkowany? raczej nie sądzę…).Warto jednak też i przy okazji zwrócić uwagę na fakt, że nauka i technologia poszły do przodu, np. dzisiaj już wiemy, że niektórzy ludzie powinni przyjmować metylowane formy witamin B (za czasów Klennera nie były dostępne powszechnie w sprzedaży), ponieważ ich organizmy z powodu braku enzymów, uszkodzonych szlaków metabolicznych, nieprawidłowo funkcjonującej wątroby itd. nie są w stanie dokonać konwersji jednej formy witaminy do drugiej (takiej, którą ostatecznie ustrój może aktywnie użyć). Poza tym  metylowane formy mogą być przyjmowane w ilościach mniejszych, na przykład 100 mg witaminy B6 w formie chlorowodorku pirydoksyny zastąpi 20 mg P5P (fosforanu 5-pirydoksalu), który jest metabolitem witaminy B6. [4] Tak samo z witaminą B9 czyli kwasem foliowym: osoby posiadające wadę (polimorfizm) genu MTHFR odpowiedzialnego za metabolizm kwasu foliowego powinny zastosować metylowaną formę (kwas lewomefoliowy inaczej 5-metylotetrahydrofolian albo w skrócie 5-MTHF), a nie syntetyczny kwas foliowy, którego ich ustrój z powodu braku odpowiedniego enzymu nie będzie w stanie przetworzyć na formę aktywną. Na takie szczegóły należy koniecznie zwrócić uwagę (i znający się na rzeczy lekarz z pewnością to zrobi), ponieważ sam protokół jest znakomity, ale wymagać może obecnie nieco modyfikacji – unowocześnienia zgodnego ze stanem naszej obecnej wiedzy jak i coraz mniej sprzyjającym zdrowiu środowiskiem w jakim przyszło nam żyć: coraz więcej zanieczyszczeń powietrza, gleb i wód, coraz więcej toksyn dostających się do naszego wnętrza, coraz bardziej przetworzona, naszpikowana chemią (a także cukrem i tłuszczami trans), ograbiona ze składników pokarmowych dieta, coraz więcej stresu i pośpiechu, a coraz mniej relaksu i snu, unikanie słońca itd. – w tych warunkach łatwiej o uszkodzenia w genach, utratę ważnych enzymów, zablokowanie pewnych szlaków metabolicznych itd.

Dr Abram Hoffer w swojej książce „Orthomolecular Medicine For Everyone: Megavitamin Therapeutics for Families and Physicians” wspomina, że na potrzeby swoich pacjentów chorych na SM (zgłaszających się do niego z depresją – Hoffer był uznanym psychiatrą) zmodyfikował on zalecenia Klennera, tak aby pacjenci mogli w większości samodzielnie stosować suplementy w domu, jak również unowocześnił je – dodał witaminę D, biorąc pod uwagę najnowsze ustalenia nauki w tym zakresie. Zmodyfikowany protokół Hoffera oparty na zaleceniach Klennera wygląda w skrócie tak:

– niacyna (kwas nikotynowy) 500-1000 mg

– witamina C 3000 mg i więcej

– witamina D 5000-10000 j.m.

– B-complex 100 (jedna dziennie)

– Omega-3 olej z łososia 1000 mg trzy razy dziennie

– cytrynian cynku 50 mg

 Do tego dochodzą zalecenia dietetyczne: żadnych używek (kofeina, alkohol itp.), nabiału, cukru (również słodzików syntetycznych) czy gazowanych napojów, naturalna dieta pełnowartościowa zamiast przetworzonej i zubożonej.

Najsłynniejszym pacjentem dra Abrama Hoffera, który dzięki ortomolekularnej terapii pozbył się symptomów SM i mógł powrócić do uwielbianej pracy, był nowojorski finansista Peter Leeds. Tak przy tym zafascynował się efektami terapii (regularnie robione badania rezonansem magnetycznym od kilku lat nie wykazują żadnych nowych zmian!), że stworzył witrynę poświęconą popularyzacji medycyny ortomolekularnej: http://www.orthomolecular.com – na tej witrynie znajduje się też opis protokołu jaki dla niego opracował dr Hoffer:

– niacyna (kwas nikotynowy) 3 razy dziennie po 500 mg wraz z posiłkiem

– witamina C 2000 mg 3 razy dziennie

– witamina D 5000 j.m. – 2 razy dziennie

– B-complex 100 (jedna dziennie)

– Omega-3 olej z łososia 1000 mg- 3 razy dziennie

– cytrynian cynku 50 mg dziennie

– magnez z wapniem  – po 1 do każdego posiłku

– kwas foliowy – 5 mg raz dziennie

– B 12 iniekcje podskórne 1 mg 2 razy w tygodniu

Warto zauważyć, że np. dodatkowe ilości witamin (B12, B9, niacyna) czy minerały zostały tutaj ustalone dla tego konkretnego pacjenta. To naprawdę ważne by być pod opieką lekarza, który indywidualnie dopasuje protokół. Pamiętajmy, że każdy z nas jest inny.

A może by tak…bardziej naturalnie? I jeszcze taniej?

A owszem, można, czemu nie :)Pewien lekarz praktykujący w Sundern (Niemcy), dr Joseph Evers już w  1947 roku informował na łamach czasopisma medycznego (Evers J. „Is It Possible to Influence Multiple Sclerosis by a Certain Diet Regime?”, Public Deutsche Med. W., 72:521, September 19, 1947), iż uzyskał wyraźne ustępowanie symptomów stwardnienia rozsianego u ponad sześciuset swoich pacjentów za pomocą diety surówkowej [5]. Oprócz poprawiających kondycję fizyczną ćwiczeń oraz wzmacniających odporność wodnych zabiegów w/g metody Sebastiana Kneippa, dr Evers ordynował pacjentom witaminę B1 oraz dietę witariańską opartą na surówkach i sałatkach, dużej ilości świeżych warzyw i owoców.

OLYMPUS DIGITAL CAMERAOprócz tego pozwalał jadać im niewielką ilość jaj (na surowo), mleko (surowe czyli tzw. prosto od krowy) i wytwarzane z niego masło oraz surowy miód (prosto z pasieki, nieprzetwarzany przemysłowo). A także skiełkowane ziarna żyta i pszenicy, wytwarzany z nich pełnoziarnisty chleb, naturalne gniecione ziarno w postaci płatków oraz wyciskane na świeżo oleje z ziaren.  Wszystko jednym słowem co chorzy wkładali do ust było  naturalne, w stanie takim jak je Bozia stworzyła, żadnego przetworzonego czy konserwowanego pseudożarcia, które dr Evers uważał  za źródło zła wszelkiego i chorób nękających ludzkość. I chyba słusznie, bo mu na tych surówkach i kiełkach pacjenci odzyskiwali sprawność, aż huczało. Pocztą pantoflową wieści o klinice się rozchodziły bardzo szybko. Do roku 1970 zdrowie poprawiło sobie w słynnej klinice dra Eversa ponad 10 tysięcy pacjentów z całego świata cierpiących na schorzenia neurologiczne (głównie SM). Do domu wracali z zaleceniami dietetycznymi opartymi w dużej mierze na zasadach panujących w klinice, jednak wolno im było z czasem dołączyć do menu nieco jedzenia gotowanego (w najmniej inwazyjny sposób czyli krótko gotowane na parze) oraz niewielkie ilości wiejskiego (nie hodowanego przemysłowo) mięsa poddanego krótkiej obróbce termicznej bez tłuszczu. Pozostałe zasady diety pozostawały bez zmian. I żadnych używek, kawy, herbaty, alkoholu, nikotyny, soli, cukru, przypraw (typu sklepowe dressingi, majonezy, sosy, ketchupy itd.), białej mąki ani niczego z jej użyciem wyprodukowanego. Żadnych zwyrodniałych tłuszczy (rafinowany olej, margaryna itd.). Z wyjątkiem witaminy B1 dr Evers nie używał niczego pochodzącego z apteki. A więc żadnych leków – i tak zresztą nie były potrzebne.

Może więc warto spróbować? Jeśli to jest ekstremalne to owszem, być może takie jest, ale chyba nie bardziej ekstremalne niż walka z bólami, drżeniami, drętwieniami, przykurczami, w końcu utrata samodzielności i zdanie się na innych: poruszanie się na wózku, utrata możliwości widzenia i porozumiewania się z otoczeniem oraz robienie pod siebie? Przecież zaszkodzić to nie może nikomu - to jest jedzenie, tylko jedzenie! Albo aż jedzenie, jak kto woli. Jak mówił sam Evers: „Z zasady odrzucam wszelkie półśrodki. Tym nie można nikomu zaszkodzić. Nigdy nie używałem żadnej innej terapii”. I dodawał: „Kontrolne badania moich pacjentów wykonywane przez doświadczonych specjalistów (neurologów, internistów i okulistów) wykazywały wyraźne polepszenie. Pacjenci, nawet ci w beznadziejnym stanie, polepszali swój stan przez postępowanie dietetyczne. (…) choć naturalna tkanka nerwowa, która została zniszczona i pokryła się bliznami nigdy już nie będzie mogła, nawet z pomocą diety, zostać przywrócona w pełni do stanu oryginalnego”.

Dlatego też Evers, podobnie jak Klenner podkreślał, że im wcześniej rozpocznie się konkretne naprawcze działania tym lepsze uzyska się rezultaty. Nie ma co czekać na postępujące inwalidztwo ograniczając się jedynie do maskowania symptomów i pozwalając tym samym na dalszą degradację układu nerwowego. Nawet najlepsze suplementy i najlepsza dieta nie naprawi potem nigdy do końca już zaistniałych zniszczeń. To podkreślał w swoich pracach zarówno Klenner jak i Evers. Żebyśmy się więc dobrze zrozumieli: żaden z nich nikomu nie obiecuje całkowitego uzdrowienia zawsze i w każdym przypadku. Jednak prace jakie po sobie pozostawili ci lekarze-praktycy wskazują na to, że stwardnienie rozsiane NIE jest tak beznadziejną chorobą jak ją chce widzieć medycyna konwencjonalna, czyli nieuleczalną kompletnie (Merck Manual określa chorobę jednoznacznie: „przyczyna jest nieznana (…) nie ma żadnego efektywnego leku”). W pewnych warunkach jednak SM można jak się okazuje uczynić chorobą trwale asymptomatyczną, czyli pozwalającą na normalne funkcjonowanie. Tym normalniejsze im szybciej weźmiemy się do roboty. Ale właśnie… nie lekami. Bo przecież nie z braku leków w organizmie choroba powstała – on potrzebuje czegoś zgoła innego aby mógł prawidłowo przeprowadzać swoje operacje biochemiczne do których został zaprojektowany przez naturę. Leki mogą pomóc doraźnie, ale na dłuższą metę zgodnie z tym co napisano w Merck Manual, nie mogą stanowić efektywnego leczenia.

Przy czym warto wiedzieć, że co nowszy lek to droższy, absurdalnie kosztowny. Taki na przykład hicior o nazwie Gilenya (fingolimod) koncernu Novartis kosztuje… ponad 8 tysięcy zł za opakowanko starczające na miesiąc „kuracji” (piszę w cudzysłowie, ponieważ nikogo ona jeszcze nie uzdrowiła – nie ma takich danych przynajmniej, ale za to mamy dane o mnóstwie poważnych skutków ubocznych, w tym kilkanaście zgonów, ale co tam te trochę pogrzebów w tę czy we w tę – grunt, że lek oficjalnie ma glejt na piśmie, iż „korzyści związane z tym lekiem znaczenie przeważają nad potencjalnymi zagrożeniami”). Trzeba mieć niezły tupet aby żądać sobie 300 zł za jedną kapsułeczkę i rzecz jasna nie dawać żadnych gwarancji na nic z wyjątkiem skutków ubocznych. Niech teraz ktoś policzy ile za to można mieć kapsułek z witaminami z grupy B (nawet biorąc pod uwagę droższą metylowaną wersję), ile kilo wątróbki, jabłek, cebuli, buraków, kapusty czy marchewki. Bo jedzenie przecież kupić i tak trzeba.

leki

Dr Evers zmarł w 1975 roku, ale założona przez niego klinika (Neurologische Klinik Dr. Evers, przemianowana obecnie na Neurologische Klinik Sorpesee GmbH & Co.  KG) nadal działa i cieszy się dużą renomą. Dr Joseph Evers w ciągu swojego życia napisał kilka książek, z czego najbardziej znane są dwie: „The Changed Aspects of Diseases” oraz pełna praktycznych porad „Directions For Treatment of Multiple Sclerosis”. Obie wydane przez wydawnictwo Karl F. Haug, Ulm/Donau, Niemcy, 1964 r. [6]

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin