laurie opowiadanie Stephena Kinga.pdf

(203 KB) Pobierz
KING
LAURIE
Przełożył
Tomasz Wilusz
STEPHEN
1
Copyright © 2018 by Stephen King
Copyright © for the Polish edition by Prószyński Media Sp. z o.o.
2
1
Pół roku po śmierci żony, z którą przeżył czterdzieści lat, do
Lloyda Sunderlanda na Cayman Key przyjechała jego siostra z Boca
Raton. Przywiozła ze sobą ciemnoszarego szczeniaka. Powiedziała,
że to krzyżówka border collie z mudi. Lloyd nie miał pojęcia, co
to jest mudi, i nic go to nie obchodziło.
– Nie chcę psa, Beth. Za nic w świecie. Ledwo umiem zadbać
o siebie.
– Widzę – powiedziała, odpinając szczeniakowi małą smycz.
Wyglądała jak zabawkowa. – Ile straciłeś na wadze?
– Nie wiem.
Zmierzyła go wzrokiem.
– Powiedziałabym, że z siedem kilo. Na tyle możesz sobie
pozwolić, ale na niewiele więcej. Zrobię ci jajecznicę z kiełbasą.
I grzankę. Masz jajka?
– Nie chcę jajecznicy z kiełbasą – powiedział Lloyd, obser-
wując psa, siedzącego na włochatym białym dywanie. Ciekawe,
kiedy zostawi na nim wizytówkę, pomyślał. Dywan przydałoby się
porządnie odkurzyć i może wyczyścić specjalnym szamponem, ale
jeszcze nigdy nie został obsikany. Pies patrzył na Lloyda swoimi
bursztynowymi oczami. Prawie badawczo.
– Masz jajka czy nie?
– Tak, ale…
3
– A kiełbasę? Nie, oczywiście, że nie masz. Pewnie żywisz
się mrożonymi goframi i zupami Campbell’s. Skoczę do Publix.
Najpierw jednak zobaczę, co masz w lodówce i czego jeszcze ci
potrzeba.
Była od niego pięć lat starsza, praktycznie wychowywała go po
śmierci ich matki i w dzieciństwie nigdy nie umiał jej się postawić.
Teraz byli starzy i nadal tego nie potrafił, zwłaszcza odkąd odeszła
Marian. Lloyd miał wrażenie, że odwaga zupełnie w nim zanikła.
Może powróci, może nie. W wieku sześćdziesięciu pięciu lat chyba
trochę na to za późno. Jednak co do tego psa – nie, tym razem musiał
wyrazić sprzeciw. Na litość boską, co Bethie strzeliło do głowy?
– Nie wezmę go – powiedział do jej pleców, kiedy na swoich
bocianich nogach pomaszerowała do kuchni. – Kupiłaś go, możesz
go zabrać z powrotem.
– Nie kupiłam. Matka to czystej krwi border collie, która na
chwilę uciekła z domu i puściła się z psem sąsiada. Rasy mudi.
Właściciel matki rozdał ludziom pozostałe trzy szczeniaki, ale
ta suczka była najsłabsza w miocie i nikt jej nie chciał. Facet…
prowadzi małe gospodarstwo warzywne… już miał ją zabrać do
schroniska, kiedy przypadkiem tamtędy przejeżdżałam i zobaczy-
łam ogłoszenie na słupie telefonicznym. „Kto chce psa?”, takiej
było treści.
– I pomyślałaś o mnie. – Wciąż obserwował szczeniaka, a szcze-
niak jego. Postawione uszy wydawały się największą częścią ciała
małej suczki.
– Tak.
– Beth, jestem w żałobie. – Była jedyną osobą, której mógł bez
ogródek przedstawić swoją sytuację, i przyniosło mu to ulgę.
– Wiem. – Butelki zabrzęczały w otwartej lodówce. Na ścia-
nie widział cień Beth; pochylona, robiła inwentaryzację jego
4
zapasów. Naprawdę jest bocianem, pomyślał, człowiekiem-bocia-
nem, i pewnie będzie żyła wiecznie. – Będąc w żałobie, trzeba
mieć coś, czym można zająć myśli. Coś, o co można dbać. Tak
pomyślałam, kiedy zobaczyłam to ogłoszenie. Liczy się nie to,
kto chce psa, tylko to, kto go potrzebuje. A w tym przypadku to
jesteś ty. Jezu Chryste, ta lodówka to hodowla pleśni! Niedobrze
się robi.
Szczeniak podniósł się, niepewnie postąpił krok w stronę Lloy-
da, po czym rozmyślił się (o ile psy myślą) i usiadł z powrotem.
– Sama ją weź.
– Wykluczone. Jim jest uczulony.
– Bethie, macie dwa koty. One mu nie przeszkadzają?
– Nie. I koty nam wystarczą. Jeśli taka jest twoja wola, po prostu
zabiorę małą do schroniska w Pompano Beach. Czekają trzy tygo-
dnie, a potem usypiają zwierzaki. Jest ładna, ma taką przydymioną
sierść. Może ktoś ją do tego czasu weźmie.
Lloyd przewrócił oczami, choć przez ścianę nie mogła tego
zobaczyć. Często robił tak jako ośmiolatek, kiedy zapowiadała mu,
że jeśli nie posprząta swojego pokoju, dostanie w tyłek rakietą do
badmintona. Pewne rzeczy się nie zmieniają.
– Dobrze już, biję się w pierś, sypię głowę popiołem – powie-
dział. – Beth Young, mistrzyni szantażu emocjonalnego.
Zamknęła lodówkę i wróciła do salonu. Szczeniak zerknął na
nią, po czym znów skupił wzrok na Lloydzie.
– Idę do Publix, gdzie spodziewam się wydać dobrze ponad sto
dolarów. Przyniosę ci paragon i zwrócisz mi całą sumę.
– A co mam robić do tego czasu?
– Może zawrzesz znajomość z bezbronnym szczeniaczkiem,
którego chcesz posłać do komory gazowej? – Schyliła się i pogła-
skała pieska po łbie. – Spójrz na te pełne nadziei ślepka.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin