Jonathan Nasaw - Dziewczyny, których pożada.pdf

(1473 KB) Pobierz
Jonathan Nasaw
DZIEWCZYNY,
KTÓRYCH POŻĄDAŁ
Tłumaczył Maksymilian Tumidajewicz
Tytuł oryginałuThe Girls He Adored
Dla Susan
1
- Zaoszczędzę pani zachodu - powiedział więzień w pomarańczowym
kombinezonie, kiedy wprowadzano go do pomieszczenia. Ręce miał
przykute do pasa, a między nogami dyndał mu łańcuch. Chmurny
funkcjonariusz policji nie odstępował go na krok. - Jestem świadomy czasu,
miejsca i osoby, moje myśli są klarowne, a zrozumienie swojego położenia -
pełne.
- Widzę, że wie pan, co i jak - odparła psychiatra, szczupła blondynka ledwo
po czterdziestce. Spoglądała na więźnia zza metalowego biurka, zupełnie
pustego, nie licząc dyktafonu, notatnika i beżowej teczki na akta. - Proszę
usiąść.
- Dałoby się może to zdjąć? - Więzień wymownie potrząsnął
kajdanami. Był smukły, nieco niższy od przeciętnej i wyglądał na
dwadzieścia kilka lat.
Psychiatra spojrzała na policjanta. Ten pokręcił głową.
- Nic z tego, jeśli chce pani zostać z nim sam na sam -
powiedział.
- Poproszę. Przynajmniej na razie - odparła. - Później może trzeba będzie
go rozkuć, żeby mógł napisać parę testów.
- Muszę być przy tym obecny. Zadzwoni pani po mnie.
Na ścianie za psychiatrą wisiał czarny telefon. Obok znajdował się
niepozorny przycisk alarmowy; identyczny ukryto pod biurkiem po jej
stronie.
- A pan, siadaj - dodał policjant.
Więzień wzruszył ramionami i siadł okrakiem na drewnianym krześle,
trzymając skute dłonie na podołku, jakby dosiadał konia. Twarz osadzonego
miała kształt serca i przy pewnej dozie dobrej woli mogła być nazwana
piękną. Miał długie rzęsy i usta godne anioła Botticellego. Loczek
orzechowych włosów uroczo opadał na oczy, co wydawało się mu
przeszkadzać.
Kiedy tylko strażnik opuścił pomieszczenie, psychiatra pochyliła się nad
biurkiem i odsunęła niesforny kędzior na bok.
- Dziękuję - powiedział więzień, patrząc na nią spod wpółprzymkniętych
powiek. Błysk psotnego, pewnego siebie rozbawienia zniknął z jego
brązowych, nakrapianych złotem oczu, ale tylko na moment. - Doceniam to.
Jest pani kurwą adwokata czy może kurwą prokuratora?
- Żadną z nich - zignorowała obelgę. Sprawdza, jak się zachowam,
pomyślała. Próbuje przejąć kontrolę nad rozmową, prowokując agresywną
odpowiedź.
- No bez jaj, niech pani powie. Albo mój prawnik wynajął
panią, by dowieść choroby psychicznej, albo prokurator, by dowieść jej
braku. A może skierował tu panią sąd, by stwierdziła, czy nadaję się do
wzięcia udziału w rozprawie? Jeśli tak, to spieszę poinformować, że jestem
całkowicie zdolny do zrozumienia zarzutów oraz perfekcyjnie
przygotowany do asystowania w swej obronie. Takie są kryteria, prawda?
- Mniej więcej.
- Nadal nie odpowiedziała pani na moje pytanie. Zadam je inaczej, jeśli pani
woli. Wynajęła panią obrona, oskarżenie, czy sąd?
- Czy to wpłynie na pańskie odpowiedzi na moje pytania?
Zachowanie więźnia przeszło dramatyczną zmianę. Opuścił
ramiona, wygiął szyję i przekrzywił głowę na bok. Następne słowa
wypowiedział z pietyzmem, niemal afektacją, samymi wargami, leciutko
sepleniąc:
- Cy to fpłyńje na pańskje otpofieci na moje pytańja?
Psychiatra zdała sobie sprawę, że to nadzwyczaj celna imitacja jej własnego
zachowania i sposobu mówienia. Przyparł ją do muru i obnażył dawne
problemy z wysławianiem się, jej tragiczną mowę Kaczora Duffy’ego, której
przezwyciężenie kosztowało lata terapii. Jednak parodia odegrana została
raczej dobrodusznie niż drwiąco, jakby był jej starym przyjacielem.
- Oczywiście, że wpłynie - kontynuował już własnym głosem.
- Niech pani nie będzie obłudna.
- Chyba ma pan rację.
Poprawiła się na krześle, próbując zachować profesjonalizm, choć czuła
gorący rumieniec, który spowił jej policzki.
- Tak na marginesie, to było świetnie odegrane.
- Dziękuję! - Mimo kajdan, surowych murów i niewesołych okoliczności,
uśmiech więźnia rozjaśnił całe pomieszczenie.
- Chce pani zobaczyć mojego Jacka Nicholsona?
- Może innym razem - odparła, ku swojej irytacji, z identyczną afektacją,
jaką wcześniej odegrał jej rozmówca.
Złapała się na tym, że przejeżdża palcami po górnych guzikach swojej
beżowej bluzki, niczym uczennica, która zauważyła, że jakiś chłopak
ukradkiem zerka na jej biust. - Dziś mamy przed sobą mnóstwo roboty.
- Och! Jasne, zatem ruszajmy z tym. - Więzień zamachał
skutymi dłońmi, jakby odganiał gołębie. Łańcuchy zabrzęczały dźwięcznie.
- Dziękuję bardzo.
Pochyliła się do przodu i włączyła swój aktywowany głosem dyktafon.
- Tak w ogóle, nazywam się doktor Cogan.
Psychiatra miała nadzieję, że więzień też się przedstawi - do tej pory uparcie
odmawiał podania swojego nazwiska.
- Miło mi! - odparł wesoło, podkreślając to nonszalanckim, choć z
konieczności krótkim uniesieniem ręki.
- A pan się nazywa...? - spróbowała ponownie, bardziej bezpośrednio.
- Po prostu Max.
- Nie do końca odpowiedział pan na moje pytanie.
- A pani nie do końca odpowiedziała na moje. Kto panią wynajął?
Miała nadzieję, że sobie odpuści. Teraz jednak musiała odpowiedzieć,
inaczej narażałaby na szwank ich przyszłą współpracę.
- Sąd, pośrednio. Wynajęła mnie firma zakontraktowana przez państwo.
Skinął głową, jakby potwierdziła coś, o czym wiedział.
Psychiatra odczekała chwilę, po czym zapytała ponownie:
- Więc, jak się pan nazywa?
- Jak powiedziałem, po prostu Max.
Podniósł wzrok. To naprawdę wszystko, co mogę zrobić, mówił jego
zawstydzony uśmiech. Wygrałem, mówiły jego oczy.
Psychiatra przyjęła to.
- Miło mi, Max. Jak zapewne wiesz, mamy parę standardowych testów do
zrobienia...
- MMPI*[* Minnesota Multiphasic Personality Inventory -
jeden z najczęściej używanych testów pisemnych, mający na celu zbadanie
struktury osobowości pacjenta (przyp. tłum.).], Rorschach *[* Test
Rorschacha (test plam atramentowych, test Ro) - używany w diagnozie
klinicznej test projekcyjny, stworzony w 1921 roku przez szwajcarskiego
psychoanalityka Hermana Rorschacha. Na podstawie testu wnioskuje się o
nieświadomych treściach psychicznych, cechach osobowości i zaburzeniach
(przyp. tłum.).], test skojarzeń, może jeszcze test dokańczania zdań, jeśli
chce pani sobie nabić godzin...
- ...ale najpierw porozmawiajmy sobie parę minut.
- Jeśli przez rozmowę rozumie pani przeprowadzenie wywiadu klinicznego,
rozpoczętego otwartym pytaniem, zaprojektowanym tak, by wydobyć z
pacjenta jego osobistą percepcję swoich problemów... - przerwał na chwilę,
by zaczerpnąć oddechu - ...lub trudności, które doprowadziły go do
poszukiwania leczenia, zaoszczędzę pani nieco czasu: zdiagnozowano u
mnie prawdopodobną amnezję dysocjacyjną lub być może fugę
dysocjacyjną*[* Rzadkie schorzenie umysłowe, polegające na czasowym
wykształceniu się nowej osobowości pozbawionej wspomnień z
wcześniejszego życia. Epizod fugi może trwać od kilku godzin do kilku
miesięcy. Po jego zakończeniu wspomnienia wracają w pełni, ale pacjent
zapomina o tym, co robił w trakcie epizodu (przyp. tłum.).].
Więc jednak nie jesteś całkowicie świadom miejsca, czasu i osoby, co? -
pomyślała doktor Cogan, zrywając kontakt wzrokowy, by zajrzeć do teczki
na akta.
- To ciekawe, Max. Wydajesz się nieźle zaznajomiony z psychiatrycznymi
procedurami i terminami. Nie mogło tak być czasem, że pracowałeś w
branży psychiatrycznej?
- Mogło - odparł. - Oczywiście, mogłem być też pacjentem zakładu
zamkniętego - dodał po chwili zastanowienia. - No wie pani, biorąc pod
uwagę okoliczności, w jakich mnie znaleziono.
- To brzmi jak coś, od czego możemy zacząć. Opowiedz mi o
okolicznościach, w jakich cię znaleziono.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin