Cardetti Raphaël - Krew z jej krwi.pdf

(1032 KB) Pobierz
Raphaël Cardetti
KREW Z JEJ KRWI
Przełożyła Anna Wojdanowska
Tytuł oryginału DU PLOMB DANS LES VEINES
Dla Liny i Alfredo Palma
„A potem umarł Jerry Nolan. Bardzo płakałem. Jeszcze jedna osoba w moim życiu, która
stała się wspomnieniem. Cholera jasna. Ale afera...”
Dee Dee Ramone,
POISON HEART, Surviving the Ramones
„Dawno temu była sobie Republika, państwo bez problemów, posiadające jednak dziwną i
skomplikowaną strukturę. W owej Republice dominująca siła była zarazem populistyczna i
kapitalistyczna, klerykalna i mafijna, biurokratyczna i proatlantycka. Od czasu do czasu różne
podmioty społeczne buntowały się przeciwko tej ugodowej i spokojnej Republice. Za każdym
razem przegrywały i stawały się przedmiotem surowego ostracyzmu”.
Toni Negri,
Włochy, rok zero
Krew z jej krwi
Oryginalna ścieżka dźwiękowa
Beastie Boys -
Sure Shot
David Bowie -
Andy Warhol
The Chemical Brothers -
Out of Control
The Clash -
Train in Vain
The Dandy Warhols -
Gett Off
Johnny Cash -
Personal Jesus
Outkast -
Roses
Fat Boy Slim -
Weapon of Choice
Iggy Pop -
No Fun
Maceo & All the King's Men -
I Want to Sing
Robbie Williams -
Kids
Kid Loco -
A Little Bit of Soul
Jean Knight -
Mr Big Stuff
DJ Medhi -
Be Blessed, Be Back
Blur -
Song 2
1
Lola trzymała pistolet w lewej ręce. Choć na co dzień była praworęczna, druga dłoń służyła
jej do wszelkich zadań technicznych lub szczególnie trudnych. Różnica była często subtelna.
Na przykład, kiedy chodziliśmy ze sobą, pieściła moją twarz prawą ręką, ale do
policzkowania używała lewej.
Lola była kobietą niezwykłą i pasjonującą. Pokochałem ją za to, gdy byłem młodszy.
Opuściłem ją z tego samego powodu.
Zadziwiała mnie każdego dnia. Mieliśmy nawet taką grę: rzucałem jej jakieś niewykonalne
zadanie, jak złożenie bez instrukcji mebla z Ikei w ciągu niecałej godziny, któremu musiała
sprostać. Udawało się jej za każdym razem. Lola umiała się dostosować. Posiadała ów rodzaj
zmysłu praktycznego, którego byłem całkowicie pozbawiony.
Lola ze spokojem celowała z broni w pierś mężczyzny. Jak na osobę, która nigdy dotąd nie
miała w dłoni pistoletu, wykazywała niesamowite opanowanie.
Na tę okazję ubrała się w spodnie khaki i obcisłą bluzeczkę na ramiączkach włożoną na
gołe ciało bez biustonosza. Cień jej małych piersi zdawał się pulsować pod zielonobrunatną
tkaniną. Trochę niżej, na końcu dłoni, różowy lakier na paznokciach kontrastował z ciemną
kolbą Magnum .357.
Brutalność i kobiecość. Kontrast był bardzo podniecający. Lola nigdy nie pozostawiała
niczego przypadkowi.
Tuż przed naciśnięciem na spust, rzuciła na mnie ostatnie spojrzenie. Nie był to rodzaj
rozmarzonego spojrzenia, które rozpala samca. Zasługiwałem na więcej, i ona dobrze o tym
wiedziała. Było to tylko szybkie porozumiewawcze spojrzenie, zbyt ulotne, aby mógł je
dostrzec ktoś inny oprócz mnie.
Dobrze znałem jej zamiary. Chciała, abym poczuł się zażenowany i doskonale się jej to
udawało.
Dookoła mnie siedemdziesięciu gości śledziło moją reakcję. Wydawali się zawiedzeni
moją biernością. Ściśnięci w pomieszczeniu przewidzianym na połowę osób mniej, patrzyli na
mnie z ciekawością, a wielu z pogardą, jakby moja bezsilność czyniła ze mnie potwora.
Bezsilny... Ten przymiotnik wydawał się skrojony dla mnie na miarę. Zawsze zadowalałem
się obserwacją wydarzeń z daleka, nie próbując nigdy tak naprawdę przeciwstawić się
biegowi rzeczy. Na pewno ta postawa uratowała mnie przed totalnym upadkiem w latach
młodości. Ostatecznie przeszkodziła w tym, abym stał się odpowiedzialnym człowiekiem.
Na swoją obronę powiem, iż nikomu nie przyszło do głowy, by interweniować. Wszyscy
widzowie wstrzymali oddech. Stali w swoich blokach startowych, gotowi rzucić się po
kawałek mózgu lub odłamek szczęki.
Wieczorem, po powrocie do swojego pięknego, luksusowego mieszkania, oprawią je w
ładne pozłacane ramki i powieszą nad kominkiem między dyplomem uniwersyteckim a
okropnymi gryzmołami najmłodszego dziecka narysowanymi z okazji dnia matki. Następnie
zwołają całą rodzinę, by podziwiała nową dekorację salonu.
Brzydziłem się nimi, ale nie byłem od nich lepszy. Zaprosiłem ich, bo potrzebowałem ich
pieniędzy. W pewnym sensie płacili, by zobaczyć strzał Loli. Nie mogłem odmówić im tej
przyjemności. Nie mogłem się już wycofać.
Burten, stojący zaledwie o pięć metrów od Loli, wyglądał na spokojnego. Z obojętnością
przyglądał się lufie magnum. Już był w podobnej sytuacji i wyszedł z niej cało.
Uśmiechnął się, jakby wszystko było zabawą, wziął głęboki wdech i, jak na dobrego
komedianta przystało, puścił ostatni raz oko do kobiety, której diamentowy naszyjnik błyszczał
najbardziej.
Lola nacisnęła na spust.
Wśród wielkiej ciszy wypełniającej salę, rozległ się huk wystrzału, który wydawał się
odbijać od ścian. Efekt
surround
gwarantowany, dużo lepszy niż w kinie. Siła odrzutu magnum
odepchnęła Lolę o ponad metr do tyłu.
Gdy nabój trafił Burtena w sam środek piersi, na jego ustach zarysował się grymas. Lekko
krzyknął z bólu, ale stał dalej z głową pochyloną do przodu i rękami rozłożonymi niczym u
świętego z obrazu El Greco.
Widok był raczej piękny. W tym poświęceniu była pewna szlachetność. Burten ofiarował
swoją osobę, swoją krew, swe wnętrzności i kilka swoich neuronów uniwersalnemu ideałowi
piękna. Zatracał się całkowicie jako jednostka. Liczyły się jedynie piękno gestu i znaczenie,
które później każdy nada mu w swoich myślach.
Przez moment, o mało co nie uwierzyłem w szczerość jego postępowania i byłem tym
niemal wzruszony. Przekonałem się o oszustwie, kiedy podniósł głowę i wypiął tors. Każdy
mógł wtedy zauważyć małą plamę niebieskiej farby na koszuli w miejscu, gdzie przeszła kula.
Po początkowym zdumieniu, nastąpiła chwila niepewności.
Burten oszukiwał, nadal żył.
Jego triumfalny uśmiech wzbudził mimo wszystko burzę oklasków. Pozdrowił tłum dłońmi
złączonymi ponad swoją przerzedzoną czupryną niczym gwiazda rocka. Wspaniałomyślnym
gestem zaprosił następnie widzów na poczęstunek. Dla przykładu sam udał się pospiesznie w
stronę bufetu.
Wściekły, spojrzałem groźnym wzrokiem na swoją wspólniczkę. W odpowiedzi, Lola
uczepiła się mego boku i otarła się o mnie.
- Naprawdę sądziłeś, że go zabiję, tak?
- Oczywiście. Jak udało ci się odwieść tego idiotę od jego pomysłu?
Lola wspięła się na czubkach palców i zbliżyła swoje usta do mego ucha. Przez mój kark
przebiegł dreszcz, gdy jej język musnął płatek mojego ucha. Odkąd rozstałem się niedawno z
moją dziewczyną, Lola znów pozwalała sobie na większą poufałość.
- To nie moja zasługa. Chociaż miałam ochotę spróbować z prawdziwymi kulami... Wiesz,
jak bardzo lubię nowe doświadczenia. Burten zmiękł godzinę temu. Pewnie z braku
cojones.
- To po co było mnie tak straszyć?
Lola wzruszyła ramionami. Jej rozczarowanie budziło niemalże litość, ale znałem ją na tyle,
by wiedzieć, że jeszcze będzie miała okazję poćwiczyć strzelanie do żywego celu. Wiedząc
wszystko o jej zręczności, miałem nadzieję, że nigdy nie będę musiał uciekać przed nią
zygzakiem.
Burten podszedł do nas, trzymając w ręku talerz pełen ciasteczek. Na jego jasnej koszuli
widać było wyraźną plamę w kształcie gwiazdy. Można by ją wziąć za dekorację, rodzaj
odznaki wojskowej. A tak naprawdę była to Legia Honorowa głupoty obnoszona z próżnością
godną weterana wojny wietnamskiej. Lola ulotniła się przezornie w chwili, gdy do mnie
podszedł.
Samuel Burten był Amerykaninem. Pytany o zawód, odpowiadał, że jest „artystą”. Mówił to
jak dziecko przekonane o tym, że pewnego dnia zostanie strażakiem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin