Jensen Kathryn - Amerykański lord.pdf

(561 KB) Pobierz
KATHRYN JENSEN
Amerykański lord
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Matthew Smythe wpadł do pustego pokoju. Asystentka
nadaremnie starała się nadąŜyć za jego gniewnymi krokami.
- Dlaczego nic jeszcze niegotowe? - rzucił. - Gdzie jest
Belinda?
Paula Shapiro westchnęła głęboko.
- Dziś rano złoŜyła wymówienie. CzyŜby pan zapomniał?
Jak większość męŜczyzn, wliczając jej dwóch
dorastających synów, młody prezes Smythe International
słyszał tylko to, co chciał słyszeć.
- To
śmieszne!
PrzecieŜ pracowała tu zaledwie dwa
miesiące.
- Sądzę,
Ŝe...
tak jak inne hostessy uznała tę pracę za... -
Paula zastanowiła się nad odpowiednim słowem - ...zbyt
wymagającą. Wcale nie tak łatwo zaaranŜować to wszystko w
kilka chwil.
I wytrzymywać wybuchy pańskiego gniewu - dodała w
myślach.
- Gustowne przyjęcie dla kilku klientów. To są zbyt
wysokie wymagania? - rzucił Matt, omiatając wzrokiem puste
pomieszczenie.
Belinda powinna była zorganizować bar i zastawić
delikatesami stół stojący wzdłuŜ ogromnego okna z
przyciemnianymi szybami, z którego roztaczał się zapierający
dech w piersiach widok na Chicago. Metalowe krzesła miały
zostać zastąpione czymś wygodniejszym.
Zdaje się,
Ŝe
ostatnia z jego licznych asystentek
zajmujących się podejmowaniem klientów była rano czymś
dziwnie przybita, jednak jej humory robiły na nim niewielkie
wraŜenie. MoŜe powinien był poświęcić jej nieco więcej
uwagi? Paula musiała załatwić coś poza biurem, gdyby nie to,
rozwiązałaby jakoś tę krytyczną sytuację. Ale teraz było za
późno.
Spojrzał na zegarek. Goście będą tutaj za niecałe dwie
godziny.
- Co sugerujesz?
- Mogę zadzwonić do firmy cateringowej - odpowiedziała
Paula - ale to nie zwiększy sprzedaŜy pańskich produktów.
Matt pokręcił głową.
- A jutro przed południem zjawi się tutaj Franco z
nowinami, których nie chciałbym słyszeć. Nie, ty to załatw.
Mamy wszystko, czego potrzeba.
- Lordzie Smythe! - Oczy Pauli zwęziły się w szparki, a
dłonie się zacisnęły.
Zły znak - pomyślał Matt. Paula nie była najmłodsza,
miała tlenione, poskręcane w drobne loczki włosy i okulary ze
sztucznymi brylancikami w rogach oprawek, ale nie brak jej
było inteligencji. Doskonale zarządzała jego biurem i zwykle
nie skarŜyła się z powodu zostawania po godzinach, za co
zresztą była odpowiednio wynagradzana. Jednak gdy zwracała
się do niego, uŜywając jego arystokratycznego tytułu,
znaczyło to,
Ŝe
przesadził.
- Dokładnie pięć minut temu przypomniałam panu,
Ŝe
dzisiaj muszę pojechać z moim młodszym synem do dentysty.
- Ach... tak, rzeczywiście. Przepraszam. A czy masz jakiś
inny pomysł na to przyjęcie?
Właściwie sam mógłby poustawiać przekąski, ale nie był
pewien, czy uda mu się to zrobić dobrze. A poza tym będzie
mu brakowało hostessy, co równieŜ stanowiło część
obowiązków Belindy.
- JeŜeli jest pan w trudnej sytuacji - doszedł go od progu
miły kobiecy głos - mogłabym przynieść kilka przekąsek,
które, jak sądzę, pana usatysfakcjonują.
Matt odwrócił się i ujrzał w progu drobną młodą kobietę.
Najbardziej rzucały się w oczy jej bujne rude włosy. Na
zewnątrz musiał wiać silny wiatr, gdyŜ kosmyki, które
wymknęły się z koka, otaczały całą jej twarz, co jednak tylko
dodawało uroku elfim rysom. Drugą rzeczą, na jaką zwrócił
uwagę, były jej niezwykle długie nogi. Gdyby miała na sobie
cokolwiek mniej konserwatywnego niŜ ten granatowy kostium
ze spódnicą sięgającą poniŜej kolana, przez samo wyjście z
domu prosiłaby się o kłopoty. Przyjrzał się jej uwaŜniej. Skoro
jest ruda, pewnie ma zielone oczy. Nie. Były ciemnobrązowe i
roziskrzone. Poczuł dziwny dreszcz.
- Kim pani jest? - rzucił.
Szybkim ruchem wyjęła wizytówkę i, zrobiwszy krok w
przód, włoŜyła róŜowy kartonik w jego dłoń.
- Abigail Benton - powiedziała zdecydowanym tonem. -
Reprezentuję kawiarnię i cukiernię Cup and Saucer. MoŜe pan
o nas słyszał? - Nie czekała jednak na odpowiedź. Z jej
pięknie wykrojonych ust pokrytych szminką malinowego
koloru płynęły kolejne słowa. - Jestem tutaj w interesach, ale
przyszłam nieco za wcześnie. JeŜeli pan sobie
Ŝyczy,
mogę
zebrać odpowiednie produkty i nakryć stół. Ilu będzie gości?
Jej zarumienione policzki i lekkie unoszenie się na palcach
świadczyły
o tym,
Ŝe
ta pewność siebie jest raczej udawana.
Ale udawanie bardzo dobrze jej wychodziło. A poza tym
przecieŜ miał problem do rozwiązania. Cokolwiek uda jej się
przygotować, będzie lepsze niŜ nic.
- Trzy pary i ja - rzekł, wychodząc z pokoju. - Paula,
objaśnij tej pani wszystko, a potem pędź z synem do dentysty.
W gabinecie Matt wyjął teczki z informacjami o klientach
i połoŜył je na biurku, zakrywając oprawiony w skórę notatnik
z herbem rodziny. Przejrzał informacje dotyczące nie tylko
interesów, ale i
Ŝycia
prywatnego swoich gości. Po kilku
minutach odłoŜył wszystko na bok, gdyŜ nie był w stanie się
skupić. Ciągle widział przed oczyma burzę rudych włosów... i
jej oczy. Oczy Abigail Benton były urzekające.
Ponowne zajęcie się pracą duŜo go kosztowało.
ChociaŜ udało się zapobiec groŜącej mu tego wieczoru
katastrofie, nie miał pojęcia, co zrobić z pozostałymi
spotkaniami w najbliŜszych dniach. A przyszły tydzień?
Wszystko było juŜ zaplanowane. Koniecznie potrzebna mu
była hostessa pracująca na pełny etat. Firma Smythe
International znana była z podejmowania swoich partnerów w
interesach w odpowiednim stylu. Wyszukane kolacje dla
zagranicznych eksporterów. Ekskluzywne przyjęcia dla
amerykańskich właścicieli sieci sklepów, do których
dostarczał towary. Matthew Smythe, siódmy hrabia Brighton,
dobrze wiedział, co robi. Katalog jego firmy prezentował setki
rarytasów z całego
świata
- francuskie czekoladki, włoskie
kawy, tureckie przyprawy i angielskie ciasteczka.
Jednak aby to wszystko sprzedać, potrzebował
współpracowników, na których moŜna by polegać. Jutro
trzeba się będzie zająć znalezieniem kogoś na stanowisko
Belindy. Ale przedtem...
Jego wzrok padł na wizytówkę, którą rzucił na biurko.
Abigail. Co za staromodne imię w zestawieniu z taką dziką
urodą. Była młoda i, o ile dobrze odczytał z jej zachowania,
niezbyt doświadczona. MoŜe nie tylko w pracy. Jej entuzjazm
nie był w stanie ukryć zdenerwowania. Chyba okazał się
głupcem, powierzając obcej osobie tak waŜne zadanie. Ale
mógł jedynie pozwolić jej zrobić, co potrafi, lub zabrać
wszystkich do restauracji. A to pogrąŜyłoby zarówno sprzedaŜ
jego produktów, jak i reputację. CóŜ, nie miał wyjścia, musiał
ryzykować.
Abby stała w samym
środku
ogromnego klimatyzowanego
magazynu, podniecona jak dziecko zostawione bez nadzoru w
sklepie ze słodyczami. Pracowała w Cup and Saucer od
dziewięciu miesięcy. Było to lepsze niŜ sprzedaŜ perfum czy
praca kelnerki, czym zajmowała się podczas studiów.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin